• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

NIK o trójmiejskim ratownictwie medycznym

Piotr Weltrowski
29 listopada 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 
Kontrolą objęto pogotowie z Gdyni oraz oddział ratunkowy gdańskiego UCK. Kontrolą objęto pogotowie z Gdyni oraz oddział ratunkowy gdańskiego UCK.

Inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli skontrolowali funkcjonowanie systemu ratownictwa medycznego w Trójmieście. Pod ich lupy trafiły dwie jednostki: Miejska Stacja Pogotowia Ratunkowego w Gdyni oraz Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku.



Czy tobie albo komuś z twoich bliskich zdarzyło czekać się zbyt długo na przyjazd karetki?

Obie jednostki oceniono pozytywnie, choć w pracy obu stwierdzono też jednak uchybienia.

Jeżeli chodzi o gdańskie UCK, zastrzeżenia inspektorów NIK dotyczyły głównie dwóch rzeczy. Po pierwsze wytknęli oni, że oddział nie dysponował otwieranym i zamykanym automatycznie wjazdem dla karetek. Warto jednak pamiętać, że kontrola dotyczyła lat 2009-2011, a już po tym terminie oddział ratunkowy UCK przeprowadził się do nowego budynku, więc problem został rozwiązany.

Drugą rzeczą, którą inspektorzy wytknęli placówce, była swoista nadopiekuńczość.

- UCK udzielało świadczeń zdrowotnych wszystkim zgłaszającym się pacjentom. Udzielano ich również osobom, które nie znajdowały się w stanie zagrożenia zdrowotnego, a więc nie kwalifikowały się do takiej formy pomocy. Sytuacja ta stwarzała zagrożenie dla pacjentów, którzy faktycznie potrzebowali pomocy - mówi Michał Thomas z gdańskiej delegatury NIK.

W ocenie kontrolujących było to konsekwencją ograniczonej dostępności ambulatoryjnej opieki zdrowotnej oraz braku skutecznego mechanizmu pozwalającego na ograniczenie świadczeń dla osób, które nie znajdowały się w stanie zagrożenia zdrowotnego.

- Osobom tym powinny być udzielone świadczenia w ramach podstawowej opieki zdrowotnej, poradni specjalistycznych lub nocnej i świątecznej pomocy doraźnej - tłumaczy Thomas.

Pełne wystąpienie NIK po kontroli w UCK

Inspektorzy NIK przyjrzeli się także działalności gdyńskiego pogotowia. Tej jednostce wytknięto jednak zupełnie inne niedociągnięcia, głównie natury formalnej. Chodziło m.in. o brak określenia wewnętrznych procedur postępowania (poza sytuacjami wypadków masowych) oraz drobne nieprawidłowości w wypełnianiu dokumentów.

Podczas kontroli ujawniono także, iż w latach 2009-2011 aż 1440 razy karetki dojeżdżały na miejsce wezwania po przewidzianych jako maksymalny czas 15 minutach. Spóźnienia dotyczyły 3,2 proc. wszystkich wyjazdów karetek. Owe spóźnienia dyrekcja pogotowia tłumaczyła m.in. utrudnieniami komunikacyjnymi na drogach, kolizjami w trakcie dojazdu oraz awariami ambulansu.

Pełne wystąpienie NIK po kontroli w gdyńskim pogotowiu (PDF)

Pierwsza pomoc okiem naszego czytelnika

Poniżej zamieszczamy fragment listu jednego z naszych czytelników, który podzielił się z nami swoimi wrażeniami na temat pierwszej pomocy udzielanej chorym.

"Moja mama - lat 81 - przeszła 3 lata temu udar mózgu, jest sparaliżowana w połowie. Nie jest w stanie chodzić i używać prawej ręki. Ma problem z trzymaniem moczu, wymaga stałej opieki.

27 listopada ok. godz. 9:30 upadła na ziemię. Zostało wezwane pogotowie ratunkowe, a mamę przewieziono na oddział ratunkowy Szpitala Miejskiego w Gdyni. Przyjęto ją o godz. 10:24. O godz. 14:45 zostałem poinformowany przez DPS, że mama znajduje się na SOR w Gdyni i nie są w stanie uzyskać informacji o jej stanie zdrowia. Dotarłem do szpitala o godz. 15:30.

Po ok. 20 min zostałem poinformowany, gdzie jest mama. Leżała w pokoju obserwacyjnym wraz z krzyczącą osoba pod wpływem alkoholu. Światło było wyłączone. Zapytałem, czy podano jej wodę i jedzenie. Odpowiedziała, że niestety nie. Na karcie informacyjnej szpitala była adnotacja, że mama jadła o godz. 17 dnia poprzedniego.

O 15:55 ratownik medyczny przyniósł mi skierowanie na RTG głowy. Stwierdził, że ze względu na to, że mama nie chodzi i nie ma za dużo pracowników, nikt jej wcześniej nie zawiózł na RTG (które znajduje się w niewielkiej odległości od sali obserwacyjnej). Sam zawiozłem mamę na RTG - podczas układania na stole zauważyłem, że jej spodnie są zalane moczem. Po RTG poprosiłem ratownika medycznego o udostępnienie pokoju, aby umyć mamę i zmienić jej pieluchę. Zrobiłem to sam.

Następnie sam poszedłem też kupić mamie wodę i jedzenie. Kiedy już zjadła i napiła się, chciałem się dowiedzieć, czy są już wyniki RTG, i czy mamie zapisano tomografię. Poinformowano mnie, że tomografię zleca tylko dyżurny neurolog. Zamiast tego, o godz. 17:30 przyszedł ratownik i dał mamie wypis ze szpitala. Nie ma w nim żadnej adnotacji odnośnie zlecenia i wykonania konsultacji neurologicznej.

O 17:45 rozmawiałem z chirurgiem dyżurnym. Poinformował mnie, że on nie wypisuje zleceń na TK. Jedyna osoba, która mogła to zrobić, wyszła ze szpitala ok. godz. 14. Poszedłem na oddział neurologiczny, tam z kolei lekarz powiedział mi, że nie ma zamiaru kwestionować decyzji osoby, która nie wypisała zlecenia na TK.

O godz. 19 transport medyczny odwiózł moją mamę do DPS. W ten sposób na SOR została potraktowana osoba starsza i sparaliżowana, a przez to mało kontaktowa. Czy przetrzymywanie pacjenta przez 6 godz., bez wody i jedzenia, w spodniach zalanych moczem, to w gdyńskim szpitalu standard?"

Miejsca

Opinie (98) 2 zablokowane

  • SOR w Szpitalu Miejskim w Gdyni. (3)

    Na SOR w Gdyni chłopak w żółtej opasce z ostrym bólem brzucha czekał ponad 2 godziny na przyjęcie do lekarza podczas gdy przed nim przyjmowano pacjentów z zieloną opaską tylko dlatego że się awanturowali(co jest skandalem). Czas oczekiwania na operację ratującą życie wyniósł ponad 8 godzin, w tym czasie wyrostek zdążył się rozlać i potrzebna była bardzo rozległa interwencja chirurgiczna. Do tego należy dodać diagnostykę, która nie potrafiła jednoznacznie określić źródła bólu brzucha przy zapaleniu wyrostka.

    Jedynie żal chirurgów, którzy przez fatalną organizację SOR mogą operować dopiero wtedy gdy pacjenta od śmierci dzielą minuty a nie godziny.

    • 13 1

    • Gdyński (1)

      SOR to po prostu tragedia , miałem bardzo smutne doświadczenia tam pacjenta traktuje sie jak zło konieczne !!!

      • 2 0

      • SOR w Szpitalu Miejskim w Gdyni

        Nikomu nie życzę, żeby musiał korzystać z ich pomocy.

        • 2 0

    • Re: SOR w Szpitalu Miejskim w Gdyni.

      nie drzyj gjemby, a będzie Ci dane

      • 0 0

  • co do treści pod artykułem.. (2)

    cyt: Czy przetrzymywanie pacjenta przez 6 godz. bez wody i jedzenia, w spodniach zalanych moczem, to w gdyńskim szpitalu standard?
    A CZY ODDAWANIE RODZICA KTÓRY CIĘ WYCHOWAŁ DO POMOCY SPOŁECZNEJ JEST OK?

    • 6 7

    • Zależy jak na to patrzeć (1)

      Ja bym nie chciał, żeby moja córka musiała zmieniać mi pieluchy, prać bieliznę po moich wydalinach, myć mi tyłek. Pomijając ochydztwo tej sytuacji, byłoby to skrajnie krępujące i poniżające dla niej i dla mnie. Wolałbym, żeby zajmował się tym opłacony personel i żeby ten syf miał miejsce poza mieszkaniem mojej rodziny.

      Ten, kto porównuje zajmowanie się małym dzieckiem do opieki nad osobą starszą i niesamodzielną, nie ma bladego pojęcia o czym w ogóle mówi...

      • 8 2

      • wystarczy trochę pomyśleć

        rozwiązanie zawsze się znajdzie.Są osoby które zajmują się inwalidami 24h na dobę w zamian za mieszkanie jedzenie i drobne kieszonkowe..ja osobiście mojej mamy nigdy bym nie oddał do domu starców, moja babcia też nie mogła chodzić, s****a w pampersa a umarła u nas w domu w swoim łóżku w spokoju a nie torturach..i jakoś tego całego "burdelu" nie było!tobie też rodzice podcierali tyłek i karmili jak byłeś mały-ale o tym to już nie pamiętasz..prikro

        • 2 3

  • Pogotwie i SOR (5)

    są od tego, żeby ratować życie i zdrowie w nagłych, nie cierpiących zwłoki przypadkach. To jest priorytet. A nie skakanie wokół babci, której życiu nic aktualnie nie zagraża, tylko dlatego, że jest w podeszłym wieku i niepełnosprawna. Tym bardziej kiedy jest z nią ktoś, kto może się nią zająć. I jeszcze zlecanie kosztownych badań dlatego, że synek ma widzimisię...

    Skąd ta roszczeniowość w narodzie to ja pojęcia nie mam...

    • 8 5

    • Zobaczymy czy Twoje poglądy się nie zmienią kiedy Twoi rodzice znajdą się w podobnej sytuacji.

      • 0 1

    • (3)

      miejmy nadzieję, że ani Pana/ Pani rodzicom ani dziadkom nie przydarzy się taka sytuacja. Dla mnie to bezduszny komentarz. Zapewniam, że upadek starszej osoby i potem wizyta na SOR/ KOR, to żadne widzimisię ani osoby upadającej, ani osoby pomagającej starszej bezbronnej osobie.

      • 0 2

      • (2)

        Ale tej pani nic nie było, babcia upadła, no przykro ale jeszcze bardziej przykro że synek oddał ją do domu starców.

        • 0 0

        • (1)

          Od upadku starszej osobie może się dużo stać

          • 0 0

          • Ale się NIE STAŁO! Pani siedziała tam kilka godzin, miała wykonane badania i gdyby wystąpiły objawy np krwotoku w jamie czaszki (zagrożenia życia) to zostałoby to zaopatrzone. W tym czasie przyjechali pacjenci z zagrożeniem życia (wyższym priorytetem).

            • 0 0

  • niech oburzony synek sponsoruje jedzenie dla każdego pacjenta przebywającego na SOR. Także pijaka który leży i krzyczy bo to jest pacjent na równi ze wszystkimi innymi pacjentami.

    • 7 1

  • NIK bardzo dobrze wytknęło "nadopiekuńczość", ale w dzisiejszym świecie to wina powalonych ludzi którzy przyłażą z byle gó_nami i jeszcze się awanturują jak się ich odsyła.

    • 6 2

  • Umiejcie rozgraniczyć pojęcia SOR i pogotowia!

    • 4 0

  • Ratownik Medyczny (1)

    musi założyć firmę żeby pracować,
    zarabia marne pieniądze,
    pracuje po 300 godzin,
    naraża życie własne i rodziny,
    i robi to po to, żeby ratować nam d*py.

    Ratownik = respekt

    • 8 3

    • Ale nikt nie każe Ci zostawać ratownikiem medycznym. Chcesz pracować po 300 godzin i nie widywać się z rodziną - Twoja sprawa. Jest mnóstwo zawodów, w których pracuje się normalnie na etacie. Poza tym, gdzie jest napisane, że ratownik musi pracować 300 godzin? Może tyle, może też mniej, a jak jest pazerny na kasę, to niech pracuje 400 godzin.

      • 0 2

  • uwaga na karetki

    W Koscierzynie jest tam pare kierowcow ktorzy czesto powoduja swoja jazda zagrozenie zycia i zdrowia na drodze wykraczajac poza swoje uprawnienia jako pojazd uprzywilejowany. Ja przez ich jazde omal nie zginalem. Panowie postanowili w nocy tuz za ostrym zakretem zawracac...niestety skonczylo sie ucieczka w row moim autem. Oczywiscie bylo slowo przeciw slowu i panowie do dzis jezdza jak idoci R. Wiec uwaga na Kaszubskie Karetki z Koscierzyny to nieodpowiedzialni ludzie!

    • 1 2

  • W Gdańsku wygląda to tak: (1)

    -przykładowy uraz oka jakieś opiłki itp - 6 godzin czekania na przyjęcie
    - przykładowy uraz dziecka na placu zabaw zranienie - 3 godziny czekania i oglądania wstrętnych person z rejestracji
    - zawał serca wylew itp lepiej abyś miał na ulicy i zabrało cibie pogotowie bo w innym wypadku nawet 1,5 godziny w oczekiwaniu na badanie!!!

    Jak dzieje się coś poważnego to kładzcie sie na trawniku i udawajcie trupa a rodzina niech dzwoni po karetkę reanimacyjną bo jak sami udacie sie do przychodni/izby przyjeć to marne szanse

    • 5 5

    • Widać rozeznanie sytuacji

      Pacjenci w SORach przyjmowani są wg stanu zdrowia,stan zagrożenia życia przyjmowany jest na strefę czerwoną natychmiast po przyjeździe ambulansem, więc nie wiem skąd te 1,5 godziny. Niestety często pacjenci z zachorowaniami którymi powinien zająć się POZ (przychodnia) przybywają tłumnie do SOR i blokują czas dla pilnych przypadków.
      PS Nie ma już karetek reanimacyjnych...swoją drogą przez takie teksty typu połóż się i wezwij karetkę są oone zajmowane niepotrzebnie a ktoś może potrzebować pomocy w tym czasie...

      • 3 0

  • NIK

    jeszcze nikomu nie zrobił krzywdy to stara post komunistyczna struktura kontroli , żenada !!!

    • 3 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane