• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wyprawa rowerowa przez Bałkany

Krzysztof Kochanowicz
1 kwietnia 2011 (artykuł sprzed 13 lat) 
Piękne górskie wioski w Austrii. Piękne górskie wioski w Austrii.

Na Bałkany chciałem jechać od dawna, ale zawsze brakowało mi czasu. Jednak 12 i 26 września 2010 roku podczas startów w amatorskich zawodach rowerowych Skandia Maraton Lang Team poznałem Pawła Porucznika, dyrektora generalnego Aries Power Equipment, który zaproponował mi wsparcie mojej kolejnej wyprawy. Kolejne wydarzenia w moim życiu prywatnym m.in. wygasającą umową o pracę, sprawiły, że nie zastanawiałem się długo. Postanowiłem zrealizować marzenia, które od dawna chodziły mi po głowie. 15 października wyruszyłem w dwumiesięczną wyprawę rowerową do Aten i z powrotem.



Na przygotowania nie było wielu czasu. Tym razem jednak nie potrzebowałem żadnych wiz a z kondycją było całkiem nieźle więc w najważniejszych sprawach byłem przygotowany. Dystans, który zamierzałem pokonać, był długi, a po drodze wiele interesujących miejsc i ciekawych ludzi. Od początku zakładam, że częściowo będę wspomagał się bezpłatnym autostopem.

15 października 2010 roku, wyruszam tradycyjnie z Sopotu. Żegnają mnie znajomi oraz wiceprezydent Sopotu Bartosz Piotrusiewicz. Zanim jednak skieruję się na południe Polski, postanawiam zahaczyć o moje rodzinne miasteczko - Dąbrówkę Malborską. Tu także pozostaje na noc. Na kolejne noclegi zatrzymuję się w Toruniu, Łodzi i u Misjonarzy Oblatów w Kokotku koło Lublińca. Na dłużej zatrzymuję się również u mojego kolegi Tomka Protasa w Gliwicach. Jest on nauczycielem w gimnazjum nr 3 i 8, w których mam okazję spotkać się z młodzieżą i pokazać im slajdy z samotnej wyprawy rowerowej na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu w 2008 roku.

Panorama na Dubrovnik w Chorwacji Panorama na Dubrovnik w Chorwacji


Miłymi akcentami podróży przez Polskę są poranki - z Łodzi odprowadzał mnie Piotr Kolenda, a z Gliwic Bolesław Peszko (znani rowerzyści).

W Czechach zwiedzam przepiękne starówki w Ostrawie, Ołomuńcu, Brnie i Mikulowie, a także wąwóz Macocha. Ołomuniec pozostanie jeszcze z innego powodu na dłużej w mej pamięci. Tutaj przypadkowy przechodzień zaczepił mnie i zaproponował nocleg u siebie! Do Wiednia docieram jednak z bolącym kolanem, dlatego też postanawiam zrobić sobie dzień przerwy. Kolejnego dnia ruszam w deszczu do Sanktuarium Maryjnego w Mariazell. Po drodze, która praktycznie cały czas się wznosiła, a w końcówce była wręcz górską wspinaczką przez dwie przełęcze, zaczyna coraz intensywniej padać śnieg. Na szczycie można by powiedzieć - zima w pełni, wszędzie tylko biały puch. Ale i tak jest pięknie. Następnego dnia muszę czekać do 10.30, aż lód stopnieje na drodze. Zaliczam kolejne dwie przełęcze i trzęsąc się z zimna na zjazdach docieram do słonecznego Weiner Neustadt. Kolano boli coraz mocniej, ale zwiedzam miasto i kolejnego dnia kieruję się do Bratysławy. Wspaniałe miejsce. Docieram jeszcze do Marianki, ale z bólu nie mogę już nawet dobrze chodzić. Zapada bolesna decyzja - wracam do domu autostopem po 14 dniach podróży. Powrót zajął mi 18 godzin.

Nie taki był plan!
To jeszcze nie koniec. Tak szybko się nie poddaję. Odpoczywam i leczę się przez 12 dni, a następnie TIRami jadę na południe Słowacji. Stamtąd mam już tylko kawałek do cudownych węgierskich miasteczek - Esztergom, Wyszehrad, Vac i Szentendere. Kilkanaście kilometrów dalej jest Budapeszt, bardzo ładne miasto z okazałym budynkiem parlamentu. Mi jednak najbardziej podoba się Kościół Skalny. Z każdym dniem jest coraz cieplej, a w Kećskemet jest już 20ºC ! Kolano z każdym dniem boli coraz mniej, ale każdego dnia trochę jadę na rowerze a trochę autostopem, który się okazuje bardzo łatwy w zorganizowaniu.


Odpoczynek od roweru, zwiedzam Grecję Odpoczynek od roweru, zwiedzam Grecję


Jeszcze w Szeged zwiedzam Katedrę Wotywną i ruszam do Serbii. Odtąd już bez problemów mogę poruszać się autostradami, a stojący policjanci dopingują mnie okrzykami: "żwawiej" lub "szybciej"! Ludzie są z każdym dniem coraz przyjaźniej nastawieni. Każdemu imponuje, że jesienią wyruszyłem w tak daleką podróż. Ale cóż to za jesień, kiedy w Belgradzie na Starówce było 26 ºC! Każdy pomaga mi jak może. Zorganizowanie bezpłatnego noclegu nie stanowi już praktycznie problemu. Ludzie zapraszają do swoich mieszkań lub podpowiadają, gdzie mogę się zatrzymać. Częstują kawą, herbatą i jedzeniem (np. ćiepaćici).

W Macedonii trochę moknę, ale przychylność ludzi jest niesamowita. Praktycznie na każdej stacji benzynowej jestem czymś częstowany. Bardzo chętnie ludzie nawiązują kontakt. Zwiedzam tylko Skopje, ale podoba mi się ten mały kraj i jego mieszkańcy.

Do Grecji docieram zdrowy i w pełni sił. Niedługo się jednak cieszę - w Salonikach potrącił mnie samochód i wylądowałem na ulicy. Ja byłem poobijany a rower wymagał solidnej naprawy. Fantazja Greków nie ma granic. Nikt się niczym nie przejmuje. Za Salonikami wjechałem na płatną autostradę. Zatrzymuję się i pytam kierowców, czy mogę jechać rowerem po autostradzie. Spoglądają na mnie jak na wariata! Możesz jechać, to wolny kraj! Od tego czasu już wszędzie bez najmniejszych skrupułów aż do Chorwacji jadę po autostradzie i mijającej policji nie przeszkadza to! Po 28 dniach docieram do Aten. Witają mnie przedstawiciele z Rady Rodziców Polskiej Szkoły w Atenach oraz Wojtek Skok! Odpoczywam tu dwa dni. Pierwszego dnia zwiedzam Ateny, w tym Akropol - jest tak ciepło, że ludzie kąpią się w morzu. Większość czasu drugiego dnia spędzam w Polskiej Szkole w Atenach i opowiadam jej uczniom i nauczycielom o moich podróżach rowerowych. Z Aten jadę pociągiem do Kalambaki, gdzie zwiedzam Meteory (unikatowe prawosławne klasztory zawieszone na zboczach skał).

Mostar w Bośni i Hercegowinie Mostar w Bośni i Hercegowinie


Z Albanii mam mieszane wspomnienia. Codziennie moknę, a nie ma gdzie się wieczorami wysuszyć. W większości budynków nie ma grzejników, a jak już są to nie mają podłączenia do pieca. Służą tylko do ozdoby. A jak jest zimno, to należy otworzyć na zewnątrz. A za oknem tylko 10ºC i pada deszcz! Ale z drugiej strony są bardzo życzliwi ludzie, chociaż utrudniona jest komunikacja z nimi (angielski jest mało znany, popularniejszy jest włoski). Jest to biedne państwo, ale widać postępujące zmiany. Powstają nowe drogi i coraz rzadziej spotyka się bunkry, pozostałości po poprzedniej epoce. Kraj jest niesamowitych kontrastów. Z jednej strony nizinne i ciepłe nadbrzeże położone nad Adriatykiem, a z drugiej strony malownicze i chłodne góry. Przeprawiając się przez nie docieram do Kosowa. Tam też mieszkają Albańczycy, ale ich życie nie wiele różni się od serbskiego, a znacznie do tego w Albanii. Co kawałek widzę znaki informujące o dopuszczalnych prędkościach dla czołgów i wozów opancerzonych. Zwiedzam Prisztynę, ale bardziej mi się podoba Peć.

