• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Gdyńscy urzędnicy: zasób czy udręka?

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski
5 września 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 
- Miejscy urzędnicy działają tak, jak oczekują od nich ich przełożeni. Jeśli mamy jakieś zastrzeżenia powinniśmy kierować je do urzędniczej góry - przekonuje Zygmunt Zmuda Trzebiatowski. - Miejscy urzędnicy działają tak, jak oczekują od nich ich przełożeni. Jeśli mamy jakieś zastrzeżenia powinniśmy kierować je do urzędniczej góry - przekonuje Zygmunt Zmuda Trzebiatowski.

Bardzo kuszące i dziecinnie łatwe byłoby napisanie krytycznego tekstu o gdyńskich urzędnikach, podobnego do dziesiątek innych w tym tonie. Gdy się krytykuje, ma się pewność, że inni w tekście odnajdą swoje doświadczenia i odczucia, popłynie fala komentarzy, w których wszyscy nawzajem będziemy się nakręcać i złorzeczyć, pisząc o "darmozjadach", "niekompetentnych" i tak dalej. I właśnie dlatego tego nie zrobię.



Czy pracowałeś kiedyś jako urzędnik?

Czy zatem chcę bronić tezy, że jest świetnie, a Urząd Miasta Gdyni i miejskie jednostki organizacyjne to wzory funkcjonowania? Nie. Stawiam tezę, że z każdej grupy można zrobić dobry team albo zdemotywowaną bandę. Kluczem jest postawa i kompetencja tych, którzy kierują i wyznaczają zadania.

I TU mamy WIELKI problem.

Pieniądze, rozwój, sensowne działanie i motywujący zespół



Jak wiemy, wśród różnych motywacji, dla których ludzie podejmują pracę w konkretnym miejscu, jest kilka dominujących: chęć zarobienia potrzebnych do godnego życia pieniędzy, chęć rozwoju, chęć robienia rzeczy sensownych i potrzebnych, chęć pracy w dobrym, motywującym zespole.

Z pieniędzmi w budżetówce, zwłaszcza na niższych stanowiskach, nigdy szału nie było, nie ma i pewnie nie będzie, choć lepiej być powinno i czasami może, co pokazują inne samorządy.

Chęć rozwoju to bodziec naturalny, choć na pewnych stanowiskach w urzędzie to postulat nie do zrealizowania, chyba, żeby zapewnić ludziom awans pionowy lub choćby poziomy. Brak tych bodźców i możliwości skutkuje powolnym powstawaniem armii ludzi nieoczekujących zmian, nawykłych do rutynowych, przewidywalnych rozwiązań, nieelastycznych, pozbawionych kreatywności.

Ale, gdy ma się poczucie, że to, co się robi, jest istotne i ważne, to pomaga to w kontynuowaniu pracy. Gorzej, gdy ma się poczucie, że to co robimy, mało kogo interesuje, nikt nie umie tego docenić czy podziękować. A w razie błędu czy niepowodzenia - natychmiast oberwiemy. Zaczyna się więc tworzenie podkładek, notatek, "dupokrytek", uciekania od podejmowania niesztampowych decyzji oraz panika, gdy jednak trzeba je podjąć.

No i wreszcie ten dobry, motywujący zespół. A z tym bywa różnie, zwłaszcza, gdy na jego czele staje osoba "znikąd", wybrana w fasadowym konkursie albo co gorsza, osoba, która już kiedyś w normalnym postępowaniu nie była w stanie dostać pracy.

Polityka kadrowa jak totolotek



Tajemnicą poliszynela jest, że obecny dyrektor ZDiZ, "odkrycie towarzyskie" wiceprezydenta Marka Łucyka, zanim został szefem tej jednostki, próbował dostać w niej pracę jako specjalista, czyli na dużo niższym szczeblu. Okazało się, że był słabszy od konkurentów, więc pracy nie dostał. Wrócił dopiero w prezydenckiej teczce, a liczba osób z ZDiZ, która od czasu tej nominacji odeszła, robi wrażenie. Przygnębiające.

