Harpagan 29; Sierakowice - wg Jarka Mydlarskiego
![](https://s-trojmiasto.pl/zdj/c/n/2/22/300x0/22261__kr.webp)
Jesienią zeszłego roku pękł mi zaczep w prawym pedale. Mimo, iż od grudnia jestem szczęśliwym właścicielem pedałów PD-M540 jakoś nie miałem czasu ich zmienić. Poza tym mówiłem sobie, że nie ma sensu ich niszczyć w błocie. Na trzy dni przed Harpaganem pękła mi szprycha w przednim kole, które się scentrowało. W związku z powyższymi okolicznościami stwierdziłem, że konieczna jest wizyta w warsztacie rowerowym. W przeddzień Harpagana mechanik - niezastąpiony Pan Andrzej z Rowerka wkręcił nowe pedały, wymienił 2 szprychy i nacentrował koło. Pomyślałem sobie, że nie będę zmieniać bloków, bo już nie miałem czasu na ich ustawianie, ale okazało się, że jest to konieczne z uwagi na to, że bloki nie są kompatybilne. Nie miałem czasu przetestować ustawienia bloków, więc zrobiłem to "na oko". No i jeszcze jedna rzecz - żeby nie mieć jakichkolwiek zbędnych oporów aerodynamicznych - poprosiłem mojego mechanika o odkręcenie błotników (po co komu błotniki na Harpaganie, skoro od dwóch tygodni nie padało ?!). Na wyczyszczenie roweru czasu oczywiście nie znalazłem, więc posmarowałem jedynie brudny łańcuch olejem.
Dojazd - czyli kto późno przychodzi sam sobie szkodzi
Decyduję się na dojazd ze szwagrem jego Volkswagenem busem. Niezaprzeczalny atut tego auta to brak potrzeby rozkręcania czegokolwiek w rowerze. Umawiamy się na 4:45. Ziemek przyjeżdża jednak po piątej. W dodatku moja żona stwierdziła, że nie będę miał dokąd wracać jeśli nie wyniosę starej sofy z piwnicy na ulicę (bo akurat w dzień Harpaganu była wystawka). Zatem jeszcze chwila na wyrzucenie mebelka na ulicę i zapakowanie rowerku i ruszamy. Jestem ubrany w krótkie spodenki kolarskie, na to długie kolarskie, podkoszulek z długim rękawkiem i lekki windstopper na górę. Czuję, że jest ciepło. Zastanawiam się nad ubraniem. Zastanawiamy się, czy aby się nie spóźnimy, ale dojeżdżamy na 15 minut przed startem. Wysiadam z samochodu i nagle robi mi się strasznie zimno, po prostu trzęsę się z zimna. Spotykam pozostałych (poza Ziemkiem) znajomych, z którymi mam pokonać dzisiejszą trasę Harpagana - jest Tomek B. (ścigacz "ciężka noga" ;-), jest Andrzej W. (świeżo nawrócony na drogę rowerów górskich, dotychczasowy wyznawca rowerów crossowo - trekkingowych), który zjawił się wraz ze swoim nowiutkim i wspaniałym Gary Fisherem, jest Robert S. (człowiek kondycja - nie do zdarcia), na rowerze, który świetnie wyrównuje jego szanse, mimo ponadprzeciętnej kondycji, do średniej pozostałych zawodników. Wszyscy już mają numery i czynią ostatnie przygotowania, gdy ja biegnę do biura zawodów. Tu spotykam Diabla i Daniela Ś., którzy też w ostatniej chwili odbierają numery. Dziewczyny w biurze zawodów wloką się muchy w smole - tracimy czas i nerwy. W końcu dostaję numery, kartę startową, koszulkę i takie tam. Jeszcze ostatnia wizyta w toalecie i już biegnę do samochodu. Tam wszyscy już gotowi, a do startu pozostały 2 minuty. Proszę Tomka o pomoc w zamocowaniu numeru, który mimo braku czasu spokojnie montuje mi numer. Cały czas trzęsę się - wydaje mi się, że z zimna, ale chyba jednak trochę z nerwów, zaraz start a ja nie gotowy. Nalewam Isostara do bidonów, wrzucam garść batonów Corny do tylnej kieszeni windstoppera. W tym czasie obok naszego samochodu krząta się Karol Kalsztain. Bardzo mnie to uspokaja, po chwili jednak upewniając się pytam, czy jego obecność oznacza, że start się opóźni, na co on spokojnie odparł, że nic bardziej błędnego, start odbędzie się, a raczej już się odbył, punktualnie. Zatem ruszamy. Dojeżdżamy na start pobieramy mapy no i zaczynamy zastanawiać się nad wariantem.
Falstart - czyli śpiesz się powoli
Niektórzy już ruszają, atmosfera w naszej ekipie jest nerwowa. Po bardzo pobieżnej analizie mapy podejmujemy z Andrzejem decyzję, że trzeba jechać na zachód, bo tam jest więcej punktów i że zaczynamy od PK1 i 14. Stwierdziłem, że dalsze decyzje podejmiemy w drodze. No to ruszamy. Niestety nie wszyscy. Nie ma Tomka. Cofam się po niego. Okazuje się, że poprawia magnes na kole, bo mu licznik nie działa. Zastanawiam się, czy go zabić, czy zostawić i krzyczę, żeby dał sobie z tym spokój tylko ruszał od razu. Po chwili gmerania przy magnesie Tomek rusza. Nie ujechaliśmy 50 metrów, kiedy Ziemek stwierdza, że zgubił rękawiczkę. Znowu czekamy. W końcu jesteśmy wszyscy razem. Atmosfera nerwowa, prawie wszyscy już gdzieś pojechali. Pytam Tomka (jedynej osoby oprócz Andrzeja z kompasem w naszym towarzystwie), gdzie jest południe - w końcu jedziemy na PK1. Tomek pokazuje kierunek - jedziemy, tzn. Tomek pędzi z przodu, my próbujemy go dogonić. Po chwili wjeżdżamy na pole - droga się ewidentnie kończy. Znowu nerwy. Podejmuję decyzję - wracamy do szosy, nie ma co się pchać po polach, skoro do PK1 prowadzi szosa. Jedziemy po uliczkach Sierakowic, skręcam w złą ulicę i znowu się zatrzymujemy. Wszyscy są zdenerwowani, nikt nie wie gdzie jechać. Robert, który z założenia nawigacją się nie zajmuje zaczyna się z nas nawigatorów (czyli mnie, Andrzeja i Tomka) śmiać. Ziemek zaczyna mówić, że może będzie jechał jednak z innymi kolegami. Jednym słowem ferment. Przez nerwy i ciągłe zrywy zrobiło mi się bardzo gorąco - czuję, że jestem źle ubrany. W tym momencie Tomek na moją prośbę oddaje mi swój kompas, który trzymał z braku mapnika w kieszeni. Wkładam go w swój mapnik i wreszcie widzę kierunki świata. Podejmuję decyzję, że wracamy na start i ruszamy główną szosą w stronę PK1. No i ruszyliśmy - na starcie wszyscy się z nas śmieją "O już wróciliście"? Czuję, że popełniam błędy i jestem wkurzony. Po dojechaniu do asfaltu skręcamy w lewo, zaczyna się zjazd. Jednak tuż po tym jak skręciliśmy dochodzę do wniosku, że prawidłowa droga prowadzi w przeciwną stronę - krzyczę do Tomka, który oczywiście jest już kilkadziesiąt metrów dalej (ten to ma parę w nogach). Tomek zawraca. Wszyscy są zdenerwowani, ja do tego strasznie zgrzany. Podejmuję decyzję - przebieram się. Zdejmuję długie spodnie, zostaję w krótkich, zdejmuję czapeczkę spod kasku i proszę Ziemka o kluczyki do samochodu. Czuję jak schodzi ze mnie całe ciśnienie - wyluzowuję się. Ziemek postanawia cofnąć się ze mną. Reszta rusza dalej. Przy samochodzie decyduję się jeszcze na zmianę koszulki z długim rękawkiem na koszulkę z krótkim rękawkiem, biorę jeszcze Gartorade do kieszeni, sprawdzam godzinę - 7:00, zamykamy samochód i ruszamy.
