• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Lata 90. Czasy "kocenia" i "krojenia" na mieście

Michał Sielski
18 grudnia 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 
Siedlce w latach 90. Część mieszkańców tej dzielnicy często miała na pieńku z zamieszkującymi Chełm. Siedlce w latach 90. Część mieszkańców tej dzielnicy często miała na pieńku z zamieszkującymi Chełm.

Kontynuujemy cykl o drobnych cwaniaczkach z przełomu wieków. Dwa tygodnie temu pisaliśmy o kombinatorach, którzy jeździli komunikacją bez biletów, tydzień temu o sposobach na darmowe rozmowy telefoniczne, a dziś przypomnimy dla jednych śmieszne, dla innych traumatyczne wspomnienia z "kocenia" w szkołach i "krojenia" na mieście. Po świętach napiszemy o nastoletnich fałszerzach pieniędzy i znaczków na bilety miesięczne.



Czy została(e)ś kiedyś "skrojona(y)" lub "skocona(y)"?

Przypomnijmy, że w tym cyklu nie opisujemy wielkich afer i kradzieży, jakich szczególnie w latach 90. XX wieku nie brakowało. Skupiamy się na codzienności przełomu wieków i tym, jak radzili sobie z nią ci, którzy lubili "zakombinować".

Codziennością była wtedy tzw. fala, czyli - mówiąc delikatnie - dokuczanie młodszym. Jej wręcz patologiczna wersja miała miejsce w wojsku, natomiast zdarzała się też w szkołach. Na czym polegała? To już zależało od poziomu uczniów i zaangażowania nauczycieli. Nie wszędzie nauczycielskie dyżury na korytarzach podczas przerw były bowiem pełnione równie gorliwie.

Najgorzej w zawodówkach, najspokojniej w liceum


Jak wybierano cele? Brano się za dużych, bo dręczenie maluchów nie było powodem do dumy. Skopanie dużego już tak

Nietrudno się domyślić, że "kocenie" najbardziej radykalną formę przyjmowało w szkołach zawodowych. W latach 90. szli do nich ci, którzy nie dostali się ani do liceum, ani do technikum. Dziś dobra szkoła zawodowa to szansa na zdobycie całkiem dobrze płatnego fachu, ale wtedy była to często wręcz ujma na honorze rodziny. Trzeba było odreagować. A na kim? Oczywiście na młodszych.

- Byliśmy tym autentycznie przerażeni. Pierwsze dni to dla niektórych był naprawdę koszmar. U nas wybierali największych. Jeden kumpel miał chyba ze dwa metry wzrostu, więc pierwszego dnia wzięli w obroty jego. Zamiast dzień dobry, dostał strzała z pięści w twarz. Potem musiał robić przysiady, podskoki, pompki. Kopali go przy tym po tyłku, nie każdy trafiał... Następnego dnia miał przynieść ramkę fajek i po tym odpuścili. Początkowo byliśmy przerażeni, ale potem normalnie się z tymi gośćmi rozmawiało. Taki chrzest wcale nie musiał oznaczać późniejszej agresji, wręcz przeciwnie: jak ktoś przeszedł go z godnością, to zyskiwał szacunek. Teraz wydaje się to głupie, ale kiedyś było wręcz powodem do dumy - opowiada Michał, nasz czytelnik, który do gdańskiego Conradinum chodził, gdy jeszcze była tam szkoła zawodowa.
Jak wybierano cele? Zazwyczaj brano się za największych, bo dręczenie maluchów nie było powodem do dumy. Skopanie dużego za to jak najbardziej...

Spokojniej było w liceach. Z dwóch prozaicznych powodów: trafiały tam lepiej uczące się i grzeczniejsze dzieci, no i było w nich więcej dziewcząt, które wtedy nie były tak agresywne, jak młodzi chłopcy.

Buty, szaliki, czapki, pieniądze - ukraść można było wszystko



Otwarcie Centrum Handlowego na Chełmie, czyli popularnych "pawilonów". To tu, w pubie "U Szkota", przesiadywały w latach 90. drobne złodziejaszki. Część z nich odpowiadała później za głośne przestępstwa, m.in. porwania dla okupu. Otwarcie Centrum Handlowego na Chełmie, czyli popularnych "pawilonów". To tu, w pubie "U Szkota", przesiadywały w latach 90. drobne złodziejaszki. Część z nich odpowiadała później za głośne przestępstwa, m.in. porwania dla okupu.
Z parkingu przy ul. Więckowskiego na Chełmie skradziono kiedyś nawet... przednią szybę z golfa!
"Kocenie" w szkołach często było też połączone z wyłudzeniami. Młodzi musieli kupować i przynosić papierosy, które potem popalano w szkolnych łazienkach, czasem wymuszano od nich też drobne pieniądze.

Ale lata 90. XX wieku to także czas, gdy zapuszczanie się w nieznane dzielnice było bardzo ryzykowne. Można było nie tylko dostać łomot za spojrzenie na nieodpowiednią osobę, ale też stracić praktycznie wszystko, co miało się na sobie. Pieniądze oczywiście też. Podobnie było nie tylko w pociągach, ale też w mniej zatłoczonych tramwajach czy na dworcach. I oczywiście w dzielnicach, w których nie znaliśmy nikogo - choćby z widzenia.

- Mnie skroili raz, w pociągu. Jeszcze nie wyjechałem z Wrzeszcza w kierunku Warszawy, a do przedziału weszło dwóch byczków i od razu krótka piłka: dasz nam 20 zł i wychodzimy albo nie dasz, dostaniesz oklep i zabieramy wszystko. Dałem 50 zł, bo drobniej nie miałem, reszty nie wydali, ale nos mam do dziś cały - wspomina 40-letni dziś Jakub z Gdyni.
W całym Trójmieście do podobnych sytuacji dochodziło codziennie. "Krojono" wszystko: czapeczki z daszkiem, szaliki, pieniądze. Po dobroci lub siłą. W centrum Gdańska, a niekiedy także w dzielnicach wyrywano kobietom torebki, a z samochodów kradziono radia, koła i wszystko, co dało się zdemontować - z parkingu przy ul. WięckowskiegoMapka na Chełmie skradziono kiedyś nawet... przednią szybę z golfa!

Wojna dzielnic. Poszło o skrojone szaliki



"Krojenie" miało jednak swoje reperkusje. Nie zawsze kończyło się na zgłoszeniu policji i umorzeniu sprawy z powodu niewykrycia sprawców. Czasem dzielnicowi zawadiacy podejmowali decyzję o zemście. Jak choćby pewnej zimy na początku lat 90., gdy kilku młodym chłopakom z Chełmu "skrojono" szaliki: klubowe Lechii Gdańsk, a także reprezentacji Polski. Szybko okazało się, że to ekipa z innej dzielnicy, która wracała z jakiejś imprezy w bloku przy ul. CieszyńskiegoMapka i po drodze zabierała szaliki wszystkim napotkanym małolatom. Kto nie oddawał dobrowolnie, dostawał też po twarzy.

Kilku na jednego? To nie mieściło się w kanonach ówczesnego honoru. Poza tym, jak gdańszczanie mogli gdańszczanom kraść w Gdańsku szaliki Lechii? Tego "prawdziwi "kibice" puścić płazem nie mogli. Zorganizowali więc ekspedycję karną, w myśl zasady ząb za ząb. Skuteczną.

Każda akcja budzi jednak reakcję, więc po kilku tygodniach obie dzielnice zebrały swoje ekipy, które starły się ze sobą w okolicach dzisiejszej ul. LipowiczaMapkazbiornika retencyjnegoMapka, gdzie wtedy były łąki i pozostałości dawnego poligonu z boiskiem.

Według dzielnicowej legendy w bójce na pięści, kije baseballowe i sztachety wzięły udział setki osób. Według policji było ich kilkadziesiąt, ale i tak udało się złapać tylko nielicznych. Faktem jest za to, że większość zeznawała tak samo: po prostu przechodzili, było ciemno, ktoś ich napadł i chciał pewnie skroić, więc się bronili. Nie można tak przecież kogoś bezkarnie skroić, prawda?

A wam zdarzały się takie "przygody" w latach 90.?

Opinie (775) ponad 50 zablokowanych

  • Ach (7)

    Oj kroiło się, i robiło radyjka,torebki. Super czasy.

    • 4 23

    • A teraz co robisz? (2)

      • 7 1

      • Dalej wyjada matce lodówkę (1)

        A jak matka umrze to się powiesi

        • 16 1

        • spadłem z krzesła ze śmiechu :)))

          • 3 0

    • (2)

      Jprdl czytając komentarze mam wrażenie, że co najmniej połowa czytelników ma za sobą epizody kryminalne w tamtych czasach.

      • 11 2

      • najwięcej kradną białe kołnierzyki, te wszystkie gadające głowe z TV (1)

        ale ściga się lapsów na ulicach, którzy wylądowali tam właśnie przez tych z TV!

        • 7 6

        • To prawda, zrozumiałem to po 10 latach roboty.

          • 2 3

    • Faktycznie, to powód do dumy?
      Dlaczego? Jakaś patalogiczna rodzina, alkohol, skrajna bieda? Skąd takie chore, antyspołeczne zachowania?

      • 3 2

  • Gdańsk strare miasto wałowa urunia czy kokoszko to dalej kronika ale nie nasi tylko Ukraińcy a jak idziesz z tprbo tęczy to masz jeszcze stosunek gratis

    • 11 2

  • Jurij Oksywie

    Ta menda przyszła kiedyś do naszego LO,"daj 2 zeta" - wyseplenił(resztki zębów w ry_u),byłem w 1szej i myślał(źle), że wypluje,tak w ryj dałem , do końca się kłaniał na ulicy

    • 8 2

  • (1)

    Ktoś pamięta rekolekcji do 26 kontra 2 w Gdyni he te rurki tęczowa SP2 zawsze kolorowe na twarzy chodziły

    • 3 2

    • Pamietam hehe. Rocznik 86 chodzilem do 26. 2 ka i boje. To byly czasy rekolekcje hehe

      • 0 0

  • (3)

    trzeba dodać do tego wojenki skinhedów z metalami i innymi

    • 20 1

    • (2)

      Teraz metale to najgrzeczniejsi ludzie

      • 6 0

      • zawsze byli (1)

        muzyka metalowa od klasycznej różni się głównie instrumentarium i obecnością wokalu :)

        • 5 0

        • z podobieństw bym wymienił to że tu i tu grają ludzie

          • 3 0

  • Żabianka (1)

    I braciaki Cyganie

    • 2 2

    • Raczej ormianie jak waha co strzelal kalasznikowem w trokadero do barmana

      • 4 1

  • U nas na Starówce... (17)

    Olgierd, always, dżeki, Havana starzy skini z lat 90 zawsze siedzieli na Długiej i lali za długie włosy, czerwone sznurówki itd.... kto się zapuszczał na Starówkę zawsze u nas mógł coś stracić, jak nie kasę to zęby... A niemiaszki tasze i marki. Radyjka chleb powszedni...

    • 14 19

    • (5)

      Starówce? To tekst o Gdańsku a nie o Warszawie

      • 11 12

      • Jak Gdańsk miał stare miasto ( główne ) to (2)

        Warszawa jeszcze nawet wsią nie była.
        Mieszkańcy Gdańska mówią starówka a jadąc do centrum jadą do Gdańska a słoiki niech piszą dalej że Gdańsk nie ma starówki.

        • 18 2

        • (1)

          Tak po prawdzie to Gdansk z tym mówieniem że nie ma starówki tylko Główne Miasto to dosyć nowy trend bo w l90 mówiło się normalnie Starówka, do Głównego, do Centrum, no ale faktycznie Starówka jest ale na Starym Mieście a nie na Glównym turystycznym

          • 7 2

          • Jak już to starówka a nie Starówka a historycznie jest to Główne Miasto!

            W tamtych czasach gdańszczanie, mieszkający poza centrum, mówili o nim najczęściej Gdańsk lub miasto, np. "jadę do miasta".
            Rzadko używano określenia centrum, być może dla tego, że w Gdańsku nie jest to określenie jednoznaczne, dla wielu gdańszczan taką funkcję pełni np Wrzeszcz.
            Młodsi czy np. mieszkający na południowo-wschodnich obrzeżach miasta oraz pasażerowie SKM mówili też o jedzie "do Głównego".

            Oczywiście powszechnie mówiono też "starówka" ale mając na myśli jednak głównie obszar Głównego Miasta (które przez wieki było sercem miasta i gdzie znajduje się większość najbardziej znanych zabytków) a nie Stare Miasto, które jest obok, nieco na uboczu (poza miejskimi murami!) i jest tam dużo współczesnej zabudowy.

            • 3 0

      • Biedny słoju jak skakałeś ojcu z jednego jajka na drugie (1)

        To tutaj ludzie już mówili na stare Miasto starówka i nie zmienisz tego

        • 9 3

        • przyganiał kocioł garnkowi

          Nie wiesz nawet gdzie jest w Gdańsku Stare Miasto!

          Ludzie mówią, mówili i będą pewnie mówić, "starówka" na obszar historycznego Głównego Miasta czyli tam gdzie są znane zabytki czy też wspomniana wyżej ul. Długa.

          • 0 0

    • Bzdury pleciesz. Byłem wtedy na Długiej prawie codziennie i nie wiem kto kogo lał, bo niczego (5)

      nie widziałem.

      • 6 8

      • oj lali lali

        ale nie na Długiej, nie przy ludziach

        • 3 0

      • Czaili się przy wyspie spichrzów

        I jak jakiegoś dorwali to go tam ciągnęli i cieli żyletkami. Za długie włosy albo bluzę z jakimś napisem który się im nie spodobał. Takie to były czasy, tylko prymitywy za tym tęsknią

        • 5 2

      • (2)

        Seredynskiego, tam też się turyści zapuszcali

        • 2 1

        • Seredynskiego i obi,wyspa,termos,domele itp (1)

          • 0 1

          • Seredyńskiego Rambo, Nagi i Gruca

            On rządzili

            • 0 0

    • (1)

      Przesiadywali na betonowych ławkach.

      • 12 0

      • Dokładnie. Na przeciwko kina neptun.

        • 8 0

    • Olgierd

      Żyje? A Alwaysa pamiętasz?

      • 3 0

    • A (1)

      A Kamil ?

      • 0 0

      • Kamil RIP

        • 0 0

  • Niezły hardcore (1)

    Na początku lat 90 tych panowała wolna amerykanka. Chodziłem do technikum leśnego gdzie była konkretna fala(mundurowka). Nauczyciele przymykali oko bo sami tego doświadczali w młodości. Na ulicach też było konkretnie. Zadymy na meczach to była norma, zadymy między miastami czy dzielnicami albo wiochami to też standard. Ogólnie było duże bezprawie. Podróż pociągiem w nocy to była loteria najlepiej trzeba było mieć nóż albo gaz w kieszeni. Ale czasy były mega klimatyczne i miło je wspominam.

    • 12 3

    • koledze kiedyś wycięli kieszeń w dżinsach w nocnym

      skumał się dopiero po wyjściu z pociągu.

      • 2 0

  • Ggg

    My dalej jesteśmy na fali

    • 2 1

  • Hh

    Oj te wykupy

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane