- Odczułyśmy jakby ktoś uderzał czymś w drzwi chcąc je otworzyć - mówi
Czesława Kalinowska, sąsiadka 91-letniej kobiety, która zginęła w pożarze
- Tam zawsze było otwarte. Może chcąc uciec pomyliła się i zamknęła drzwi. Nie miała szans.Pani Czesława wraz z koleżanką wracając z obiadu pierwsze poczuły dym i wszczęły alarm. Płonęło mieszkanie na dziewiątym piętrze budynku Spółdzielni Mieszkaniowej Osób Niepełnosprawnych w Gdyni-Witominie. Na pomoc ruszył personel opiekujący się na co dzień mieszkającymi tam ludźmi w podeszłym wieku.
- Gdy przybyliśmy na miejsce płomienie obejmowały już dziesiąte piętro - relacjonuje kpt. Piotr Socha, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdyni.
- Na balkonach sąsiednich mieszkań stały dwie osoby.Na miejscu był już wóz z drabiną, strażacy zdecydowali się jednak na ewakuację od wewnątrz - po prostu w przypadku starszych ludzi użycie drabiny było zbyt ryzykowne. Strażacy z aparatami tlenowymi ruszyli biegiem na dziewiąte piętro budynku - wind pożarowych tu nie było, pozostałe zgodnie z procedurą odłączono. Wyprowadzono około czterdziestu osób. Jednocześnie przystąpiono do gaszenia pożaru. Dla 91-letniej kobiety poruszającej się na wózku było już jednak za późno. Jej zwłoki znaleziono po przeszukaniu spalonego mieszkania. Według wstępnych ustaleń właśnie ona zasnęła z papierosem, co prawdopodobnie było przyczyną pożaru.
- Tu jest zakaz, lecz ta pani nie słuchała tego, że nie wolno palić - mówi
Felicja Wajs, przewodnicząca Rady Nadzorczej SMON.
Na dole przed budynkiem stłoczyli się mieszkańcy domu - niektórzy bez ciepłych ubrań, wyszli jak stali. Większość z tej niewielkiej, bo niespełna trzystuosobowej społeczności znała ofiarę.
- Ja mieszkam na piątym piętrze, nie byłem ewakuowany i się tak nie boję - opowiada jeden z nich.
- Ta pani ciągle paliła papierosy, już w poniedziałek mówili, że coś tam u niej się tli.Wśród ewakuowanych nie było poparzonych i zatrutych czadem i dymem. Jednak pożar przypłaciła zdrowiem jeszcze jedna osoba.
- Odwieźliśmy do szpitala w Redłowie mężczyznę, który na wieść o pożarze ze zdenerwowania dostał zawału - mówi
Marek Kalinowski z gdyńskiego pogotowia.
Życie powoli wróciło do normy, mieszkańcy się rozeszli. O zdarzeniu świadczą jeszcze osmalone ściany budynku, zruinowane i spalone mieszkanie. Piętro niżej z sufitu leje się woda po akcji gaśniczej. Niemiła niespodzianka czeka też lokatora z dziesiątego piętra. Tam także dotarły płomienie, wybito okna. Na razie mężczyzna spokojnie odpoczywa w sanatorium.
Tomasz Nalikowski