• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Oskarżeni o przemyt do Gdańska kokainy wartej 10 mln zł

Piotr Weltrowski
14 kwietnia 2010 (artykuł sprzed 14 lat) 
Śledztwo w sprawie przemytu trwało blisko rok. Śledztwo w sprawie przemytu trwało blisko rok.

Cztery osoby - polskie małżeństwo oraz dwóch Niemców - odpowiedzą przed sądem za przemyt do Gdańska 33 kg kokainy o czarnorynkowej wartości blisko 10 mln zł. Gdańska prokuratura właśnie zakończyła śledztwo w tej sprawie.



Czy kary za przemyt narkotyków są adekwatne do winy?

Narkotyki przypłynęły do Gdańska z Urugwaju w maju ubiegłego roku. Schowane były w używanych silnikach samochodowych. Odkryli je celnicy, kontrolujący podejrzane kontenery. Po kontroli sprzęt został jednak powtórnie zapakowany i wysłany do polskiego odbiorcy, który - według dokumentów celnych - miał go wyremontować i przesłać do Niemiec.

Dalsze losy "podrasowanych" silników śledzili funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Okazało się, że kontenery trafiły do magazynu w Gorzowie Wielkopolskim. Tam też zatrzymano dwóch obywateli Niemiec - 52-letniego Petera Z. oraz pochodzącego z Turcji 38-letniego Mesuta T. - obu znanych wcześniej niemieckiej policji.

Panowie właśnie przygotowywali się to rozkręcania silników. Zdjęte były już główne śruby mocujące ich konstrukcję. W środku zaś znajdowało się 32,926 kg kokainy o czystości od 72 do 76 proc. Jej czarnorynkowa wartość oszacowana przez policję to ponad 5 mln zł w hurcie i około 10 mln zł w sprzedaży detalicznej.

Obaj mężczyźni przebywają w gdańskim areszcie. Peter Z. odmówił składania jakichkolwiek zeznań. Mesut T. twierdzi z kolei, że był wynajęty do przewozu silników i nic o żadnych narkotykach nie wiedział.

Podobnie broni się także polskie małżeństwo - 33-letni Jacek S. i jego od dwa lata młodsza żona Anna S. - które sprowadziło samochód do magazynu. Mężczyzna prowadzący firmę działającą w Berlinie twierdzi, że to jeden z kontrahentów zaproponował mu sprowadzenie silników. On miał je tylko wyremontować i dostarczyć do Niemiec.

We wszystkim pośredniczyć miała polska firma jego żony. Według zeznań oskarżonego, o żadnej kokainie mowy nie było, a na remoncie każdego z silników zarobić miał jedynie 1 tys. euro.

Według śledczych sprzęt okazał się jednak stary i zupełnie niesprawny. Prowadzący śledztwo dysponują także innymi dowodami, w tym zapisem rozmów telefonicznych, prowadzonych przez wszystkich podejrzanych.

- Oskarżonym za wwiezienie na terytorium Polski znacznej ilości środków odurzających grozi od 3 do 15 lat pozbawienia wolności - mówi Krzysztof Trynka, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.

Opinie (24) 3 zablokowane

  • ooo

    skoro istnieją sklepy z dopalaczami to powinny istniec sklepy z koksem:)

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane