Kilkudziesięciu związkowców czekało przed budynkiem gdyńskiego sądu na rozpoczęcie procesu byłych szefów Stoczni Gdynia. Prezes
Janusz Sz. i dwaj jego zastępcy
Andrzej B. i Hubert K. są oskarżeni o narażenie firmy na straty w wysokości
ponad 31 mln zł. Czytanie aktu oskarżenia zajęło prokuratorowi kilkadziesiąt minut.
Były prezes Stoczni Gdynia nie przyznaje się do winy. W swoich pierwszych słowach powiedział, że ma poczucie krzywdy zasiadając na ławie oskarżonych. Wywołało to rozbawienie wśród zgromadzonych na sali pracowników stoczni, przyglądających się rozprawie...
- Mam olbrzymie poczucie krzywdy stojąc tutaj, jako oskarżony... dla mnie, jako prezesa zarządu stoczni nie może być cięższego zarzutu... Pracowałem w stoczni siedem lat w czasie których, wraz z tysiącami stoczniowców miałem wielokrotnie odczucie wspólnego sukcesu - powiedział dziś przed gdyńskim sądem Janusz Sz.
Podobne stanowiska wygłosili pozostali oskarżeni. Zdaniem prokuratury przestępcza działalność była prowadzona w latach 1999-2003. Na proces byłych szefów stoczni niecierpliwie czekali działacze związkowi. Co czują widząc byłego prezesa przed wymiarem sprawiedliwości?
- Mógłbym powiedzieć, że satysfakcję, ale to jest satysfakcja przez łzy. Dzięki panom z zarządu stoczni byliśmy bez pracy i byliśmy szykanowani. Chciałbym zapytać prezesa dlaczego oszukał 6 tysięcy pracowników stoczni - powiedział nam jeden ze związkowców.
Przed budynkiem sądu były okrzyki i wybuchy petard. Policja nie interweniowała. Oskarżonym grozi do 10 lat więzienia.