• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Czerwone maki". Bitwa wygrana, ale straty duże

Tomasz Zacharczuk
6 kwietnia 2024, godz. 11:00 
Opinie (142)

Czy film Krzysztofa Łukaszewicza w naszej kinematografii wojennej doczeka się równie legendarnego statusu, co bitwa o Monte Cassino w historii polskich działań zbrojnych? Nie ma na to szans. "Czerwone maki" to poprawnie nakręcony i angażujący dramat, ale jednocześnie momentami bardzo przeciętne widowisko, któremu pod kątem dramaturgii i wizualnego rozmachu wciąż daleko do zachodnich klasyków kina militarnego. Na rodzimego "Szeregowca Ryana" czy polską "Dunkierkę" przyjdzie nam jeszcze poczekać. Dobrze z kolei, że nie trzeba już dłużej czekać na fabularną opowieść o heroicznej postawie żołnierzy armii gen. Andersa.



W tym roku mija 80 lat od jednej z najcięższych i najbardziej zaciętych bitew II wojny światowej. Właściwie nie była to jedna bitwa, a rozłożona na pięć miesięcy kampania, która miała na celu zdobycie klasztornego wzgórza Monte Cassino i otwarcie tym samym aliantom drogi do Rzymu i dalej na północ Europy. W styczniu 1944 r. sprzymierzone przeciwko Niemcom wojska dokonały pierwszej próby przełamania linii wroga. To podejście, jak i dwa kolejne zakończyły się fiaskiem i ogromnymi stratami wśród Brytyjczyków, Amerykanów, Francuzów, Hindusów, Kanadyjczyków czy Maorysów.



Zawodziła myśl taktyczna alianckich dowódców. Nie sprzyjała pogoda. We znaki dawały się też żołnierzom zjednoczonych sił górzysty teren i rwąca rzeka Rapido utrudniająca przeprawę między wzgórzami (Monte Cassino było jednym z nich). Dopiero w maju, po zmianie ofensywnej strategii i zaangażowaniu polskiego wojska, udało się opanować niemal doszczętnie już zrujnowany klasztor. Żołnierzom z 2. Korpusu dowodzonego przez gen. Władysława Andersa przypadło najtrudniejsze zadanie - walka z wrogiem na najbardziej odsłoniętym terenie i wspinaczka na Monte Cassino. Powodzenie misji okupiono ostatecznie śmiercią ponad 900 polskich żołnierzy i ranami kolejnych 3 tys.

"Czerwone maki", w dość wyrywkowy sposób, prezentują kulisy zdobycia Monte Cassino przez 2. Korpus pod dowództwem gen. Andersa (Michał Żurawski). "Czerwone maki", w dość wyrywkowy sposób, prezentują kulisy zdobycia Monte Cassino przez 2. Korpus pod dowództwem gen. Andersa (Michał Żurawski).

Scenariusz kręty i stromy jak podejście na Monte Cassino



Kulisy tej niezwykle krwawej batalii poznajemy głównie z perspektywy Jędrka (Nicolas Przygoda), młodego chłopaka, który po wydostaniu się z radzieckiego łagru, bardziej z braku innych perspektyw niż z powołania, dołącza do armii Andersa na Bliskim Wschodzie. Zadziorny i buntowniczy nastolatek nie rwie się do walki na froncie. Zajmuje się głównie opieką nad końmi i naprawą pojazdów. Powątpiewa w sens żołnierskiego poświęcenia na obcej ziemi, a próby opanowania Monte Cassino uznaje za marnotrawienie ludzkiego życia. Próbuje nawet sabotować wyjazd na wzgórze kilku czołgów, by powstrzymać brata (Szymon Piotr Warszawski), członka sił pancernych, przed niechybną w jego ocenie śmiercią.

Pomysł Krzysztofa Łukaszewicza polegający na tym, by o bohaterach słynnej bitwy opowiadać przez pryzmat losów Jędrka, który żołnierskiego heroizmu nie podziela i go nie rozumie, wydaje się początkowo intrygujący. Tym bardziej że nieźle w roli hardego, a zarazem zagubionego chłopaka odnajduje się Nicolas Przygoda. Spójna i klarowna koncepcja na tę postać urywa się jednak w połowie filmu. Między innymi za sprawą zupełnie zbędnego wątku romantycznego. Relacja Jędrka z sanitariuszką Polą (Magdalena Żak) od początku wydaje się nieco wymuszona, dziwna, niedookreślona, nijaka. Nieco lepiej poprowadzona w filmie jest więź łącząca chłopaka z redaktorem (Leszek Lichota), który staje się dla Jędrka kimś w rodzaju mentora. To on właśnie próbuje wytłumaczyć nastolatkowi, że poświęcenie polskiego żołnierza na włoskiej ziemi ma sens.

W "Czerwonych makach" zresztą niejednokrotnie pada pytanie powtarzane przez wielu historyków w kontekście strat poniesionych na Monte Cassino (po obu stronach zginęło w sumie 200 tys. żołnierzy): czy było warto? Z wątpliwościami, a nawet wyrzutami sumienia zmaga się ekranowy Władysław Anders (Michał Żurawski), choć pytany przez jednego z podwładnych o sens ataku odpowiada lakonicznie, po żołniersku: to trzeba zrobić. Tych prób interpretacji faktów i polemiki w filmie Krzysztofa Łukaszewicza jest jednak zdecydowanie za mało.

Aktorsko "Czerwone maki" wyglądają naprawdę dobrze. Nieco gorzej jest już z jakością samego widowiska, któremu brakuje większego rozmachu i dramaturgii. Aktorsko "Czerwone maki" wyglądają naprawdę dobrze. Nieco gorzej jest już z jakością samego widowiska, któremu brakuje większego rozmachu i dramaturgii.

Mało widowiskowości w widowisku



Zaskakująco mało jest także w "Czerwonych makach" widowiska wojennego. Otwierająca film sekwencja z wykradającym leki z irańskiego szpitala Jędrkiem ma nawet znamiona miksu kina przygodowego ze szpiegowskim. Później jednak na solidną porcję akcji trzeba się naczekać. Pierwsza batalistyczna scena nocnych podchodów na Monte Cassino co prawda razi trochę oszczędnością i brakiem rozmachu, ale technicznie prezentuje się całkiem nieźle. Po czym ... znów trzeba czekać. Aż na finałową wspinaczkę pod klasztor. I choć dzieje się tu sporo, to jednak widać znaczny niedobór dramatyzmu i wizualnej wirtuozerii.

Nie ma tu bowiem efektownych mastershotów, szerokich planów, odjazdów kamery prezentujących majestat wzgórza (ba, nawet samego klasztoru tutaj nie zobaczymy). Jest sporo ciasnych kadrów, pomrukujących w oddali eksplozji i zbliżeń na bohaterów, którym towarzyszy rozedrgana kamera potęgująca jeszcze wrażenie wszechobecnego bałaganu. Na więcej fajerwerków po prostu nie było budżetu, choć twórcom filmu należy oddać, że zrobili wszystko w myśl zasady "ile fabryka dała". To oczywiście wciąż za mało, by choćby aspirować do porównań z hitami współczesnego kina wojennego, ale trudno dopatrzeć się tu jakiejkolwiek "fuszerki".

Zresztą Krzysztof Łukaszewicz już w "Karbali" udowodnił, że nawet w kameralnej formie da się nakręcić sprawne kino wojenne. Tam jednak skutecznie zadziałała dramaturgia wydarzeń. Tu jej z kolei brakuje. Uczestnicy bitwy o Monte Cassino we wspomnieniach nadmieniali o prawdziwym piekle, drodze krzyżowej na szczyt, potwornej męce, strachu i wyczerpaniu. Tego w "Czerwonych makach" nie widać. A na pewno nie w takim stopniu, by gradobicie kul (to z kolei udało się nakręcić niemal z hollywoodzkim rozmachem), stawkę finałowej batalii i ten dehumanizacyjny horror poczuć na własnej skórze.

"Czerwone maki" powinny zaspokoić (choć w ograniczonym stopniu) wymagania miłośników ekranowych militariów, jak i widzów, których bardziej od obrazu interesuje opowieść. "Czerwone maki" powinny zaspokoić (choć w ograniczonym stopniu) wymagania miłośników ekranowych militariów, jak i widzów, których bardziej od obrazu interesuje opowieść.

Aktorzy do odznaczeń, Wojtek do okulisty



Takich emocji bowiem nie wykreuje nawet CGI, którego w filmie Łukaszewicza jest całe mnóstwo. W niektórych scenach komputerowo wygenerowane efekty tworzą nieabsorbujące dużej uwagi tło, ale znacznie częściej ich sztuczność razi w oczy i nie pozwala do końca skupić się na pełnym obrazie. Gdyby jednak nie ta technologia, być może w "Czerwonych makach" zabrakłoby istotnego dla wielu widzów dalszoplanowego bohatera. Pora więc w tym momencie rozwiać wątpliwości - tak, miś Wojtek pojawia się w filmie (rzadko, ale ma to swój urok), choć w całości jest wytworem wspomnianego CGI. Oswojony przez żołnierzy Andersa niedźwiadek wygląda na ogół bez zarzutu, aczkolwiek jego wykreowane komputerowo oczy przypominają gałki cyborga i mają w sobie jakąś upiorną pustkę. Trudno byłoby jednak oczekiwać tego, by profesjonalni aktorzy grali u boku prawdziwego zwierzęcia o takich gabarytach.