Polityka kadrowa na poziomie szefów wydziałów i poszczególnych jednostek wygląda czasem jak gra w totolotka. Jak gdyby prezydent wrzucił do maszyny losującej kilka nazwisk najbardziej wiernych pretorian i tylko spośród nich wybierał.

Ryński? Pokieruje wydziałem! Albo nie - do ZDiZ go! Albo nie - jednak do wydziału! Nie dziwi mnie, że Andrzej Ryński wybrał w końcu Warszawę - od ciągłej karuzeli może zemdlić. Witowski? Wydział Budynków. Albo nie - ZDiZ. Albo nie - TBS Czynszówka!

Odchodzi wicedyrektor ZDiZ. Odpowiadał za najważniejsze sprawy Odchodzi wicedyrektor ZDiZ. Odpowiadał za najważniejsze sprawy

Wydziały Ludzi Niezwalnialnych



Osobna grupa to, o czym już kiedyś pisałem, osoby, których niezbyt można lub wypada zwolnić, ale chodzi o to, by nie przeszkadzały. Dla nich tworzy się Wydziały Ludzi Niezwalnialnych. Jak potem zbudować motywacje ludzi pracujących w Biurze Rozwoju Miasta czy Wydziale Współpracy i Analiz Samorządowych, gdy widzą, że ich jedynym zadaniem jest... przychodzenie do pracy? Czasem coś przypadkowo wytworzą, ważne, by tymi wytworami nie zawracać zbytnio głowy decydentom.

Obu wydziałów już nie ma, bo Niezwalnialni odeszli na emerytury, ale co dzieje się w głowach ludzi, którzy z nimi i dla nich pracowali, i jak mają wierzyć w sensowność swojej pracy - nie mam pojęcia.

Albo gdy powstają nowe wydziały lub istniejące obsadzane są ludźmi, których łączy to, że jeszcze chwile temu pracowali z obecną panią wiceprezydent w Agencji Rozwoju Gdyni? A przecież tak było z utworzeniem Wydziału Strategii czy z obsadzeniem Biura Prezydenta. Jak znaleźć swoją misję, gdy idzie się pracować do wydziału utworzonego po to, by dotychczasowa pełnomocniczka ds. polityki rodzinnej mogła nareszcie etatowo pracować? I jak się trzeba czuć, gdy po krótkim okresie szefowa zmienia zdanie, decydując się na start w (uwaga, żart!) konkursie, by zostać tym razem dyrektorką Gdyńskiego Centrum Kultury? Jak sobie w takich realiach wmówić, że to co się robi, ma sens i jest ważne? Zaczyna się nawykać do tego, że jest się pionkiem i wykonawcą poleceń bez żadnej jasności co do dłuższej perspektywy.

Beata Nawrocka pokieruje Gdyńskim Centrum Kultury Beata Nawrocka pokieruje Gdyńskim Centrum Kultury

Gdy miałem okazję przez 1,5 roku uczestniczyć w posiedzeniach Kolegium Prezydenta i przeglądałem wykaz podejmowanych zarządzeń, ciekawiła mnie kwestia szkoleń dla urzędników. Może dziś świat jest inny (obstawiam, znając stan miejskich finansów, że nie) ale wtedy, jedyne szkolenia na jakie kierowano urzędników, to były te wymagane przepisami prawa (zmiana przepisów, wejście w życie nowej ustawy, aktualizacja prawa zamówień publicznych itd.). Nigdy nie dostrzegłem warsztatów dla kadry kierowniczej, jakiejś ciekawej podyplomówki czy szkolenia z zarządzania zespołem, motywacji, rozwiązywania konfliktów - ogólnie, kompetencji miękkich.

