- 1 Były wojewoda został dyrektorem w IPN (108 opinii)
- 2 Wpadł w szał, bo miał dopłacić na lotnisku (142 opinie)
- 3 Auta pojadą buspasem przy dworcu (133 opinie)
- 4 Trzy pomiary prędkości na obwodnicy (653 opinie)
- 5 Stracił 350 tys. na fałszywej inwestycji (137 opinii)
- 6 Apel do premiera ws. pyłu węglowego (200 opinii)
Ich mama i babcia prowadziła po wojnie bary w Oliwie
W powojennym Gdańsku jadało się cielęcinę, dziczyznę i ryby. Takie danie serwowane były w m.in. barze Zachęta w Oliwie, który w 1948 prowadziła pani Leokadia Kibler. - Mama żywiła żołnierzy wracających z Berlina i tak poznała drugiego męża. Pierwszy został zabity w Katyniu - mówi jej córka, pani Ewa.
- Zaraz po wojnie babcia przyjechała razem z bratem z Kalisza do Gdańska - mówi wnuczka Dagmara.
- Już nie pamiętam, jak to się stało, że mama zaczęła prowadzić bar Zachęta - przyznaje pani Ewa, córka pani Leokadii. - Ale pamiętam, że żywiła tam żołnierzy wracających z Berlina, którzy stacjonowali przy ul. Obrońców Westerplatte oraz nauczycieli. Tam mama poznała drugiego męża, bo pierwszy był jednym z oficerów rozstrzelanych w Katyniu. W barze stołowało się również grono pedagogiczne - rodzina państwa Mamuszko oraz osoby z prezydium Gdańska, zapamiętałam jedno nazwisko - Miklas [może chodzić o II sekretarza Komitetu Miejskiego - red.], ale syn, nie znalazł nic o nim w internecie.
Co jadało się w barze Zachęta?
- Zgłębiłem troszeczkę menu, które było w powojennym Gdańsku, to, co jadało się w barze babci i na terenie całego miasta. Lubiana była cielęcina i dziczyzna oraz dary lasu, jak grzyby, podroby i nasze ryby dorsz, śledź, flądra - to była podstawa kuchni rybnej - opowiada wnuk Michał.
Potem przyszły lata 50. i komuniści zabrali lokal. Przez chwilę pani Leokadia z mężem prowadzili Bar pod Setką na skrzyżowaniu Obrońców Westerplatte i Wita Stwosza, a potem otworzyli sklep kolonialny na pętli w Oliwie.
Potem się przebranżowili i w mieszkaniu przy Grunwaldzkiej 499, w którym obecnie mieszka pan Michał, prowadzili przez lata zakład kaletniczy.
- Ojciec zobaczył przez okno kobietę, która szła z torbą na ramieniu, wtedy mówiło się torba przemysłowa. Usiadł, uszył taką samą i tak się zaczęło - wspomina pani Ewa, która od 45 lat prowadzi punkt z pamiątkami na ternie ogrodu zoologicznego.
Natomiast wnuki poszły w ślady pani Leokadii i od "zawsze" działają w branży gastronomicznej.
- 20 lat temu otworzyliśmy smażalnię ryb w Jelitkowie, ale pięć lat temu musieliśmy opuścić miejsce. Teraz prowadzimy smażalnię Dorsz i Przyjaciele w Sopocie przy hotelu Chińskim - mówi pani Dagmara.
- Mamy taki pomysł, by w nowym biurowcu, który powstanie w miejscu baru, wynająć lokal i kontynuować tamtejszą tradycję kulinarną - opierać się na menu powojennego Gdańska, z delikatnym twistem, jak to teraz jest modne. Oliwa mocno się zmieniła, dobrze byłoby zachować dawny element - dodaje pan Michał.
Obecnie trwają rozmowy z Moderną, deweloperem, który buduje w tym miejscu biurowiec.
Opinie (160) 10 zablokowanych
-
2020-11-08 15:44
Jest jeszcze jedna kultowa miejscówka: Bar Zacisze w Pruszczu Gdańskim... (1)
oprócz standardowych historii można tu też znaleźć historię pięcioraczków, które urodziła pracownica tego baru... bardzo sympatyczna historia z happy endem, mimo iż uratowanie wszystkich pięcioro dzieci było bardzo trudne w tamtych czasach.
- 4 1
-
2020-11-08 16:05
Zany Bar
Podobnie jak i u Jakuba w Pruszczu, były też i inne miejsca, za PRL jeździło się szukać piwa po różnych miejscowościach bo braki były, albo do konsumpcji jedynie.
Byłem i w pruszczańskiej Rotundzie:D - Na dancingu.- 3 0
-
2020-11-08 15:45
bardzo fajny bar byl
w budynku stacji PKP Oliwa. piwko z beczki i fajne jedzonko
- 11 0
-
2020-11-08 16:05
W czasach PRL-u było sporo "prywaciarzy". (5)
Handel, mała gastronomia, rzemiosło, usługi, a nawet produkcja na małą skalę. Poczytajcie, popytajcie rodziców, dziadków. Mój dziadek rocznik 1904 miał gospodarstwo rolne odziedziczone po rodzicach. Pracował na swoim do końca swoich dni w 1984 roku.
Mój tata rocznik 1932 nie przepracował nawet jednego dnia na państwówce. Był krawcem. Najpierw pracował w cudzej prywatnej pracowni, potem założył własną. Zatrudniał czeladników, szkolił uczniów. Pracownia krawiecka działała. Na uszycie garnituru na miarę klient czekał nawet trzy miesiące. Czy ktoś pamięta pracownię krawiecką "Zygmunt" na Wajdeloty we Wrzeszczu Dolnym.?- 9 2
-
2020-11-08 16:15
Po lewej stronie (1)
idąc od Waryńskiego?
Coś mi się kojarzy...
Takie :ciężkie, ciemne zasłony tam były w dużym oknie/ach? Witrynie.- 2 0
-
2020-11-08 16:41
Jeśli chodzi o krawców w tym rejonie to ....
Pracownie mieli przeważnie w mieszkaniach. Moczydłowski, Ugniewski, Wrzesiński, Mierzejewski, Olszewski, Kunicki... było ich wielu we Wrzeszczu. Każdy z nich miał papiery mistrzowskie wydane przez cech rzemieślniczy.
- 2 0
-
2020-11-08 16:57
Ja pamietam (2)
Szyłem czasem u Zygi.
- 2 0
-
2020-11-08 17:39
Mam nadzieję, że byłeś zadowolony z garnituru szytego na miarę. (1)
Pracownia Krawiecka "Zygmunt" istniała w latach 1973 - 2003. Tę pracownię prowadził mój tata.
- 4 0
-
2020-11-08 20:47
Szyłem tam spodnie Dzwony.
- 0 0
-
2020-11-08 16:25
Ciekawy artykuł
Powodzenie dla rodziny, zwłaszcza w tych trudnych czasach dla gastronomii, widzimy się na górce na meczach Ogniwa.
- 13 1
-
2020-11-08 17:47
Buahaaa co za brednie ze jadalo sie wtedy cielecine,ryby itp.taaa co jeszcze moze krewetki i kawior. (4)
Ludzie jedli kartof,kapuste,zsiadle mleko i jajka bo byla bieda a nie jakies brednie.w niedziele co bogatsi kure.tyle w temacie barany naiwne
- 25 15
-
2020-11-08 18:15
Ryby w czasach PRL były tanie. Bo Bałtyk był czysty. (2)
Dorsz bez głowy kosztował 2zł/kg. Bochenek chleba 4zł. Ty piszesz bzdury.
Porównaj dzisiejsze ceny. Chleb 2,59 zł, dorsz 40 zł.- 12 2
-
2020-11-08 20:32
ale nie w lokalach gastro
on ma rację, kotleta mieli ludzie raz na tydzień a w niedzielę rosół i to nie wszyscy.
Kaszubi nosili do stoczni kanapki ze "schabowymi" czyli chleb z plackiem ziemniaczanym, na wsi była jeszcze większa bieda jak w mieście.
Niektózry marzyli o tym... By raz zjeść całego kurczaka z rożna, bez chleba.- 7 0
-
2020-11-09 12:08
Przestan sie osmieszac - dorsz czy inna ryba za dwa zlote,
- 1 2
-
2020-11-08 23:10
Sam jesteś baran. Na Stogach, w Brzeźnie itd szło kupić cudowne rybki-nie ochłapy jak teraz. Trzeba było ruszyć zad, anie leżeć zapitym winem z Dagomy
- 4 1
-
2020-11-08 17:58
Przypominam niedowiarkom ze w PRL było duzo barów mlecznych.
- 12 2
-
2020-11-08 17:59
(1)
Dobrze dla ludzi byloby otworzyc kilka barów mlecznych w Trojmieście, można sie tanio i zdrowo wyzywic, na kieszeń i robotnika i emeryta, takie bary jak w artykule tez by fajnie było, bo i śledz był po japońsku i galaterka pyszna z nóżek, teraz te wszystkie Dajnie drogie i za wymyślne , jestesmy przyzwyczajeni do naszego polskiego jedzenia , jak sie zagladnie do ksiazek staropolskich to bylo wiecej potraw niż teraz przynajmniej o połowę. Jedzenie jest teraz bardzo ubogie, i malo urozmaicone , humusy i inne wymyślanie
- 6 5
-
2020-11-08 18:41
W gastronomii nie
było taniego i dobrego jedzenia i w handlu niestety. Kradli wtedy wszyscy na potęgę. Miałem ciotke kierowniczke dużego sklepu w centrum Warszawy. Wybudowała za komuny dom. Kupiła dzieciom za łapówki mieszkania. Zawsze chwaliła się, że znała ówczesnych znanych ludzi kultury i ówczesnej estrady którzy łasili się do niej za kawałek mięsa i zapraszali ją na urodziny, wesela czy inne imprezy rodzinne. Chodziła do jakiejś ministrowej na kawę z siatką wędlin. Do tej pory uważa, że to był najlepszy czas w historii Polski. Była częścią ówczesnej śmietanki towarzyskiej. Gdzie w normalnym kraju i systemie taka osoba byłaby wręcz celebrytką ?
- 7 0
-
2020-11-08 18:19
Na zdjęciu pokazujecie stara przychodnię lekarską na grunwaldzkiej 505
- 6 1
-
2020-11-08 18:31
A co się stało z Zygmuntem? Bo w Gdańsku jest tylko pochowany Leonard! (1)
- 2 1
-
2020-11-08 19:34
Zygmunt Ugniewski spoczywa od 2003 na cmentarzu .....
komunalnym.
- 1 0
-
2020-11-08 18:33
Najlepsze miejsce w Oliwie to była Amazonka na Krzywoustego. (3)
Doskonałe zakąski i zimna wódeczka plus wiele atrakcji do rana. A później śniadanie z królewskich krewetek i powrot na Miasto. Handlowałem wtedy walutą, super czasy, nie to co teraz.
Janusz z Zaspy- 14 6
-
2020-11-08 20:06
Prawda. Też się tam bawiłem. Pozdrawiam.
Irek
- 2 1
-
2020-11-08 20:34
Zgadza się (1)
tak było za PRL a robotnik robił za 20$ na miesiąc, albo mógł sobie kupić 4 gramy złota 583 za wypłatę - cena złomu nie wyrobu.
Wódka w Pewexie 1$ - dniówka robotnika w PRL
Później "zapączkowali" Evanem...- 4 0
-
2020-11-08 21:17
Ja stałem w Nowym Porcie pod Wikingiem.
Za kurs bralem od marynarzy po 30 dolarów. Trzeba było być zaradnym.
Zbyszek- 5 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.