- Jacek Kurski groził mi i mojej rodzinie - powiedział
Jan Zarębski. Po gwałtownych wystąpieniach radni sejmiku zdymisjonowali wicemarszałka Jacka Kurskiego.
- Magiel i bagno - to niektóre opinie radnych o przebiegu dyskusji, do której doszło przed odwołaniem Jacka Kurskiego.
Przypomnijmy, że niecałe dwa tygodnie temu ZChN ogłosiło, iż wyrzuciło Kurskiego z partii za "gangsterstwo polityczne". Gdy wicemarszałek stracił zaplecze polityczne, radni UW, RS AWS, PO i SLD zaczęli domagać się jego odwołania. Jan Zarębski zapowiadał, że odejście Kurskiego będzie "bardzo ciężkie". I rzeczywiście.
"Odwołuje mnie partia pieniądza i interesu", "Zawsze się sprzeciwiałem, żeby sejmik był dodatkiem do wytwórni wody gazowanej", "Samorząd zadłuża się w tych samych bankach, w których firmy Jana Zarębskiego", "Koalicja PO, UW i SLD to rekomunizacja sejmiku", "95 procent wody w urzędzie to Nata" - to niektóre stwierdzenia wygłoszone wczoraj przez Kurskiego.
- To kłamstwa - odpierał Zarębski.
- Jacek Kurski groził mi, mojej żonie i dzieciom, żebym nie próbował go odwołać. Groźby przekazał telefonicznie. Poza tym odbyłem z nim rozmowę w obecności Grzegorza Grzelaka (szefa sejmiku - red.), który o jej przebiegu może poświadczyć przed sądem. - Straszył pan mnie i moją rodzinę, co pan nam zrobi, jak zostanie odwołany - mówił zdenerwowany Zarębski.
- Nigdy nie groziłem panu ani pańskiej rodzinie. Poinformowałem tylko, co zamierzam powiedzieć dzisiaj na sejmiku. Być może inaczej rozumiemy pewne sprawy, ale niech i tak pozostanie - stwierdził Kurski.
Ostrą wymianę zakończyła Małgorzata Gładysz, szefowa klubu PO:
- Z podziwem patrzyłam jak marszałek Zarębski spokojnie reagował na ten stek pomówień i wyzwisk.
Za odwołaniem Kurskiego głosowało 32 radnych, 7 było przeciw. Podczas tajnego głosowania doszło do kolejnego incydentu.
- Radna Makowska wrzuciła głos swój i za Kurskiego. To może spowodować nieważność głosowania - zakomunikował Brunon Synak, wiceszef sejmiku.
- Nie zrobiłam tego - zaprzeczyła Danuta Makowska.
- Nieprawda, zrobiła - upierał się Zarębski. Jego słowa potwierdziła później komisja mająca pieczę nad głosowaniem.
Po ogłoszeniu wyników Kurski przyznał jednak, że oddał swoją kartę przyjaciołom, aby "nie marnować głosu".
- Trzy lata współpracy w zarządzie z Kurskim były "chropowate". Nie wypełniał należycie swoich obowiązków, zdarzało się, że nie przychodził do pracy. Wcześniej nie mogliśmy go odwołać, bo nie było poparcia politycznego dla tego pomysłu - powiedział "Głosowi" Jan Zarębski.
Wczoraj okazało się, że wcześniej były już próby odwołania Kurskiego. Pierwsza - po publikacjach "Głosu", w których opisaliśmy jego nielegalną podróż na urlop do Włoch służbowym peugeotem.
Odwołanie wicemarszałka, który wiele razy znajdował oparcie w Jacku Rybickim, świadczy także o zmianie układu politycznego w naszym regionie.
- Jeżeli ktoś miał wątpliwości, to rozwiało je przypominające bagno przemówienie Kurskiego - stwierdził Jacek Karnowski, szef pomorskiego SKL. - Jeżeli ktoś zarzuca swojemu szefowi przestępstwa, to dlaczego współpracował z nim przez trzy lata?
- W tej sprawie była duża jednomyślność. W ciągu kilku lat Kurski zdążył zajść za skórę prawie wszystkim - stwierdził Henryk Wojciechowski, szef klubu SLD.
Radni sejmiku na miejsce odwołanego Kurskiego powołali do zarządu Bogdana Borusewicza (UW), a na wakat po Dariuszu Sobczaku - Jana Kozłowskiego (PO).