Nie ma mocnych na żużlowców Lotosu. Ostatnimi ofiarami podopiecznych
Grzegorza Dzikowskiego byli zawodnicy TŻ Sipma Lublin. Zespół prowadzony przez Janusza Stachyrę przegrał z gdańszczanami 27:63.
Gdańska ekipa mocnym akcentem zakończyła pierwszą rundę rozgrywek. Lublinianie zgodnie z przewidywaniami przyjechali nad morze bez zawodnika zagranicznego. Również trener Dzikowksi nie wstawił do składu obcokrajowca. Konfrontacja krajowych "garniturów" wypadła zdecydowanie na korzyść Lotosu. Gości stać było tylko na remisy w sześciu biegach. Trzykrotnie wykorzystali małe jeszcze doświadczenie
Mariusza Pacholaka, który dobrze wychodził spod taśmy, ale tracił pozycje na dystansie. Po jednej wpadce mieli
Krzysztof Stojanowski i
Krzysztof Pecyna. W jednym z wyścigów braci Jabłońskich zaskoczył
Grzegorz Knapp. Pozostałe gonitwy kończyły się podwójnymi zwycięstwami gospodarzy. Trzeba jednak przyznać, że pechowo jeździł Tomasz Piszcz.
- Myślałem, że będzie trochę lepiej - wyznał
Jarosław Siwek, wiceprezes lublinian.
- Mogliśmy zdobyć kilka punktów więcej, ale nasi zawodnicy potracili je na trasie. Decydowała znajomość toru. Gospodarze wiedzieli gdzie jechać. Przyjechaliśmy w krajowym składzie biorąc uprzednio pod uwagę kilka czynników. Po pierwsze, uznaliśmy, że Lotos na swoim torze jest zbyt mocny. W Gdańsku jest bardzo mocna drużyna, bardzo dobrze dopasowana do toru. Po drugie, Karlsson nie jest tani i zawsze dobrze trzeba się zastanowić przed jego ściągnięciem. Chcieliśmy sprawdzić jak poradzi sobie drużyna bez Szweda i czy dojście kolejnego zawodnika krajowego zmobilizuje pozostałych seniorów. Teraz mamy pewien pogląd na te sprawy. W rewanżu na naszym torze mecz będzie wyglądał całkiem inaczej. U siebie jeździmy znacznie lepiej. Można powiedzieć, że jesteśmy rycerzami własnego toru. Przewiduję, że wygramy.Kibice Lotosu ze szczególną uwagą obserwowali Pecynę i Stojanowskiego, którzy walczą o miejsce w składzie. W meczu z TŻ Sipmą wypadli na remis.
- W pierwszym wyścigu przywiozłem zero i nie ma co zwalać winy na sprzęt - przyznał "Stojan".
- Przesądziłem z przełożeniami i przyjechałem czwarty. To była ewidentnie moja wina. Szybko wyciągnąłem wnioski i w kolejnych biegach było już w porządku. Mecz toczył się do jednej bramki.
Uważam, że kilka szarż było miłym ożywieniem dla publiczności. Kibice lubią mocne wrażenia, a ja staram się jeździć efektownie. Bardzo dobrze czuję się w parze z Tomkiem Chrzanowskim.
Ma doskonałą orientację na torze i potarfi współpracować. Staram się podpatrywać jego oraz innych zawodników i wyciągać wnioski, które pomogą mi w jeszcze lepszej jeździe. Nadal muszę pracować nad sprzętem, ale widzę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Przyznam, że nie spodziewałem się, że wygramy tak łatwo. Potwierdziliśmy, że na nsszym torze nie ma na nas mocnych. Dobre wyniki to rezultat atmosfery w klubie. Drużyna jest dobrze ułożona. Nie ma żadnych zgrzytów. Zarząd pracuje pełną parą. Mamy bardzo dobre warunki, które każdemu umożliwiają rywalizację. Oby tak dalej. Przed nami trudne mecze wyjazdowe. Przystąpimy do nich z nastwieniem na wygrane. Na pewno nie będzie łatwo. Wszystkie drużyny nastawiają się na nas. Trzy najbliższe mecze rozegramy na torach ekip walczących o pierwszą czwórkę. Zrobimy wszystko, aby rozstrzygnąć je na swoją korzyść. Cieszę się, że moja jazda przypadła kibicom do gustu. Sympatia kibiców jest bardzo ważna. Przy takim dopingu, jaki mamy w Gdańsku, aż chce się jeździć.Fanów Lotosu czeka teraz dłuższa przerwa. Swoich ulubieńców na stadionie przy ul. Długie Ogrody będą mogli zobaczyć dopiero 27 czerwca. Trener Dzikowski i jego podopieczni mogą jednak liczyć na doping najwierniejszych fanów w meczach wyjazdowych. Kibiców z Gdańska z pewnością nie zabraknie w Lublinie, Gorzowie i Ostrowie.