Przejazd z Kosowa do Czarnogóry prowadzi przez przełęcz pow. 1800 m.n.p.m. Cały dzień pada, ale 26 km podjazdu pokonuję z łatwością, nie czując zakupów, które zrobiłem opuszczając najtańsze państwo w okolicy. Jednak na zjeździe marznę okropnie. Cały dzień jadę skrótami, pagórkowatymi i w większości bocznymi drogami. Na koniec ponownie przypada mi przejazd przez przełęcz. Tym razem było 18 km podjazdu ze średnim nachyleniem pow. 10% na wysokość 1572 m.n.p.m. Przejazd przez obydwie "górki" prowadził zaśnieżonymi drogami. Kolejnego deszczowego dnia docieram do Podgoricy. Nie robi na mnie większego wrażenia, więc od razu kieruję się do Cetinje, historycznej stolicy Czarnogóry. Bardzo ładne miasteczko z przepięknym Monanstyrem. Stamtąd przez interesującą Budvę docieram do Chorwackiego Dubrownika. W tym ciepłym i bardzo ładnym mieście spędzam popołudnie i wieczór. Czuję się świetnie.

Kosowska prowincja Kosowska prowincja


Z braku czasu jednak kolejnego dnia ruszam w drogę do Bośni i Hercegowiny. Praktycznie cały czas znowu jadę w deszczu. Czuję, że już nawet czosnek przestaje działać. Zdesperowany i przeziębiony w miasteczku Bielica wsiadam do autobusu i nim docieram późnym wieczorem do Sarajewa. Zwiedzam je o świcie i ruszam w dalszą drogę. Nie jadę jednak od razu do Medjugorie. Urzekło mnie Stare Miasto w Mostarze. Pomimo widocznych śladów po wojnie (podobnie było w Kosowie), jest tam tak pięknie, że zatrzymuję się na noc i wracam na nią wieczorem. Kolejnego dnia jadę do Medjugorie. Po 12 dniach, kiedy codziennie mokłem, po raz pierwszy tylko świeciło słońce i było bezchmurne niebo. Niczym na skrzydłach dotarłem na miejsce, gdzie akurat przybyły tysiące Włochów na Święto Niepokalanego Poczęcia NMP. Polska flaga na rowerze dumnie powiewała, kiedy gratulowali mi pokonanej trasy. Nawet dla nich był to długi i trudny odcinek. Spędzam tam dwa dni pod opieką rodaków z Polskiej Oazy. Skupiam się na modlitwie, poznaniu historii tego miejsca, zwiedzaniu i pracy na rzecz Oazy. Wspaniałe miejsce, żal je opuszczać. Jednak kilka godzin jazdy i jestem w Splicie, czyli ponownie w Chorwacji. Tam goszczę w Polskim Towarzystwie Kulturalnym "Polonez". Jestem przez przewodników oprowadzony po mieście, które wybudował Cesarz Rzymski Dioklecjan i spędził tu swoje ostatnie lata życia. Ze Splitu przemieszczam się autokarem do Zagrzebia. Od razu jadę 35 km do położonego w górach Sanktuarium Maryjnego w Mariańskiej Bistricy. To wspaniałe miejsce docenił nawet papież Jan Paweł II. W drodze powrotnej zwiedzam stolicę Chorwacji, a następnie przez miasteczko Samobor udaję się do Słowenii. Tutaj zastaje mnie zima. Udaje mi się jeszcze zwiedzić Ljubljanę, ale śnieg i lód na drodze przerywają skutecznie dalszą podróż. Przez prawie cały dzień szukam autostopu w kierunku Czech, ale nikt nawet do Austrii nie jechał. Udaje mi się jednak z Macedońskim kierowcą nocą przejechać na Słowację, a stamtąd Litwin zabiera mnie do Cieszyna. Przez 4 godziny w sobotnie przedpołudnie, przy padającym śniegu, szukam transportu do Pragi lub chociaż do Brna czy Ołomuńca.

Przez śniegi i zamiecie wracam do domu Przez śniegi i zamiecie wracam do domu


W końcu poddaję się i dwoma TIRami docieram pod wieczór do Łodzi. Tu zastaje mnie zmiana rozkładu na kolei i informacja, że najbliższy pociąg mam następnego dnia. Z wielkim trudem znajduję miejsce w hotelu robotniczym (chyba studenci zajęli wszystkie tanie noclegi) na obrzeżach miasta, a następnego dnia wracam do domu. Ostatnie 3 km podróży pokonuję przez zaspy w śnieżycy.

Statystyki:
-dystans całkowity: 4165 km
-całkowity czas jazdy ponad 213 godzin
-czas wyprawy: 49 dni

Autor relacji: Krzysztof Skok
(Na stronie autora znajdziecie pełną relację oraz zdjęcia)

Inne relacje z podróży rowerowych Krzysztofa Skok:
-w 2008 roku: Samotna wyprawa na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu
-w 2010 roku: Pielgrzymka do Ziemi Świętej



Opracował:

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Parametry trasy

  • Region Świat
  • Długość trasy 4165 km
  • Poziom trudności trudny

Znajdź trasę rowerową

Opinie (22) 6 zablokowanych

  • Niezły wyczyn! Oglądałem też kiedyś Pana relację z wyprawy do Pekinu.

    Piękne przeżycia i późniejsze wspomnienia warte są takich poświęceń.

    • 1 0

  • Panie Skoku

    gratuluję realizacji własnych marzeń i pokonywania własnych słabości.
    Życzę przy okazji dalszego odkrywania świata i pokazywania innym że można .

    • 2 0

  • Hallo Krzysztof

    Przeczytalem Twoje wspomnienia. No nie powiem to jest wyczyn i w zasadzie tylko wyczyn. Krzysztof, jestem zwarowanym pedalowcem rowerowym ale jezdze troche inaczej. Przedewszystkim nie jezdze po autostradach ( czy to naprawde byly prawdziwe autostrady?) az wlos jezy na glowie ze cos takiego mozna
    przezyc. Normalnie to jest samobujstwo. Jesli masz awarie pojazdu to pierwsza zasada jest postawic trujkat i uciekac za barierke ogradzajaca autostrade. A Ty ciagniesz do pszodu i masz smierc w pogardzie. Mi chodzi o ludzi ktorzy moze wybrali by sie nawet do Krakowa rowerm bo z Gdanska to byla by calkie niezla wacieczka (oczywiscie bez sponsora) tylko cholernie niebezpiczna ze wzgledu na " kawalerska fantazje" wielu kierowcow. Zacznijmy propagowac moze nie WYPRAWY a podroze rowerowe i dzielic sie doswiadczeniami z milo spedzonego czasu a nie poscigu do coraz to trudniejszego celu. Krzysztof mam nadzieje ze sie kiedys spotkamy na sciezce rowerowej gdzies daleko w swiecie i bede mogl sponsorowac Tobie dobre zimne piwo. A moze w tym roku? Ja jade Renem do jeziora Bodenskiego tam przeskakuje na Dunaj i pedaluje do Budapesztu z Budapesztu wracam do Wiednia i przez Czechy wskakuje na Nyse-Odre i do Szczecina a puzniej do domu. Moze sie gdzies spotkamy? Kto wie! (Aprpo, ja jestem emerytem)

    • 1 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Popołudniowa wycieczka rowerowa po pracy, nad Jezioro Marchowo

30-50 zł
zajęcia rekreacyjne, rajd / wędrówka

Zawody Rowerowe Cross Country Sobieszewo

100 zł
zawody / wyścigi

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum