- 1 Będzie 500+ dla małżeństw ze stażem? (452 opinie)
- 2 Szybko odzyskali skradzione auto (40 opinii)
- 3 Karne kupony za niewłaściwe parkowanie (163 opinie)
- 4 Tak wybuchł pożar w Nowym Porcie (279 opinii)
- 5 "Bilet miejski" bez zniżek dla seniorów (191 opinii)
- 6 Wznowili drogi remont po pół roku przerwy (63 opinie)
Huzarzy, papugi i wielka bijatyka. Niezwykła historia Domu św. Józefa
Idąc ul. Garncarską, można łatwo pominąć pozornie niczym niewyróżniający się budynek. Wystarczy jednak skręcić w otwartą bramę, aby zobaczyć na ścianie kilka czarno-białych zdjęć w ramkach. To inicjatywa obecnych właścicieli, którzy chcieli przypomnieć historię tego niezwykłego miejsca.
Sam budynek przy ul. Garncarskiej 7/8/9 jest obiektem powojennym, powstałym podczas odbudowy śródmieścia po zniszczeniach wojennych. Został wzniesiony jednak w miejscu, gdzie przez niemal pół wieku z powodzeniem działał nieco zapomniany dziś Dom św. Józefa (St. Josephhaus).
Do trzech razy sztuka
Dopowiedzmy, że niedaleko, bo na rogu ul. Elżbietańskiej i Bielańskiej, właśnie trwają prace wykończeniowe nowo zbudowanego... Domu św. Józefa. Tak, Oblaci (zakonnicy prowadzący parafię św. Józefa) nazwali odbudowaną plebanię, która w swoim kształcie nawiązuje do dawnego obiektu. Co więcej, ten "nowy" Dom św. Józefa - podobnie jak chronologicznie pierwszy St. Josephhaus - także ma pełnić częściowo funkcje hotelowe.
Historyczna plebania zostanie odbudowana. Będą pokoje gościnne
Dla pełniejszego obrazu dodajmy, że obecnie... działa już w Gdańsku Dom św. Józefa. Mieści się w dzielnicy Piecki-Migowo, przy ul. Widok 32. Prowadzi go Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety na terenie Parafii Miłosierdzia Bożego. To dom opieki nad osobami starszymi i schorowanymi.
Dziś jednak skupimy uwagę na najstarszym Domu św. Józefa, tym z ul. Garncarskiej.
Św. Józef w miejscu dawnego browaru
Historyczny, pierwszy Dom św. Józefa stał na ul. Garncarskiej (dawniej Töpfergasse), a więc niedaleko zresztą wspomnianego skrzyżowania ul. Elżbietańskiej z Bielańską. Nie było w tym przypadku - powstał on z inicjatywy wieloletniego proboszcza parafii św. Józefa, Alberta Sporsa.
Nowy obiekt stanął w miejscu wyburzonego, niewielkiego browaru, który przy ul. Garncarskiej (pod różnymi nazwami) funkcjonował przynajmniej od końca XVIII w. Po śmierci w 1895 r. ostatniego z właścicieli, Wilhelma Rennwenza, nieruchomość została nabyta na własność przez wspomnianego księdza (jako mienie parafii), celem urządzenia tu nowego miejsca spotkań, przede wszystkim dla katolickich robotników i rzemieślników. W 1896 r. Dom św. Józefa został otwarty.
Na marginesie - na przełomie XIX i XX w., w piwnicach Domu św. Józefa był zorganizowany skład browaru z Chełmna nad Wisłą (Höcherl-Brauerei Culm Kellerräume).
Dom spotkań, ale i hotel
Dom św. Józefa pełnił zasadniczo dwie funkcje. Przede wszystkim był tzw. domem spotkań, czyli miejscem organizacji różnego rodzaju wydarzeń towarzystw i związków (głównie religijnych, choć nie tylko). Funkcję tą łączył jednak także z funkcją niewielkiego hotelu oraz restauracji. Do dyspozycji było zapewne kilka, może kilkanaście miejsc noclegowych, raczej nie więcej.
Właścicielem obiektu była początkowo sama parafia św. Józefa, następnie gdański oddział Katolickiego Związku Czeladników (Kath. Gesellenverein).
Operatorzy obiektu (tj. prowadzący restaurację i hotel) zmieniali się wielokrotnie. Ostatnim znanym operatorem hotelu był Franz Hinz.
