• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Fałszywi krewni znowu wyłudzają

on
14 października 2005 (artykuł sprzed 18 lat) 
W Gdańsku znowu pojawili się oszuści naciągający osoby starsze metodą "na bratanka". Dwie mieszkanki Gdańska straciły w ten sposób razem 3200 zł i 1200 euro.

Do mieszkanki Chełmu zadzwonił młody mężczyzna. Podczas rozmowy telefonicznej był tak przekonujący, że kobieta uwierzyła, iż rozmawia ze swoim bratankiem. Dzwoniący poprosił ją o pieniądze, których mu brakuje do kupna samochodu. Powiedział że po pieniądze zgłosi się jego kolega, ponieważ on sam nie może. Po kilku minutach rzeczywiście do drzwi zadzwonił "kolega", który odebrał od 72-latki 500 zł - tyle bowiem miała w domu.

Po jakimś czasie okazało się, że do kobiety nie dzwonił jej bratanek i nie wysyłał żadnego kolegi po pieniądze.

Podobnie dała się nabrać oszustom 71-letnia mieszkanka Przymorza. Mężczyzna prosił tym razem aż o 30 tys. zł na samochód. Starsza pani oddała przysłanemu przez "siostrzeńca" koledze 2700 zł i 1200 euro.

Pieniędzy nie stracił natomiast 79-latek, który wprawdzie zdążył podjąć w banku na samochód dla bratanka 30 tys. zł, jednak na wszelki wypadek zadzwonił jeszcze do krewnego. Okazało się, że prawdziwy bratanek nic nie wie o telefonie w sprawie pieniędzy.

- Policjanci ustalają sprawców wszystkich opisanych oszustw, a my po raz kolejny ostrzegamy - apeluje Gabriela Sikora, rzecznik pomorskiej policji. - Kiedy ktokolwiek dzwoni do nas i prosi o pieniądze, a nie jesteśmy 100-procentowo pewni, że rozmawiamy z daną osobą, zanim damy pieniądze oddzwońmy i upewnijmy się, że rozmawialiśmy rzeczywiście ze swoim bratankiem. Tak zrobił 79-letni gdańszczanin i dzięki temu nie stracił bardzo dużej sumy pieniędzy.

"Kolega" odbierający pieniądze miał według poszkodowanych ok. 170 cm wzrostu, krępą budowę ciała, ciemną cerę i ciemne włosy.
on

Opinie (28)