Zbędne wydatki? Moim zdaniem kluczowe - zwłaszcza w przypadku osób, które pracują z ludźmi bardzo różnymi, gdzie trudno o motywowanie finansami i trzeba bardzo dbać o dobrą atmosferę, przeciwdziałanie wypaleniu, motywowanie ludzi i budowanie dobrze pracującego zespołu. A zamiast motywacji, czasami można było usłyszeć od nieżyjącego już dyrektora urzędu słowa - nazwijmy to - nieparlamentarne. Od razu chce się pracować!

Gdy wiosną zaczęła się procedura nadawania numerów PESEL uchodźcom, pojawiło się zdjęcie pana prezydenta Szczurka siedzącego przy takim stanowisku, rozmawiającego z panią, zapewne z Ukrainy. Wierzę, że poza ładnym obrazkiem dla mediów, mogło to być ciekawe doświadczenie, ale jednocześnie się zastanawiam, jak często kadra zarządzająca ma okazję rzeczywiście zetknąć się z realiami obsługi klienta, poznać realia, w jakich obracają się ich podwładni i może trochę więcej zrozumieć i wiedzieć, w czym można ich wesprzeć i o co powalczyć?

Zdjęcie i opis zaprezentowane w portalu Gdynia.pl w ramach informacji o wydawaniu numerów PESEl uchodźcom z Ukrainy w punkcie obsługi mieszkańców w centrum handlowym Riviera. Zdjęcie i opis zaprezentowane w portalu Gdynia.pl w ramach informacji o wydawaniu numerów PESEl uchodźcom z Ukrainy w punkcie obsługi mieszkańców w centrum handlowym Riviera.
Mnie uczono, że dobry menadżer to taki, który przed zespołem broni decyzji swoich przełożonych, a w rozmowie z przełożonymi zawsze staje po stronie swojego zespołu - o takie doświadczenie w urzędzie nie jest łatwo, gdy szef wydziału sam jest w stresie i wie, że oczekuje się od niego przychodzenia z dobrymi wiadomościami, a posłańców przynoszących złe wieści się zabija.

Spychologia i klakierzy



W efekcie mamy to co mamy, czyli urzędnicy koncentrują się na tym, by o problemie, który widzą, możliwie długo nie dowiedział się nikt z przełożonych. A prezydent otoczony klakierami słyszy w kółko, że wszystko jest świetnie, wszystko działa i jest RE-WE-LA-CYJ-NIE. Gdy pojawi się artykuł krytyczny, to dlatego, że "redakcja nie lubi Gdyni", albo że "to inna opcja polityczna", albo że "ten konkretny dziennikarz jest po prostu kiepski, tendencyjny i nie zna faktów".

Gdy urzędników najpierw przez kilka lat się ćwiczy, podporządkowuje sobie i ustawia, to potem można śmiało wysyłać ich na placówki, mając pewność, że nie będą szukać autonomii i będą wiedzieć, że od kreatywności to jest ewentualnie ich szef. Oni mają być w gotowości i raportować.

I tak ruszały w Gdynię kolejne panie z wydziału kultury: najpierw, darzona szczególnym zaufaniem Karolina Grabowicz do Muzeum Emigracji, później Karin Moder do Muzeum Miasta Gdyni, a ostatnio, (do czasu aż ujawniła swoje ambicje Beata Nawrocka) Bernadetta Rąbalska, obejmując czasowo funkcję p.o. dyrektora GCK. Pani Bernadetta wystartowała nawet w konkursie, być może nie orientując się, że namaszczono już inną kandydatkę. Lubię panią Bernadettę i mam nadzieje, że za to faux pas nie spotkała jej żadna przykrość. W końcu słowo "konkurs" niejednego już zmyliło.

No dobra. To wróćmy do świata zwykłego urzędnika, który próbuje robić swoje. Wiedział, po co przychodzi i co go motywuje. Trafił do świata, w którym ma lepszego lub słabszego przełożonego, mniej lub bardziej zgrany zespół, marne szanse rozwoju i awansu, brak zgody na płatne szkolenia, zadania do wykonania, gdzie często nie może liczyć na informację zwrotną.

Robi, co umie i co mu powiedziano. Widzi większą lub mniejszą sensowność swoich działań. Obserwuje, że zgłaszane problemy i trudności raczej nie są oczekiwane i nie trafiają wyżej. Obserwuje rzeczywistość, która polega na tym, by możliwe blisko 100 proc. wydać pieniądze na swoje zadania, bo jeśli coś zostanie, to w przyszłym roku zostanie to obcięte jako przeszacowane.

Uczy się tego, że kluczowe jest to, by sprawę gdzieś przekazać - niekoniecznie załatwić. Trzeba zatem możliwie szybko napisać pismo i przekierować sprawę do kogoś innego, by móc powiedzieć: "swoje zrobiłem, u nas to nie leży". Spyta raz czy drugi o podwyżkę, dowie się, że nie ma opcji, potem usłyszy o podwyżkach i nagrodach dla wiceprezydentów, zobaczy kolejny remont w gabinetach na pierwszym piętrze i zrozumie, gdzie jego miejsce.

Coraz szybciej będzie się uczyć tego, że dobre informacje trzeba opisywać jako cudowne, a kiepskie - przemilczać. O podwyżkach i szkoleniach zapomni, ale za to w godzinach pracy zacznie częściej wychodzić w swoich sprawach lub coś robić na urzędowym komputerze. Coraz bardziej spodoba się praca bez petentów, którym pandemia uniemożliwiła dostęp - i jakoś tak zostało.

Do urzędu w Gdyni nie wejdziesz. Poseł pyta dlaczego Do urzędu w Gdyni nie wejdziesz. Poseł pyta dlaczego

Mało tego: mimo, że gdyński urząd miasta jest rozsiany po wielu miejscach, to prezydent, wiceprezydenci, sekretarz miasta czy skarbnik - wszyscy siedzą blisko siebie w jednym gmachu. Nie mają potrzeby być ze swoimi ludźmi ani ich kontrolować, ani wspierać. Dla nich "swoi" to są właśnie sąsiedzi z piętra, a urzędnicy - to przykra rzeczywistość. To lekceważenie słyszałem i wyczuwałem wiele razy.

Gorzkie refleksje zwykłych urzędników



Dostawałem i dostaję sporo listów od urzędników - bardzo tę korespondencję cenię. To w dużej części rozsądni, normalni ludzie, którzy chcą robić swoją robotę, ale czasem, obserwując to, co dzieje się dookoła, tracą siłę i kompas. Mieszkają tu, obchodzi ich miasto. Widzą tak wiele absurdów w funkcjonowaniu instytucji, sami gorzko się śmieją czytając o kolejnych gdyńskich sukcesach i nagrodach, widzą to co dzieje się w poszczególnych jednostkach bardzo wyraźnie, ale czują, że nie mają z kim o tym porozmawiać - że nikt tych uwag nie chce i nie potrzebuje. Wiedzą, że nie lubi się tych, którzy widzą i rozumieją zbyt dużo. To krępuje przełożonych, a oni chcą budować swoje królestwa. Przecież pamiętny Wydział Kultury za rządów naczelnika Grzechnika, gdzie w zasadzie człowiek z ulicy nie mógł wejść, nie powstał bez cichej akceptacji "góry".

Więc nie - nie czepiajmy się urzędników



Nie mówmy na nich źle, jako o całości. Tam kumuluje się wiele dobrych, ale nieuwolnionych zasobów. I chyba nawet nie czepiajmy się ich przełożonych. Od nich nie wymaga się, by byli sprawnymi menadżerami, ani by kreowali rozwiązania. Ich się nie szkoli, nie kształci, nie wspiera.

Jeśli mieć gdzieś pretensje, to proponuję kierować je na I piętro gmachu na Piłsudskiego. To tam się mianuje, wybiera i wyraża oczekiwania. To tam się zwalnia z myślenia, samodzielności i kreatywności. To tam jest ten team, który dobrze się ze sobą czuje, widzi sens swojej roboty i ma motywacje finansową. I jest im ze sobą tak dobrze, tak się nawzajem ukołysali w tym samozachwycie, że nic im już nie trzeba.

Wystarczy, byśmy nie przeszkadzali. Ani my, ani urzędnicy.

Poglądy wyrażone w felietonie są osobistymi opiniami autora.

O autorze

autor

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

- W poprzednim życiu przez pięć kadencji radny miasta Gdyni, obecnie na odwyku samorządowym. Prawnik, felietonista, mikroprzedsiębiorca, mieszkaniec Chyloni. Kocha Gdynię, ale nie bezkrytycznie. Nieutrudzony w próbach podejmowania dialogu, niezależnie od przeszkód. Felietony Zygmunta Zmudy Trzebiatowskiego w Trojmiasto.pl

Opinie (281) 10 zablokowanych

  • Problemem nie jest sam urzednik. Problemem jest to ze obsluguje beznadziejne projekty narzucone przez rade miasta i ludzi (1)

    O wynajmowaniu kolejnych biur w Riwierze przy jednoczesnym wyprzedawaniu nieruchomosci miasta nie wspomne.

    Sam urzędnik może jest bez uwag ale ekipa kierujaca Gdynia spowodowała obrzydzenie do całego aparatu urzędniczego miasta.

    • 110 4

    • Chyba przez Sejm. To są w większości usługi ministerialne

      I dlatego nie można załatwić tego przez net

      • 0 0

  • (1)

    Dziwic się? Typowy "szary" urzędnik z okienka to minimum magister, często dokształcający się podyplomowo. A uwierzcie mi: administracja to jeden z najnudniejszych kierunków studiow jakie istnieja, wytrzymacie tak 5lat ksztalcenia się:) Kogoś szkokuje wyścig szczurów o lizanie d..py naczelnikowi/osobie wyżej? Wszędzie tak jest, niezależnie od branzy. Zawsze znajdzie się bezwstydna blond dzida, która da sobie szlifować migdałki spoconym pentem obleśnego szefa;) Tak jest wszędzie:)
    W tym wszystkim jest tylko niepokojaca inna rzecz: stanowiska dyrektorskie przeznaczone dla kolesi(samorząd) albo partyjniakow z przypadku(spółki skarbu i rozmaite inne instytucje). Rozmaite przypadki z którymi mamy do czynienia, afery, walki, niegospodarność to odwieczny rak każdej władzy na świecie. Problemem i ogromnych chamstwem jest jak dla mnie traktowanie samorządu w kategoriach zarobkowania na tym co publiczne. Wykorzystywanie stanowisk to ciągnięcia zysków/przywilejow w zmian za przysługi dla mafii deweloperskiej, albo dziwnych, absurdalnie drogich przetargów, wygrywanych przez firmy kolegi/znajomych. Człowiek ma czasem wrażenie, że gdyby ci nadasani ludzie na stołkach mogliby, to rozkradliby miasto i jego zasoby do cna.

    • 52 7

    • zmień pracę

      weź kredyt. Nikt ci nie kazał studiować na kierunku po którym nie ma pracy.

      • 2 0

  • Po owocach ich poznacie

    Nie interesują mnie kuluary urzędów. Płacę podatki i wymagam konkretnych działać, efektów. Póki co efektem pracy urzędników w Trójmieście są kolejne afery i przewalanie moich pieniędzy.

    • 38 10

  • W Gdyni najważniejsze jest Laboratorium Innowacji Społecznych (7)

    zapewne to oni wymyślają jakieś innowacje typu parawany na parkingu, delfiny plastikowe, koła z farby i ławki-przysiadki.

    Jest budżet - są pomysły.

    • 87 3

    • Zapewne

      Zapewne nie masz pełnej wiedzy

      • 3 11

    • Czy kogoś jeszcze dziwi,że ten twór tworzą dobrzy znajomi Marka Stępy ? (3)

      • 14 2

      • nie stępy tylko gucia (2)

        Marek stępa teraz ma wydział w którym dba o gdyński modernizm ... ;)

        • 13 1

        • Bo bez niego się rozleci?

          • 3 1

        • O błękitne delfiny z plastiku?

          • 4 1

    • No i nawet ci którzy parę lat temu krytykowali władze, po pary latach pracy tam klaszczą uszami na pomysł betonowych donic.

      • 3 0

    • ciekawe, jaki budżet

      • 0 0

  • jako mieszkaniec nie mam zadnych zastrzezen

    do jakosci pracy urzednikow, w zakresie zalatwianych przeze mnie spraw. Natomiat opis istniejacych/ badz sugerowanych koterii mozna zastosowac do wszystkich, podobnych wielkosciowo, strukrur zarzadczych w sektorach panstwowych i prywatnych.

    • 21 31

  • Gdynia schodzi na psy niestety (1)

    Kiedyś miasto nowoczesności i innowacji, teraz zapomniane z rzuconymi plastikowymi delfinami i betonozą, tak na osłodę...

    • 76 1

    • betonoza? ech te kobiece emocje

      • 1 3

  • o Gdańsku ! koniecznie dajcie artykuł o UM Gdańsk ! (4)

    • 32 3

    • to napisz taki artykuł!

      • 3 0

    • ....

      Koniecznie! tam to dopiero są cyrki.

      • 6 0

    • no jak to (1)

      portal ma opublikować artykuł szkalujący swojego chlebodawce? Ciekawe kto płaci za te wypociny ZZT, bo nie wierzę, że to tak z dobroci serca.

      • 2 0

      • Wypociny? Nie sądzę. Artykuł jest całkiem dobrze napisany i pod względem językowym jak i samego spojrzenia na problem urzędów. Najłatwiej faktycznie tworzyć artykuły wylewające pomyje na wszystkich urzędników, ale czy kasjer odpowiada za rodzaj zamówionego asortymentu dostępnego w sklepie? No nie. Tak samo szeregowy pracownik urzędu nie odpowiada za politykę urzędu względem obywatela. Nie on odpowiada za brak warunków do przyjmowania klientów, za zamknięty urząd, za braki kadrowe i spowodowane tym opóźnienia w załatwieniu wniosków. Nie wiem co kierowało autorem, nie wiem czy to z dobroci serca, czy z jakichś prywatnych pobudek, ale rozpoznanie i diagnoza jest słuszna i uniwersalna dla Gdyni, Sopotu, Gdańska i praktycznie większości jak nie wszystkich urzędów! Nie umiemy w zarządzanie. Dać ludziom ciut władzy, a głupieją. Zamiast liderów mamy rasowych poganiaczy niewolników nie biorących odpowiedzialności za ludzi, których im powierzono!

        • 3 0

  • odwazny teksy, roast gdyńskiego półświatka urzędniczego (1)

    • 54 6

    • Też mi odwaga

      Zbliżają się wybory. Szansa na nowe koryto.

      • 7 4

  • Panie Zygmuncie, bardzo w punkt (3)

    Pracowałam w UM Gdynia i nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że tam już nie pracuję. Tam są tak toksyczne relacje, że jest to nie do opisania. Świta robi co chce, reszta ma siedzieć cicho i zap*** za miskę ryżu. Roboty mnóstwo.

    • 93 2

    • np. taka pani Spychała Gruszecka. (1)

      • 14 1

      • Ograniczona ale pozostałych vice bije na łeb

        • 0 0

    • Dokładnie tak. Pracy masa, wynagrodzenia śmieszne, a podejście góry takie jakby ludzie pana boga za nogi złapali, że tam pracują.

      • 9 1

  • sensowna diagnoza

    Cóż za trafne i obiektywne spostrzeżenie. Lecz na obronę tego układu należy dodać że mechanizm jest powszechny w wielu urzędach administracji lokalnej jak i na wyższych szczeblach.

    Należy jeszcze dodać interesowność części urzędników oraz zaangażowanie polityczne. ogólna ocena urzędników jak za Rosji Carskiej

    • 49 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane