W ramach cyklu artykułów prezentujemy trójmiejskie dzielnice widziane okiem artystów. Tym razem wraz z
Romanem Gajewskim, (profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku) wybieramy się na krótki spacer po Oliwie.
- Które z miejsc jest panu bliższe, Sopot, w którym mieszkał pan poprzednio, czy Stara Oliwa?- Teraz Oliwa. Przez dwadzieścia lat przebyłem w Oliwie sporo szlaków spacerowych i rodzinnych, bo tu urodziła się moja córka. Oprowadzałem ją różnymi ścieżkami oliwskimi aż po park i jeżeli jest takie miejsca, do którego mam w tej chwili niechęć (niczym nie umotywowaną, bo to przepiękne miejsce), to jest nim park. Tak reaguje większość rodziców - Oliwian, którzy na spacery z dziećmi chodzili po parku. Jak dziecko dorośnie, to unikają tego miejsca.
- Ale to przechodzi?- I w parku przesiadują osoby starsze, które okres rodzicielski oraz spacery przymusowe mają za sobą i mogą cieszyć się tym miejscem.
- Które zakątki poleciłby pan spacerowiczom?- Zawsze miałem sympatię do dwóch ulic, teraz pięknie odnowionych. Do ulicy Wita Stwosza, która podoba mi się architektonicznie i urbanistycznie. Lubię miejsce z rynkiem. Wraz z innymi podpisałem protest przeciwko zakusom likwidacji tego placu i urządzenia go inaczej. Rynek to piękne miejsce z historią i tej tradycji zakorzenionej przez wieki nie można niszczyć. Powstał on w naturalny sposób, a skala okolicznych budynków doskonale się z nim zharmonizowała. Uwielbiam ulicę Liczmańskiego. Pod koniec Liczmańskiego, w okolicy Kwietnej, jest piękny dom, do którego odprowadzałem córkę do przedszkola. O każdej porze roku chętnie tam chodziłem.
- W które miejsca niechętnie pan się zapuszcza?- Brzydsza jest ta druga, wschodnia strona torów, gdzie była fabryka farb. Okolica bardziej przemysłowa, zabałaganiona urbanistycznie, gdzie straszą paskudy posocjalistyczne - pole popisu dla złego gustu i samowoli. Choć są wyjątki. Ciekawy jest dworzec w Oliwie, podobny do dworca w Bremie. Na uliczkach Starej Oliwy razi mnie zwyczaj wystawiania na chodniki pojemników wyczekujących na przyjazd śmieciarki. Efekt jest taki, że stoją tak przez całe tygodnie, a powinny być ukryte przed wzrokiem spacerowiczów.
- W czym tkwi czar architektury Starej Oliwy?- Oliwa była niegdyś odrębną osadą, niezależną od Gdańska (do miasta została przyłączona w r. 1926). To nieduży obszar ciągnący się od głównej ulicy (alei Grunwaldzkiej) aż po las, w której wszystko musi się pomieścić. I czar tkwi w skali. To drzewa kapkę niższe od kamienic i kamienice, które nigdy nie były wyższe niż trzy piętra.
Niepokojącym był fakt pojawienia w rejonie ulicy Derdowskiego bloków, na szczęście niezbyt wysokich. Drzewa je nieco zakrywają i może podczas spacerów nie trafimy tam.
- A ornamenty na fasadach kamienic?- Jest to mieszanka niemiecko-secesyjna podobna do dekoracji budynków Wrzeszcza czy Sopotu. To jeden rodowód. W Oliwie, Wrzeszczu czy Sopocie wykształcił się zwyczaj, że każdy dom musi mieć swoją wieżę. Kiedyś rozmawiałem o tym z fotografem Witoldem Węgrzynem, który chciał wydać album tych niepowtarzalnych wież. Materiał był przygotowany, ale nie wiem, co z tego wyszło. Warto dodać, że w Oliwie na dachach można zobaczyć jeszcze stare dachówki, lakierowane i kolorowe.
- Czy Oliwa jest jednym z motywów pana twórczości?- Nie uprawiam realistycznej sztuki. Nie zawsze jest tak, że to, co widzimy, musi być przeniesione wprost na obraz. To się bierze z ducha.
- Czy w takim razie katedra w Oliwie zainspirowała w jakiś sposób pana znany cykl obrazów pt. "Katedry"?- Oczywiście, że tak. Jeżeli chodzi o "Katedry", to miałem szczęście zobaczyć w Europie (oprócz Hiszpanii) to, co ważne w tej materii. Katedra w Oliwie też jest ważna. Nie jest może najpiękniejsza, ale niezwykła przez swoją oryginalność.
Duch miejsca, duch miasta jest bardzo istotny. Jestem teraz na etapie pisania wstępu do wymiennej wystawy "Gdańsk - Wrocław". Wspominam o tym, bowiem widzę dużo zbieżności między obu miastami, o wiele więcej, niż dla innej możliwej pary. Architektoniczne jest to odmienny krajobraz, ale duch jest ten sam u ludzi. Wrocław i Gdańsk zamieszkuje w ogromnej mierze ludność napływowa ze wschodu, ze Lwowa, Grodna (jak moja rodzina). Rośnie już czwarte pokolenie i ta smuga pamięci snuje się przez pokolenia, najłatwiej przekładając się na twórczość. Tam tego ducha można odkryć. Wystawę będzie można obejrzeć w gdańskiej galerii "Nowa Oficyna".