Mniej więcej w połowie lat 30. XX w. zmienił się formalny właściciel nieruchomości. Przestał nim być Katolicki Związek Czeladników, a zaczął specjalnie w tym celu powołany podmiot - Towarzystwo Domu św. Józefa (Verein St. Josephhaus e.V.).
Miejsce spotkań gdańskich Polaków
Nie można zapomnieć, że to właśnie w Domu św. Józefa 18 listopada 1918 r. odbył się brzemienny w skutkach dla rozwoju polskich organizacji w powojennym już Gdańsku wiec. W jego rezultacie dzień później powołano do życia Gdańską Radę Ludową, która oficjalnie reprezentowała stanowisko i interesy miejscowych Polaków, głównie w latach 1918-1920.
"Polski" listopad 1918 r. w Gdańsku
Wybiegając w przyszłość - w Domu św. Józefa także w latach późniejszych niejednokrotnie spotykali się gdańscy Polacy. W 1922 r. to właśnie we wnętrzach obiektu przy ul. Garncarskiej powołano do życia choćby Klub Sportowy "Gedania".
Jak przyciągnąć gości? Film o huzarach i wystawa kolorowych ptaków
Operatorzy Domu św. Józefa starali się zapewniać gościom szereg rozrywek. Często - co było powszechnym zwyczajem wśród właścicieli hoteli i pensjonatów - organizowano występy artystyczne, przede wszystkim wieczorne koncerty lub popisy solistów.
Ale bywały i inne atrakcje, którymi Dom św. Józefa zachęcał do odwiedzin. Na początku marca 1898 r. we wnętrzach hotelu otwarto wystawę ptaków zorganizowaną przez gdańskie Towarzystwo Ornitologiczne we współpracy z kilkoma wyspecjalizowanymi przedsiębiorstwami. Można było podziwiać ok. 300 gatunków różnego rodzaju ptactwa: nie tylko kur, kaczek, gęsi, bażantów, indyków czy gołębi, ale też i egzotycznych, choćby papug. Chętni mogli kupić na miejscu niektóre z prezentowanych w klatkach i wolierach zwierząt.
Z kolei w czerwcu 1908 r. w Domu św. Józefa zorganizowano pokaz obwoźnego kinematografu. Choć nie była to nowość - pierwsze pokazy tego wynalazku miały miejsce już jesienią 1896 r., a od września 1907 r. funkcjonowało zresztą pierwsze, stałe kino w Gdańsku (nieopodal, przy Targu Węglowym) - to jednak była to nadal duża atrakcja. Tym bardziej że 24 i 25 czerwca 1908 r. wyświetlano m.in. film z obchodów 100-lecia Brygady Przybocznej Huzarów (tj. dokładnie przemianowania Czarnych Huzarów na Huzarów Przybocznych). To wydarzenie miało miejsce w Gdańsku niecały miesiąc wcześniej, 27 maja. Wziął w nim udział zresztą także cesarz Wilhelm II.
Zagadka willi Mackensena - dowódcy gdańskich huzarów śmierci
Modernizacja Domu św. Józefa
Po zakończeniu I wojny światowej Dom św. Józefa doczekał się pierwszej, i - jak się wydaje - zarazem ostatniej, generalnej modernizacji. W połowie maja 1920 r., po zakończeniu prac, obiekt został ponownie otwarty.
Do dyspozycji gości była jedna, duża sala oraz kilka mniejszych, w tym i kameralne pomieszczenia do odbywania zamkniętych spotkań różnych organizacji (tzw. Vereinszimmer). Działała także nowo wyposażona hotelowa restauracja z kawiarnią, w której ofercie były codziennie po południu świeże wypieki. W Domu Św. Józefa można było również pograć w bilard.
Jak podkreślano w doniesieniach prasowych, dzięki inwestycji "Dom Św. Józefa w pełni odpowiadał rosnącym, nowym potrzebom ruchu turystycznego związanego z powstaniem Wolnego Miasta".
Operatorem hotelu był wówczas już Anton Jeschke.
Tablica ku pamięci poległych
Cztery lata później, na początku czerwca 1924 r., na fasadzie Domu św. Józefa pojawiła się tablica upamiętniająca poległych w latach I wojny światowej (Kriegertafel). Wymieniono na niej imiona i nazwiska łącznie 23 członków gdańskiego oddziału Katolickiego Związku Czeladników. Tablica udekorowana była podobizną Jezusa Chrystusa, zaś po bokach flankowana przez wyobrażenia Michała Archanioła oraz św. Józefa.
Nie było to nic wyjątkowego. Na początku lat 20. XX w. - zarówno na fasadach budynków, jak i we wnętrzach, w tym i kościelnych - pojawiło się kilkadziesiąt różnego rodzaju tablic poległych, które upamiętniały członków danej społeczności (urzędu, szkoły, towarzystwa, parafii itd.) - poległych na frontach Wielkiej Wojny w niemieckim mundurze.
Między dużymi graczami
Mimo faktu, że niemal dosłownie po sąsiedzku funkcjonowały dwa, o wiele większe hotele (Deutsches Haus i Continental), to jednak Dom Św. Józefa utrzymał się na tym rynku do końca II wojny światowej.
Jedyny polski hotel w Wolnym Mieście
Kluczem była (jak się wydaje) przystępna cena, jak na obiekt, który oferował nocleg w tak dogodnie położonym komunikacyjnie rejonie, a także niezwykła popularność Domu św. Józefa wśród szeregu towarzystw i związków, przede wszystkim (choć nie tylko) katolickich. Było to bowiem stałe miejsce comiesięcznych spotkań, jubileuszy czy odczytów organizacji zawodowych, społecznych i politycznych.
"Bitwa" o Dom św. Józefa
Do tych ostatnich należało także bez wątpienia najgłośniejsze spotkanie w historii opisywanego obiektu, jakie dla swoich członków i sympatyków zorganizowała niemiecka partia narodowo-volkistowska (też: ludowa), czyli DNVP, 12 czerwca 1936 r.
Przypomnijmy, że był to okres wzmożonej walki będącej u władzy od trzech lat niemieckiej partii narodowosocjalistycznej, czyli NSDAP, z opozycją parlamentarną. Narodowi socjaliści zwalczali przeciwników politycznych różnymi metodami, także siłowo, angażując do tego własne bojówki oraz wykorzystując zasadniczo bierność lub wręcz otwartą przychylność organów policyjnych i sądowniczych.
Na 12 czerwca 1936 r. zaplanowano duże spotkanie DNVP właśnie w przestronnych wnętrzach Domu św. Józefa. Organizatorzy, zdając sobie sprawę z licznych prowokacji ze strony NSDAP, postanowili odpowiednio się przygotować. Zmobilizowano własnych sympatyków, którzy utworzyli służbę porządkową, stojącą na straży, by na spotkanie mieli wstęp tylko osoby posiadający imienne, rozesłane odpowiednio wcześniej, zaproszenia.
Mimo to bojówkarzom SA w ubraniach cywilnych i z podrobionymi zaproszeniami udało się niepostrzeżenie przeniknąć do tłumu słuchaczy. Dopowiedzmy, że w spotkaniu wzięło udział aż 700-750 osób.
Jatka u św. Józefa w artykule Wojna gdańskiego króla mydła z nazistami
Krótko po rozpoczęciu (tj. pierwszym wystąpieniu) naziści zaczęli głośno skandować hasła wymierzone w DNVP, by zakłócić spotkanie. Służba porządkowa błyskawicznie poradziła sobie z awanturnikami i wyrzuciła ich na ulicę.
Spotkanie skończyło się o godz. 21:30. Kiedy służba porządkowa DNVP zaczęła się rozchodzić, wzmocniona posiłkami grupa 40 bojówkarzy wtargnęła do środka. Innej, mniejszej, udało się dostać do Domu św. Józefa przez strych.
Wewnątrz, w głównej sali i na klatce schodowej, zapanował chaos. Opuszczający spotkanie sympatycy i członkowie DNVP byli dotkliwie bici łomami, kastetami, pałkami. Część ochroniarzy zdołała jednak zwrócić i wywiązała się między nimi a esamanami regularna bójka.
"Bitwę" zakończyło dopiero pojawienie się policji (która zaskakująco długo zwlekała z interwencją, tym bardziej że była już wcześnie informowana o możliwości napadu SA na to spotkanie...). Co więcej, policja w istocie uratowała esamanów przez linczem, bowiem ochroniarze wynajęci przez DNVP zaczęli zwyciężać nazistowskich bojówkarzy. Policjanci oddzielili zwaśnione strony i nawet nie spisując personaliów esamanów, zwolnili ich do domów.
Deskowski - męczennik z syfilisem
"Bitwa" o Dom św. Józefa przeszła do historii Gdańska jako największe tego typu starcie między NSDAP a opozycją polityczną w Wolnym Mieście. Co najmniej 60 osób zostało rannych, niektórzy nawet ciężko (liczne złamania, rany głowy), w tym dwóch posłów do miejscowego jednoizbowego parlamentu, czyli Volkstagu.
Wnętrza Domu św. Józefa zostały zdemolowane.
Najsłynniejszą "ofiarą" tego wydarzenia został jeden z (rzekomych) napastników. Mowa o Güntherze Deskowskim, który miał zostać w trakcie walk ranny, a po przewiezieniu do szpitala umrzeć w wyniku wewnętrznego krwotoku.
NSDAP błyskawicznie wykreowała go na "męczennika" ruchu narodowosocjalistycznego. Wyprawiono mu z honorami pogrzeb (wziął w nim udział sam szef SA Viktor Lutze, a wieniec przesłano nawet w imieniu Hitlera), na znak żałoby opuszczono flagi na masztach na budynkach władz gdańskich, a wkrótce nawet jedną z ulic na Siedlcach - Oberstraße - przemianowano na Günther-Deskowski-Straße (obecna ul. Jacka Malczewskiego).
Skrzętnie ukryto, że prawdziwą przyczyną śmierci Deskowskiego nie były rany odniesione w trakcie rozróby, lecz zaawansowane stadium syfilisu. Deskowski zresztą - wszystko na to wskazuje - nie wziął udziału w ogóle w "bitwie" o Dom św. Józefa. Lekarza, senatora ds. zdrowia dr. Helmuta Klucka (członka NSDAP i SS zresztą), który nie zgodził się na sfałszowanie protokołu sekcyjnego, usunięto. Partia (NSDAP) nie mogła sobie pozwolić na "zepsucie" legendy swojego "nowego" bohatera...
Dom św. Józefa jako schronisko dla żołnierzy. Odbudowa po 1945 r.
W latach II wojny światowej Dom św. Józefa został przejęty przez wojsko i zamieniony na schronisko (noclegownię) dla żołnierzy, czyli Soldatenheim. Służył przede wszystkim tym, którzy byli w Gdańsku przejazdem (na przepustce).
Oryginalny Dom św. Józefa, jak wspomniano, przestał istnieć w 1945 r., podobnie jak większość okolicznej zabudowy. Na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku w miejscu dawnego St. Josephhaus stanął już jednak nowy obiekt.
Obecnie znajduje się on w prywatnych rękach. Dziesięć lat temu przeszedł gruntowny remont, a w 2016 r. wmurowano w jedną z jego ścian (widoczną po wejściu w bramę) figurę św. Józefa, na pamiątkę rodziców budowniczych tego obiektu.
O autorze
Jan Daniluk
- doktor historii, adiunkt na Wydziale Historycznym UG, badacz historii Gdańska w XIX i XX w., oraz historii powszechnej (1890-1945).
Opinie wybrane
-
2024-03-16 09:38
Dziękujemy za jak zwykle (6)
ciekawy i merytoryczny artykuł o historii naszego miasta.
- 49 6
-
2024-03-16 10:05
Gdańsk nigdy nie był, nie jest i nie będzie niemiecki (5)
- 8 9
-
2024-03-16 14:14
Za to ty zawsze będziesz ogar kongresowo zabużański.
- 3 5
-
2024-03-16 13:13
Dzisiaj nie jest (1)
Ale z tym, że nigdy nie był to nieprawda.
- 9 3
-
2024-03-16 20:33
Niemiecki Gdansk to ujma dla cywilizcji czlowieka-trzeba byc szwabemz uwilbieniem hitleryzmu aby
to kontynuowac.Polskosc Gdanska jest jakmasc kojaca rany tych ziem.
- 4 4
-
2024-03-16 12:06
Nigdy nim nie byl. (1)
- 5 3
-
2024-03-16 14:13
Chciałbyś
- 1 5
-
2024-03-16 15:53
Pojęcie operator obiektu nie obowiązywało na początku XX wieku
- 7 0
-
2024-03-16 15:36
Jakże nowocześnie i atrakcyjnie teraza wyglada
bez tych wszystkich gzymsów, boniowań i tympanonu :P
- 1 5
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.