W niewygodnej pozycji spędza w samochodzie czasem nawet 10 godzin dziennie. Bywa, że u instruktora jazdy największą radość wywołuje uśmiech kierowcy, któremu udało się ruszyć ze świateł.
bardzo dobrze, wiele mnie nauczył, był miły i wyrozumiały
59%
wazne, że dzięki niemu zdała(e)m egzamin - to wszystko
14%
na poczatku kursu wszystko już wiedziała(e)m, więc jego rola była niewielka
10%
niezbyt dobrze, dopiero za kolejnym razem trafłe(a)m na odpowiedniego
14%
tragicznie, miała(e)m kilku i o żadnym nie powiem nic dobrego
3%
Centrum Gdyni. Na przejściu dla pieszych gaśnie samochód prowadzony przez uczącego się jazdy. Za nim powoli tworzy się uliczny korek. Ktoś trąbi. Zestresowany kursant opuszcza szybę samochodu i trąbiącemu kierowcy pokazuje środkowy palec. Albo inna podobna historia. Kursantka, której na środku ulicy gaśnie auto, dostaje ataku histerii. Płacze, krzyczy i chce uciekać z samochodu.
Z takimi sytuacjami pewnie chociaż raz w życiu spotyka się każdy instruktor nauki jazdy. Prowadzenie samochodu dla nowicjusza obarczone jest dużym stresem. Dlatego instruktor powinien być cierpliwy, opanowany i wyrozumiały, bo często w swojej pracy może spotkać się z absurdalnymi sytuacjami.
- Przyszła do mnie kursantka z innego ośrodka, dokończyć kurs - opowiada
Adam Suchocki, instruktor nauki jazdy w jednej z trójmiejskich szkół nauki jazdy.
- Wykonywała dziwne ruchy nóg na pedałach. Wciskała je nogą, którą akurat miała wolną, prawą sprzęgło, hamulec lewą. W rezultacie krzyżowała nogi. Ale co najdziwniejsze, jeździła w ten sposób całkiem sprawnie. Mało kto widział tyle stłuczek i koszmarnych błędów jakie za kierownicą potrafią popełniać dorośli ludzie, co instruktor nauki jazdy.
- Mówię do kursanta: na najbliższym skrzyżowaniu skręcamy w lewo, więc włączamy kierunkowskaz w lewo - relacjonuje Suchocki.
- Po czym kursant włącza kierunkowskaz i... skręca w prawo. Natomiast kiedy ma skręcić w prawo i zasygnalizować manewr, zamiast kierunkowskazu włącza wycieraczki. Zdarzają się pomyłki, które są dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Dlatego musimy być naprawdę czujni.W tej pracy instruktor musi się też wykazać umiejętnością przekazywania uwag i wskazówek. Przydaje się znajomość psychologii.
- Trafiają się kursanci bardzo wrażliwi na swoim punkcie - opowiada Suchocki.
- Wszystkie uwagi odbierają jako celowe złośliwości. Kiedy przypominam o włączeniu kierunkowskazów czy świateł, tłumaczą, że przecież nic złego nie zrobili. Staja okoniem, buntują się. A ja muszę pokazywać błędy.W połowie kursu instruktor Adam Suchocki przeprowadza ze swoimi uczniami rozmowę na temat postępów w nauce. Jeśli idzie im słabo, wyjaśnia, że 30 przepisowych godzin to za mało, żeby dostatecznie przygotować ich do egzaminu wewnętrznego. Niektórym taka rozmowa wystarcza, mobilizuje i dalej radzą sobie lepiej. Niektórzy odbierają to jako próbę naciągnięcia na pieniądze. Nie dopuszczają do siebie myśli, że idzie im słabo. Dlatego ta
praca jest dla fascynatów, ale nie prowadzenia auta, ale pedagogiki. Niejednokrotnie trzeba też przewidywać sytuacje, które mogą się przydarzyć w trakcie jazdy. A przydarzyć może się wiele, niekoniecznie z winy kursanta.
- O zachowaniach kierowców na drodze można by książkę napisać - dyplomatycznie mówi Suchocki.
- Kiedy zgaśnie auto kursanta, kierowcy potrafią na niego trąbić i wyzywać. Z dezaprobatą kręcą głowami, wyprzedzają, w ostatniej chwili hamują i w ten sposób karzą kursanta za zatarasowanie ulicy. Kiedyś kierowca ładnego, nowego mercedesa zajechał nam drogę i pokazał środkowy palce. Był wściekły, bo chyba myślał, że jako "L-ka" ustąpimy mu pierwszeństwa przejazdu, choć to on włączał się do ruchu.Tych anty przykładów jest cała masa.
- Można by je podsumować przysłowiem: zapomniał wół jak cielęciem był - kwituje Adam Suchocki.