Cztery osoby - polskie małżeństwo oraz dwóch Niemców - odpowiedzą przed sądem za przemyt do Gdańska 33 kg kokainy o czarnorynkowej wartości blisko 10 mln zł. Gdańska prokuratura właśnie zakończyła śledztwo w tej sprawie.
nie, to absurdalne, że za przemyt grozi do 15 lat więzienia
45%
tak, są w sam raz i działają profilaktycznie, odstraszając potencjalnych przestępców
22%
są zbyt łagodne, bo narkotyki zabijają tysiące niewinnych ludzi
33%
Narkotyki przypłynęły do Gdańska z Urugwaju w maju ubiegłego roku. Schowane były w używanych silnikach samochodowych. Odkryli je celnicy, kontrolujący podejrzane kontenery. Po kontroli sprzęt został jednak powtórnie zapakowany i wysłany do polskiego odbiorcy, który - według dokumentów celnych - miał go wyremontować i przesłać do Niemiec.
Dalsze losy "podrasowanych" silników śledzili funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Okazało się, że kontenery trafiły do magazynu w Gorzowie Wielkopolskim. Tam też zatrzymano dwóch obywateli Niemiec - 52-letniego
Petera Z. oraz pochodzącego z Turcji 38-letniego
Mesuta T. - obu znanych wcześniej niemieckiej policji.
Panowie właśnie przygotowywali się to rozkręcania silników. Zdjęte były już główne śruby mocujące ich konstrukcję. W środku zaś znajdowało się 32,926 kg kokainy o czystości od 72 do 76 proc. Jej czarnorynkowa wartość oszacowana przez policję to ponad 5 mln zł w hurcie i około 10 mln zł w sprzedaży detalicznej.
Obaj mężczyźni przebywają w gdańskim areszcie. Peter Z. odmówił składania jakichkolwiek zeznań. Mesut T. twierdzi z kolei, że był wynajęty do przewozu silników i nic o żadnych narkotykach nie wiedział.
Podobnie broni się także polskie małżeństwo - 33-letni
Jacek S. i jego od dwa lata młodsza żona
Anna S. - które sprowadziło samochód do magazynu. Mężczyzna prowadzący firmę działającą w Berlinie twierdzi, że to jeden z kontrahentów zaproponował mu sprowadzenie silników. On miał je tylko wyremontować i dostarczyć do Niemiec.
We wszystkim pośredniczyć miała polska firma jego żony. Według zeznań oskarżonego, o żadnej kokainie mowy nie było, a na remoncie każdego z silników zarobić miał jedynie 1 tys. euro.
Według śledczych sprzęt okazał się jednak stary i zupełnie niesprawny. Prowadzący śledztwo dysponują także innymi dowodami, w tym zapisem rozmów telefonicznych, prowadzonych przez wszystkich podejrzanych.
-
Oskarżonym za wwiezienie na terytorium Polski znacznej ilości środków odurzających grozi od 3 do 15 lat pozbawienia wolności - mówi
Krzysztof Trynka, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.