600 godzin na rowerze w drodze do Chin
Przejechać samotnie na rowerze 10 278 km w 123 dni przez dwa kontynenty, spędzając na siodełku łącznie 600 godzin - niemożliwe? Krzysztof Skok, student z Trójmiasta udowodnił, że jak najbardziej.
Kiedy 8 kwietnia Krzysztof Skok wyjeżdżał z Sopotu w podróż życia, wielu nie wierzyło, że mu się uda - bo kto samotnie na rowerze jechałby do Chin na Olimpiadę. A jednak.
- Od dziecka dużo jeździłem - wspomina. - Gdy byłem mały zazdrościłem niemieckim turystom, którzy zwiedzali Mazury na rowerach. W końcu zacząłem marzyć o dalekich wyprawach na dwóch kółkach.
I tak się zaczęło. 30-letni student, trzeciego już fakultetu (skończył politologię na UG, Europejskie Studiach Specjalne na PG, a studiuje zarządzanie i marketing na UG) czas na treningi miał tylko w weekendy i święta. Pierwsze przygotowania zaczął w listopadzie zeszłego roku. Z wyrobieniem formy nie miał większych problemów, ze znalezieniem sponsorów - już tak. - Musiałem wiele się nachodzić. Najpierw szukanie patrona, potem sponsora, to zajęło dużo czasu, ale udało się - wspomina.
W Pekinie nie ominął najważniejszego wydarzenia - Igrzysk Olimpijskich. - Było niesamowicie - wspomina. - Najśmieszniejsze było to, że większość polskich grup miała problem z wejściem na stadiony przez... flagi. Chińskie władze określiły co prawda, jaką wielkość powinna mieć flaga, jednak nie podały które z tych wymiarów to długość, a które wysokość. Milicjanci nie wiedzieli więc jak interpretować ten przepis - wspomina Krzysztof, dodając, że chaos organizacyjny towarzyszył nie tylko igrzyskom.
Największą przeszkodą była dla niego bariera językowa - Średnio w każdej wiosce jedna osoba mówiła po angielsku. Więc kiedy przyjeżdżałem, ludzie zbierali się wokół mnie, rozmawiałem z jedną osobą, która dalej tłumaczyło to co powiedziałem, pozostałym. Jeśli nie mogłem się dogadać - gestykulowałem - wyjaśnia.
Krzysztof pamięta też serdeczność ludzi, u których zatrzymywał się na noclegi, bo przyjął zasadę, że jeśli chce się poznać dobrze daną kulturę i obyczaje jej mieszkańców, nie może spać w hotelu. - Jedna izba i blat kuchenny, na którym do snu rozkładała się część rodziny to był standard w wioskach - mówi. - Serdeczność ludzi, zresztą też. Wystarczyło nieopatrznie położyć rękę na brzuchu, co w chińskiej kulturze oznacza, że jest się głodnym, a zaraz wszyscy pytali się czy chciałbym coś zjeść.
Przyznaje, że nigdzie nie objadał się, tak jak w Chinach.
Podczas podróży przez Chiny, pojawiły się problemy ze sprzętem. - W końcu coś musiało się zepsuć - mówi Krzysztof. - Zepsuła się piasta. Choć była "made in China", nie mogłem znaleźć oryginalnej. W końcu znalazłem podróbkę innej firmy - śmieje się.
Z innych wspomnień, które przywiózł, zapamiętał drogę w Mongolii. - Na mapie widziałem asfalt, który ciągnął się przez wiele kilometrów, ale w pewnym momencie skończyła się droga. Dopiero po 20 km spotkałem robotników, którzy ją dobudowywali.
Na wyprawę Krzysztof zabrał ze sobą dobrej jakości rower z przyczepką i masę ekwipunku - łącznie 91 kg. Sam ważył wtedy prawie 75 kg. Dziennie przejeżdżał od 100 do 200 km. To musiało odbić się na zdrowiu. - Najcięższe chwile przeżyłem w drodze powrotnej w Moskwie. Tam odezwało się moje obciążone kolano - mówi. - Lekarze, którzy podejrzewali, że to mogą być problemy z łękotką, zabronili mi poruszać się przez dwa tygodnie. Dostawałem zastrzyki. Bałem się, że jeśli zablokuje mi się kolano, będę musiał zrezygnować z dalszej podróży.
Nie musiał. Dwa tygodnie względnego odpoczynku (wbrew zaleceniom medyków i tak zwiedzał) wystarczyło, by kolana nie utrudniały mu podróży.
Przez ile wiosek przejechał, ile osób spotkał, u ilu zatrzymał się na noc, nie jest w stanie zliczyć. - Każdą osobę, u której nocowałem, prosiłem o wpis do zeszytu - imię, nazwisko, adres, żeby mieć potem z nimi kontakt. Kto wie, może za jakiś czas napiszę książkę z wspomnieniami z podróży i uda mi się zawieźć im kilka egzemplarzy - rozmarza się Krzysztof, który poważnie myśli o spisaniu wspomnień.
Jednak na najbliższy czas ma bardziej przyziemne marzenia - skończyć studia, podjąć pracę i co najważniejsze wyleczyć kolana. A co potem? A potem zobaczę... - uśmiecha się Krzysztof planując w myślach już kolejne wyprawy.
Zobacz relację Krzysztofa z jego wyprawy do Pekinu
- Marzena Klimowiczm.klimowicz@trojmiasto.pl
Opinie (65) 3 zablokowane
-
2008-09-10 14:03
szmat drogi (1)
pierwszy
- 0 1
-
2008-09-10 21:46
pełen podziw dla Krzysztofa
- 0 0
-
2008-09-10 14:03
niezle (1)
- 0 0
-
2008-09-10 15:04
co z Tybetemi wolnymi Chinami?
a protestowal ???
- 0 0
-
2008-09-10 14:13
Gratulacje
Gratulacje - niezła wyprawa - jeszcze ra zgratulacje.
- 0 0
-
2008-09-10 14:14
jak zwykle błędy - standard (6)
Po pierwsze to NA, a nie W siodełku. A poza tym: udowodnił co? Że jak najbardziej niemożliwe? Bezsensowne zdanie. A jeszcze nie zacząłem czytać... Połowa artykułów na trójmieście robi wrażenie, jakby ich nikt 5 razy nie sprawdził przed opublikowaniem.
- 0 0
-
2008-09-10 15:00
Tak tak. (1)
Żenująca prawda. Czasem myślę, że może wystarczyłoby choćby drugi raz przeczytać, co się napisało i byłby git. Od siebie pobiadolę ogólnie na interpunkcję, choć tu jeszcze nie jest tak źle.
A rowerzyście serdecznie gratulujemy.
Swoją drogą, skoro już znalazł sponsora nie zaszkodziłoby go dyskretnie zareklamować. Przecież dopiero wtedy to ma sens. No, Pani Marzeno, któż był taki wspaniałomyślny?- 0 0
-
2008-09-10 16:36
kto był taki wspaniałomyślny?
wystarczy się przyjrzeć koszulce Pana Krzysztofa, a jak ktoś niedowidzi to odsyłam do nazwiska;]
- 0 0
-
2008-09-10 15:37
mleko maruderze, proponuje zaloz wlasny portal (2)
i tam bedziesz objawial swoj geniusz lingwistyczny.
A innym to nie przeszkadza ze ktos bledy porobi, zdarza sie.- 0 0
-
2008-09-10 18:54
Paweł zajrzyj do słownika
sprawdź kto to jest maruder.
Mleko święta prawda.- 0 0
-
2008-09-10 19:59
a tobie proponuje nie czytac postow
jak ci nie pasuje to znajdz sobie inny portal gdzie opinie beda ci pasowaly.
pajac- 0 0
-
2008-09-10 22:44
Nie ma to jak być domorosłym polonistą
i "wypowiadać" się na forach w sieci. Bez obrazy ale jak nic w życiu poza ortografią nie opanowaliście to zajmijcie się czymś pożytecznym zamiast durne uwagi zwracać. Idźcie sadzić drzewka albo sprzątać matkę ziemię...
- 0 0
-
2008-09-10 14:15
to jest dopierow wyzwanie i przygoda. taki szmat drogi na rowerze.
super, podziwiam i gratuluje wytrwałosci!- 0 0
-
2008-09-10 14:18
Gratuluje realizacji własnych marzeń! Brawo!!
- 0 0
-
2008-09-10 14:19
Łącznie 600 godzin?? To chyba jakiś błąd!
- 0 0
-
2008-09-10 14:19
Jakby jechał samochodem, to by nie miał kłopotów z kolanem... (3)
- 0 0
-
2008-09-10 14:57
(2)
w samochodzie wiecej rzeczy moze sie zepsuc
- 0 0
-
2008-09-10 21:48
(1)
samochód to by ukradli
- 0 0
-
2008-09-12 03:28
samochodem drodzy koledzy..
..to by do Chin nie wjechał - zakaz jest i tyle.. Tak, co by chińczycy nie mieli komu czego zazdrościć ;)
- 0 0
-
2008-09-10 14:23
A to jest cos!
j.w.
- 0 0
-
2008-09-10 14:26
1 raz jakas normalna podroz warta opisania (1)
bo dotychczaas to jakeis fanaberie sponsorskie umieszczali jak to jakis "bohater" i w doatku sponsorowany na motorze do portugali sie dostal :)
gratuluje panie krzychu!- 0 0
-
2008-09-10 15:46
Hehe, dokładnie!
W lipcu byłem we Francji na osiemnastoletnim Kawasaki GPZ i jakos nikt o tym nie pisał :)
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.