Wojtek swoją rolę filmowej maskotki jednak spełnia. Ze swoich aktorskich zadań wywiązują się również ci, którym technologia w niczym nie musiała pomagać. Gdyby nie charyzma Michała Żurawskiego i Leszka Lichoty, to o ich postaciach nie dałoby się powiedzieć wiele dobrego. Na drugim planie solidnie prezentują się Mateusz Banasiuk, Bartłomiej Topa czy Szymon Piotr Warszawski. Poza tym ostatnim wszyscy pozostali grają prawdziwe postaci. Co prawda Lichota wciela się w bezimiennego redaktora, ale nietrudno raczej skojarzyć tę postać z reportażystą Melchiorem Wańkowiczem, który towarzyszył żołnierzom 2. Korpusu podczas starć we Włoszech.

Z takim aktorskim potencjałem chciałoby się wycisnąć z "Czerwonych maków" jeszcze więcej. Nie jest to jednak film, który idzie na skróty. A przynajmniej nie w kwestii technicznej (przy tych ograniczeniach). Skrótowość dotyczy przede wszystkim prezentowania faktów, choć należy pamiętać, że nie mamy przecież do czynienia z kinem dokumentalnym czy wojenną kroniką. Pewną umowność trzeba w tego typu przedsięwzięciach wkalkulować w koszta seansu. "Czerwone maki" to poprawna, choć artystycznie niespełniona, ociężała od patosu i rozczarowująca uproszczeniami w scenariuszu próba oddania hołdu tysiącom polskich żołnierzy walczących na frontach II wojny światowej. To jeszcze nie ten moment, by zestawiać nasze kino wojenne z największymi (czy nawet przeciętnymi) reprezentantami tego gatunku, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.

5.5/10   Ocena autora
+ Oceń film

Film

7.0
64 oceny

Czerwone maki (20 opinii)

(20 opinii)
dramat, wojenny

Opinie (142) ponad 10 zablokowanych

  • Polacy krwi nie żałują. A zwlaszcza "elity"

    Które tak jak w Powstaniu Warszawskim wysyłały na bezsensowną śmierć kwiat młodzieży.

    • 8 11

  • (1)

    Walka o wolność!zawsze warto,czytam Was to już jesteście niewolnikami,tacy jak Wy sprzedacie matkę za euro aby mieć tel

    • 12 1

    • Dobry komentarz

      Oni bardzo chcieli walczyć. Wyszli z zsrr w lachmanach i z atrapami broni.Tu sie mogli sprawdzic.To chwalebny epizod w naszej historii

      • 3 0

  • Jakby tego bylo mało, pchają ten umęczony naród na kolejną wojnę.

    • 5 6

  • Czy warto? (2)

    Szanowni krytykanci trochę historii się wam przydaTam zginęła również masa żołnierzy innych narodowości.I zadam wam pytanie.Czy warto żyć jak kiedyś trzeba umrzeć?

    • 32 3

    • (1)

      Jakoś tego nie podano ,że innych też dużo poległo, opieramy się na faktach.

      • 4 4

      • 200000

        po obu stronach

        • 3 3

  • Powstanie Warszawskie?

    Na poziomie ,,0" domów byli powstańcy - dzieci inteligencji, drugie pokolenie Wolnej Polski, wychowani na tradycji romantycznej, 5 lat czekali na zemstę. A w piwnicach starsze pokolenie - z garbem zesłan syberyjskich, traum poprzednich powstań i obawy, że jak Niemcy zobaczą rannych to zabiją wszystkich żywych. Taka ,,cywilizacja germanska" - przecież muzyka Wagnera, ukochana przez Hitlera nawiązuje do czasów Mitologii Germanskiej a więc przed czasów przedchrzescijanskich.
    Prawdziwych teutonskich Krzyżaków - tępiacych wszystko inne.

    • 7 1

  • Szkoda ze nie wiedziałem (7)

    Szkoda ze nie wiedziałem ze kręcą ten film bo ma 4 kartony rękopisu - pamiętnika ( spadek pamiątka) z linii frontu pisane w czasie walk przez kaprala Wacława P. i zastanawiam się co z tym zrobić

    • 25 0

    • No to tak z 10-12 lat za późno to zastanawianie się

      • 6 1

    • " kaprala Wacława P. " może pan podać nazwisko ? Pochowany gdzieś w pomorskim ?

      • 7 0

    • Moze

      Digitalizacja ?

      • 3 0

    • Do muzeum oddac

      • 5 0

    • Muzeum 2ww

      Można przekazać

      • 5 0

    • prawnuczka uczestnika walk

      Można przekazać, proszę o kontakt pod nr telefonu 691401900

      • 0 0

    • Podaruj Muzeum Wojska Polskiego (Wwa), II Wojny Światowej (Gdańsk) lub Wojsk Lądowych (Bydgoszcz).

      • 0 0

  • Szukam miejsc spoczynku żołnierzy odznaczonych Krzyżem Monte Cassino (2)

    Szukam miejsc spoczynku żołnierzy PSZ na Zachodzie pochowanych na Trójmiejskich cmentarzach a także tych z woj. pomorskiego. Jeżeli miałeś w rodzinie kogoś z 2 Korpusu Polskiego i brał udział m.in. w Bitwie pod Monte Cassino napisz w komentarzu. Prowadzę stronę internetową z listą żołnierzy w celu upamiętnienia i zachowania o nich informacji dla przyszłych pokoleń.

    • 6 0

    • Melchior Wankowicz był korespondentem wojennym

      Ale w rodzinie miał fatalną opinię. Pozbawił praw autorskich Sergiusza Piaseckiego dlatego ten przymierzał głodem na starość.
      Jalowiecki w ,,Na skraju Imperium" o tym pisze...

      • 2 0

    • Zolnierz Monte Cassino

      Mojego męża dziadek walczył pod Monte Cassino, przeżył, był w Anglii i wrócił do Polski. Mieszkał w Szymbarku (woj. małopolskie) i tam tez jest pochowany. Został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, nazywał się Jan Lewiński. Moj mail: renata343@interia.eu

      • 1 0

  • Piosenke "Czerwone maki na Monte Cassino" napisano jeszcze przed bitwa. (6)

    Czerwone maki nie rosna na Monte Cassino. Nie wchodza w sklad tamtejszej skalnej flory. Reszta sie mniej wiecej zgadza.

    • 2 7

    • Napisana przed zdobyciem klasztoru ale nie przed bitwą. (1)

      Jedyna piosenka po wojnie, przy której nie wolno było tańczyć.
      Druga to ,,Biały krzyż" Klenczona...

      • 2 0

      • Jak w ogóle można tańczyć

        przy piosenkach z czasów wojny.

        • 4 1

    • Kituj Helmut dalej (2)

      Rosną tam i się lepiej mają, niż wasze Niemcy.

      • 1 3

      • Chciał byś

        • 2 1

      • Cpakowi maki nawet na dloni wyrosna jak kaktus

        • 1 1

    • Nieprawda

      Maki rosną i kwitną o tej porze w tym rejonie.

      • 1 1

  • Prawa autorske do "czerwonych maków" ma... kancelaria z Monachium. (5)

    • 2 1

    • Nieprawda

      Przekazali Polsce parę lat temu

      • 1 1

    • Nie - miał land Bawaria, ten reprezentowała organizacja od spraw autorskich, a dopiero te w kontaktach z Polakami - (3)

      kiedyś tam - jakaś tam kancelaria prawna z Monachium. Od 2015r. prawa do utworu należą do Polaków. Ile i czy za to zapłaciliśmy, nie wiadomo. Jeden z autorów utworu był Polakiem pochodzenia niemieckiego. Po wojnie z korpusem Andersa pozostawał we Włoszech, stamtąd ponoć ruszył do Brazylii. Ale widać i tam nie było najlepiej, to przeprowadził się do Niemiec, gdzie go za Niemca uznano. Zmarł bezpotomnie. Czemu nie zrobił testamentu prawa do tego utworu przekazując Polsce, nie wiadomo. W takim przypadku, a w zasadzie po jego żonie, która trochę go przeżyła, spadkobiercą został land Bawaria.

      • 2 0

      • Korekta (2)

        Autor melodii byl polakiem zydowskiego pochodzenia. Co do jego pozniejszych losów wszystko sie zgadza

        • 1 0

        • Może i tak, ale powrót z Brazylii nie do Iz raela, nie do Polski, a do "Vaterlandu" sugerował jego niemieckie korzenie (1)

          Jak i oczywiście jego nazwisko.

          • 1 0

          • Albert Schűtz

            Po powrocie z brazylii osiadl w monachium i pracowal w radio WE.

            • 0 0

  • Bitwa niepotrzebna (3)

    Najbardziej dołujące w tej bitwie jest to że była ona niepotrzebna. Wiele istnień poległo na darmo.

    • 3 7

    • Notak (2)

      Ale utorowala aliantom droge na Rzym.

      • 0 0

      • (1)

        droga była wolna , Niemcy nie mogli juz nic zrobic tylko siedziec w ruinach klasztoru.

        • 0 1

        • Tylko

          Strzelali

          • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane