Były prezydent
Lech Wałęsa przejrzał dziś w gdańskim oddziale IPN materiały na swój temat i ze zdumieniem odkrył, że był inwigilowany jeszcze w 1990 roku, kiedy rządził już
Tadeusz Mazowiecki. O możliwość zapoznania się z tymi materiałami Lech Wałęsa zabiegał od marca tego roku, kiedy to został pomówiony w Radiu Maryja o współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL.
W listopadzie tego roku Instytut Pamięci Narodowej przyznał byłemu prezydentowi status pokrzywdzonego, co oznacza, że był on inwigilowany przez służby. Tomów akt dotyczących Lecha Wałęsy jest siedemdziesiąt i kilkaset mikrofilmów, dziś więc zainteresowany - w specjalnie przygotowanym dla niego pokoju - przejrzał tylko ich część. Jak stwierdził dostał "oczopląsu" od tyle ciekawych informacji.
Zaskoczony i zdegustowany był odkryciem, że inwigilowany był jeszcze w 1990 roku.
-
Ja nie mam do niego [Mazowieckiego-przyp.red.] pretensji najmniejszej, tylko że jednak ta władza miała różne plany, może i takie, żeby przeszkodzić nam w tym wszystkim, no bo w dalszym ciągu inwigilowała, sprawdzała, dokumentowała - no może odruchem, ale wątpię - powiedział Lech Wałęsa.
Były prezydent nie podjął jeszcze decyzji czy upubliczni wszystkie dokumenty.
-
Nie wiem, czy to ciekawe, bo to może ciekawe w tamtych czasach, ale teraz są inne czasy. Jest tam parę »perełek« na pewno, ale jak je wybrać, kto to ma zrobić? To jest problem. Jest tego tak dużo, że nie wiadomo, jak to zrobić - mówił Lech Wałęsa.
Wałęsa nie zapoznał się z nazwiskami osób, które na niego donosiły.
- Tak daleko to jeszcze nie doszliśmy - wyjaśnił.
Pozostałe dokumenty w imieniu byłego prezydenta przeglądać będzie jego córka i asystentka -
Maria Wałęsa.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
