• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Lubomira Możdżer: Jako informatyk nieźle się "bawiłam"

Borys Kossakowski
31 maja 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Lubomira Możdżer: Zatyka mnie, gdy patrzę na rozwój komputerów. Lubomira Możdżer: Zatyka mnie, gdy patrzę na rozwój komputerów.

- Nie kupiłam żadnemu dziecku sprzętu elektronicznego. Jak są pierwsze komunie i są rodzinne składki na prezenty, to nikt do mnie nie przychodzi, jak celem zrzutki jest tablet albo komórka. Wiedzą, że nic nie dam. Potem siedzą te dzieci i głaszczą ekran. Nie podoba mi się to - mówi Lubomira Możdżer, emerytowana informatyczka, prywatnie matka pianisty Leszka i pedagog Jadwigi Możdżer.



Tablety dla dzieci:

Borys Kossakowski: Podoba się pani ten nasz nowoczesny świat, pełen elektronicznych gadżetów?

Lubomira Możdżer: Aż mnie zatyka, kiedy myślę o internecie, komórkach, informatyce. To jest niesamowite. Cały czas korzystam z komputera, planuję też zakup tabletu. Podoba mi się to! Ja pierwsze zajęcia z informatyki miałam na maszynie ZAM-2 Beta, która miała wielkość kilku szaf. Zapisywaliśmy programy na taśmach, na płytach perforowanych, ręcznie wycinaliśmy otworki scyzorykiem. Jak się maszyna rozgrzała, to trzeba było otwierać okna.

Trochę się zmieniło od tamtych czasów.

Wtedy informatyka nie była przedmiotem praktycznym. Liczyliśmy całki, aproksymacje. Nikt w domu przecież nie miał komputera. Potem przez jakiś czas uczyłam informatyki w szkole. Ale jedyny kontakt z komputerem dzieciaki miały przez szybę, raz w roku, jak poszliśmy na wycieczkę na Politechnikę (śmiech).

Lubomira Możdżer, wyjątkowo bez komputera. Lubomira Możdżer, wyjątkowo bez komputera.
Ale udało się pani znaleźć pracę jako informatyk?

Pracowałam jako informatyk zakładowy w Stoczni. Robiliśmy wydruki i księgowość. Ale proszę sobie wyobrazić, że nie było programów komputerowych. Wszystko trzeba było samemu pisać! No i pisałam bezpośrednio człowiekowi "na biurko". Wtedy nie było elektronicznych kont bankowych, pensję otrzymywało się w okienku. Pamiętam, jak zepsuła się drukarka i musiałam w palcach trzymać taśmę z tuszem, żeby wydrukować listę płac. Kolejka ludzi stała przez godzinę i czekała na pieniądze (śmiech).

Jakie pisała pani programy?

Na przykład program sprawdzający, jaki dzień tygodnia wypada na daną datę. Było to potrzebne do obsługi kierowców, którzy dostawali inne stawki w weekendy, a inne w normalne dni. Wykorzystałam algorytm z kalendarzyka Ewa, jeśli ktoś go jeszcze pamięta. Testowałam na korytarzu, na moich koleżankach z biura. Pytałam o daty urodzin ich dzieci i sprawdzałam, czy dobrze działa.

Pulpit komputera ZAM-2. Pulpit komputera ZAM-2.
I jak reagowały?

"No tak, pani nie ma co robić, pani się bawi." Nie miałam u nich zbyt dobrej opinii: zawsze paznokietki przycięte, wymalowane. Ale przecież jak były jakieś pokazy, to ja musiałam się dobrze prezentować za klawiaturą (śmiech).

Nadąża pani za postępem technologicznym? Ja przyznam się szczerze, że już czasami mam dość tej pogoni za nowym sprzętem i programami.

A informatyk musi być ciągle na bieżąco. Niektóre rzeczy mi się nie podobają - te wszystkie skaczące i pulsujące litery. Źle zaprojektowane serwisy. Wie pan, ile ja listów wysłałam do serwisów internetowych, żeby coś poprawili? Chandryczę się z moim bankiem o jedno zagadnienie i ciągle im piszę, że coś źle działa. Ale ja nie robię tego złośliwie. Jak coś dobrze działa, to piszę pochwałę. Świetny serwis ma Allegro. Ja już takie hocki im robiłam, a tam wszystko działało. Nic się nie chciało wysypać. Napisałam im to.

A telefon? Smartfon czy tradycyjny, z klawiaturą?

Miałam telefon z ekranem dotykowym, ale wróciłam do starego. Teraz mam dwa telefony. Jeden leży na środku mieszkania i służy do odnajdywania tego drugiego, którego używam na co dzień.

A Leszek nie miał zostać informatykiem? Miałby przynajmniej porządną pracę...

Nie (śmiech). I Leszka, i Jadwigę zawsze zachęcałam, by robili to, co kochają.

Jako informatyk pewnie kupuje pani wnukom tablety...

Nie, to jest straszne. Nie kupiłam żadnemu dziecku sprzętu elektronicznego. Jak są pierwsze komunie i są rodzinne składki na prezenty, to nikt do mnie nie przychodzi, jak celem zrzutki jest tablet albo komórka. Wiedzą, że nic nie dam. Potem siedzą te dzieci i głaszczą ekran. Nie podoba mi się to.

Opinie (42) 2 zablokowane

  • lol (2)

    Całe miasto zarasta trawą i nikt tego nie kosi a wy tu piszecie o babci która siedzi na gg. No masakra. Jednego dnia pedały blokuja miasto a drugiego dnia babcia serfuje po necie!

    • 8 22

    • Zazdrość

      Trzeba było sie uczyc to tez bys udzielał/ła wywiadów :p
      a jezeli chodzi o parade to nie mamy prawa ludzi oceniać każdy żyje jak uważa wolny kraj!

      • 6 7

    • masz z tym problem?

      • 4 5

  • fajny wywiad na poniedziałek

    na luzie, ale z ciekawym rozmówcą

    mój tata pracował kiedyś na komputerach Mera, wielkości pralki.
    też się bawiłem w domu papierowymi dziurkowanymi taśmami
    to jest niesamowite jaki skok wykonała technologia używana w domu przez te 3 dekady

    • 5 0

  • jutro ma byc

    rozmowa z czesławem kędzierzawskim, którego syn mieszka w bieszczadach.
    bardzo interesujący interlokutor.... polecam

    • 2 1

  • Pani Lubomiro!
    Całkowicie zgadzam się z Panią w sprawie prezentów dla dzieci.
    Miło przeczytać wywiad z taką mądrą osobą, która wychowała dwoje wspaniałych dzieci.

    • 3 0

  • Mój stary był programistą i działał na Odrach w CIGM w Gdyni.

    Możdżer wybitny pianista, ale Wasilewski (też z pomorza) lepszy.
    Poza tym Możdżerowi trochę w pewnym okresie sodówka uderzyła, ten jego pretensjonalny image. Może Wasilewskiego też zepsuje sukces ? No jest jeszcze Sławek Jaskółke i pewnie cała masa innych. Pomorze to matecznik pianistów jazzowych.

    Mamuśka się gustownie wystroiła na sesję w parku oliwskim i ogólnie robi dobre wrażenie. Zdrowia życzę.

    • 1 3

  • komputery

    Ja w 1978r pracowałam na "Mera 301" super sprawą, sentyment pozostał.

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane