Koszykarze Prokomu Trefla Sopot pokonali BC Ventspils 79:57 (16:15, 24:13, 20:19, 19:10) w pierwszym meczu Final Four Pucharu Europy w Salonikach, dzięki czemu osiągnęli największy sukces w męskiej koszykówce klubowej w naszym kraju. Pisząc te słowa nie znaliśmy wyniku ścisłego finału, w którym nasz zespół zmierzył się z Arisem (pokonał KK Hemofarm Vrsac 73:66 - 18:17, 19:24, 19:11, 17:14). Przeszkodą nie do przejścia była tradycja południowców późnowieczornego rozpoczynania widowisk sportowych.
PROKOM: McNaull 17 (16 zbiórek), Jagodnik 16 (4x3 pkt), Żidek 10 (6 z.), Masiulis 9 (10 z.), Marković 9, Maskoliunas 8, Vranković 8 (5 asyst), Barry 2 (9 a.), Krzykała, Wilczek.
VENTSPILS: Vecvagars 13, Skrimants 9, Bagatskis 8, Buskievics 7, Chatman 6, Purnis 6, Obersats 4, Kosuskins 2, Petersons 2, Zeltins.
Dla trenera
Eugeniusza Kijewskiego hala Alexandrio Malathro w Salonikach znów była szczęśliwa. Pierwsze zwycięstwo odniósł tam jeszcze jako zawodnik z reprezentacją Polski w kwalifikacjach do finałów ME w 1978 roku.
- Narzuciliśmy swój styl gry, zmuszając rywali do ataku pozycyjnego. Agresywna obrona na obwodzie i wykorzystanie siły fizycznej na pozycjach wysokich skrzydłowych i środkowego były kluczem do wygranej - cieszył się po meczu "Kijek".
Spotkanie rozpoczęło się od niecelnego rzutu za trzy punkty
Gorana Jagodnika, a zakończyło się również nieudaną próbą rzutu zza linii 6,25 m
Joe McNaulla.
Zawodnicy ci byli najlepszymi aktorami widowiska. "Józek" brylował pod koszami. Zebrał rekordową średnią 16 piłek. Po pierwszym dniu identyczną liczbę uzyskał jedynie
Michael Cambell (Hemofarm Vrsac). Nasz zespół najbardziej obawiał się trzypunktowych rzutów mistrzów Łotwy, których do boju miał prowadzić leciwy
Ainars Bagatskis. 37-latek (2/8 w całym meczu) trafił jedynie na początku (w 90 sekundzie na 3:0; było to jedyne prowadzenie rywali). Identycznym trafieniem szybko odpowiedział
Darius Maskoliunas i sopocianie zaczęli... grać swoje. W 39 min kolejna trójką Litwin ustalił wynik meczu. Dla niego oraz
Tomasa Masiulisa, jego rodaka z Prokomu, potyczka z Arisem była już trzecim występem w finale europejskiego pucharu. Litwini są mistrzami Euroligi z 1999 roku (w Monachium wygrali z Kinderem Bolonia 82:74, a grał tam także
Jirzi Żidek) oraz zdobywcami Pucharu Europy w 1998 roku z Żalgirisem Kowno.
- W finale nie możemy panikować. Musimy trzymać się konsekwentnie planu gry i wtedy zwycięstwo jest możliwe. Jesteśmy blisko sukcesu. Mały kroczek dzieli Prokom od wygranej, a mnie od trzeciego pucharu - mówił przed meczem nasz obrońca.
Co ciekawe, gdy rozpoczynało się spotkanie z BC Ventspils,na trybunach Alexandrio Melathro siedziało siedmiuset widzów, gdy się kończyło - było ich już pięć razy więcej. Wszystko dlatego, że miał grać Aris. Na finał biletów nie było już od dawna. Na trybunach zasiadło sześć tysięcy hałaśliwych fanów w żółto-czarnych barwach. Te kolory bowiem dominują na strojach obu finalistów PE. Wśród widzów było także 58 kibiców z Polski, którzy przez 54 godziny tłukli się autokarem do Salonik. Przy wejściu na halę stoczyli zwycięską bitwę z porządkowymi, którzy mieli zastrzeżenia do ich olbrzymich bębnów. Fani wygrali bitwę z Grekami. O tym, czy koszykarze Prokomu poszli ich śladem, poinformujemy jutro.