- 1 Państwowe firmy wymieniają zarządy (22 opinie)
- 2 Ile za lody, gofry i frytki nad morzem? (147 opinii)
- 3 "Kumulacja" wycieczkowców w Gdańsku (97 opinii)
- 4 Coraz więcej pracujących emerytów, także na Pomorzu (74 opinie)
- 5 Młodzi zarabiają na Jarmarku (70 opinii)
- 6 Spór o rurociąg pomorski. Z powodu kosztów wymaga dodatkowych analiz (174 opinie)
Najstarszy zakład zegarmistrzowski w Gdyni. Z miłości do miasta i kobiety
Już w 1938 roku zakład Józefa Kliksa był najstarszym zakładem zegarmistrzowsko-jubilerskim w Gdyni. Stworzył go przybyły z Paryża zegarmistrz, który zakochał się w mieście, a następnie w jednej z jego mieszkanek. Obecnie tradycje ginącego już powoli zawodu kontynuuje jego syn Andrzej, który - jak sam o sobie mówi - pochodzi z rodziny zegarmistrzostwem skażonej.
- Zegarmistrzowie należą do grupy zawodów ginących. Elektronika położyła wszystko. Teraz mamy zegar w komórce, budzik w komórce. Jeszcze tylko starsi ludzie wolą zegarki mechaniczne, a zamożni preferują zegary przedwojenne czy antyczne - typu Gustav Becker, czy zegary francuskie - mówi zegarmistrz Andrzej Kliks, kontynuujący ponad stuletnie rodzinne tradycje.
Rodziny biznes zagarmistrzowski
Ojciec pana Andrzeja przyjechał do Gdyni, mając 25 lat, w 1928 roku, z Paryża. Był jednym z czterech braci, z których wszyscy byli zegarmistrzami. W wieku 14 lat nauczył się on fachu w Niemczech od pracującego u tamtejszego zegarmistrza starszego brata.
- Zakochał się w Gdyni, następnie zakochał się w mojej matce i w 1932 r. wzięli ślub. Rodzice mieli trzy córki. Ja byłem jedynym, najmłodszym synem i urodziłem się po II Wojnie Światowej. Już w 1938 roku ojciec mógł się pochwalić, że prowadzi najstarszy zakład zegarmistrzowsko-jubilerski w Gdyni. Obchodził wówczas jubileusz 10-lecia działalności - opowiada Kliks. - Zakład ojca początkowo mieścił się przy ul. Portowej. Następnie powstały dwa zakłady na placu Kaszubskim 3 i przy ul. Świętojańskiej 90. Działalność prowadził do końca 1939 roku. Niemcy zabrali ojcu dwa sklepy jubilerskie pełne towaru. To był szok dla całej rodziny. Ojciec cudem przeżył okres okupacji. Był nawet przez jakiś czas niemieckim zakładnikiem.
Wysiedleni przez Niemców i przez władzę ludową
Po wojnie rodzina Kliksów pełna nadziei wróciła do Gdyni. Kliks senior chciał prowadzić firmę tak, jak to robił przed wojną.
- Bardzo szybko przekonał się, co oznacza Polska Ludowa. W 1949 r. dostał tzw. domiar, czyli podatek, którego nie był w stanie zapłacić. Na tym nie koniec, bo następnie cała nasza rodzina otrzymała nakaz opuszczenia Gdyni. Ojciec został uznany za przedwojennego burżuja i został skazany na wysiedlenie. Dostaliśmy na to dwa tygodnie - tłumaczy Andrzej Kliks. - Ojciec przez lata starał się o cofnięcie tej decyzji. Pisał petycje do Bolesława Bieruta, Józefa Cyrankiewicza. Dopiero w 1956 roku, kiedy władzę objął Władysław Gomułka, dostaliśmy w rekompensacie za wysiedlenie przydział na mieszkanie, ale w Gdańsku, a nie w Gdyni. Z tym ojciec też nie mógł się pogodzić, bo dla niego Gdańsk nie był tym samym, czym była Gdynia.
Jednak ponownie się udało i Józef Kliks rozpoczął działalność w 1957 roku w budynku przy ul. Portowej 8 w Gdyni.
- Co ciekawe, ta kamienica, w której otrzymał przydział na lokal, była wybudowana przez moją babcię ze strony matki - dodaje Kliks.
Zamiast szkoły - nauka zawodu u ojca
- Pomagałem ojcu w pracy zegarmistrza od najmłodszych lat. Prawie stale przebywałem w zakładzie ojca czy wujka. Pamiętam, jak kiedyś obserwowałem mojego starszego kuzyna przy pracy nad zegarkiem damskim wielkości paznokcia. Powiedziałem, że ja chyba nie dam rady tego robić w przyszłości. Kuzyn tylko popatrzył na mnie i powiedział: "dasz, dasz, jeszcze zobaczysz" - opowiada Kliks.
I tak się stało. W 14 roku życia Andrzej Kliks podpisał umowę o naukę zawodu w warsztacie swojego ojca. Dlaczego właśnie tak? W tym czasie zaprzestano już naboru do jedynej szkoły zegarmistrzowskiej w Polsce, która działała w Gdańsku.
Szkoła pod nazwą Publiczna Średnia Szkoła Zegarmistrzowska z siedzibą na ul. Grodzkiej 20 została uroczyście otwarta w kwietniu 1947 roku. Ważną część kadry stanowili nauczyciele z podobnej placówki działającej wcześniej we Lwowie. W 1948 roku szkołę przeniesiono do Brzeźna, na ulicę Sterniczą. Jej internat znajdował się przy ul. Gdańskiej 26, a później Mazurskiej 6. W latach 60. XX wieku zrezygnowano jednak z zapisów do klasy zegarmistrzowskiej, a w końcu szkołę przemianowano na Zasadniczą Szkołę Zawodową nr 23.
- Po trzech latach byłem już czeladnikiem, a po śmierci ojca w 1982 roku przejąłem zakład i od tego czasu pracuję na własny rachunek. Co ciekawe, samodzielne zezwolenie na prowadzenie działalności otrzymałem w Dzień Ojca i tak pracuję do dzisiaj - mówi Kliks.
Zegarmistrz to zawód ginący
- Kiedyś życie było łatwiejsze. Przede wszystkim nie było konkurencji. Ludzie byli mniej zamożni, więc łatwiej było im naprawić zegarek niż, jak teraz, kupić nowy - wspomina Andrzej Kliks. - Teraz wielu moich klientów to starsi ludzie, którzy wcześniej przychodzili do ojca. Cieszy mnie, że przychodzą też kolejne pokolenia, których rodzice czy dziadkowie korzystali z usług naszego zakładu.
W ciągu wielu lat w zawodzie panu Andrzejowi zdarzało się naprawiać różnorakie zegarki. Nawet te z najwyższej półki - marki Patek Philippe.
- Kiedyś bardzo popularne były w Polsce zegarki marki Omega. Następnie marynarze zaczęli w dużych ilościach przywozić do Polski egzemplarze marki Atlantic. Zegarki z tamtych lat do dzisiaj są poszukiwane i osiągają często dosyć wysokie ceny. Choć tak naprawdę 90 proc. wszystkich zegarków stanowiły zegarki radzieckie, których zbytnio wtedy nie docenialiśmy, a dzisiaj, po wielu latach, okazuje się, że nie były one takie złe - opowiada Kliks.
Jak twierdzi Kliks, dobry mechaniczny zegarek jest na całe życie, lub nawet kilka żyć.
- O ile jest konserwowany, oliwiony tak, aby się nie wyrobił, i pozostaje w dobrych rękach osoby, która o niego dba. Co trzy lata trzeba pamiętać o konserwacji zegarka, bo oliwa wysycha i gęstnieje. Trzeba pamiętać, że mechanizm działa przez całą dobę, więc wymaga co jakiś czas konserwacji. Mój szwagier dostał w dzień ślubu kieszonkowy zegarek od swojego ojca. Stary francuski mechanizm nakręcany kluczykiem. W rodzinie mówiło się, że ten właśnie zegarek jeden z przodków dostał w nagrodę od Tadeusza Kościuszki. Tak, dobrze używany zegarek mechaniczny jest nie do zdarcia.
Cykl "Rzemiosło" został w 2019 roku nagrodzony w konkursie im. Władysława Grabskiego zorganizowanym przez Narodowy Bank Polski.
Opinie (103) 3 zablokowane
-
2019-09-26 07:57
zegarek czajka
odnalazłem zegarek czajka który dostałem na 1 komunie w 1977 r. Nakręciłem go i działa .
- 10 0
-
2019-09-26 09:38
Tomasz
Świetnie, że taki artykuł powstał. A p. Andrzej to jeden z niewielu rzemieślników i wysokiej klasy specjalistów w swej dziedzinie.Mechanizmy zegarowe, które nam "uleczył" p.Kliks dzielnie odmierzaja czas, wybijając gongi i kuranty ku naszej uciesze.Panie Andrzeju wiele lat w zdrowiu i proszę trwac na swoim posterunku, bo kto zaopiekuję się tymi fantastycznymi mechanizmami?!!
- 12 0
-
2019-09-26 19:45
Rzemiosło (2)
Kiedyś był grawer na Świętojańskiej/róg Wybickiego, potem jego syn przejął pracownie , Ditberner miał na nazwisko, to był prawdziwy mistrz
- 2 0
-
2019-09-26 22:53
Niestety syn też już nie żyje,rodzina pochodziła z Łodzi.
- 0 0
-
2019-10-23 13:41
Przeniósł sie do przybudówki CH Batory
- 0 0
-
2019-09-28 10:43
Z Panem Kliksem pracował mój ojciec Brunon Aleksandrowicz. Pozdrawiam.
- 3 0
-
2019-09-30 14:19
(1)
Mam atlantica worldmaster po dziadku marynarzu Zegarek sie spoznia i nie wiem czy da sie go naprawic i gdzie.
- 0 0
-
2019-10-23 13:32
Dasie, dasię.
- 1 0
-
2023-04-02 20:22
A ja mam budzik Józefa kliksa
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.