Przeciwko ogrodzeniu wysypiska i zamknięciu na jego terenie punktu, gdzie sprzedawali znalezione rzeczy, protestowali wczoraj w Gdańsku Szadółkach zbieracze odpadków. Dlatego około 70 osób zablokowało wjazd na największe wysypisko w Gdańsku.
O godz. 9 zbieracze odpadków, w tym złomu, zebrali się przy wjeździe na wysypisko śmieci w
Gdańsku Szadółkach i spacerując wzdłuż bramy wjazdowej uniemożliwiali wjazd samochodom z odpadami. Wypuszczali natomiast puste samochody.
Władze
Zakładu Utylizacyjnego, który zarządza wysypiskiem, wezwały policję. Przybyli na miejsce funkcjonariusze próbowali negocjować z protestującymi odstąpienie od akcji i zagrozili, że jeśli zbieracze złomu w dalszym ciągu będą blokowali wjazd na wysypisko, to użyją siły, aby umożliwić przejazd. Protestujący postanowili więc blokować wjazd w sposób rotacyjny, wpuszczając co jakiś czas kilka samochodów.
Marian Halman, jeden ze zbieraczy złomu i organizatorów akcji, uważa, że wspólnie z kolegami wykonują wiele dobrej pracy, gdyż miasto do tej pory nie poradziło sobie z problemem segregacji odpadów, w tym metali. Codziennie robi to około 80 osób, które są w stanie zarobić za zebrane rzeczy około
15 zł.
- Dzięki nam złom jest wybierany, segregowany i trafia do skupów. W ten sposób może być odzyskiwany. Poza tym jest to zajęcie, dzięki któremu możemy zarobić trochę pieniędzy i utrzymać nasze rodziny - mówi Halman.
Dodał, że jeśli władze zakładu postawią płot ogradzający wysypisko, to ograniczy im się swobodny dostęp na jego teren, to nie będą mogli zbierać odpadów, a tym samym nie będą również mieli środków do życia. Jego koledzy podkreślają, że zakładowi chodzi głównie o to, aby wyrzucić ich z wysypiska.
Ewa Szymańska, członek zarządu i zastępca dyrektora ds. rozwoju Zakładu Utylizacyjnego, wyjaśnia, że ogrodzenie wysypiska nakazała Państwowa Inspekcja Pracy.
- Musimy to zrobić do końca lipca przyszłego roku. Nie wiem więc dlaczego protest zorganizowano właśnie dzisiaj - mówi Szymańska.
Dodaje, że swobodny dostęp do wysypiska sprawił, że wydarzyło się na nim wiele wypadków śmiertelnych, właśnie z udziałem zbieraczy odpadów.
Zdaniem władz Zakładu Utylizacyjnego za blokadą w wykonaniu zbieraczy złomu może stać Spółdzielnia
"Złomowiec", która mieści się na terenie wysypiska. Decyzją zarządu zakładu samochody przywożące do spółdzielni złom nie są ważone. Odcięto również dostawy prądu i linię telefoniczną. "Złomowiec" jest winny zakładowi kilkanaście tysięcy złotych.
- Spółdzielnia "Złomowiec" nie wywiązywała się ze swoich zobowiązań wobec nas, więc wypowiedzieliśmy jej umowę i nakazaliśmy opuszczenie terenu - wyjaśnia Szymańska.
Andrzej Dubicki, prezes Spółdzielni "Złomowiec", twierdzi z kolei, że zakład jest mu również winny pieniądze i miał nadzieję na polubowne załatwienie konfliktu. Zaprzeczył jednak jakoby z jego inicjatywy odbył się protest zbieraczy złomu.
Adam Zawiślak, kierownik Spółdzielni "Złomowiec, przyznał, że Zakład Utylizacyjny wypowiedział umowę, co oznacza dla jego firmy koniec działalności. Podkreślił jednak, że ludzie ci wykonują pożyteczną pracę, segregując odpady, dostarczając do spółdzielni kilkadziesiąt ton złomu.
PiF
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
