Rozmawiamy na dachu Zieleniaka do momentu, kiedy obaj znikają za balustradą. Serce zaczyna bić mocniej, a nogi miękną. Moje, nie ich. Dla tzw. alpinistów przemysłowych 80 czy 200 metrów nie robi żadnej różnicy.
nie, mam lęk wysokości i taka praca nie wchodzi w grę36%
wszystko zależy od wysokości, chociaż nie czuję się komfortowo daleko od ziemi 23%
myślę, że szybko mogę się przyzwyczaić do wysokości16%
chętnie bym spróbował/a25%
Grzegorz Jabłoński pierwszy raz pojechał do jaskiń z bratem w 1977 r., miał wtedy 20 lat i tak zaczęła się przygoda i pasja, która trwa do dziś. Choć kilka lat później skończył zootechnikę, nie zastanawiał się nad tym, czym zajmie się w życiu. Pozostało tylko jedno pytanie: Jak przekuć pasję eksplorowania jaskiń w sensowne zajęcie zawodowe, dzięki któremu da się utrzymać rodzinę?
Grzegorz Jabłoński: - Na początku to były prace wakacyjne i dorabianie popołudniami. Pamiętam swoje pierwsze zlecenie. Poszliśmy na wycieczkę do stacji przesypowej, gdzie okazało się, że silosy nie mają gwarancji, ponieważ nie są wymalowane. Zadzwoniłem do brata i razem zaproponowaliśmy wymalowanie tych zbiorników. Jak kończyłem studia, klub Taternik założył spółdzielnię i zatrudnił swoich członków.
Jakie zlecenia zaczęły się pojawiać?
- Najróżniejsze. Mycie okien, wieszanie reklam, piaskowanie, malowanie, prace na kominach, wiatrakach, w różnego rodzaju zbiornikach i przy stawianiu rusztowań. Zleceń było sporo, a zarobki bardzo dobre.
Byliście pionierami w branży, konkurencja pewnie była niewielka, więc stawki szły w górę. Ile można było zarobić na początku?
- Pracowałem trzy miesiące w roku i za to mogłem cały rok utrzymać rodzinę i pojechać jeszcze na dwie wyprawy zagraniczne.
A jak jest teraz?
- Rynek się nasycił, zrobiła się duża konkurencja. Poza osobami, które tak jak ja założyły firmę z pasji do jaskiń czy gór, są kolejni, którzy nie chcieli już pracować u kogoś. Najgorsze miesiące to styczeń i luty. Najlepiej zamknąć firmę i pojechać na urlop. Za to między kwietniem a czerwcem czy wrześniem a listopadem pracujemy non stop.
To czas na rodzinę jest raczej "sezonowy"
- To prawda. Kiedyś po takich trzech miesiącach intensywnej pracy, dwóch wyprawach, żona mi zaznaczyła na kalendarzu, ile się widzieliśmy. Nie było tego dużo. Najlepiej jak partnerka dzieli pasję i też się wspina, ale to często kończy się przy pierwszym dziecku. U nas tak było. Teraz na 35-lecie ślubu zbieram na obiecane Kilimandżaro.
Wrzeszcz oczami alpinistów przemysłowych
Wracając do tematu stawek: ile mogłabym zarobić na takim myciu okien w Zieleniaku?
- Ja w swojej firmie dzielę zarobek na trzy części, bez znaczenia na rodzaj pracy - jedną zabiera fiskus, druga idzie na pensje dla ludzi, a trzecia to moja część razem z kosztami na materiały, hotele, paliwo. Zależy, jak szybko by pani pracowała, średnio to 350 - 400 zł brutto za dzień pracy. W tym czasie robi się dwa zjazdy, czyli jakieś 200 m kw. mycia.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że największym problemem tej pracy jest wysokość, ale umycie 200 m kw. okien wymaga niezłej kondycji
- Tak, to po prostu ciężka praca fizyczna. Wysokość to duże obciążenie jedynie dla początkujących. Można się z nią oswoić i potem nie ma już znaczenia, czy to 80, czy 200 metrów, upadek przecież skończy się tak samo. Najwyżej byłem na kominie o wysokości 220 metrów.
Czyli wchodzi pan na 220-metrowy komin i nie ma adrenaliny, jak spojrzy pan w dół zawieszony na linie?
- Nie, ale miałem na kursie osoby, którym mina zrzedła już na 40 metrze, a potem się przyzwyczajały. Młody pracownik nie wierzy, że sprzęt go utrzyma, więc kurczowo trzyma się urządzenia mocującego. A my powinniśmy obciążać nogi a nie ręce, dlatego czasem zdarzają się problemy z nadgarstkami. Są też tacy kursanci, którzy jednak rezygnują, bo wysokość ich przerasta.
Zdarzają się w tej pracy kobiety?
- Obie moje córki mają uprawnienia wysokościowe, czasem biorę je do pracy. Ale kobiet jest faktycznie mało, bo mało jest też zakochanych w jaskiniach. Jesteście bardziej wymagające. Jak byliśmy na wyprawie i był problem z wodą, mężczyźni jakoś przeżyli, a dziewczyny, które miały powydzielany kubeczek wody na dzień, cierpiały katusze.
Jak sami patrzycie na pracę na wysokości, jest niebezpieczna, czujecie zagrożenie?
- Trzeba przestrzegać zasad, sprawdzać i kontrolować sprzęt, wtedy jest bezpiecznie. Trudniej, gdy mamy poza wysokością do czynienia z niebezpiecznymi substancjami. Zawsze pracujemy przynajmniej we dwójkę, żeby w razie zasłabnięcia czy problemu technicznego był ktoś blisko, zawsze na dwóch osobnych linach. Ale wypadki się zdarzają, choć w większości z powodu błędu człowieka. Niezałożenie przepinek, kiedy lina ociera o krawędź czy, jak jakiś czas temu w Gdańsku, przeoczenie jednej cegły podczas zrzucania wymurówki w kominie, która potem poruszona przez linę spadła pracownikowi na głowę. Trzeba też uważać na duży wiatr. Bo od ściany może odrzucić nawet na 10 metrów i potem wracając trzeba się szybko czegoś złapać. Jeśli np. malujemy, trzeba uwzględnić kierunek, w którym wieje. Kiedyś znajomy nie zauważył, że kierunek wiatru się zmienił i poza kominem pomalował jeszcze 14 tirów. Ogólnie największym problemem są napięte terminy i myślę, że często pośpiech odpowiada za wiele błędów.
Ile czasu zajęłoby mi zrobienie uprawnień, z którymi mogłabym dzisiaj zjechać z wami z Zieleniaka?
- Po pierwsze trzeba zrobić badania lekarskie, czy nie ma zdrowotnych przeciwwskazań, po drugie kurs. Pięć dni podstaw - bhp, dopasowanie sprzętu i jego opanowanie podczas ćwiczeń na drzewach i niższych budynkach, gdzie trzeba np. z jednego okna po skosie przejść do innego lub przejść po moście na drugą stronę rzeki. Uczymy robienia przepinek, czyli odciągania liny od ściany, żeby nie tarła. Przechodzenie z liny na linę, jeśli się np. pracuje w poziomie, a nie w pionie. Po tej części jest sześć dni w terenie, czyli zajęcia na skałkach. My się przyglądamy i korygujemy, co zostało źle zrobione. Po tych 11 dniach kurs jest zaliczony i można pracować na wysokości. Koszt to ok. 1500 zł.
Jak ludzie reagują, kiedy widzą was w oknie? Pracując na 10, 20 piętrze nie spodziewamy się, że odwracając głowę, zobaczymy kogoś siedzącego po drugiej stronie szyby
- Najczęściej dobrze, uśmiechają się, czasem uchylają okno i częstują czy zapraszają na kawę lub ciasto. Choć mam na swoim koncie też mniej miłe epizody, np. jak oblali nas wodą, bo wieszaliśmy reklamę na budynku. Ale z reguły ten zawód wzbudza miłe reakcje i życzliwość ludzi.
A gdzie w ankiecie odpowiedź: Pracuję na wysokościach.
Ja
9 lat
30
Twoja opinia
Zmień treść
Zgłosiłeś tę opinię do moderacji -
2015-06-19 16:05
Alpiniści przemysłowi (1)
Rzetelny artykuł o alpinistach przemysłowych proponuje zrobić z alpinistami przemysłowymi a nie z kimś kto myśli że jest alpinistą. Fatalne użycie sprzętu pokazane na filmie świadczy o tym że Panowie nie są alpiniastami a jedynie uważają się za takich... Totalny brak wiedzy o szkoleniach i o cenach świadczy o tym że Panowie sporo czasu temu jakiekolwiek szkolenia robili... To moim zdaniem kpina a nie artykuł o alpinistach przemysłowych!!!
widać eksperci z białej baszty od 7 boleści w komentarzach
nie istniejecie nawet
Paździoch
9 lat
10
Twoja opinia
Zmień treść
Zgłosiłeś tę opinię do moderacji -
2015-06-20 10:38
Ciekawa praca
Myślę że gdybym był zmuszony szukać nowej pracy, to rozważyłbym ten zawód. Pomimo że nigdy profesjonalnie się nie wspinałem, to zawsze lubiłem adrenalinę związaną z wysokością. Zdarzało się wchodzić na jakieś stare kominy czy słupy wysokiego napięcia :)