• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czytelnik: Wolę komunikację i rower od auta

Maciej
30 stycznia 2018 (artykuł sprzed 6 lat) 
Zadowoleni z komunikacji miejskiej przekonują, że jest ona lepszym rozwiązaniem, nie tylko w dniach, kiedy panują trudne warunki atmosferyczne. Zadowoleni z komunikacji miejskiej przekonują, że jest ona lepszym rozwiązaniem, nie tylko w dniach, kiedy panują trudne warunki atmosferyczne.

W niedzielę opublikowaliśmy list zagorzałego kierowcy, który opisywał swoje nienastrajające optymizmem wrażenia z eksperymentu, jakim była jazda tramwajem po Gdańsku. Opowieść wywołała gorącą dyskusję. Jeden z czytelników postanowił użyć tego samego schematu wypowiedzi, aby przekonać wszystkich do zgoła przeciwnych wniosków. Oto jego list.



Przeczytaj niedzielny artykuł opisujący bolączki komunikacji miejskiej

Co ma największy wpływ na to, w jaki sposób dojeżdżasz do pracy?

Odpowiedź czytelnika wykazującego wyższość komunikacji miejskiej i jazdy rowerem nad przemieszczaniem się samochodem

Czy dorosły człowiek, który musi być o stałych porach w stałych miejscach i przyzwyczaił się do sprawnego przemieszczania się po mieście rowerem i komunikacją publiczną jest w stanie bez większego problemu przesiąść się do samochodu? Na pewno nie każdy.

Mam na imię Maciej i mam 30 lat. Jestem pracownikiem biurowym i ojcem dwójki dzieci w wieku ok. 2 i 4 lat. Zarabiam nieźle, a każdego dnia do pracy, przedszkola i żłobka dojeżdżam rowerem, zimą łącząc go z kolejką PKM, czasem z tramwajem. Nie narzekam. Lubię to, pomimo że czasem zdarzy się trochę zmoknąć albo zmęczyć.

Do pracy zawsze jadę tyle samo czasu - ok. 30-35 minut, więc wiem, że zdążę odebrać dzieci ze żłobka i przedszkola (przyczepka i fotelik pozwalają wozić dwójkę dzieci rowerem), na co potrzebuję dodatkowych 20-30 minut. Raz jest lepiej, raz gorzej. W każdym razie jazda rowerem daje mi dużo frajdy, czego nie powiem o jeździe samochodem.

W awaryjnych sytuacjach, kiedy zmuszony jestem zrezygnować z roweru, zazwyczaj... staram się wybrać komunikację szynową. Wolę dojść na przystanek, kupić bilet i pojechać nawet z dwiema przesiadkami - na pociąg i tramwaj, niż spóźnić się po odbiór dzieci po południu. Może jestem dziwakiem, ale myślę, że wielu z nas robi podobnie.

Szansa dla samochodu



Ostatnio postanowiłem dać szansę dojazdom samochodem. Próbowałem to polubić i nawet przeszło mi przez myśl, że mógłbym kupić drugi samochód specjalnie na dojazdy do pracy. Siedziałbym w cieple, słuchał muzyki i nie przejmował się pogodą - same plusy. Dodam tylko, że zanim urodziły mi się dzieci, jakieś pięć lat temu, dojeżdżałem przez rok do pracy samochodem.

Jednak do rzeczy. Na początku tygodnia przed Bożym Narodzeniem lekko bolało mnie gardło, więc postanowiłem rano wsiąść w samochód, żeby się nie przeziębić. Ponieważ wyjechałem z domu ok. 7:00 udało mi się do pracy dojechać ciut szybciej niż zwykle - w 20 minut. Pomyślałem, że dzięki temu będę mógł wyjść wcześniej i nie trafię w popołudniowe korki. Nic bardziej mylnego. To był pierwszy strzał w kolano.

Pole position nie ma znaczenia



Na wyjeździe z Olivia Business Center zameldowałem się chwilę po 15:30. Wyjechałem z miejsca parkingowego, a moim oczom ukazał się sznurek samochodów czekający do wyjazdu na al. Grunwaldzką. Jeszcze wtedy miałem dobry humor.

Natłok samochodów nie zwiastował dobrze, ale przecież ci wszyscy kierowcy nie mogli jechać dokładnie w tym samym kierunku co ja. Jak się chwilę później okazało - mogli. Po upływie 15 minut dojechałem do skrzyżowania z ul. Abrahama podjeżdżając w żółwim tempie na pierwszym albo maksymalnie drugim biegu. Żadna walka o najlepszą "pozycję startową" nie miała sensu - w korku każdy musi odstać swoje.

Uwięzienie i tłok



Każdy dojeżdżający codziennie samochodem wydaje się wręcz instynktownie znać alternatywne drogi omijające korki. Pomyślałem, że i ja skręcę w bok z al. Grunwaldzkiej, a na pewno ominę największe skupisko samochodów. Wspomniałem już o dobrym humorze? Nieaktualne. Ledwo skręciłem, a przede mną wyrósł sznur samochodów, które poruszały się jeszcze wolniej.

Pomyślałem, że może jak dojadę do szerokiej, dwupasmowej al. Żołnierzy Wyklętych zrobi się trochę luźniej. Na bank. Mocno się pomyliłem, tam korek był tak samo gęsty. Na całe szczęście dziećmi tego dnia zajmowała się babcia, bo w tym momencie wiedziałem już, że nie zdążyłbym odebrać ich przed 17 (o tej godzinie zamykają żłobek i przedszkole). O tyle dobrze.

Masa samochodów, smród spalin, ciągłe skupienie uwagi na podjeżdżaniu o kilka metrów, świadomość utknięcia bez możliwości wyjścia i zostawienia samochodu - to była kumulacja. Przyznajcie sami, to niezbyt komfortowa podróż - spędziłem w korku już prawie pół godziny i byłem dopiero w połowie trasy, a komunikacją miejską byłbym już prawie w domu. A kolega z pracy mówił - jak jedziesz samochodem, to zrób sobie kawę i kup kanapkę na drogę. Kanapkę i kawę? Po co? Wyśmiałem go, a potem żałowałem.

Nawigacja do śmietnika



Wisienką na torcie tej farsy była nawigacja samochodowa pokazująca bieżący czas potrzebny na pokonanie trasy. Od wyjazdu z biura do mniej-więcej połowy drogi non-stop pokazywała szacowany czas przejazdu na poziomie 35 minut. Alternatywna "szybsza trasa" okazała się tak samo wolna, albo wręcz gorsza. Ostatecznie do domu jechałem godzinę i dziesięć minut. Gdybym miał jeszcze odebrać dzieci, trasa zajęłaby mi ponad półtorej godziny.

Mijały kolejne minuty mojej samochodowej katorgi, a ja próbowałem znaleźć jakiekolwiek pozytywy. Znalazłem. Przynajmniej było ciepło i radio jeszcze grało. Marne to pocieszenie, bo wciąż byłem daleko od domu.

Mój wzrok wlepiony był w światła stopu samochodu przede mną. Marzyłem o mecie. Po kolejnych 35 minutach dojechałem do swojego garażu. Nie zdawałem sobie sprawy, że człowieka tak może boleć głowa z powodu powrotu z pracy do domu. Serio.

Współczuję niemającym wyboru



Być może dramatyzuję, być może wyolbrzymiam zupełnie normalną sytuację z korkami w mieście. Być może, ale codziennie dojeżdżając do pracy rowerem lub PKM-ką nie zauważa się takich problemów - wychodzi się z domu o tej samej godzinie i wraca o tej samej.

Zapewne jedni z was nazwą mnie dziwakiem albo niedzielnym kierowcą, drudzy zaproponują zjedzenie popularnego "batona na gwiazdorzenie", a jeszcze innym moja historia coś przypomni. Może też miałem pecha, a na co dzień wygląda to całkiem inaczej?

Przejechałem się tak trzy dni z rzędu, przeżyłem to jakoś, ale strasznie współczuję wszystkim, którzy nie mają wyboru i muszą codziennie jeździć samochodem w tych korkach. Natomiast zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy mając wybór codziennie decydują się na samochód.
Maciej

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Opinie (621) ponad 20 zablokowanych

  • Przedszkole (1)

    Żadni rozsądni rodzice nie pakują swoich dzieci do przyczepki rowerowej.

    • 8 1

    • W Kopenhadze 25% gospodarstw domowych ma rowery typu cargo

      i przewozi nimi dzieci do przedszkola (do szkoły jeżdżą zwykle już samodzielnie)

      Czy oni są nierozsądni? Nie sądzę.

      • 0 0

  • Niech autor podziekuje wlodarzom za to że tak zniszczyli ten rejon

    Z pieknej przelotowej drogi wewnętrznej zrobili masakre godząc się na to aby up w tym miejscu powstało Zagłębie biurowe.
    A dodatkowo - niech każdy podróżuje jak chce i jak mu wygodniej i po co te wzajemne docinki

    • 5 2

  • A4 (1)

    Władze (i biura projektowe chyba też) nie dorosły do rozsądnego i nowoczesnego planowania miasta. Błąd goni błąd więc sytuację próbuje się tłumaczyć i naprawiać odwróconymi piramidami czy kolejnym szaleństwem, np węzłami przesiadkowymi. To lipa i kradzież naszego czasu.

    • 4 1

    • jak jeżdzisz samochodem kradniesz sobie i innym czas

      na stanie w korkach, opłaty i podatki na tworzenie przewymiarowanej infrastruktury ulicznej

      • 0 0

  • taa (1)

    czytelnik widzę lubi wpadać do pracy czy do domu spocony. jazda w takich warunkach nie jest pro dla zdrowia, przecież to ani wygodne, ani zdrowe ani dobre. na siłę szukanie plusów.

    jak widzę ludzi co jezdza do pracy rowerami nie mam z tym problemu, ale gdy u nas niektorzy zaczeli przyjezdzac, to czasami było czuć, ze ktos wykonywal wysilek fizyczny. nie ma sanitarki aby sie ogarnac z takimi rzeczami, no ale prosze was. nie mowcie ze rowery sa najlepsza forma transportu. czesto z pracy mam laptopa, neseser, plus jeszcze jakas torba z roznymi waznymi rzeczami, jak ja mam z tym jezdzic

    • 6 1

    • laptop swobodnie mieści się w sakwie

      W drugiej sakwie mieści się więcej niż myślisz.

      Nie mnóż wymówek, tylko sobie zorganizuj życie lepiej niż dotychczas.

      Warto spróbować.

      • 0 0

  • Ale ściema

    Zamieszkaj chłopaku w pod krzakiem, będziesz jeszcze bardziej eko

    • 3 2

  • Janusz i Krystynka

    My jeździm tylko tramwajom i kolejkom.

    • 0 1

  • paniusia...

    Pan biznesmen z Oliva Biznes Center..jakie to delikatne, rozhisteryzowane, dzieciuch z ciebie i tyle..feministka zostań najlepiej...

    • 1 2

  • Bicie piany bez sensu akt setny.

    Dobór środków komunikacji zależy od potrzeb, miejsca pracy, miejsca zamieszkania i czynności/zadań wykonywanych przed/po pracy. Osoby mieszkające w głównej linii transportowej (SKM/tramwaj) i w strefie liniowej Gdańska, oraz nie poruszające się więcej, niż kilka km w jedną stronę raczej wybiorą zbiorkom/rower. Osoby mieszkające w poprzek głównego układu komunikacyjnego, pokonujące dziennie ponad 30km, "zaliczające" przed/po pracy punkty odległe o kilka km każdy nigdy nie wsiądą na rower/do zbiorkomu - stracą zbyt dużo czasu. I tyle.

    • 4 1

  • czy u pana, który jest autorem listu, jest w pracy prysznic do dyspozycji pracowników?

    jesli nie ma, to ja nie chciałbym z panem pracować (po takiej jeździe na rowerze). sorry

    • 3 1

  • Też się wypowiem, a co (5)

    Od zeszłego roku przerzuciłam się na rower i spacery + komunikacja. Teraz wiem, że to była jedna z lepszych decyzji. Wcześniej jeździłam tylko komunikacją. Nie mam auta (aktualnie robię prawo jazdy, ale auta nie kupie, ewentualnie będę wypożyczać, bądź brać od rodziny). Nie chcę jeździć głównie ze względów ekologicznych (oczywiście wiem, że auta, aż tak nie trują ale ponadto min., segreguję śmieci, oszczędzam wodę, nie wyrzucam jedzenia, używam bawełnianej torby na zakupy, ograniczam spożywanie wołowiny, mam energooszczędne sprzęty/żarówki, kupuję w ciucholandach, więc całość tych działań sprawia że nie przyczyniam się do degradacji środowiska naturalnego)
    Jazda rowerem, daje niesamowitą frajdę, jest ekologicznie, szybko, i za darmo. W pracy (pracuję od 6), jestem najbardziej pruduktywnym pracownikiem, większość ziewa z rana, chodzi ospale, i musi pić kawę, żeby się dobudzić... Ja jestem gotowa od zaraz :)
    W gorszą pogodę chodzę piechotą, i póki jest zima rano jadę komunikacja (ze względu na bezpieczeństwo gdyż droga jest nieciekawa, w pewnym momencie nie ma nawet latarni) a wracam piechotą. Mam 3,5 - 4 km do pracy (mogę iść skrótem, ale jak jest ciemno idę na około). Jazda rowerem zajmuje mi 15 minut, piechotą 35-40 (zależnie czy coś dźwigam).
    Przeliczyłam to i np. powrót komunikacją zajmuje mi ok 40 minut (dojście do przystanku 10minut, czekanie 20 minut, jadę 5 minut, + dojście z przystaku 5 minut), czyli tyle ile idę, z tym że nie płacę za to się ruszam (bilet kosztuje 3zł elektroniczny, 3,2 papierowy).
    Odkąd wybrałam taki sposób, schudłam, wysmukliłam całe ciało, i ogólnie lepiej się czuje. Dodatkowo mam więcej w kieszeni, bo praktycznie koszty są znikome (wcześniej kupowałam bilet kwartalny za ok. 350zł). Także same korzyści. Polecam!

    • 5 2

    • 4km do pracy... (1)

      ja bym chodził wyłącznie piechotą, lub jeździł rowerem. Ale mam do pracy 15km i komunikacją zajmuje mi to 1,5h a samochodem 20 minut. Pisałem poniżej - to jest bicie piany - sposób podróży wielce zależy nie od lenistwa a od konieczności. Ludzi mających do pracy 3-4km w tym mieście jest znikomy odsetek. A jeśli chodzi o ekologię - nie ograniczaj wołowiny, lecz raczej wieprzowinę. Wyjdzie na zdrowie ;-)

      • 1 1

      • No tak, tylko widzisz u mnie pracują osoby, które mieszkają dwie ulice od pracy, albo po drugiej stronie drogi i jeżdżą autem.
        Kompletnie tego nie rozumiem, i o ile w Twoim wypadku, absolutnie masz rację i to Twój najsensowniejszy wybór, o tyle w tych idiotycznych przytoczonych przeze mnie przypadkach, jestem poruszona takim stopniem lenistwa....

        Ogólnie produkcja mięsa przyczynia się do globalnego ocieplenia, a z tego co czytałam to wołowina w szczególności... Wieprzowinę ogólnie raczej omijam, jem mięso ok 8-10 razy w miesiącu (najwięcej kurczaka, indyka i wołowiny z czego najlepiej smakuje mi wołowina) :)

        • 1 0

    • (1)

      Ekologiczne bzdury eko psychopatki...

      • 0 3

      • Każdy ma swój sposób na życie..

        .. i o ile nie wcina się komu innemu, nic Ci do tego ;)

        • 1 0

    • Szacunek

      Robię podobnie z podobnych powodów z tą różnicą, że auto już mam ale pomimo to od kiedy przyjąłem podobną motywację używam go sporadycznie.
      ps.
      I nie daj sobie wmówić że robisz coś dziwnego.

      • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane