- 1 Tunel czy pasy: co wybierają piesi? (102 opinie)
- 2 Nocny hałas z lotniska. Cena za rozwój? (315 opinii)
- 3 Okupacyjne losy jednego z symboli Gdyni (63 opinie)
- 4 Historia 200-letniej gdańskiej wyspy (71 opinii)
- 5 Jarmark: zobacz jego pierwszy dzień (129 opinii)
- 6 Trójmiejskie mola, których już nie ma (110 opinii)
Są klienci, nie ma kucharzy
Gastronomia jest jednym z szybciej rozwijających się sektorów naszej gospodarki. GUS uwzględnił w badaniach zarówno popularną restaurację w Sopocie, jak i mały bar w Kościerzynie. Wynika z nich, że średni roczny utarg lokalu gastronomicznego w naszym województwie wynosi ponad pół miliona złotych.
- Wyniki za ten rok powinny być jeszcze lepsze - uważa Tomasz Wróblewski, współwłaściciel gdańskiego pubu Stacja de Luxe i restauracji Zeppelin. - Widać to choćby po wzroście liczby odwiedzających Trójmiasto turystów.
Na to, że ludzie coraz częściej jedzą i piją w knajpach, wpływ ma także wzrost pensji. Przeciętny mieszkaniec Pomorza w sierpniu zarobił 2690 zł brutto, czyli 200 złotych więcej niż rok wcześniej.
Restauratorzy powinni więc zacierać ręce z radości. Okazuje się jednak, że mają inne kłopoty. - Problemem są ludzie, a właściwie ich brak - mówi Arkadiusz Hronowski, który prowadzi znany sopocki lokal Spatif. - Chodzi głównie o personel strategiczny każdego lokalu, czyli o wykwalifikowanych kucharzy i barmanów. W Spatifie mamy komplet, ale przygotowując się do otwarcia nowego lokalu, wiem, że będę miał z tym ogromny problem.
Te słowa znajdują potwierdzenie w statystykach. Popyt na kucharzy, pomoce kuchenne i kelnerów rośnie z roku na rok. W 2004 r. Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku miał oferty zatrudnienia dla 820 kucharzy, 668 pomocy kuchennych i 466 kelnerów. Przed rokiem na kucharzy czekało już 1050 ofert, na pomoc kuchenną - 842, a na kelnerów - 654. Etaty dla takich pracowników są dostępne zaraz, wystarczy tylko pójść do dowolnego pomorskiego pośredniaka.
- A to i tak tylko wierzchołek góry lodowej, bo poszukiwanie ludzi do pracy w gastronomii przez urzędy pracy to wyraz największej bezsilności - dodaje Tomasz Puchalski, wspólnik Wróblewskiego.
55-letni Andrzej Wiśniewski niedawno zakończył z tego powodu swoją przygodę z gastronomią. Przez pięć lat prowadził w Gdańsku średniej wielkości bar. Teraz go wydzierżawił. - Dlaczego? Ciągłe kłopoty z pracownikami. Albo totalne fajtłapy, albo kradną, albo popracowali miesiąc i mówili: "do widzenia, lecę do Anglii". Ja mam jeszcze inne biznesy, nie miałem na to siły - tłumaczy.
Teraz stara się nie oglądać telewizyjnych wiadomości. - Ile razy widzę polityków mówiących, że w Polsce mamy problem bezrobocia, to szlag mnie trafia. Zamiast mądrzyć się przed kamerami, niech dadzą ogłoszenie, że szukają ludzi do pracy. Zobaczą, jak wygląda to polskie bezrobocie - denerwuje się.
Inne zdanie na ten temat mają niektórzy pracownicy. - Część polskich przedsiębiorców prowadzących knajpy ma głęboko zakodowaną w głowie stawkę: 5 zł za godzinę. Jeśli wychodzą z takiego założenia, są sami sobie winni, że uciekają im pracownicy - uważa Maciek, student ekonomii, który już drugie wakacje spędza, pracując jako kelner w Anglii. - Tam zarobię tyle w wakacje, co przez pozostałą część roku w polskiej knajpie.
- To nie do końca jest tak - odpowiada znawca rynku gastronomii, proszący o zachowanie anonimowości. - Zapotrzebowanie na przykład na kucharzy jest tak duże, że w sezonowym barze nad morzem kucharzowi trzeba było w te wakacje płacić nawet pięć tysięcy złotych. Kelnerzy oczywiście zarabiają odpowiednio mniej, bo od nich wymaga się niższych kwalifikacji. A porównanie z Wielką Brytanią? Cóż, to inna gospodarka, z nimi na pensje nawet nie mamy się co ścigać jeszcze przez wiele lat.
- Niektórzy wylatują do Anglii czy do Irlandii, inni właśnie stamtąd wracają, bo nie chcą zostawiać swoich rodzin - mówi Puchalski. - Do pracy w lokalach w Trójmieście przyjeżdża także wiele osób z mniejszych miejscowości. Pozytywne jest to, że niektórzy nie traktują pracy w pubie tylko jako przygody na okres studiów, ale jako zawód, który planują wykonywać przez całe na życie. Takie osoby staramy się do tego zachęcić, np. inwestując w ich szkolenie.
Niektórzy biznesmeni twierdzą, że rozwiązaniem problemów z wakatami będzie jak najszybsze otwarcie granic na pracowników ze Wschodu. Na to jednak się na razie nie zanosi. - Ale nie musimy patrzyć tylko na Wschód - uśmiecha się Wróblewski. - Ostatnio dostaliśmy mejla od kucharza z Francji, który planuje przeprowadzkę do Polski. Pytał, czy ma szansę dostać u nas pracę. Na razie negocjujemy.
Opinie (75) 2 zablokowane
-
2006-10-12 11:35
bibi
czepiacie sie biznesmenow o co? o to ze umiejetnie wykorzystuja sytuacje gospodarcza do wzbogacenia sie? Po co ludzie pracuja? Po to by sie bogacic i konsumowac. Oni rowniez. Co cwansi juz to zrozumieli i podwyzszaja place w sytuacji krytycznej. Ale tylko w takiej, bo sam od siebie nie da. Bo po co? Jak pracuje i nie narzeka to znaczy ze jest OK. To pracownicy musza dojrzec i nie podejmowac pracy za 1300 netto. Ja bym wysmial pracodawce na starcie gdyby mi tyle zaoferowal.
Poza tym, trzeba sie uczyc, wyksztalcenie to podstawa, a po drugie robic to co sie lubi, a nie to co w danej chwili jest. I najwazniejsze: wykonywac dobrze i sumiennie swoja prace, a wowczas pracodawca niechetnie pozegna sie ze swoim pracownikiem.- 0 0
-
2006-10-12 11:41
bibi
powiedz to pracujacym w oswiacie czy słuzbie zdrowia,uczyli się, zdobywali tytuły naukowe i zarabija grosze.
- 0 0
-
2006-10-12 11:44
"Poza tym, trzeba sie uczyc, wyksztalcenie to podstawa, a po drugie robic to co sie lubi, a nie to co w danej chwili jest. I najwazniejsze: wykonywac dobrze i sumiennie swoja prace, a wówczas pracodawca niechetnie pozegna sie ze swoim pracownikiem."
Akurat w naszym polskim piekiełku do niedawna, ani sumienna praca, ani wykształcenie nie były atutem, atutem były tylko niskie wymagania. Teraz to się zmienia. Niektóre buraki zaczynają to dostrzegać, a niektóre buraki boją się, że pracownik będzie mądrzejszy od niego.
Pamiętam jedną rozmowę z burakiem, gdy szukałem pracy w roku 2002. Napisane miałem w liście motywacyjną, że dla mnie najważniejsza jest uczciwość, lojalność i pracowitość. To burak odpowiedział, że frajerów to oni nie szukają.- 0 0
-
2006-10-12 11:46
U Rydzyka
pracują "Za Bóg zapłać" i nie narzekają!
- 0 0
-
2006-10-12 11:47
Bolo
Jeszcze dają mu za to pieniądze, że mogą u niego pracować.
- 0 0
-
2006-10-12 11:49
Antypolityku
I to jest fenomen, którego żadna zachodnia gospodarka nie prześcignie.
Ojczulek - bizesmen wszechczasów i wszechpolaków!- 0 0
-
2006-10-12 11:50
Wszyscy restauratorzy
na szkolenie do Torunia !
Czas pokazac kucharzom , na czym ta zabawa polega .- 0 0
-
2006-10-12 11:55
alle jaja i do przodu...
Bóg tak chce
- 0 0
-
2006-10-12 12:03
Bóg tak chce ?
To nie ma nic wspolnego z Bogiem .
Sa osoby w Toruniu , ktore wiedza lepiej . Nie jest to zgodne z dogmatem o Trojcy Sw. , ze Ojciec Dyrektor dolaczyl na czwartego , ale to drobny szczegol .- 0 0
-
2006-10-12 12:11
Marek,
A nie!
Jedno z rydzykowych przykazań "bżmi":
"Nie będziesz miał radyj cudzych przede mną"
A słyszałem ponadto że Rydzyk Papieżem Toruńskim zostanie i kasę na bazylikę zbiera...- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.