• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Gdyńscy urzędnicy: zasób czy udręka?

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski
5 września 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 
- Miejscy urzędnicy działają tak, jak oczekują od nich ich przełożeni. Jeśli mamy jakieś zastrzeżenia powinniśmy kierować je do urzędniczej góry - przekonuje Zygmunt Zmuda Trzebiatowski. - Miejscy urzędnicy działają tak, jak oczekują od nich ich przełożeni. Jeśli mamy jakieś zastrzeżenia powinniśmy kierować je do urzędniczej góry - przekonuje Zygmunt Zmuda Trzebiatowski.

Bardzo kuszące i dziecinnie łatwe byłoby napisanie krytycznego tekstu o gdyńskich urzędnikach, podobnego do dziesiątek innych w tym tonie. Gdy się krytykuje, ma się pewność, że inni w tekście odnajdą swoje doświadczenia i odczucia, popłynie fala komentarzy, w których wszyscy nawzajem będziemy się nakręcać i złorzeczyć, pisząc o "darmozjadach", "niekompetentnych" i tak dalej. I właśnie dlatego tego nie zrobię.



Czy pracowałeś kiedyś jako urzędnik?

Czy zatem chcę bronić tezy, że jest świetnie, a Urząd Miasta Gdyni i miejskie jednostki organizacyjne to wzory funkcjonowania? Nie. Stawiam tezę, że z każdej grupy można zrobić dobry team albo zdemotywowaną bandę. Kluczem jest postawa i kompetencja tych, którzy kierują i wyznaczają zadania.

I TU mamy WIELKI problem.

Pieniądze, rozwój, sensowne działanie i motywujący zespół



Jak wiemy, wśród różnych motywacji, dla których ludzie podejmują pracę w konkretnym miejscu, jest kilka dominujących: chęć zarobienia potrzebnych do godnego życia pieniędzy, chęć rozwoju, chęć robienia rzeczy sensownych i potrzebnych, chęć pracy w dobrym, motywującym zespole.

Z pieniędzmi w budżetówce, zwłaszcza na niższych stanowiskach, nigdy szału nie było, nie ma i pewnie nie będzie, choć lepiej być powinno i czasami może, co pokazują inne samorządy.

Chęć rozwoju to bodziec naturalny, choć na pewnych stanowiskach w urzędzie to postulat nie do zrealizowania, chyba, żeby zapewnić ludziom awans pionowy lub choćby poziomy. Brak tych bodźców i możliwości skutkuje powolnym powstawaniem armii ludzi nieoczekujących zmian, nawykłych do rutynowych, przewidywalnych rozwiązań, nieelastycznych, pozbawionych kreatywności.

Ale, gdy ma się poczucie, że to, co się robi, jest istotne i ważne, to pomaga to w kontynuowaniu pracy. Gorzej, gdy ma się poczucie, że to co robimy, mało kogo interesuje, nikt nie umie tego docenić czy podziękować. A w razie błędu czy niepowodzenia - natychmiast oberwiemy. Zaczyna się więc tworzenie podkładek, notatek, "dupokrytek", uciekania od podejmowania niesztampowych decyzji oraz panika, gdy jednak trzeba je podjąć.

No i wreszcie ten dobry, motywujący zespół. A z tym bywa różnie, zwłaszcza, gdy na jego czele staje osoba "znikąd", wybrana w fasadowym konkursie albo co gorsza, osoba, która już kiedyś w normalnym postępowaniu nie była w stanie dostać pracy.

Polityka kadrowa jak totolotek



Tajemnicą poliszynela jest, że obecny dyrektor ZDiZ, "odkrycie towarzyskie" wiceprezydenta Marka Łucyka, zanim został szefem tej jednostki, próbował dostać w niej pracę jako specjalista, czyli na dużo niższym szczeblu. Okazało się, że był słabszy od konkurentów, więc pracy nie dostał. Wrócił dopiero w prezydenckiej teczce, a liczba osób z ZDiZ, która od czasu tej nominacji odeszła, robi wrażenie. Przygnębiające.

Polityka kadrowa na poziomie szefów wydziałów i poszczególnych jednostek wygląda czasem jak gra w totolotka. Jak gdyby prezydent wrzucił do maszyny losującej kilka nazwisk najbardziej wiernych pretorian i tylko spośród nich wybierał.

Ryński? Pokieruje wydziałem! Albo nie - do ZDiZ go! Albo nie - jednak do wydziału! Nie dziwi mnie, że Andrzej Ryński wybrał w końcu Warszawę - od ciągłej karuzeli może zemdlić. Witowski? Wydział Budynków. Albo nie - ZDiZ. Albo nie - TBS Czynszówka!

Odchodzi wicedyrektor ZDiZ. Odpowiadał za najważniejsze sprawy Odchodzi wicedyrektor ZDiZ. Odpowiadał za najważniejsze sprawy

Wydziały Ludzi Niezwalnialnych



Osobna grupa to, o czym już kiedyś pisałem, osoby, których niezbyt można lub wypada zwolnić, ale chodzi o to, by nie przeszkadzały. Dla nich tworzy się Wydziały Ludzi Niezwalnialnych. Jak potem zbudować motywacje ludzi pracujących w Biurze Rozwoju Miasta czy Wydziale Współpracy i Analiz Samorządowych, gdy widzą, że ich jedynym zadaniem jest... przychodzenie do pracy? Czasem coś przypadkowo wytworzą, ważne, by tymi wytworami nie zawracać zbytnio głowy decydentom.

Obu wydziałów już nie ma, bo Niezwalnialni odeszli na emerytury, ale co dzieje się w głowach ludzi, którzy z nimi i dla nich pracowali, i jak mają wierzyć w sensowność swojej pracy - nie mam pojęcia.

Albo gdy powstają nowe wydziały lub istniejące obsadzane są ludźmi, których łączy to, że jeszcze chwile temu pracowali z obecną panią wiceprezydent w Agencji Rozwoju Gdyni? A przecież tak było z utworzeniem Wydziału Strategii czy z obsadzeniem Biura Prezydenta. Jak znaleźć swoją misję, gdy idzie się pracować do wydziału utworzonego po to, by dotychczasowa pełnomocniczka ds. polityki rodzinnej mogła nareszcie etatowo pracować? I jak się trzeba czuć, gdy po krótkim okresie szefowa zmienia zdanie, decydując się na start w (uwaga, żart!) konkursie, by zostać tym razem dyrektorką Gdyńskiego Centrum Kultury? Jak sobie w takich realiach wmówić, że to co się robi, ma sens i jest ważne? Zaczyna się nawykać do tego, że jest się pionkiem i wykonawcą poleceń bez żadnej jasności co do dłuższej perspektywy.

Beata Nawrocka pokieruje Gdyńskim Centrum Kultury Beata Nawrocka pokieruje Gdyńskim Centrum Kultury

Gdy miałem okazję przez 1,5 roku uczestniczyć w posiedzeniach Kolegium Prezydenta i przeglądałem wykaz podejmowanych zarządzeń, ciekawiła mnie kwestia szkoleń dla urzędników. Może dziś świat jest inny (obstawiam, znając stan miejskich finansów, że nie) ale wtedy, jedyne szkolenia na jakie kierowano urzędników, to były te wymagane przepisami prawa (zmiana przepisów, wejście w życie nowej ustawy, aktualizacja prawa zamówień publicznych itd.). Nigdy nie dostrzegłem warsztatów dla kadry kierowniczej, jakiejś ciekawej podyplomówki czy szkolenia z zarządzania zespołem, motywacji, rozwiązywania konfliktów - ogólnie, kompetencji miękkich.

Zbędne wydatki? Moim zdaniem kluczowe - zwłaszcza w przypadku osób, które pracują z ludźmi bardzo różnymi, gdzie trudno o motywowanie finansami i trzeba bardzo dbać o dobrą atmosferę, przeciwdziałanie wypaleniu, motywowanie ludzi i budowanie dobrze pracującego zespołu. A zamiast motywacji, czasami można było usłyszeć od nieżyjącego już dyrektora urzędu słowa - nazwijmy to - nieparlamentarne. Od razu chce się pracować!

Gdy wiosną zaczęła się procedura nadawania numerów PESEL uchodźcom, pojawiło się zdjęcie pana prezydenta Szczurka siedzącego przy takim stanowisku, rozmawiającego z panią, zapewne z Ukrainy. Wierzę, że poza ładnym obrazkiem dla mediów, mogło to być ciekawe doświadczenie, ale jednocześnie się zastanawiam, jak często kadra zarządzająca ma okazję rzeczywiście zetknąć się z realiami obsługi klienta, poznać realia, w jakich obracają się ich podwładni i może trochę więcej zrozumieć i wiedzieć, w czym można ich wesprzeć i o co powalczyć?

Zdjęcie i opis zaprezentowane w portalu Gdynia.pl w ramach informacji o wydawaniu numerów PESEl uchodźcom z Ukrainy w punkcie obsługi mieszkańców w centrum handlowym Riviera. Zdjęcie i opis zaprezentowane w portalu Gdynia.pl w ramach informacji o wydawaniu numerów PESEl uchodźcom z Ukrainy w punkcie obsługi mieszkańców w centrum handlowym Riviera.
Mnie uczono, że dobry menadżer to taki, który przed zespołem broni decyzji swoich przełożonych, a w rozmowie z przełożonymi zawsze staje po stronie swojego zespołu - o takie doświadczenie w urzędzie nie jest łatwo, gdy szef wydziału sam jest w stresie i wie, że oczekuje się od niego przychodzenia z dobrymi wiadomościami, a posłańców przynoszących złe wieści się zabija.

Spychologia i klakierzy



W efekcie mamy to co mamy, czyli urzędnicy koncentrują się na tym, by o problemie, który widzą, możliwie długo nie dowiedział się nikt z przełożonych. A prezydent otoczony klakierami słyszy w kółko, że wszystko jest świetnie, wszystko działa i jest RE-WE-LA-CYJ-NIE. Gdy pojawi się artykuł krytyczny, to dlatego, że "redakcja nie lubi Gdyni", albo że "to inna opcja polityczna", albo że "ten konkretny dziennikarz jest po prostu kiepski, tendencyjny i nie zna faktów".

Gdy urzędników najpierw przez kilka lat się ćwiczy, podporządkowuje sobie i ustawia, to potem można śmiało wysyłać ich na placówki, mając pewność, że nie będą szukać autonomii i będą wiedzieć, że od kreatywności to jest ewentualnie ich szef. Oni mają być w gotowości i raportować.

I tak ruszały w Gdynię kolejne panie z wydziału kultury: najpierw, darzona szczególnym zaufaniem Karolina Grabowicz do Muzeum Emigracji, później Karin Moder do Muzeum Miasta Gdyni, a ostatnio, (do czasu aż ujawniła swoje ambicje Beata Nawrocka) Bernadetta Rąbalska, obejmując czasowo funkcję p.o. dyrektora GCK. Pani Bernadetta wystartowała nawet w konkursie, być może nie orientując się, że namaszczono już inną kandydatkę. Lubię panią Bernadettę i mam nadzieje, że za to faux pas nie spotkała jej żadna przykrość. W końcu słowo "konkurs" niejednego już zmyliło.

No dobra. To wróćmy do świata zwykłego urzędnika, który próbuje robić swoje. Wiedział, po co przychodzi i co go motywuje. Trafił do świata, w którym ma lepszego lub słabszego przełożonego, mniej lub bardziej zgrany zespół, marne szanse rozwoju i awansu, brak zgody na płatne szkolenia, zadania do wykonania, gdzie często nie może liczyć na informację zwrotną.

Robi, co umie i co mu powiedziano. Widzi większą lub mniejszą sensowność swoich działań. Obserwuje, że zgłaszane problemy i trudności raczej nie są oczekiwane i nie trafiają wyżej. Obserwuje rzeczywistość, która polega na tym, by możliwe blisko 100 proc. wydać pieniądze na swoje zadania, bo jeśli coś zostanie, to w przyszłym roku zostanie to obcięte jako przeszacowane.

Uczy się tego, że kluczowe jest to, by sprawę gdzieś przekazać - niekoniecznie załatwić. Trzeba zatem możliwie szybko napisać pismo i przekierować sprawę do kogoś innego, by móc powiedzieć: "swoje zrobiłem, u nas to nie leży". Spyta raz czy drugi o podwyżkę, dowie się, że nie ma opcji, potem usłyszy o podwyżkach i nagrodach dla wiceprezydentów, zobaczy kolejny remont w gabinetach na pierwszym piętrze i zrozumie, gdzie jego miejsce.

Coraz szybciej będzie się uczyć tego, że dobre informacje trzeba opisywać jako cudowne, a kiepskie - przemilczać. O podwyżkach i szkoleniach zapomni, ale za to w godzinach pracy zacznie częściej wychodzić w swoich sprawach lub coś robić na urzędowym komputerze. Coraz bardziej spodoba się praca bez petentów, którym pandemia uniemożliwiła dostęp - i jakoś tak zostało.

Do urzędu w Gdyni nie wejdziesz. Poseł pyta dlaczego Do urzędu w Gdyni nie wejdziesz. Poseł pyta dlaczego

Mało tego: mimo, że gdyński urząd miasta jest rozsiany po wielu miejscach, to prezydent, wiceprezydenci, sekretarz miasta czy skarbnik - wszyscy siedzą blisko siebie w jednym gmachu. Nie mają potrzeby być ze swoimi ludźmi ani ich kontrolować, ani wspierać. Dla nich "swoi" to są właśnie sąsiedzi z piętra, a urzędnicy - to przykra rzeczywistość. To lekceważenie słyszałem i wyczuwałem wiele razy.

Gorzkie refleksje zwykłych urzędników



Dostawałem i dostaję sporo listów od urzędników - bardzo tę korespondencję cenię. To w dużej części rozsądni, normalni ludzie, którzy chcą robić swoją robotę, ale czasem, obserwując to, co dzieje się dookoła, tracą siłę i kompas. Mieszkają tu, obchodzi ich miasto. Widzą tak wiele absurdów w funkcjonowaniu instytucji, sami gorzko się śmieją czytając o kolejnych gdyńskich sukcesach i nagrodach, widzą to co dzieje się w poszczególnych jednostkach bardzo wyraźnie, ale czują, że nie mają z kim o tym porozmawiać - że nikt tych uwag nie chce i nie potrzebuje. Wiedzą, że nie lubi się tych, którzy widzą i rozumieją zbyt dużo. To krępuje przełożonych, a oni chcą budować swoje królestwa. Przecież pamiętny Wydział Kultury za rządów naczelnika Grzechnika, gdzie w zasadzie człowiek z ulicy nie mógł wejść, nie powstał bez cichej akceptacji "góry".

Więc nie - nie czepiajmy się urzędników



Nie mówmy na nich źle, jako o całości. Tam kumuluje się wiele dobrych, ale nieuwolnionych zasobów. I chyba nawet nie czepiajmy się ich przełożonych. Od nich nie wymaga się, by byli sprawnymi menadżerami, ani by kreowali rozwiązania. Ich się nie szkoli, nie kształci, nie wspiera.

Jeśli mieć gdzieś pretensje, to proponuję kierować je na I piętro gmachu na Piłsudskiego. To tam się mianuje, wybiera i wyraża oczekiwania. To tam się zwalnia z myślenia, samodzielności i kreatywności. To tam jest ten team, który dobrze się ze sobą czuje, widzi sens swojej roboty i ma motywacje finansową. I jest im ze sobą tak dobrze, tak się nawzajem ukołysali w tym samozachwycie, że nic im już nie trzeba.

Wystarczy, byśmy nie przeszkadzali. Ani my, ani urzędnicy.

Poglądy wyrażone w felietonie są osobistymi opiniami autora.

O autorze

autor

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

- W poprzednim życiu przez pięć kadencji radny miasta Gdyni, obecnie na odwyku samorządowym. Prawnik, felietonista, mikroprzedsiębiorca, mieszkaniec Chyloni. Kocha Gdynię, ale nie bezkrytycznie. Nieutrudzony w próbach podejmowania dialogu, niezależnie od przeszkód. Felietony Zygmunta Zmudy Trzebiatowskiego w Trojmiasto.pl

Opinie (281) 10 zablokowanych

  • (2)

    Pamietam, jak z 10 lat temu miałem praktyki w jednym z urzędów w miejscowości pod Gdańskiem. Zbliżały się wybory samorządowe i cały wydział głowił się, jak najszybciej zagospodarować pieniądze, żeby pochwalić się sukcesem. I wpadli na pomysł, że żeby zwiększyć ilość dróg rowerowych, wymalują pasy rowerowe na jezdniach - wiadro farby i lecimy. To nic, że droga była dziurawa jak Szwajcarski ser i kałuże stały właśnie na tym pasie dla rowerów. Ale "coś zbudowali"

    PS: To nie była Gdynia.

    • 14 0

    • Made by Trzebiatowski w Gdyni

      Jakiś tam pełnomocnik rowerowy

      • 3 1

    • W Warszawie przed II wojną światową obok chodników były

      żwirowe ścieżki rowerowe. Na trasie od Kartuz do Sulęczna ścieżki są asfaltowe i nie stanowią części chodnika.
      Nie są to modne współcześnie wzory tęczowe, które spaskudziły Gdynię. I uczyniły ją miastem dla pieszych, zwłaszcza starszych, takich w wieku pana prezydenta nieprzyjaznym.

      • 2 0

  • przecież

    przecież ten artykuł pasuje do wszystkich urzędów,zmienić tylko nazwiska-te trojmieskie urzędy to przykład kolesiostwa i nie przeszkadzać i ciemnocie społeczeństwa można wmówić wszystko-bo jak wyrazić inaczej gdy doktor prawa nie potrafi napisać poprawnie -zgodnie z prawem-pisma,rozporządzenia ?

    • 7 1

  • Panie Trzebiatowski (4)

    Jako prominentny funkcjonarusz "samorządności" jest Pan współodpowiedzialny za to bagienko. Ten artykuł to typowa prywatna wojenka sfrusrowanego działacza. Jaki kolejny szyld, jaka partyjka, ? Ożywienie typowe bo pachnie wyborami. Idź na odwyk od polityki i zacznij uczciwie żyć. Najlepiej daleko stąd. A mieszkańcy poradzą sobie z tą władzą bez Ciebie.

    • 14 8

    • (1)

      jakby się zgadzał to by nadal w fotelu Przewodniczącego Rady Miasta zasiadał. Nie znam osobiście tego pana ale wykazał się odwagą i rozsądkiem.

      • 7 4

      • Nie odwagą tylko wywalili go jak psa

        Komuś takiemu nie można ufać

        • 1 0

    • akurat ten pan to chyba kilka lat poza polityką, z tego co wiem...

      • 5 2

    • Uczciwy obywatel ;)

      Dokładnie tak! uprawianie prywatnej wojny na publicznym forum. Szkoda tylko, że sporo ludzi to łyka...

      • 3 7

  • Na Prezydenta ;) (2)

    Pan Zmuda Trzebiatowski to chyba się nudzi, może warto zająć się czym pożytecznym ;) Na szczęście Pan były przewodniczył Radzie Miasta, nie reprezentuje poglądów wszystkich mieszkańców. Nie chcemy "dobrej zmiany"!

    • 6 11

    • (1)

      w ogóle nikt nie reprezentuje poglądów wszystkich mieszkańców. Całkiem słusznie.

      • 5 1

      • ;)

        Moje są reprezentowane przynajmniej w części przez "samorządność" Nadal zamierzam na nich głosować...

        • 2 8

  • w Straży Miejskiej też mamy przyniesionego radnego w teczce. Komendanta Andrzeja Bienia.

    najwięcej żartów o komendancie znają strażnicy. Nic nie trzeba wiedzieć aby w Gdyni zostać szefem.

    • 12 0

  • O pomstę woła traktowanie urzędników (3)

    I to wszędzie. W urzędach, sądach... Pomogłyby kontrole, jakieś kary za mobbing, brak jakichkolwiek zasad BHP, obłożenia pracą. Ale wszędzie jest kolesiostwo pip nie reaguje, zwierzchnicy też nie a ludzie boją się zmieniać pracę

    • 11 0

    • na kolesiostwo to akurat PIP nie bardzo pomoże (2)

      ale mobbing i brak zasad BHP, czy łamanie kodeksu pracy spokojnie zgłaszaj. W urzędach nagminne jest np. nieudzielanie dłuższych urlopów szarakom, bo "Janek wziął 3 tygodnie w tym samym terminie, a kto go zastąpi" (JAnek to oczywiście kierownik, który i tak na codzień pracuje na pół gwizdka), czy niepłacenie za nadgodziny, to wszystko łatwo udowodnić, można zgłosić anonimem

      • 5 0

      • (1)

        anonimami się nie przejmą, a i podpisanym zgłoszeniem też nie bardzo. Oczywiście przyjdą, popatrzą, ale nic nie znajdą, bo po pierwsze kontrola zapowiedziana, to trawa pomalowana na zielono, po drugie nawet jak będą jakieś uwagi i zalecenia, to np. nasz szefowa nie bardzo się tym przejmuje, a dlaczego bo może, bo jest bezkarna, bo kto jej podskoczy i tak ten co zgłosił nie ma już życia w tej pracy. Zresztą nie ma kiedy przejmować się jakąś tam kontrolą, bo a to campus, telewizja, FB, co ją będą takie przyziemne sprawy zajmować! U nas nie chroni się nigdzie ofiary. Ofiara gwałtu słyszy, że mogła nie pić, nie ubierać spódnicy itd. to co mówić o ofierze mobbingu, czy innych nadużyć ze strony pracodawcy.

        • 4 0

        • dokładnie, pip to najbardziej bezużyteczna instytucja w Polsce

          • 1 0

  • (3)

    System wynagradzania, awansu, motywacji w urzędach nie istniej. Zarządzanie zasobem ludzki, a co to takiego. Bat, przymus, straszenie, mobbing to działa i jest nie do udowodnienia. Zresztą jak przełożony jest cienki jak barszcz, to nie pozwoli wyrosnąć konkurencji pod bokiem, więc zaczyna się festiwal absurdu i zamęczania żeby pokazać, że on jest prawem, bogiem i ostatnią instancją. Co tu dużo mówić, oni nawet tam na górze szczerze się nie cierpią i czyhają na potknięcia, a do tego czasu muszą się uśmiechać i zgrywać, bo jeden o drugim za dużo wie. A na podwładnych nie ma już czasu bo cały czas trzeba gromadzić koterie i spać na baczność. UM Gdańsk organizuje raz na jakiś czas szkolenia antymobbingowe i jest to totalny pic na wodę. Nie mówię, szkolenie może i merytoryczne, ale co z tego. Urząd, go organizuje, bo wtedy jako pracodawca znosi swoją odpowiedzialność, bo jak coś, gdzieś, to przecież oni mówili, że tak nie wolno. No ale oczywiście mobberzy i tak mogą spać spokojnie, bo włos im z głowy nie spadnie. Prędzej ofiara się przeniesie lub zwolni niż uda się jej przebić. Jedyna "zaleta", że wie jak fachowo nazwać, to co ją dotknęło. Jest to tak samo "fajne" jak ankiety "anonimowe", które należy wypełniać ze służbowych komputerów. Boki zrywać! Cieszę się, że tam mnie już nie ma, bo zdrowie się ma tylko jedno.

    • 16 0

    • fajnie, że chociaż organizuje jakieś szkolenia (2)

      a nie tylko wysyła kolejne instrukcje i "szkolenia" w formie prezetacji Powerpoint

      • 3 0

      • Same szkolenia nic nie zmienią jeśli nic z nich nie wynika, a są organizowane tylko, żeby je odbębnić.

        • 5 0

      • Ha! Albo na szkolenie jedzie jedna osoba i ma przeszkolić resztę

        • 4 0

  • Pan Zygmunt wykazuje się wielką brawurą. (4)

    Bo chyba zdaje sobie sprawę, że jego felietony skazują go na dożywotnie pismactwo, pardon, dziennikarstwo, gdyż nikt przytomny już go do grona osób zaufanych nie dopuści.

    • 3 8

    • Jestes mafiozem? (2)

      Samorzad to instytucja publiczna

      • 4 0

      • A to się deklinuje?

        • 0 0

      • Jestem realistą.

        Słyszałeś kiedyś o tym, że w każdym zbiorowisku ludzi istnieje organizacja formalna i organizacja nieformalna? Samo życie. Nie żebym pochwalał, ale tak po prostu jest i tego nie zmienią żadne emocjonalne pokrzykiwania.

        • 0 1

    • Nie ma nic do stracenia

      Trzeba było pokazać odwagę przy korycie a nie teraz

      • 0 0

  • Sad

    A może by coś zrobiono z gdyńskim sądem?dlaczego sędzia tam jest osobą chora z nienawiści do wszystkich?ta sędzia nazywa się Bocian i wszyscy wiedzą że jest rąbnieta

    • 3 0

  • Gdynia od dawna ma jeden problem, zdecydowanie...

    ... to Szczurek i Łucyk tym problemem są i tyle!!!

    • 9 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane