Co można znaleźć w liście? Na przykład granat. Tak było wczoraj w Gdyni. Na szczęście granat był pozbawiony ładunku wybuchowego, ale by się o tym przekonać trzeba było ewakuować pracowników poczty i Urzędu Celnego, oderwać od innych zajęć policjantów i sprowadzić pirotechników. Kto zgadnie, kto pokryje koszty bezmyślności nadawcy?
List, a właściwie przesyłka listowa została nadana w Toruniu. Miała dotrzeć do USA. Celnicy byli jednak czujni - paczka wydała im się podejrzana. Wczoraj, w Oddziale Celnym Pocztowym w Gdyni została zatrzymana.
- Prześwietlając przesyłkę dostrzegliśmy kształt granatu w jej wnętrzu - informuje
Jolanta Twardowska, rzecznik Izby Celnej w Gdyni.
- To spowodowało uruchomienie procedury jak przy stwierdzeniu broni. O podejrzanej przesyłce zawierającej prawdopodobnie materiały wybuchowe powiadomiono Policję. Funkcjonariusze przejęli zarówno przesyłkę, jak i całą sprawę do dalszego prowadzenia. W samo południe mieszcząca się w tym samym budynku poczta (przy dworcu PKP Gdynia Główna)została zamknięta. Część ludzi ewakuowano.
- Na miejsce pojechała grupa minersko - pirotechniczna, która potwierdziła przypuszczenia celników - mówi nadkom.
Krzysztof Lawer z KMP Gdynia.
- W paczce była pusta skorupa do granatu F-1. Teraz zastanawiamy się nad kwalifikacją prawną tego czynu. I co z tego, że granat był pozbawiony ładunku wybuchowego? I tak nie wolno wysyłać broni, ani amunicji, bo nikt nie jest jasnowidzem, żeby wiedzieć, że ten akurat granat nie jest groźny. Wystarczyłoby, gdyby nadawca miał trochę wyobraźni, ale jej nie miał. Za akcję kosztującą kilka tysięcy zł zapłaci podatnik.
Podobną przesyłkę zatrzymano w tym samym pocztowym oddziale celnym w październiku ubiegłego roku. Wtedy również podejrzewano, że w przesyłce znajdują się granaty. Po sprawdzeniu przez policję okazało się, że były to tylko skorupy granatów.