- Przez miesiąc było dobrze - mówi
Ryszard Zawadzki, dyrektor szpitala MSWiA w Gdańsku.
- Nie było telefonów z groźbami, że wierzyciele odłączą nam telefony albo nie dadzą leków. Szybko okazało się jednak, że komornicy nadal siedzą na naszych kontach. Tylko tym razem może to dla szpitala skończyć się upadłością.Szpital MSW w Gdańsku jako jeden z pierwszych z Polsce złożył wniosek o udział w programie restrukturyzacyjnym. Umożliwia go przełomowa w założeniach ustawa o
pomocy publicznej i restrukturyzacji publicznych zakładów opieki zdrowotnej. Weszła w życie w kwietniu br. i miała przerwać spiralę zadłużania się placówek.
Na mocy ustawy szpitale, które zakwalifikują się do programu, dostają pożyczkę z budżetu państwa. Mogą dzięki niej spłacić należności wobec pracowników. To, co zostanie, mogą oddać swoim wierzycielom - za leki, gaz, prąd itp. Wielką ulgą i kolejną możliwością, którą daje ustawa, jest odsunięcie na jakiś czas komorników od szpitalnych pieniędzy. Ustawa gwarantuje bowiem, że z chwilą gdy szpital wchodzi w program restrukturyzacyjny, komornicy zawieszają wobec niego postępowania egzekucyjne. To znaczy, że lecznica bez morderczego pośrednictwa komornika załatwia swoje zadłużenie. Sama dogaduje się z wierzycielami, ustala sposoby, czas spłaty długów, prosi o umorzenie odsetek. Ale przede wszystkim - ze szpitala przestają bezpowrotnie wyciekać pieniądze na pensje dla komornika.
- W zeszłym roku komornik zabrał dla siebie z naszego szpitala 730 tys. zł - mówi dyrektor Zawadzki.
- Gdybym miał te pieniądze, mógłbym wypłacić każdemu pracownikowi 3300 zł za ubiegły rok.Ideą ustawy była ochrona szpitali przed egzekucjami komorniczymi, co w dalszej perspektywie miało doprowadzić do uporządkowania zadłużenia i ich normalnej działalności. Tymczasem gdański szpital MSWiA jako jeden z pierwszych na własnej skórze doświadcza, że w praktyce ustawa nie chroni lecznic przed komornikami. Ci ostatni też ją dokładnie przeczytali i znaleźli sposoby, aby nadal pieniądze ściągać - tym razem głównie dla siebie.
Z komorniczej interpretacji prawnej, do której dotarła "Gazeta", wynika, że ustawa, owszem, zawiesza postępowanie egzekucyjne wobec szpitala, ale skutkiem zawieszenia będzie fakt, że pieniądze szpitala nie dotrą do wierzyciela, tylko "zostaną" u komornika. Ten złoży je do depozytu sądowego do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia postępowania restrukturyzacyjnego.
- To znaczy, że nasze pieniądze mogą wiele miesięcy leżeć na zero procent na sądowym depozycie - martwi się
Janusz Chybicki, zastępca dyrektora szpitala MSWiA.
- Nie dostaną ich nasi wierzyciele, nie przeznaczymy ich na leki i usługi dla chorych.Nie tylko to dobija szpital.
- Zdaniem naszych prawników z centrali funduszu, o zawieszeniu postępowania egzekucyjnego decyduje sam komornik - mówi
Mariusz Szymański z NFZ w Gdańsku.
- To on musi nas zawiadomić, że takie postępowanie zakończył. Dopóki tego nie zrobi, nie możemy przelewać szpitalom wszystkich należnych im pieniędzy, tylko trzy czwarte dla szpitala a jedną czwartą komornikowi.A komornik nie ma żadnego interesu, aby zawiadamiać fundusz, bo jego dochody to 15 proc. z każdego przelewu. Może wiec zwlekać, aż szpital poda go do sądu, a to kolejne miesiące zwłoki.
- Najgorsze jest to, że jeśli program restrukturyzacyjny się nie powiedzie, szpital musi ogłosić upadłość - martwi się dyrektor Zawadzki.
- I nie skorzysta z wszelkich dobrodziejstw ustawy.