- 1 Ile za lody, gofry i frytki nad morzem? (146 opinii)
- 2 Państwowe firmy wymieniają zarządy (22 opinie)
- 3 "Kumulacja" wycieczkowców w Gdańsku (97 opinii)
- 4 Coraz więcej pracujących emerytów, także na Pomorzu (74 opinie)
- 5 Młodzi zarabiają na Jarmarku (70 opinii)
- 6 Spór o rurociąg pomorski. Z powodu kosztów wymaga dodatkowych analiz (174 opinie)
Stocznia Nauta. Aż 320 mln zł zadłużenia wymagalnego
Postępowanie restrukturyzacyjne, 639 wierzycieli i zadłużenie wymagalne objęte układem w wysokości 320 mln zł. Z takim bagażem Stocznia Remontowa Nauta rozpoczęła kolejny rok. Czy jeszcze jest szansa dla tego zakładu? Tak, o ile uwierzą w to wierzyciele, w tym podmioty państwowe. A państwo? Nadal promuje program "Batory", ale wciąż... teoretycznie.
Pod koniec roku media branżowe i lokalne zachodniopomorskie zelektryzowała wiadomość o likwidacji świnoujskiego zakładu należącego do państwowej Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia. Przed świętami zwolniono ponad 200 pracowników, a działający pół wieku zakład idzie pod młotek. Takiego obrotu sprawy chyba się nie spodziewano, bo przecież nie likwidacja, a rozwój przemysłu stoczniowego w Polsce był jednym z haseł Zjednoczonej Prawicy. To, co się stało w Świnoujściu, zaniepokoiło też branżę w Trójmieście, zwłaszcza że w środowisku zaczęto mówić - także na wysokich szczeblach - że następna będzie Stocznia Remontowa Nauta w Gdyni.
- Nasza sytuacja nie jest komfortowa, ale nie bez wyjścia. Od 15 kwietnia ub. roku Nauta jest objęta postępowaniem restrukturyzacyjnym prowadzonym w porozumieniu z Nadzorcą Sądowym. Pierwsza wersja "układu" nie została przyjęta pozytywnie przez wierzycieli, dlatego zaproponowaliśmy inne rozwiązanie. Obecnie trwa proces głosowania, z racji pandemii w formie korespondencyjnej. To może zabrać dwa miesiące, a potem jeszcze miesiąc na wnioski sądu. Mam nadzieję, że do wiosny sytuacja będzie jasna - mówi Adam Potrykus, prezes zarządu Stoczni Remontowej Nauta, i zapewnia, że plotki o końcu Nauty są przedwczesne, choć sytuacja nie jest łatwa.
Gospodarka morska w Trójmieście
Okazuje się, że zadłużenie wymagalne objęte układem wynosi aż 320 mln zł. W sumie zakład ma 639 wierzycieli. Co im zaproponowano? W pierwszym planie restrukturyzacyjnym (dla wierzycieli) zaproponowano umorzenie 65 proc. zadłużenia i spłatę 35 proc. w ciągu 15 lat. W drugim, obecnie obowiązującym, zaproponowano spłatę 35 proc. w ciągu 15 lat, umorzenie 30 proc. i 35 proc. w formie akcji przedsiębiorstwa.
- Mamy nadzieję, że taka wersja zostanie przyjęta, bo naszym zadaniem przed zakładem jest przyszłość. Musimy jednak skupić się na tym, co potrafimy najlepiej, czyli na remontach i przebudowach - mówi Adam Potrykus.
Podstawą remonty, a nie budowy
Według władz Nauty jednym z powodów dzisiejszych kłopotów było właśnie prowadzenie przez stocznię działalności produkcyjnej. Zaczęło się od umowy na budowę statku naukowo-badawczego "Oceanograf" dla Uniwersytetu Gdańskiego, która zakończyła się stratą. Potem była przedłużająca się budowa statku dla Uniwersytetu w Göteborgu. A do tego kula u nogi, czyli Zakład Nowych Budów w Gdańsku.
Sytuacja Nauty i Stoczni Wojennej jest trudna - przyznało ministerstwo
I tu należy przypomnieć, że pomysł, aby stocznia remontowa także budowała, wcale nie powstał za czasów obecnej władzy. Zakład Nowych Budów w Gdańsku na terenach kiedyś należących do Stoczni Gdańsk powstał już w 2013 r. Już wówczas ktoś w Warszawie uznał, że stocznia remontowa może też budować. A specjaliści z branży alarmowali, że nie można na siłę ze stoczni remontowej robić stoczni produkcyjnej. Inaczej naprawia się stare skorodowane kadłuby i stal, a inaczej buduje się nowe kadłuby i je wyposaża. To są zupełnie inne kompetencje, inni specjaliści i inne technologie.
Niestety, po zmianie władzy w 2015 r. nie wstrzymano się z takimi koncepcjami, przeciwnie - lansowano program "Batory", w myśl którego państwowe stocznie, także te remontowe, miały budować statki. Ostatecznie Zakład Nowych Budów zlikwidowano w lipcu 2019 r.
Naucie nie pomógł na pewno wypadek, który miał miejsce w 2017 r., czyli zatonięcie doku pływającego wraz ze statkiem "Hordafor V". Jak mówi prezes Adam Potrykus, sprawa jest obecnie w sądzie arbitrażowym. Niestety historia ta uderzyła w zakład nie tylko wizerunkowo.
Zarząd Nauty usiłuje przekonać wierzycieli i władze centralne, że jest co restrukturyzować, a załoga... remontuje. Obecnie na terenie Nauty prowadzone są prace na kilku jednostkach - m/v Gardno (masowiec), m/v CSL Thames (masowiec samowyładowczy), m/v Ievoli Blue (PSV), m/v BBC Virginia (drobnicowiec), m/v Solong (kontenerowiec), m/v Stade (drobnicowiec), m/v Samskip Hoffell (kontenerowiec), ORP Drużno (trałowiec bazowy), ORP Piast (okręt ratowniczy). Na najbliższe tygodnie stocznia zakontraktowała prace na kilku kolejnych jednostkach, w tym przebudowy połączone z montażem systemów uzdatniania wód balastowych (BWTS).
Stoczniowcy boją się, że utoną w "covidowym" chaosie
Nie obyło się bez zwolnień grupowych
Kiedy prawie rok temu związkowcy z Nauty pikietowali pod siedzibą właściciela stoczni, czyli Polskiej Grupy Zbrojeniowej i funduszu Mars FIZ, a potem pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów m.in. w obronie miejsc pracy, to w gdyńskim zakładzie pracowało 430 osób, a do tego prawie drugie tyle w spółkach z grupy kapitałowej Nauta. Dziś już pracuje 320 osób oraz około 300 osób w pozostałych spółkach grupy Nauta. 86 osób odeszło pod koniec roku w ramach grupowego zwolnienia.
Władze Nauty wierzą, że wierzyciele przyjmą plan restrukturyzacyjny. Jest ich dużo, bo aż 639, w tym bank, instytucje i firmy państwowe, jak np. Polska Grupa Zbrojeniowa, która ma też swoje problemy. Jednak wielu wierzycieli to prywatne firmy podwykonawcze, dla których układ to jedyna szansa na odzyskanie pieniędzy. Pytanie jednak, co na to wierzyciele większościowi? Załoga Nauty obawia się, że pandemia i perturbacje na rynku to dobry pretekst dla decydentów w Warszawie, aby pozbyć się zakładu, na który nie mają pomysłu, tak jak stało się z Gryfią w Świnoujściu.
W dobrą wolę wszystkich zainteresowanych i plan restrukturyzacji wierzy zarząd Nauty. Sytuację mogłaby też uratować sprzedaż udziałów w spółce Synergia 99. Te kilka lat temu zostały wniesione do Stoczni Remontowej Nauta. Całość z kolei należy do państwowego funduszu Mars FIZ. A majątek, o którym mowa, to działka wraz z infrastrukturą, w tym pochylnie i słynne dźwigi Kone. Cena wywoławcza z 2019 r. to 80 mln zł. Niestety nie jest to "łatwy temat". Mówi się, że powodem są m.in. obawy przed obostrzeniami wynikającymi z wpisania tego terenu w rejestr zabytków.
- Jest zainteresowanie i to z różnych branż, także produkcyjnej - mówi Adam Potrykus.
Program dla stoczni tylko "teoretyczny"
Kiedyś zapytaliśmy czytelników o to, czy rząd ma pomysł na rozwój państwowego przemysłu stoczniowego? Aż 85 proc. osób biorących udział w ankiecie stwierdziło, że "nie" i że stocznie nie działają, jak powinny. Tylko 10 proc. uznało, że "tak", choć jest to trudna branża. 5 proc. stwierdziło, że "trudno powiedzieć".
Kilka dni temu w portalu branżowym wnp.pl o stoczniach mówił były minister od gospodarki morskiej, a obecny wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk. Stwierdził, że "to będzie najgorszy rok dla polskich stoczni, a odbudowa rynku potrwa do 2030 roku". Za główny powód uznał ogólny kryzys na rynku spowodowany pandemią, brak zamówień na statki... wycieczkowe i to, że duże statki buduje się w Azji.
Niestety, minister nic nie wspomniał o rynku wewnętrznym, czyli zamówieniach państwowych. A przecież kiedy PiS przejęło władzę, plany były. W lutym 2016 r. ówczesny wiceminister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Paweł Brzezicki przedstawił sejmowej komisji gospodarki morskiej szacunki na temat wewnętrznego rynku. Według ówczesnych wyliczeń resortu Polska miała potrzebować nowych jednostek w kilku obszarach - ok. dziewięciu okrętów (w tym trzy podwodne) dla Marynarki Wojennej, ok. 10 promów pasażerskich, ok. 40 kutrów, a do tego jednostki pomocnicze, np. holowniki. Niestety, jak pokazały ostatnie lata, dalej zostały tylko wyliczenia bez pokrycia w działaniach oraz słynny program budowy "Batory" wciąż w teorii.
Miejsca
Opinie wybrane
-
2021-02-11 09:45
Po co komu państwowe stocznie ? (5)
W Polsce prywatny przemysł stoczniowy istnieje i ma się dobrze. Prywaciarze nie wyciągają łap po naszą kasę. A pomysł budowy tzw. Batorego w państwowej stoczni jest chory, tak samo jak chore jest utrzymywanie Stoczni Wojennej. Żeby komuś dać, to komuś trzeba zabrać.
- 42 12
-
2021-02-11 09:50
"Prywaciarze nie wyciągają łap po naszą kasę" (4)
Nie?
A hasło Vistal znasz?
Poczytaj chociażby w tej dyskusji o obyczajach panujących wśród stoczniowego planktonu, gdzie punktem honoru jest wydymanie "partnera". Bo co mi zrobisz?!
Taki model gospodarczy, jak każdy inny. Grunt aby nie umoczyć kasy...
Swojej kasy.- 8 2
-
2021-02-11 14:06
Taki świat (3)
Producenci szczepionek dymają UE, urzędasy UE dymają rządy słabszych państw, Biedronka dyma dostawców warzyw, a TVP dyma wszystkich
- 9 3
-
2021-02-11 14:39
no i co? (2)
Czy mam być zadowolony, że robię za darmo dla stoczniowej czy miejskiej spółki?
- 4 0
-
2021-02-12 22:18
Zadowole są dymający, nie dymani. (1)
- 1 2
-
2021-02-13 13:14
ale jak naucza Wisłocka ze Starowiczem
Należy dbać o komfort dymanego (osobnika), bo inaczej to raczej marne perspektywy.
I jakoś widać, że nauki "idą w las"...
Później zdziwienie, że jakieś rewolucje i inne "#metoo"... Albo, że prostytutkę można zgwałcić...- 4 0
-
2021-02-18 18:21
Uważam że dobrze by było wspomóc a nie dobijać. Ostatecznie miasto było budowane pod kątem stoczniowym i szkoda jest taką szansę zaprzepaścić.
- 7 1
-
2021-02-11 10:11
Podatnik zapłaci za wszystko.
Ja rozumiem ,że prezes,zarząd ,rada nadzorcza tych wywiadów udzielają w celi więziennej osądzeni za brak kompetencji, nadzoru ,niegospodarność.Ile trzeba mieć w sobie bezczelności żeby się nie znać na robocie a się za nią brać.
- 29 4
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.