- 1 Beetlejuice 2: nie tak to miało wyglądać (22 opinie)
- 2 Tatuaż. Wskaźnik bogactwa społeczeństwa (591 opinii)
- 3 Trwają zdjęcia do filmu na Hipodromie (3 opinie)
- 4 Jedni wychodzili z sali, inni ruszali pod scenę (41 opinii)
- 5 Kiedyś nie docenialiśmy, dziś tęsknimy (101 opinii)
- 6 Planuj Tydzień: wyjdź z domu na miasto (12 opinii)
Na Open'erze deszcz, na scenach Disco 2011
Ten tytuł to oczywiście trawestacja słynnego utworu "Disco 2000" grupy Pulp, bo drugiego dnia królowała muzyka gitarowa. Główna gwiazda imprezy mimo deszczu zagrała świetny koncert. Na innych scenach było niemniej ciekawie.
W namiocie Alter Space objawieniem okazał się polski kwartet Karbido. Zespół nie pojawił się na scenie, ale na środku sali a instrumentem, na którym jego członkowie zagrali był... stół. Mebel podłączony był do wzmacniaczy tak, że było słychać każde, nawet najdrobniejsze uderzenie. A tych muzycy nie szczędzili - szurali i uderzali, tworząc pomysłowe bity przy pomocy smyczków czy umieszczonych na krawędziach mebla gitarowych gryfach.
Zahaczali o muzykę ludową, ale też współcześniejsze brzmienia: ambientowe przeróbki "I Wanna Be Your Dog" The Stooges albo "Walk on the Wild Side" Lou Reeda. Wrażenie niesamowite.
W kolejnym namiocie - Tent Stage - zagrało trójmiejskie D4D. Wydawało się, że wykonując ciągle ten sam reprertuar ciężko będzie pokazać coś nowego, ale Dicki, podobnie jak Caribou dzień wcześniej, nadali swoim utworom jeszcze bardziej dyskotekowy charakter. To był świetny pomysł, bo publiczność tańczyła przy utworach bez opamiętania. Zwłaszcza przy słynnym "Love is Dangerous"czy odświeżonym "Technology".
Przez cały czas deszcz się wzmagał, ale to nie przeszkadzało nikomu. Na Scenę World kilkanaście minut po 20 zaczęły schodzić się tłumy, żeby zobaczyć Abraham Inc. w niemal dziesięcioosobowym składzie. Zespół świetnie łączył wpływy muzyki klezmerskiej z hiphopowymi bitami. Całość brzmiała jak z innego wymiaru.
A potem był Pulp, który w Gdyni zagrał dopiero swój trzeci koncert po reaktywacji. I podobnie jak podczas pierwszego występu w Barcelonie kilka tygodni temu, u muzyków czuć było radość, a przede wszystkim niezwykłą pasję z grania kolejnych utworów. Choć krople deszczu wlewały się na scenę, to Jarvis Cocker w każdym momencie koncertu dawał z siebie wszystko. Zagadywał też do widzów, którzy z minuty na minutę zapominali o beznadziejnej pogodzie, a coraz bardziej odpływali przy "Common People" czy "Disco 2000". Pulp jest w świetnej formie i tak jak reaktywowane zespoły w latach ubiegłych na Open'erze, pokazał klasę.
Na dokładkę zagrali jeszcze Foals, w ktorych brzmieniu nie było schematu charakterystycznego dla zespołów indie-rocka czy Crystal Fighters, łączącego gęste electro z potężnymi basami i rockową żywiołowością. Jednak uśmiechu Jarvisa Cockera w okularach i muzyki jego zespołu nic już nie było w stanie przebić.
Wydarzenia
Opinie (59) 7 zablokowanych
-
2011-07-02 16:04
Heineken!
Zabawne sa te negatywne komentarze osób których nigdy nie było na tym festiwalu , proponuje wybrać się I zasmakowac panującego tam klimatu ;) Narazie Coldplay I Pulp wygrywają !
- 3 6
-
2011-07-03 02:24
po halasie ludzi wniaskuje ze imreza udana jest codziennie mi to nie przeszkadza lubie jak cos sie dzieje a tu pisza zazdrosnicy sami i smierdzi w wiekszosci gdanskiem lub starymi babami dziadami ; )
- 1 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.