PK 1 - pierwsze koty za płoty
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_1_1.jpg)
PK 14 - w poszukiwaniu straconego czasu
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_2_14.jpg)
PK 10 - początek 100 kilometrów samotności
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_3_10.jpg)
PK 12 - deja vu
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_4_12.jpg)
Szosa z Chośnicy w kierunku Chałup zaczyna mi się wydawać znajoma. Nie dowierzam własnym oczom, czy to deja vu? Nie, ja tu naprawdę byłem - na Harpaganie w Bytowie, tylko, że wtedy nie wiedziałem gdzie jest PK i skręciłem za wcześnie, a teraz nauczony doświadczeniem pojechałem 100 metrów dalej i znalazłem prawidłowe rozwidlenie, po czym jak po sznurku trafiłem na PK 12, po drodze mijając Marcina D., z którym jechałem mojego pierwszego Harpagana, który tym razem jechał wraz z kolegą.
PK 17 - co dwie głowy to nie jedna
Nie tracąc ani chwili, od razu po skasowaniu karty na PK 12 ruszam na PK 17. Jeszcze przed jeziorem Jasień doganiam Marcina D. z kolegą. Przy okazji wskazują mi właściwą drogę (dzięki). W tym miejscu zacząłem jechać razem z chłopakiem jadącym na crossowym rowerze z cienkimi oponkami, narzekającym bardzo na piaszczyste drogi. Dopiero z tabeli wyników dowiedziałem się, że był to Tomek R. z Lublina. Na asfalcie do Soszycy ledwo utrzymałem koło Tomkowi R., który trzymał prędkość średnią w okolicach 30km/h. Marcin D. z kolegą zostali gdzieś za plecami. Wspólnie z Tomkiem R. wybieramy drogę w Soszycy na zachód i jedziemy nią razem. Tempo jest dobre, teraz Tomek ma pewne problemy, żeby za mną nadążyć spowodowane zbyt wąskim ogumieniem, ale nie zostaje wcale w tyle. W pewnym momencie pojawia się przed nami jezioro, które powinno być za PK, a nie przed. Szybko wykrywamy nasz błąd i go korygujemy - jesteśmy za bardzo na południe przy jeziorze Lipieniec, zamiast przy jeziorze Dużym.
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_5_17.jpg)
PK 7 - jak po sznurku
Ruszyliśmy wspólnie z Tomkiem R. na północ w kierunku PK 7. Ja planowałem zrobić ten punkt jadąc przez Brzezinki i Jeżkowice leśną drogą. Jednak mój nowopoznany kompan stwierdził, że się zakopie na tej drodze na swoim wąskooponowym dwukołowcu i zaproponował wariant szosowy przez Ceromin.
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_6_7.jpg)
PK 16 - pojedynek na szosie
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_7_16.jpg)
PK 20 - czyli o tym, dlaczego nie warto ufać lokalesom i dlaczego warto zabierać ze sobą na Harpagana kompas
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_8_20.jpg)
PK 9 - czyli dlaczego lokalesowi na trumniaku ufać warto
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_9_9.jpg)
PK 13 - kryzys
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_10_13.jpg)
PK 5 - nowe siły
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_11_5.jpg)
PK 18 - w elbląskim tramwaju
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_12_18.jpg)
PK 11 - czyli rzecz o lenistwie, błądzeniu i tyłku w błocie
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_13_11.jpg)
PK 15 - czyli tramwaj ucieka
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_14_15.jpg)
Powrót do Bazy - czyli droga do wieczności
O dziwo PK 15 opuściłem przed Dareckim i Arkiem, a nawet przed Jarosławem Wardą i powoli zacząłem się wspinać w kierunku Łapalic. Czuję bardzo duże zmęczenie, ale odetchnąłem, że zdążyłem na tramwaj. Ruszając z PK 15 50 metrów przede mną widziałem Leszka P., trochę dalej Szymona C. - nawet nie próbuję próbować siadać im na koło. To są goście z innej półki i nie mam szansy utrzymać im się nawet chwilę na kole. Po drodze pod górę do Łapalic mija mnie Jarosław Warda - widzę, że też jest bardzo zmęczony i jedzie powoli, ale niestety ja jadę jeszcze wolniej i nie mogę utrzymać jego tempa. Tuż przed szosą Gdańsk-Sierakowice widzę Wikiego jadącego w dopiero na PK 15 - machamy do siebie. Zastanawiam się jakim cudem on chce zdążyć na czas do Bazy - przecież ja już będę walczył z czasem - a on? Ma przecież jeszcze o jakieś 4 kilometry dalej do mety ode mnie. Myślę sobie - pewnie ciśnie, żeby zrobić całość - znając jego wyniki spodziewam się, że może zmierza po swój 20 punkt. Wreszcie skręcam w kierunku Sierakowic, patrzę się za siebie i tu zdziwienie - nie ma tramwaju! Co oni robią - czy ci szaleńcy porwali się jeszcze na PK 8? Nie to nie możliwe - muszą wracać tą samą drogą. Zatem nie mam się co spieszyć. Zakładam, że będę jechał spokojnie utrzymując średnią w okolicach 20 km/h, a dam z siebie wszystko jak już będę jechał razem z tramwajem, jestem bowiem święcie przekonany, że Darecki ma wszystko tak obliczone, żeby na metę trafić przed czasem. Jadę tak sobie spokojnie, mijam Garcz. Obracam się za siebie a tam nikogo nie ma. Zaczyna mnie to dziwić, ale spokojnie jadę dalej. Nie minęły dwa kilometry, a nagle ktoś mnie wyprzedza z prędkością przynajmniej o 10 km/h większą od mojej. Nie zobaczyłem twarzy, ale po stroju poznaję bezbłędnie - to Wiki! W swoich jeansach i flanelowej koszuli - czyli stroju kolarskim, który - jak sam Wiki twierdzi - "zapewnia mu świetny komfort termiczny" (zawsze się zastanawiałem jak on w tym stroju wytrzymuje ;-). Wiki - w tym miejscu apeluję do Ciebie - "ubierz się w obcisłe bo to warto mieć styl"! Myślę, że w lycrze będziesz miał trochę lepszy "komfort termiczny, mniejsze opory powietrza, no i wygodny pampersik. Koniec dygresji - jestem pełen podziwu - widzę, że Wiki właśnie zaczyna finiszować, w momencie, w którym ja czuję, że opuszczają mnie resztki sił. Obracam się - tramwaj jest tuż za mną - nie dalej jak 25 metrów. Czuję, że to jest moment, w którym znowu muszę zebrać wszystkie siły i utrzymać się w tramwaju, bo inaczej nie zdążę na czas do mety. Tramwaj mnie dochodzi. Jadę przez chwilę ramię w ramię z Dareckim. Zapytuję, czy zdążymy na czas do bazy, na co pada pełna przekonania, ale i grozy odpowiedź - my na pewno. No tak - ja nie jestem pełnoprawnym pasażerem tramwaju, można nawet powiedzieć, że jadę na gapę - biletu brak. Poza tym tramwajaże mają już sporo kilometrów w tym roku za sobą - znają swoje możliwości - ja niestety nie. Zajmuję ostanie miejsce siedzące w tramwaju ;-) i daję w pedały ile tylko sił zostało. Czuję jednak, że tych sił zostało na końcówkę za mało. Nogi i płuca palą, w ustach Sahara, bidony puste. Niestety, po około kilometrze zmagań, tramwaj mi bezpowrotnie odjeżdża. Zaczynam jechać sam ... coraz wolniej ... i jeszcze wolniej. Do mety zostało jeszcze około 15 kilometrów i niecała godzina czasu. Zaczynam wątpić w to czy dojadę. Jadę już jak automat, jak zombie. Kompletnie nie kontroluję już tego jak jadę, zastanawiam się, czy się gdzieś nie zatrzymać i nie kupić czegoś do picia, czy może w ogóle odstawić rower i poczekać, aż ktoś wracający z Harpagana w kierunku Gdańska nie podwiezie mnie samochodem do domu. Mam dość, czuję się kompletnie wykończony. Gdy jestem w trakcie właśnie takich rozmyślań zauważam niespodziewanie Marcina D. wraz z kolegą, których widziałem już dzisiaj w okolicach PK 14, PK 12 i PK 17. Zaczynają jechać mi na kole. Mimo, iż wyglądają całkiem rześko jadą mi na kole. Zastanawiam się po co? Moja średnia spadła poniżej 15 km/h, mimo iż największe wzniesienia dawno już za mną i pokonałem je z większą prędkością - ja już się po prostu wypaliłem, dogorywam. A oni jadą mi na kole? O tunelu aerodynamicznym nie może być mowy. Wiatr wieje w plecy z pewnością z większą prędkością niż ja przesuwam się do przodu. Ze stoickim spokojem wyjmuję batona i zaczynam go jeść. Po chwili Marcin D. wraz z kolegą wyprzedzają mnie. Ale nie tak po prostu - zachowują się, jakby na Tour de Pologne właśnie urywali się liderowi na ostatniej prostej, żeby decydującym atakiem odebrać mu zwycięstwo. Zastanawiam się po co? Przecież ja nie jestem w stanie zwiększyć mojej prędkości ani o 1 km/h. Ja konam, moja średnia z każdym kilometrem spada. Oczywiście z psychologicznego punktu widzenia chętnie bym się na czyimś kole przejechał, ale oni zdecydowanie chcą mi tę przyjemność odebrać, co im się oczywiście (wobec mojego stanu fizycznego rozkładu) udaje. Za jakiś czas, już okolicach Mojusza, wyprzedzam Marcina D. i jego kolegę. Nie, nie - ja wcale nie przyspieszyłem - to oni się zatrzymali i coś grzebali w rowerze. Marcin D. rzucił zdenerwowany, że napęd im się w rowerze sypie. Nie jestem nawet w stanie zebrać myśli na sensowną odpowiedź i mijam ich z zawrotną prędkością około 10 km/h, chociaż droga jest płaska. W pewnym momencie zaczynam mieć problem, żeby przekroczyć prędkość 15 km/h jadąc z górki. Kręcę korbami, ale po prostu nie mogę się rozpędzić. Zatrzymuję się i sprawdzam, czy coś nie hamuje mojego roweru - kręcę przednim i tylnym kołem. Niestety - okazuje się, że nic nie hamuje mechanizmu mojego roweru - to ja jestem tak słaby, że nie jestem w stanie nawet z góry się rozpędzić. Zaczynam się jednak moim żółwim tempem zbliżać do Sierakowic, minąłem tablicę "Sierakowice 5 km", która dodała mi skrzydeł. Poczułem, że jednak dam radę dojechać o własnych siłach. Sprawdzam czas - zostało jeszcze kilkanaście minut. Cholera - może zdążę. O dziwo, czuję przypływ nowych sił, zaczynam jechać około 20 km/h. Sam nie dowierzam, że jeszcze mnie na to stać. Już na ulicach Sierakowic słyszę jakieś szepty za plecami - to znowu Marcin D. ze swoim kolegą - miny znów przypominają te z tras Tour de Pologne. Zostało parę minut do 18:30. Jadą mi jakiś czas na kole, poczym tuż przed szkołą znowu urywają się, tak jakbym był w stanie przyspieszyć - nie mogę. Któryś z nich rzuca przy tym tekst w stylu: "tak się wygrywa", czy coś podobnego, po czym zamiast na Metę skręcili do szkoły. Przyznam, że trochę mnie rozbawili. Na metę wjeżdżamy równocześnie. Okazuje się, że jesteśmy 5 minut przed czasem - mój zegarek pokazywał, że do końca były już tylko sekundy.
![](http://img.trojmiasto.pl/zdj/rowery/archiwum/pic5/h29_jarek.jpg)
Zakończenie
Jestem skrajnie wycieńczony. Przed oddaniem karty, próbuję ustalić, czy wszystkie czasy przybycia na PK wpisałem, bo na niektórych nie wpisywałem czasu licząc, że uzupełnię to później. Nie jestem jestem w stanie tego sprawdzić - cyferki latają mi tylko przed oczami. Oddaję kartę i padam na trawę obok Marcina Ś. Nigdy w życiu nie byłem tak zmęczony. Czuję się jednak szczęśliwy - zdążyłem na metę przed czasem! Wygrałem ze swoimi słabościami, które dotkliwie dopadły mnie na ostatnim odcinku z PK 15 do bazy! Po chwili dojeżdża Andrzej W. i Robert S. - oni zdążyli na minutę przez limitem czasu. Mimo, iż planowaliśmy napierać razem przez całą trasę, a udało nam się wspólnie przejechać nie więcej niż kilometr, jesteśmy wszyscy zadowoleni. Idziemy razem na grochówkę z wkładką. Atmosfera w bazie jak zwykle przyjacielska i serdeczna. Ludzie częstują mnie napojami, bo ja umieram z pragnienia. Zamieniam po kilka słów z Andrzejem Ch. (jak się okazało zwycięzcą), Danielem Ś., Bartkiem B. i Michałem N. (Mickeyem). Czekam już tylko na Ziemka, który pojawia się po godzinie od zamknięcia mety. Jak sam powiedział - fotografował krajobrazy ;-) - też jest zadowolony ze swojego startu.
Dane z licznika i wyniki
dystans przejechany: 205 km
średnia prędkość: 19 km/h
czas jazdy: przeszło 10 h
(dane są podawane bez miejsc po przecinku, bo niestety mój licznik, po jednym z upadków na posadzkę nie wyświetla dwóch ostatnich cyferek ;-)
Mój wynik to 14 punktów kontrolnych i 48 punktów wagowych, co dało mi zaskakująco wysokie (11) miejsce w klasyfikacji generalnej na 158 startujących (po uwzględnieniu kilu oczywiście zasadnych protestów, prawdopodobnie spadnę na 13-14 pozycję). Jak zobaczyłem po raz pierwszy wyniki bardzo się ucieszyłem. Nie dowierzałem, że udało mi się wyprzedzić takich napieraczy jak Diablo, Grzegorz G., czy Wiki. Nie liczyłem na tak wysoką pozycję. Jak dla mnie to świetny wynik, biorąc w dodatku pod uwagę stan moich przygotowań oraz to, że z bazy wystartowałem faktycznie o 7, a nie o 6:30, no i brak kompasu. Mam nadzieję, że będę w stanie wynik ten jeszcze poprawić. To był mój trzeci Harpagan i jak na razie w każdym kolejnym uzyskuję lepszy wynik. Wiem, że wedrzeć się do pierwszej dziesiątki będzie bardzo trudno, ale to jest mój cel. Oby tylko kolana wytrzymały (z uwagi na złe ustawienie bloków w pedałach znowu je czuję :-/).
Koniec i bomba, kto czytał ... ten chyba ma świra na punkcie Harpagana (tak jak autor tej przydługiej relacji ;-).
Pozdrower - do zobaczenia na następnym Harpaganie
Tekst: Jarek Mydlarski
Foto: Darek Korsak
Mapa: materiały oragnizatorów
Opinie (16)
-
2005-04-26 23:19
No comment
No brawo! bardzo ciekawy artykuł :) Wogóle gratuluję zajęcia tak wysokiego miejsca i wytrwałości! Hmm ja się szykuje żeby się wybrać na Harpagana ale ciągle mi brakuje albo roweru... ;) albo popaercia kumpli. Wsumie myślę o wystartowaniu jesienią, ale nie wiem co będzie.
Pozdrower!- 0 0
-
2005-04-26 23:37
Cóż za e l a b o r a t :-)
Musze powiedzieć, że znam kolegę pisarza… jestem pod wieeeeeelkim wrażeniem zarówno pióra, jak i faktu niesłychanej wręcz miłości do tego typu przedsięwzięć podwyższających tężyznę fizyczną i samopoczucie. Potwierdza to, ta długa wypowiedź. Jestem również zaskoczony… kiedy kolega znalazł na to czas. Wszak napisanie… stworzenie takiego elaboratu, wymaga przecież czasu… wolnego czasu. A kolega, zdaje się, nie posiada go zbyt wiele. Myślę, że tę możliwość daje mu wydłużenie doby do 28 h… Tak, zdecydowanie… w tym leży tajemnica sukcesu
- 0 1
-
2005-04-26 23:46
Na prawdę świetna relacja...
Podziwiam nie tylko płynnośc tej relacji, którą przeczytałem na jeden raz (co rzadko mi się zdaża przy tak długich textach) ale również szczegółowe wspomnienia z samego rajdu. Czytając Twoją relację, czułem się jakbym jechał tuż obok. Pomimo, iż nie byłem na tej edycji Harpagana Twoja relacja pozwoliła mi śledzić każdy zaliczony punkt, krok, po kroku... Pewne informacje, z pewnością przydadzą mi się przy kolejnym starcie jesienią. Fajnie, że wśród grona kolarzy są osoby, które chcą dzielić się swoimi przeżyciami, pisząc tak wspaniałe texty!
ps. Text, textem, ale gratuluję przede wszystkim tak wspaniałego wyniku i życzę powodzenia w kolejnych edycjach.
Pozdrawiam- 0 0
-
2005-04-27 00:57
tyle razy za Tobą
Tyle razy razy Ciebie (i Was) widziałem, i zawsze od tyłu. Jak wyjeżdżałeś z 12-tki, obieżdżaliście jezioro Lipieniec przed 17-tką, wyruszaliście z 7-mki, niemal razem wjechaliśmy na 16-tkę (Wy oczywiście pierwsi). Gdyby nie Twoja wpadka przed 20-tką, pewnie dalej obserwowałbym Twoje plecy.
PS. Jechałem tą samą trasą z 18-tki do 11-tki i też mocno błądziłem przed punktem. Uratował mnie Michał Nowaczyk (Mickey) pewnie jadąc od Mirachowa (mam nadzieję, że jesteśmy kwita :).- 0 0
-
2005-04-27 10:16
Super czytadło
Przeczytałem relację jak dobry kryminał ;) Zaskoczył mnie trochę wybór kolejności PK 10-12; Taki wariant nie przyszedł mi podczas jazdy do głowy (w sumie chyba bym go nie wybrał). Kolejne zaskoczenie to wariant szosowy z PK17 do 7; szczerze powiedziawszy żałuję, że sam go nie obrałem.
Czytając natomiast o twojej drodze przez mękę do bazy, przestaję żałować, że odpuściłem PK18. Zaoszczędziłem siły i nerwy przy szukaniu PK11. Ponadto jechałem sam, baz pomocy tramwaju. Mogłem natomiast spokojnie z 15 jechać na 19 tak jak Wojtek.
Na kole siadłem tylko raz Wojtkowi, a i tak czułem że go wykorzystuję, ale w sumie dzięki mnie nie błądził dłużej przy 11-tce. Wojtku, myślę że jesteśmy jak najbardziej kwita, a nawet mam lekki dług :) Chętnie bym przeanalizował twoje czasy, ale w wynikach są totalnie pomylone.
Co do postawy kolegów z Tour de Pologne w końcówce, to jakaś totalna porażka. Trochę luzu panowie! Myślę, że pomoc innym jest tu równie ważna jak rywalizacja.- 0 0
-
2005-04-27 11:37
czasy w wynikach już w porządku
Przez pierwsze dni były z błędami, teraz są OK (przynajmniej moje)
- 0 0
-
2005-04-27 12:17
PK12 i M540
Te 540 są super, też je mam od niedawna.
No a szybkiego dotarcia do PK12 to zazdroszczę. Straciłem tam masę czasu, ponad 1h godzina błądzenie już w okolicach samego punktu.
Każdy mam więc jakieś "problemiki" tak, że bym tym startem się nie przejmował. A w kwestii tramwaju, sam widzisz, że nie jest go łatwo wprawić w ruch. Zawsze coś za coś.- 0 0
-
2005-04-27 13:25
Dzięki
Dzięki za pochlebne wpisy.
Do Slasza - Pedały są rzeczywiście super.
Slasz - kiedyś pisałeś o tym na forum - jak dopasować dokładnie bloki do pedałów. To jest dla mnie w tej chwili bardzo ważna kwestia, bo czuję, że w obecnym ustawieniu kolana sobie rozwalam. Mógłbyś opisac jak prawidłowo ustawić bloki?
Pozdrower- 0 0
-
2005-04-27 14:59
TRAMWAJ
tym samym dementuję wszelakie plotki o "elbląskim tramwaju" - do mnie mógł dołączyć każdy kto chciał bawić się wspaniale - przez większość trasy jechałem li tylko własnym tempem i nie wiozłem się na kole nikomu - wszystkich napotkanych na trasie pozdrawiam (było tego bractwa sporo, choćby L.J.S.) autora tej relacji podziwiam - moja relacja jeszcze się tworzy :-)
- 0 0
-
2005-04-29 14:24
SUPERNIE!
normalnie takie artykuły czyta sie na 1 wydechu! gratulacje siły i hartu walki :)
sama jezdze na rowerku, aczkowleik chyba na harpagan bym się nie zdecydowała - chociaż, kto wie ;-)))
pozdro! :)- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.