  • Do m i Anulki

    Widać, że jesteście jakimiś dzieciakami. Nie piszcie tu więcej, bo to forum jest dla ludzi na poziomie. Jestem z Trójmiasta i nie chce, aby ludzie z innych miast pomyśleli, że w tym zespole miejskim mieszkaja psychole. Ile jest tych bogatych emerytów? Garsteczka w porównaniu do dwudziestokilkulatków jeżdżacych BM-kami. Mam 50 lat, ale moja kariera zawodowa zaczęła się w wieku lat 15. Po ukończeniu podstawówki poszedłem do zawodówki, do budowlanki (troje rodzeństwa, 2-pokojowe mieszkanie 30m2 i ojciec nałóg alkoholowy - taka sytuacja nie pozwoliła mi na bycie dobrym uczniem w podstawówce), a wtedy praktyki w zawodówkach to był zapieprz (dziś to jest bajka). Odbywałem praktyki w INSTALU, po skończeniu szkoły dalej pracowałem tam, w sumie do 25 roku życia. Oprócz tego postanowiłem dalej startowac do technikum. 2 próby podejścia okazały się zawodne. Startowałem tam w tej samej szkole i niestety rezygnowalem, gdyż mialem w tej szkole wyrobiona zła opinię, za fałszowane zwolnień kolegom. W wieku 21 lat ożeniłem się, żona z wykształceniem średnim zaczęla naciskać bym poszedł do szkoły. Byłem zniechęcony tymi 2 nieudanymi próbami, największym problemem była dla mnie matma. Ale przez nacisk żony poszedłem, złożyłem papiery do innej szkoły (też budowlanej). Okazało się, że mój nauczyciel fizyki uczył wczesniej moja żonę w technikum, wyrobiłem sobie znajomości, miałem wówczas 23 lata, byłem już bardziej dojrzałym człowiekiem. Potem wybrali mnie na szefa klasy, przewodniczącego samorządu, wyrobiłem sobie bdb opinię i ukończyłem naukę ze średnią 4,2. Uczyłem sie wieczorowo. Pracowałem po 8-9 h w INSTALU, oprócz tego dorabialem jesz ze w warsztacie samochodowym. W wieku 22 lat za zarobione pieniadze zrobiłem prawo jazdy. Pamiętam jak po ślubie zamieszkaliśmy razem, najpierw 3 m-ce mieszkałem z zoną i teściami, potem dostaliśmy z przydziału mieszkanie 3-pokojowe w bloku. Jak się wprowadzałem to mój dobytemieścil się w kartonie po telewizorze. Nie mialem nawet piżamy. Żona też pochodziła z biednej rodziny, choć nie az taka, bo miała rodzine w Niemczech. Gdy mialem 24 lata moja starsza o 11 lat siostra wyszła za mąż za kominiarza. Szwagier zaczłą namawiać mnie do tego zawodu. Od razu nie poszedłem, bo jeszcze się uczyłem, ponadto moja żona była w ciązy z 2-gim dzieckiem. Ale rok póxniej po skończeniu szkoły dałem się namówić na zmianę zawodu. 1-szy dzień wypadła robota w Elektrociepłowni na Ołowiance - najbardziej katorżnicza robota kominiarska - tunel, w którym panowała niewyobrażalna gorączka, maksymalnie szło wytrzymac naraz 3 min., a robota na kilka godzin. Podobnie katorżnicza była praca w Pasanilu na Stogach, czy rzeźnia na Angielskiej Grobli, nadgodziny były na porządku dziennym, ustwowo istniały tzw. robocze soboty, czasem zdarzało się też, że szło się do pracy w niedziele. W przypadku dachów krytych strzechą, a zdarzały się takie na Olszynce, na Miałkim Szlaku, w Letniewie, trzeba było zdjąć buty na strych i po dachu w skarpetkach, nawet po śniegu. Dziś praca kominiarza to bajka, najcięższa to dziś wybieranie sadzy. Dziś kominiarze jeżdżą służbowymi samochodami, wtedy jeździło się na rowerach, nawet zimą, kupując materiał też trzeba byo go targa ze sobą. Po 4 latach pracy w zawodzie zostałem czeladnikiem, po 2 kolejnych mistrzem. W tym samym roku (1986, wiek 31 lat) kupiłem 1-szy samochód, 20-letniego Opla Kadetta, starego trupa, który na okrągo gasł przy ruszaniu spod świateł, choć na liczniku miał 160, to max. jechałem nim 80, bo gdy przekraczałem, to bałem się, że się rozleci. Przejeżdżając nim przez torowisko o mocno odstających szynach pasażerowie musieli wysiadać,bo bałem się, że coś się w nim urwie. W 1989 założyłem prywatny zakład. Przez 9 lat pracy w zawodzie przykładałem się, dużo czytałem na temat róznych nowości, opatentowałem nowy rodzaj kuli kominiarskiej i ogólnie wyrobiłem już sobie markę. Gdy za czasów mojej prywatki był 1-szy przetarg w mieszkaniówce wystrtowałem i wygrałem go, byłem już tam znany z czasów pracy w Spóldzielni Kominiarskiej. Znali mnie też w wielu szkołach, prywatnych zakladach i prywatnych domach. Dzięki cięzkiej pracy doszedłem do tego, że zaczęli mi zlecać czyszczenia kominów na statkach. Wtedy jeszcze nie było takiej konkurencji jak dziś. Rok 1990 był dla mnie wspaniałym rokim. Na początku tego roku sprzedałem swojego trupa i pół roku póxniej kupilem malucha, 7-letniego, którego poprzednim włascicielem był wyjątkowy pedant. Pół roku póżniej kupiłem Poloneza, a po kolejnych 2 latach zacząłem żyć na zachodnich autach. Obecnie nie pracuję już w mundurze (sporadycznie zdarza się, że ubiram go na kontrolę, ale za to teraz pracuję czasem po 15 h dziennie z powodu obecnej biurokracji. Od 5 lat co roku wyjeżdżam na urlop do ciepłych krajów. Jestem ubezpieczony na życie, ma fundusz emerytalny, jednym słowem mam już zapewnioną bogatą starość. Ale czy sobie na to nie zasłużyłem? Dla mnie życie w luksusach zaczęło się po 40 i choć też nie do końca żyję w luksusach, bo w pracy ciągle pływam w długach, bo kontrahenci nie płacą na czas, a ja przez to zakupuję materiał na krechę. Czy człowiek, który np. 40-45 lat haruje nie zasługuje na bogatą starość? A takich bogatych emerytów jest w Polsce garsta przy 25-latkach w BM-kach. Jestem prawie pewien, że autor, który wystąpił pod pseudonimem m, to bardzo młody człowiek przed 30, który pracuje 8 h i ani minuty więcej, traktując swą pracę jako karę, nie wykazując żadnych chęci rozwijania się i awansowania, a Anulka to jakieś dziecko, które tylko szuka jak by tu komuś dogryźć - to rozrywka, napisać jakąs brednię by zwrócić na siebie uwagę.

    • 0 0

  • ciąg dalszy

    Chicałem jeszcze dopisać, że (nie zapomnę tego nigdy), że po 1-szym dniu pracy w kominiarce powiedziałęm "pier... wasze pieniądze, więcej nie przychodzę", taki zmordowany wróciłem, ale jednak pozostałem tam.
    A co do tego, że nie żyję do końca w luksusach, to chce jeszcze dodać, że cały czas od ślubu (29 lat) mieszkam w tym 3-pokojowym mieszkaniu w bloku.

    • 0 0

  • do kominarza

    tak sie składam że mam powyżej (sporo powyżej) 30. Pracuje jakies 12 do 15 godzin dziennie 0 oprócz pracy robiąc różne fuchy, mam dom - UWAGA DOM jednorodzinny może niewielki bo ma 100 ponad metrów pow. uzytkowej, ogród, samochód, co roku jexdźe nawakacje akurat nie zawsze za granicę bo wolę góry i zwiedzać Polskę. A poza tym na szczęście nie takie ciołki jak ty decyduja kto tu może a kto nie pisać. I nic ci do tego. I tak się składa, że też prcuję od szkoły średniej chociaż nie było takie potrzeby, ale dodatkowe pieniądze to było coś fajnego, WŁASNE. staż pracy mam tez duży jak na trzydzieści parę bo prawie 13 lat, więc nie mądrz się i nie "tenteguj" za dużo w swojej głowie, bo ci się łacza najwyraźniej już przegrzewają

    • 0 0

  • Re: m

    Co do fuch, to ja też ich wiele robiłem, w sezonie zimowym na okrągło trafi się jakis piec do czyszczenia, dodatkowo w grudniu co roku roznosiłem kalendarze i w ciągu miesiąca zarabiałem na tym grubo ponad pensję. Jak na faceta po trzydziestce jesteś wyjątkowym prostakiem. Chyba chcesz tu "pobić" Galluxa. Jeżeli ktoś w twoim wieku po przeczytaniu takiego artykułu, w którym chodzi o jedną konkretną osobę, o której oszuści wiedzieli, że jest dziany, wypisuje tekst w stulu: ale ci emeryci mają kasy, a płaczą, że ich na nic nie stać, to po prostu brak słów. Trzeba być niedorozwojem umysłowym, żeby w tym wieku napisać taki komentarz. Ponadto z tego co widzę żyjesz lepiej niż ja, a płaczesz, że nie możesz na nic odłożyć pieniędzy.

    • 0 0

  • ciąg dalszy

    Chciałem jeszcze dodać, że jeszcze powiększasz swój anty-intelekt, wypisując gówniarskie teksty, którymi szpanują nastolatkowi(ki) ("łacza ci się najwyraźniej przegrzewają").

    • 0 0

  • do kominiarza

    Po pierwsze: inwestuję a nie chowam do skarpety
    2. nie mam długów jak ty, fakt
    3. jestem kobieta nie facetem
    4. licz się ze słowami - dla takich jak ty nie powinno byc tu miejsca.

    • 0 0

  • i jeszcze jedno - to był mój ostatni post. zniżanie się do twojego poziomu jest po prostu męczące

    • 0 0

  • Praca i zaplata.

    A juz chcialem sie zlapac za guzik:)
    Opanujcie sie z lekka.
    Kazdy czlowiek w zyciu ma wzloty i upadki,to nalezy do scenariusza zycia.Wazne jest zeby po tych gorszych chwilach umiec sie podniesc.
    Zeby byc szczesliwym i spelnionym nie trzeba luxusu.Wazniejsze jest znalezienie osoby bliskiej i posiadanie grona przyjaciol.
    Praca czlowieka uszlachetnia,daje mu poczucie przydatnosci i jakies miejsce, akceptacje, spelnienie... .
    Dorobek zycia ten materialny jest o tyle wazny ze daje nam godziwe zycie.Zauwazcie ze jezeli cos komus przyjdzie bez trudu zbyt latwo to to tak nie cieszy.
    Mysle ze stosunek do pracy wiaze sie z szacunkiem dla samego siebie,a co za tym idzie dla innych.Jest tu cos z biblijnych przypowiesci o pracy i o zaplacie za nia.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane