- 1 Ciąża. Jak zachować płodność po leczeniu onkologicznym? (7 opinii)
- 2 Pijany ojciec z dwójką dzieci na placu zabaw (179 opinii)
- 3 Czytelnik: Trzy problemy w Majalandzie (223 opinie)
- 4 Dlaczego wrzucamy zdjęcia dzieci do sieci? (73 opinie)
- 5 Dzieci uzależniają się od telefonów przez rodziców? (80 opinii)
- 6 Mnóstwo atrakcji na rodzinny weekend (5 opinii)
Michałka poparzono w żłobku, po kilku latach procesu nikt nie wie, czemu nie wezwano pomocy
Michałek jest dziś uczniem pierwszej klasy, do tej pory odczuwa skutki poparzenia, jakiego doznał w żłobku. Chłopiec miał wtedy 1,5 roku, po wypadku przeszedł pięć operacji, konieczne były przeszczepy skóry i długie leczenie. Niestety po kilku latach procesu wciąż nie wiadomo, dlaczego opiekunki nie wezwały pomocy, zadzwoniły jedynie do matki chłopca. - Nikt z nich nie chce powiedzieć, co się tak naprawdę wtedy stało. Dopiero kiedy w pierwszej instancji skazano jedną z opiekunek, przyznała ona, że była tam osoba, która jako jedyna chciała wezwać pogotowie. Teraz szukam tej kobiety - mówi mama chłopca.
Kilka lat temu opisywaliśmy historię Michała. Chłopiec miał 1,5 roku, był pod opieką prywatnego żłobka Muszelka w Gdyni, kiedy jego mama dostała telefon, że dziecko trzeba koniecznie odebrać. Na miejscu okazało się, że Michałek jest dotkliwie poparzony, a w zasadzie na lewym przedramieniu nie ma skóry, bo ta wisiała w okolicach łokcia.
- Od razu zadzwoniłam do męża, żeby uprzedził pogotowie, ale tego, co zobaczyłam w przedszkolu, nie spodziewałam się. Dziecko było w szoku, bez skóry, krzyczało z bólu, a ja sama wiozłam je do szpitala - opowiadała jego mama.
Leczenie trwało długo. Konieczne było pięć operacji, przeszczepy skóry, rehabilitacja, nie ominęło ich widmo sepsy czy amputacji. Do tej pory dziecko odczuwa skutki tego wypadku.
- Teraz Michałek jest uczniem pierwszej klasy i choć rana się zagoiła, a czucie wróciło po kilku latach masaży i laseroterapii, to ślad po poparzeniu stresuje go, bo to coś, co będzie już na całe życie - podkreśla pani Marta.
Przez kilka lat rodzice chłopca usiłowali dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się tamtego dnia. Kto ponosi odpowiedzialność za tragedię, jaką musiało przejść 1,5-roczne dziecko i jego rodzice? Kto odpowiada za dziecko pozostawione pod opieką placówki? Czy jest możliwe, że nikt?
Co wydarzyło się w żłobku i kto za to odpowiada?
Proces przed Sądem Rejonowym w Gdyni trwał od kwietnia 2017 roku do stycznia 2019 roku. Oskarżono w nim o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu [o przestępstwo z art. 160 § 2 i 3 k.k. w zw. z art. 156 § 1 k.k. w zw. z art. 11 S 2 k.k. - dop. red.] właścicielkę żłobka i dwie opiekunki. Sąd uznał winę jednej z opiekunek, natomiast drugą opiekunkę i właścicielkę uniewinnił.
Od wyroku odwołali się rodzice chłopca. W toku nowych dowodów Sąd Apelacyjny przywrócił całe postępowanie wobec właścicielki i jednej z opiekunek. Utrzymał w mocy wyrok skazujący drugą z opiekunek.
- Podczas procesu w apelacji jedyna skazana opiekunka po wielu latach przerwała milczenie. Dowiedzieliśmy się, że właścicielka placówki nie była obecna tego dnia w pracy, choć wcześniej twierdzono co innego. Według zeznań skazanej opiekunki tego dnia w placówce była ona, siostra właścicielki z inną opiekunką i opiekunka oskarżona w pierwszej instancji. Po zdarzeniu właścicielka i jej siostra będąca w placówce konsultowały się telefonicznie, ale postanowiły czekać i nie wzywać pogotowia, choć osoba będąca na dyżurze z siostrą pani Beaty sugerowała takie rozwiązanie. Następnie gdy właścicielka dotarła do placówki, powiadomiono nas o zdarzeniu. Mamy więc znikających świadków, fałszywe zeznania, fałszywe dokumenty, a placówka nadal działa i ma się świetnie. Z kolei prokuratura nie zajmuje się sprawą z najmniejszym zainteresowaniem, kolejni przedstawiciele tego organu na rozprawach nie mają pojęcia o sprawie, dostają ją z przydziału w dniu rozprawy, co wyklucza nawet zapoznanie się z aktami - mówi mama Michałka.
Szukają świadka
Kim była opiekunka, którą wykreślono z grafiku i wpisano w jej miejsce właścicielkę żłobka? Dlaczego i kto zabronił tamtej osobie zadzwonić po pogotowie?
- Aby się tego dowiedzieć, musimy odnaleźć tę osobę. Co o niej wiemy? Praktycznie nic. Całe postępowanie rozpoczyna się od pytań, których nie ma komu zadać. Jedna z opiekunek (oskarżona) wyjechała za granicę i pomimo starań jej adwokata utraciliśmy z nią kontakt. Nie reaguje na pisma, telefony. Prawdopodobnie trzeba będzie wezwać ją przed sąd, rozpocząwszy wcześniej jej poszukiwanie i doprowadzenie przez policję. Właścicielka nadal odmawia współpracy. Zeznawać nie zamierza wcale. Podczas rozprawy adwokat kobiety tłumaczy jej dziwne i nieracjonalne zachowanie stresem i traumą w związku z omawianymi zdarzeniami. Pozostaje znaleźć "wykreśloną" z harmonogramu opiekunkę, aby odpowiedziała na tych kilka najważniejszych pytań. Będzie to dodatkowo trudne, bo nikt wcześniej o niej nie wspominał, a minęło już 6 lat. Jedyna osoba, która wiedziała, jak się zachować, a do tej pory komuś zależało, by sąd jej nie przesłuchiwał. Nie wiemy ani ile ma lat, jak się nazywa, ani czy nadal pracuje w placówce - dodaje pani Marta.
Opinie wybrane
-
2021-11-05 15:25
(1)
W życiu nie zaufałabym właścicielce po czymś takim i nie rozumiem jak inni rodzice mogą posyłać tam swoje dzieci. Gdynia to nie milionowa metropolia, więc mam nadzieję, że znajdzie się ktoś kto pomoże rodzicom dowiedzieć się co się naprawdę stało.
- 113 0
-
2021-11-09 17:05
Suweniry i wziątka rozdane .
- 1 0
-
2021-11-09 08:52
Rodzice powinni być nieustępliwi, walczyć o odszkodowania /zadośćuczynienie- (1)
teraz już prawdy nikt się raczej nie dowie, ale faktem jest, że dziecko doznało okaleczenia podczas pobytu w żłobku i właścicielka jest za to odpowiedzialna. Mataczenie i odmowa współpracy ze strony właścicielki już ją czyni oskarżoną.
- 10 0
-
2021-11-09 17:04
Kadry z przypadku , może z łapanki za njniższą krajową ?
- 1 0
-
2021-11-06 19:31
ślad po poparzeniu stresuje go (2)
ślad po poparzeniu stresuje rodziców. Oczywiście, to straszne, co się wydarzyło, i to w placówce opiekuńczej. Ale rodzice i otoczenie powinni się postarać, aby go to nie stresowało! nie rozdrapywać starych ran. Dziecko na zdjęciu wydaje się niezaiteresowane/niezestresowane swoją blizną. Sam mam podobny ślad po oparzeniu "od zawsze" i w ogóle o nim nie pamiętam, nie myślę, nie zakrywam w żaden sposób. Śmieszy mnie i dziwi, gdy inni się o to pytają.
- 7 67
-
2021-11-08 12:36
Widać jak mało wiesz jak okrutne potrafią być dzieci. Moja córka ma przeszczepy na rączkach po poparzeniu. Dzieci nie chciały jej dotykać. Mowiły okropne rzeczy. Nikt nie stanął w jej obronie.W szkole jak zgłosiłam to nauczycielowi nic nie dało .
- 8 0
-
2021-11-08 12:27
Pozwól, że zapytam - masz dzieci?
- 7 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.