• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

23 rocznica Porozumień Sierpniowych

Jacek Grąziewicz
29 sierpnia 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Dzięki legitymacjom prasowym dziennikarze mogli z najbliższej odległości przyglądać się protestowi stoczniowców. Od początku wydarzeń sierpniowych w stoczni bywał Maciej Borkowski, dziennikarz tygodnika "Czas".

- W przeciwieństwie do dziennikarzy telewizyjnych nie wyrzucano nas z terenu stoczni - wspomina pan Maciej w rozmowie z "Głosem". - Kłopoty mieli również dziennikarze gazet codziennych, ponieważ w przeważającej części byli oni manipulowani przez ówczesne władze. Dziennikarze "Czasu" obecni byli w większości zakładów Trójmiasta. Najwięcej działo się jednak w gdańskiej stoczni i dlatego zdecydowaliśmy, że w tym zakładzie musimy być obecni całą dobę.

Dziennikarz "Czasu" powiedział, że do stoczni gdańskiej przychodził głównie z ciekawości.

- Moim głównym zadaniem było monitorowanie stoczni w Gdyni. Pamiętam jednak, że atmosfera w tamtych dniach była bardzo zmienna. Szczególnie trudne były pierwsze dni protestu, ponieważ widać było że ludzie bali się i wiele osób nie wytrzymywało psychicznie. Ludziom, z którymi rozmawiałem, moim znajomym, trzęsły się ręce. Wiele osób znajdowało się na granicy załamania nerwowego, a czasami nawet poza nią. Momentem przełomowym w przypadku stoczni w Gdyni było wejście duchownych na teren zakładu. Została wówczas odprawiona wielka msza, która przyczyniła się do uspokojenia nastrojów strajkujących. I właśnie podczas tej mszy doszło do wydarzenia, które utkwiło mi w pamięci. Nie wpuszczono nas wówczas na teren stoczni, stanęliśmy więc za bramą, na kładce biegnącej nad torami kolejowymi. W pewnym momencie nad stocznią zaczął latać helikopter z którego zaczęto rozrzucać ulotki. Ponieważ wiał wówczas bardzo silny wiatr, większość z nich trafiła do basenu portowego. Dwie ulotki, wyrzucone ze śmigłowca na zakończenie akcji trafiły jednak w sam środek stojącego tłumu. Spadły one pod nogi stoczniowców, nikt z nich nie schylił się jednak aby je podnieść.

Redaktor Borkowski przypomniał również, że w Sierpniu 1980 roku cenzura wstrzymała rozpowszechnianie jednego z numerów "Czasu".

- Decyzje w tej sprawie były podejmowane w Wydziale Propagandy KC. I właśnie w Komitecie ktoś wpadł na idiotyczny pomysł, aby na Wybrzeżu ukazało się inne wydanie "Czasu" aniżeli na terenie całego kraju. Oczywiście nie zgodziliśmy się na to i w związku z tym wydanie naszego tygodnika ukazało się jedynie na Wybrzeżu. "Czas" drukowany był jednak w Warszawie i drukarze wynieśli za pazuchą mnóstwo egzemplarzy tygodnika. Sami również wywieźliśmy w bagażniku redakcyjnego samochodu tysiąc egzemplarzy. Osobiście zaniosłem kilka egzemplarzy do ministerstwa sprawiedliwości. Była to pierwsza nieprzekłamana relacja z wydarzeń mających miejsce na wybrzeżu która poszła w Polskę.

Włodzimierz Szymański, wówczas dziennikarz "Głosu Wybrzeża", powiedział, że na teren gdańskiej stoczni trafił dwa dni po rozpoczęciu protestu.

- Poszedłem pod stoczniową bramę i zobaczyłem zgromadzenie ludzi. I właśnie wówczas pomyślałem, że trzeba wejść na teren stoczni. Nie pokazywałem jednak legitymacji prasowej "Głosu", ponieważ mogłbym nie zostać wpuszczony. Pracowałem jednak również w tygodniku studenckim "Politechnik" i użyłem legitymacji właśnie tej gazety. Atmosfera w stoczni była wówczas niesamowita. Już nigdy takiej nie będzie. Bardzo dobrze oddaje ją wypowiedź jednego z protestujących, który stwierdził że właśnie w stoczni znajduje się kawałek wolnej Polski. Podawano ciągle komunikaty na temat poparcia udzielonego gdańskim stoczniowcom przez zakłady z całej Polski. Przed bramą stał kilkutysięczny tłum.

Na terenie stoczni znajdowało się wielu dziennikarzy, jednak szczególnie serdecznie byli witani korespondenci zagraniczni. Bardzo ciekawe były kulisy powstania oświadczenia dziennikarzy (dotyczącego zniesienia blokady informacyjnej dotyczącej wydarzeń na wybrzeżu - przyp. JG). Na zebraniu poprzedzającym podpisanie oświadczenia toczone były żywe dyskusje na temat kształtu powstającego dokumentu. Obrady dziennikarzy trwały co najmniej pół dnia. Jednak nie wszyscy żurnaliści podpisali się pod tym oświadczeniem. W sumie podpisy swoje złożyło kilkadziesiąt osób. Ciekawe było również to, że w pewnym momencie na mównicy pojawił się człowiek, który chwaląc strajkujących zaczął namawiać ich do rozmów z partią. Twierdził on że towarzysz Gierek na pewno robotników wysłucha. Gdy strajkujący zaczęli wyrażać swoje niezadowolenie ze słów które padały z ust przemawiającego, zaczął się on powoływać na Annę Walentynowicz. Twierdził, że może ona za niego poświadczyć. Pani Anna podeszła i powiedziała że bardzo dobrze zna tego pana i że właśnie przez niego wyrzucili ją z pracy. Pan Leśniak - gdyż tak nazywała się ta osoba - został wyprowadzony przez straż za bramy stoczni.

Podczas Sierpnia'80 w tygodniku "Czas" pracował również Zbigniew Gach.

- W stoczni znalazłem się już drugiego dnia protestu. Początkowo wyczuwało się strach, szczególnie kiedy widać było panów fotografujących wszystko i wszystkich. Robotnicy mieli dużo wolnego czasu i każdy kto chciał z nimi rozmawiać stawał się automatycznie przemawiającym na wiecu, ponieważ w pięć minut wokół niego znajdowało się kilkadziesiąt osób chętnych do dyskusji. Dziennikarzom w pierwszych dniach nie można było relacjonować wydarzeń w stoczni. Jednak ci którzy się już tam znaleźli byli przez stoczniowców traktowani bardzo dobrze. Nie mieliśmy żadnych problemów z poruszaniem się po stoczni. Byli tam ludzie z przeróżnych opcji, znalazła się nawet dziennikarka z "Trybuny Ludu". W czasie wydarzeń sierpniowych bardzo zaimponował mi jeden z holenderskich dziennikarzy. Podczas mszy w pewnym momencie wszyscy uklękli, a dzienikarz ten, wykazując się wielką osobistą odwagą, stał. Uważał się najwyraźniej za niewierzącego. Miał głupią minę lecz nie uklęknął. Zresztą w stoczni codziennie działo się coś ciekawego. Wiedzieliśmy że dzieje się coś wielkiego. I z dnia na dzień nabierało to rozpędu. Miałem wówczas 28 lat i byłem dosyć mało rozgarnięty. Nie byłem w partii, nie byłem jednak również przeciwko partii. I w ciągu tych dwóch tygodni politycznie dojrzałem.
Głos WybrzeżaJacek Grąziewicz

Opinie (82)

  • no tak bajo ale
    skórki cielęce już prawie umiałem wyprawiać:))
    jak wiesz zakaz obowiązywał na cielęce koźlęce i jagnięce

    • 0 0

  • he,he Gallux, ty trafiałeś na jakieś skórki cielęce? A gdzie to wtedy była cielęcina, jagnięcina? Bo w sklepach nawet świnie były bez d..y, tak rzadko można było spotkać szyneczkę. Same boczki i łopatki. No i wołowe, zwykle tylko z kością....

    • 0 0

  • pracowałem w 1974 roku w firmie gdzie kolega był tzw chłoporobotnikiem
    tak tak PRACY BYŁO WTEDY W BRÓD:))
    i on przywoził i mięsko i skórki
    cały cielak chyba 700 zł kosztował wtedy
    skórka 100 (surowa)

    • 0 0

  • gallux

    tylko, że Ty masz tę emeryturkę (czy rentę)i masz wszystko w d..ie. Możesz siedzieć i wymądrzać się. Pewnie jeszcze wyliczona w oparciu o najlepsze dochody (te z czasów komuny). Inni nie są pewni, że w ogóle będą mieli tę emeryturkę. I taka jest różnica pomiędzy zdobyczami Twoimi i wielu innych, którzy muszą martwić się czy znajdą robotę lub czy jej nie stracą. Postaw się Ty 51 letni facet w sytuacji tego, który dzisiaj raptem traci robotę. Jakie byś miał szanse na jej zdobycie?
    Oczywiście nie jest to krytyka ani wydarzeń historycznych sierpnia ani Twojej sytuacji. Jest to po prostu zwrócenie uwagi na to, że punkt widzenia sprawy weryfikuje sytuacja opiniodawcy. Tak więc nie wszystko złoto co się świeci. a my Polacy mamy skłonności do tworzenia legen wokół wydarzeń historycznych w wielu przypadkach zupełnie irracjonalnych.
    (np. powstania -oprócz Wielkopolskiego jedynego właściwie przygotowanego i zwycięskiego do końca!)

    • 0 0

  • no tak, to wszystko jasne. Wtedy fart mieli ci, którzy mieli wejścia na wieś lub znajomą ekspedientkę w mięsnym. No, chyba, że towarzysz, ci mieli swoje kntyny i sklepy za żółtymi firankami, gdzie hołota (np. ja) nie miała wstępu.

    • 0 0

  • gościu
    pierwszy raz potraktuje cie ulgowo:))
    nie mam renty ani emerytury
    a jeśli mi ją wyliczą to lata będą bez znaczenia
    nie wiem skąd u was przeświadczenie, że ja nic nie robie oprócz siedzenia w necie??
    czy wasze ciasne zaściankowe mózgi nie pojmują tego, że można być i w pracy i w necie i jeszcze mieć dobrze z tego powodu??
    skąd u was takie OBCESOWE włażenie w cudzy zyciorys NA PAŁĘ??
    przecież NIC o mnie nie wiesz..albo prawie nic

    • 0 0

  • PS. dużo wcześniej od ciebie poznałem pozytywizm
    i jestem ZA
    ale żeby być pozytywistą też trzeba mieć kasę
    bo za co nauczysz chłopów jak wypełniać unijne druki??
    a to jest, rzekłbym, praca u podstaw:))

    • 0 0

  • galluxie

    W żadnym stopniu nie chciałem Cię obrazić. Po prostu takie wnioski wynikają z Twoich bardzo wielu wypowiedzi. Często naigrywających się z trudu pracy innych. Przyjmijmy zatem założenia w mojej poprzedniej wypowiedzi jako zupełnie hipotetyczne nie dotyczące Twojej osoby. Sens natomiast pozostawiam.Odnieś się zatem do problemu pomijając swoją osobę. Jeżeli poczułeś się urażony- przeprzszam

    • 0 0

  • urażony??
    nigdy:)
    co innego gdybyś wiedział jak jest a zmieniał fakty
    nie naigrawam się z cudzej pracy czy wysiłku
    szanuję czyjś trud
    często własnie zarzucano mi, że dzielę ludzi na umiejących i nieumiejących pracować:)
    co do sierpnia to uważam, że to jest WAŻNY moment w historii Polski
    tak samo ważny jak wejście do NATO czy do UE
    sierpień jest ojcem tych wydarzeń

    • 0 0

  • gejlux ty cwelu wont stąd nowe wybory się zbliżają idź lizać dupe koleszkom partyjnym cwelu

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane