• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czas założyć własną stocznię

Michał Stąporek
8 grudnia 2006 (artykuł sprzed 17 lat) 
Rozmowa z Francisem Lappem, który buduje w Gdańsku luksusowe jachty i pomimo piętnastu lat spędzonych w Polsce nie widział jeszcze wozu drabiniastego.

Zajmuje się Pan budową jachtów, ale to dzięki samochodom trafił Pan do Polski.

Tak, w 1992 przyjechałem do Polski na weekend, żeby na zaproszenie Automobilklubu Warszawskiego wziąć udział w rajdzie samochodowym.

I weekend wystarczył Panu by zostać tu na 15 lat?

Najwyraźniej (śmiech). Dwa miesiące później otworzyłem małą firemkę w Warszawie, która zajęła się instalacjami elektrycznymi w budynkach. Po jakimś czasie zaczęła sobie całkiem dobrze radzić.

Czemu w takim razie przeniósł się pan do Gdańska?

Oczywiście ze względu na jachty.

Jak to?

Gdy jeszcze mieszkałem w Warszawie wspólnie ze znajomym kupiliśmy - dla czystej rekreacji - mały katamaran. Dość szybko zmieniliśmy go na nieco większą łódkę. Nawet wzięliśmy na niej udział w mistrzostwach Polski na Mazurach. Choć to był mój pierwszy raz na tej łódce, zajęliśmy całkiem dobre miejsce w naszej klasie. Odkupiłem łódź zwycięzcy i przyrzekłem sobie, że za dziesięć lat wygram te mistrzostwa. Rok później na wystawie jachtów w Paryżu po raz pierwszy zobaczyłem duże, 16-metrowe jachty, które mnie zauroczyły. Jakiś czas później kupiłem dwa jachty, które zacząłem czarterować. Pomimo, że były wybudowane w renomowanej stoczni często się psuły. Stwierdziłem więc, że czas założyć własną. Ponieważ w czasie jednego z rejsów poznałem adwokata z Gdańska, który miał do czynienia z biznesem stoczniowym, zdecydowałem się na Gdańsk.

Zaczął Pan ten biznes bez żadnego przygotowania?

Cóż... Budowa pierwszego jachtu zajęła nam ok. roku. Jego sprzedaż kolejne dwa lata. Najpierw w stoczni nie było prawie nic do roboty. Zacząłem nawet zastanawiać się, czy nie wycofać się z tego przedsięwzięcia. Na szczęście od pewnego czasu nie wiemy w co ręce włożyć. Cały czas szukamy robotników do pracy, a i tak mamy opóźnienie w budowie zamówionych już jachtów.

Czy nie jest tak, że buduje pan jachty w Polsce tylko dlatego, że koszt pracy robotników jest tu sporo niższy niż w zachodniej Europie, a pewnego dnia przeniesie się pan np. na Ukrainę?

Jeżeli kiedyś przeniosę produkcję, to nie na wschód, ale na południe, gdzieś w okolicę Dubaju. Tam jest niezła koniunktura na jachty.
Faktem jest że nasza działalność w Gdańsku nie jest usłana różami. Tu, na terenie Stoczni Gdańsk zaczyna nam brakować miejsca, a o miejsce nad wodą nie jest wcale łatwo. Problem w tym, że gdański port ma prawo pierwokupu takich terenów. Czasami nie jestem pewny, czy dokupuje kolejne, bo ich naprawdę potrzebuje, czy też może z jakichś innych powodów. W każdym razie mamy już działkę nieopodal mostu wantowego, na której wybudujemy nowe hale stoczniowe. Najpóźniej za cztery lata przeniesiemy się tam.

O jachtach mógłby pan rozmawiać godzinami, ale czy po piętnastu latach w Polsce tylko one trzymają pana w Trójmieście?

Oczywiście, że nie. Mam żonę Polskę, dom na Osowej. W tym roku we Francji byłem tylko przez pięć dni i wcale mi jej nie brakuje. Bardzo szybko i łatwo przyzwyczaiłem się do Polski, ponieważ jest ona dość podobna do regionu Francji, z którego pochodzę - Alzacji. Różnic jest naprawdę niewiele.

To proszę powiedzieć o tym swoim rodakom, którzy często są przekonani, że w naszym kraju na ulicach leży śniegi i biegają białe niedźwiedzie.

Kiedy po raz pierwszy jechałem do Polski moi znajomi pytali się mnie, czy biorę ze sobą coś do jedzenia. Innym razem, gdy byłem w Tunezji z niepełnosprawnymi dziećmi pewien Francuz zdziwił się, że można chcieć osiedlić sie w Polsce. Pół roku później zadzwonił do mnie i mówił, że chce tu przenieść swoją dużą firmę transportową, ponieważ we Francji przestało mu się wieść.

Chętnie panu wytłumaczę z czego wynika taki sceptycyzm wobec tego kraju. Otóż kiedy jedziemy do Maroka nie będziemy sobie robić zdjęć z mercedesami, których w tym kraju jest niemało, lecz z człowiekiem, który prowadzi osiołka. Kiedy Francuz przyjedzie do Polski też nie zrobi zdjęcia nowoczesnym biurowcom w Warszawie, tylko wozowi drabiniastemu, który wypatrzy gdzieś na wsi. Ja mieszkam tu od piętnastu lat i jeszcze czegoś takiego nie widziałem, chyba że na zdjęciach w międzynarodowych przewodnikach.

Opinie (9)

  • firma gniot

    " ...cały czas szukamy robotników do pracy..." - moze gdyby przestrzegal przepisow, placil na czas i nie prowadzil terroru i zlikwidowal uklady i ukladziki w firmie nie mielby problemow z brakujaca kadra

    • 1 0

  • szambo

    Pracowałem w tej "firmie"1-rok po 300 godz. miesięcznie,Tym pseudoszefem powinna zająć się prokuratuara za wyzyskiwanie pracowników i nieprzestrzeganie żadnych norm pracy,BHP,p-poż i.t.p

    • 1 0

  • Takie czasy, że w pryatnych firmach tyra się "dżiliardy" godzin miesięcznie. Znam wiele takich przykładów. Praca po 12 godzin od poniedziełku do piątku i na dokładkę jeszcze sobota. Ale żyć jakoś trzeba, taki kraj.

    • 1 0

  • A ja słyszałem same nie miłe rzeczy o Sunreff...

    A ja słyszałem same niemiłe rzeczy o tej "stoczni".
    Zresztą potwierda to ogromna rotacja ludzi jak ma tam miejsce.

    • 1 0

  • A wrecz przeciwnie

    Pracuje juz ponad rok i nie mam na co narzekac. Ludzi odchodza lub sa zwalniani. Ale tak jest w kazdej firmie. Gdy naraz pracuje okolo 300 osob to nie ma sie co dziwic ze ktos mogl zostac zatrudniony przez pomylke....

    Pracy jest duzo, potwierdzam , nadgodzin tez, ale pensje tez sa i to dobre. Nie ma co narzekac. Firma teraz stoi stabilnie na nogach i wszystko jest na dobrej drodze.

    • 0 0

  • Kwestia tylko czy te pensje sa dobre gdy pracuje się 160godzin czy są dobre jak spędza się w pracy 300godzin miesięcznie. Sam znam firmę gdzie ludzie dobrze zarabiają ale siedzenie w pracy od 6 do 18 czy 20 to masakra.

    • 0 0

  • CHLEW

    Jak kogoś nikt nie lubi we własnym domu,ani żona,dzieci,a własny pies gryzie nogi to firma SUNREEF YACHTS jest wymażonym miejscem dla takich osobników.WIWAT WARIACI I PSYCHOLE dzięki wam takie kreatury jak Franek Lapp biją kase w Polsce.

    • 0 0

  • hihi, ten pan jest fajny.
    fajne lodki, chociaz adas kocham jednokadlubowce.
    powodzenia panu

    • 0 0

  • ale placic placownkom cieba
    no czasem wystalcy glochowka

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane