• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dziewczyny Pana Tadzika

Jacek Główczyński
13 października 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Pięć lat polska szermierka czekała na złoty medal mistrzostw świata seniorów, piętnasty w historii naszych startów w tych imprezach. Znów na najwyższy stopień podium biało-czerwoni utorowali sobie drogę floretem. Z tym, że tym razem broń trzymały w dłoniach panie. W Gdańsku możemy napisać od Ryszarda Sobczaka do Sylwii Gruchały, Magdaleny Mroczkiewicz i Anny Rybickiej. Ten pierwszy przywiózł złoto w 1998 roku, po turnieju drużynowym w La Chaux de Fonds. Jego młodsze koleżanki wraz z Małgorzatą Wojtkowiak (Warta Poznań), okazały się najlepszym zespołem globu w Hawanie. Niektórzy dodają, że także... najładniejszym.

Tadeusz Pagiński
Nie bez kozery na najwyższym stopniu podium na Kubie obok czterech zawodniczek stanął mężczyzna. "Pan Tadzik", jak zwykły zwracać się do niego podopieczne, stoi na szczycie szkoleniowej piramidy w żenskim florecie w Sietom AZS AWF Gdańsk i reprezentacji Polski. Jego najbliższymi współpracownikami są Longin Szmit i Robert Mrozowski.

- W turniejach drużynowych, krok po kroku wspinaliśmy się w światowej hierarchii. Od dawna już jeździliśmy na zawody z aspiracjami odnoszenia zwycięstw, ale jak się okazało, na wszystko musi przyjść czas. Najpierw dwa razy wygrywaliśmy turniej drużynowy na mistrzostwach Europy. W tym sezonie wreszcie po raz pierwszy zwyciężyliśmy zespołowo w zawodach Pucharu Świata. Zwieńczeniem tego procesu jest sukces w Hawanie, choć z medalowymi aspiracjami było na Kubie chyba z dziewięć drużyn. To historyczny wynik. Naszą siłą jest to, że mamy wyrównaną czwórkę zawodniczek. Sztuką jest dokonanie wyboru, gdyż na rezerwie pozostaje florecistka, która nie jest gorsza od pozostałych. Istotna jest także taktyka, ale ta niech zostanie tajemnicą mojego zawodu - podkreśla fechtmistrz Pagiński.

Anna Rybicka
Najstarsza w drużynie, choć zaledwie 26-letnia. Przełamywanie historycznych barier nie jest dla niej nowością. To ona w 1997 roku zdobyła pierwszy indywidualny medal dla Gdańska w mistrzostwach Europy. W Hawanie w turnieju indywidualnym została wyeliminowana w 1/32 finału przez Chinkę. Ale w rywalizacji drużynowej Tadeusz Pagiński nie bał się wystawić "Ryby" przeciwko tej nacji w ćwierćfinale. Wygraliśmy 45:39.

- Mój prywatny bilans w tym meczu wynosił dwa trafienia na plusie. Potem chciałam walczyć, ale trener postanowił inaczej. Naszą najsilniejszą stroną jest atmosfera, która panuje w drużynie. Podczas walk drużynowych wzajemnie się podbudowujemy - mówiła Rybicka, która jest kapitanem reprezentacji.

Magdalena Mroczkiewicz
- Magda walczyła świetnie. Wypracowała bardzo dużą przewagę - podkreślał po meczu z Chinkami Wojciech Szuchnicki, a trudno posądzać go o kumoterstwo, bo z Mroczkiewicz nie stanowią już pary.

- Osobiście nie interesuje mnie historia. Nie chcę dodatkowo stresować się statystyką - zapewniała "Mrówka", która jako jedyna wyłamała się ze schematu blondwłosych florecistek, czym zmartwiła selekcjonera.

W półfinale 24-latka rozpoczynała mecz z Rumunią. Przegrała 1:5 z Roxaną Scarlat. Później nie poradziła sobie z Laurą Badeą. Przejęła wynik 13:12, a oddała 16:18, czyli przegrała 3:6. Dopiero pojedynek z Cristiną Stahl był udany. Zakończył się wygraną 5:1, a Polska odskoczyła na 40:31. Zresztą na tej Rumunce Polki zarobiły aż 15 punktów!

Taką też przewagę, ale w finale nad Rosjankami wywalczyła sama Mroczkiewicz! To był jej mecz. Pozostałe koleżanki miały ujemy bilans (Gruchała i Wojtkowiak po -3). Tym razem Magda wyszła na planszę jako trzecia w naszej drużynie, przy wyniku 10:6. Jewgienię Łamonową rozbiła 5:0. Rosjanka już więcej w tym spotkaniu nie walczyła. Po kolejnym sukcesie Magdy, tym razem nad Swietłaną Bojko, indywidualną mistrzynią sprzed roku, (5:2), przewaga Polek wzrosła do 27:15. Najboleśniej starcie z "Mrówką" wspominać będzie Wiktoria Nikiszina, która przegrała 3:10! Była to kapitalna odpowiedź na wcześniejszą walkę Wojtkowiak, która przegrała z Jekateriną Juszewą aż 1:12. Dzięki Mroczkiewicz przed ostatnim pojedynkiem finału biało-czerwone miały aż osiem trafień w zapasie (38:30)

Sylwia Gruchała
- Trzeba atakować każdy cel - odpowiadała wicemistrzyni świata, pytana czy srebro indywidualnie nie zmniejszyło jej motywacji do walk drużynowych. - Ciężko mi się tutaj walczy. Przypominają o sobie przerwy w treningach, które latem miałam z powodu dolegliwości stawów - biodrowego i skokowego. Aby podołać zadaniu muszę wykazać się jeszcze większą koncentracją i mobilizacją. Nie myślę o tym, że to ja kończę pojedynki, że to ja mam zadać decydujące trafienie. Dla mnie każda akcja jest tak samo ważna jak te wcześniejsze.

Półfinał z Rumunkami Sylwia rozpoczęła od minimalnej porażki z Badeą 4:5 a Polska przerywała 5:10. Jednak Gruchała dała naszej reprezentacji po raz pierwszy w tym meczu prowadzenie (30:26) pokonując Stahl 9:4. Awans do finału i wynik 45:32 przypieczętowała zaś sukcesem 5:1 nad Scarlat, tą samą, która pokonała w indywidualnym półfinale.

Jako że w drugim meczu Rosjanki pokonały Włoszki (dla tych drugich w ogóle nie starczyło miejsca na podium, w małym finale uległy Rumunkom), doszło do powtórki finału sprzed roku. W Lizbonie sborna zwyciężyła 45:41. W Hawanie po każdej walce prowadziliśmy, a dobry początek dała Sylwka, która pokonała Nikiszinę 5:4. Co prawda, w drugiej walce przyszło załamanie, gdyż Gruchała przejęła wynik 20:6, a oddała 22:13 po przegranej z Juszewą 2:7, ale w ostatnim starciu była to znów gdańszczanka, jaką chcielibyśmy oglądać. Sylwia podjęła wymianę ciosów z Bojko. Wygrała ją 7:6, a finał przyniósł triumf Polek nad Rosjankami 45:36!


Komentuje Ryszard Sobczak
RYSZARD SOBCZAK (mistrz świata z 1998 roku, dwukrotny medalista olimpijski, prezes sekcji szermierczej Sietom AZS AWFiS Gdańsk): - Z perspektywy naszego klubu możemy mówić o wymarzonych wynikach. Gdańszczanki sięgnęły po historyczne medale. W perspektywie Aten najbardziej cieszy srebro indywidualne Gruchały, ale nie możemy zapominać o drużynie. Tej konkurencji na igrzyskach nie będzie tylko w 2004 roku. Potem wróci, a że nasze zawodniczki są młode, wszystko przed nimi.

Nasze mistrzynie witać będziemy w niedzielę dwukrotnie. 11-osobowa delegacja udaje się do Warszawy, na Okęcie. Mają nas wesprzeć stołeczni szermierze. Natomiast przed północą główne powitanie, z udziałem władz klubu i uczelni, planowane jest na lotnisku w Rębiechowie. W poniedziałek na 11.00 florecistki zaprosił prezydent Gdańska.

Gratulując Sylwii, Magdzie i Ani nie możemy zapominać o Wojtku Szuchnickim. Wraz z drużyną zajął czwarte miejsce, co w 75 procentach daje florecistom start w Atenach, gdyż jest dobrym punktem wyjściowym do dalszych kwalifikacji. W ćwierćfinale gdańszczanin zwycięsko zakończył mecz z Francuzami, którzy od sześciu lat zawsze byli w finale!

Nie tylko nie martwię się, że nie jestem już jedynym gdańskim mistrzem świata, ale bardzo się cieszę, że mam towarzystwo. Kubańskie sukcesy są potwierdzeniem, że program, który nakreśliliśmy sobie w klubie, jest prawidłowo realizowany. Historia Jarka Rodzewicz, który po igrzyskach był zmuszony do zakończenia kariery ze względów finansowych, nie może już mieć miejsca. Na to wszystko pracuje cała rzesza ludzi. Samych trenerów jest 12. Bardzo pomaga nam uczelnia.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane