• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sąd nad oszustwami w GPB

Dariusz Janowski
13 maja 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Podczas procesu w sprawie milionowych oszustw w Gdańskim Przedsiebiorstwie Budowlanym - nagle - zachorował jeden z oskarżonych. Wyrok tuż-tuż, a zwolnienie które dostarczył jest dla sądu bezwartościowym świstkiem.

W ten sposób Jerzy A. były szef firmy "Agro-Kompleks" sprowadził na siebie duże kłopoty. Jest oskarżony o zagarnięcie 666 tysięcy złotych z kasy GBP. Zrobił to do spółki z ówczesnym posłem Ryszardem O., likwidatorem nieistniejącego już przedsiębiorstwa.

Proces tych dwóch oraz sześciu innych podsądnych trwa ponad trzy lata. Mógłby się zakończyć kilka miesięcy temu, ale oskarżeni grają na zwłokę.

Siódma cyfra
W ubiegły piątek Jerzy A. dosłał sądowi zwolnienie podpisane przez sopockiego lekarza, Adama Maziarza. Wystawiono je do 15 maja. Diagnoza: nadciśnienie tętnicze.

Przy autografach doktora Maziarza widnieją dwie jego pieczątki. Najpierw potwierdził rozpoznanie jako internista, zaś obok jako "biegły medycyny sądowej", którym od dawna nie jest. Od jak dawna? Co najmniej od 1 grudnia 1997 roku. A wiemy to stąd, że na pieczątce "Adam Maziarz. Biegły Medycyny Sądowej" stoi sześciocyfrowy numer telefonu. Cyfrę siódmą dodano abonentom właśnie w dniu imienin Natalii, Edmunda i Eligiusza.

Ale to zwolnienie nie ma dla sądu żadnej wartości z innej przyczyny. Jerzy A., podobnie jak każdy oskarżony w Polsce człowiek, musi poświadczyć chorobę u lekarza z "listy lekarzy sądowych", a takich w Trójmieście i okolicach jest garstka. Dr Maziarz nie jest takim lekrzem, zresztą nigdy nim nie był. Właśnie z tego powodu Jerzy A. zadał sobie kłopotów.

Dawne czasy
I jeszcze jedno: Dlaczego dr Maziarz posłużył się pieczątką "biegłego medycyny sądowej", skoro nie ma go na liście również takich specjalistów? Zapytaliśmy go o to:
- Kiedyś byłem takim biegłym. W latach 80. pracowałem w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Gdańsku.
- Występował pan w roli eksperta przed sądem?
- Tak, ale to było dawno temu - na przełomie lat 70. i 80.
- Nie miał pan prawa posłużyć się taką pieczątką.
- Nie wiedziałem o tym. Nikt mnie nie zawiadomił, że nie jestem już na liście biegłych madycyny sądowej.
- Ale dlaczego w ogóle jej pan użył?
- On mi powiedział, że to zwolnienie jest mu potrzebne dla sądu. Miałem taką pieczątkę z dawnych czasów, więc podpieczętowałem.

Nieobecność Jerzego A. na rozprawie wywołała taki skutek, że proces odwlókł się co najmniej o kilka tygodni. Następną rozprawę sędzia Teresa Bertrand wyznaczyła na... 29 czerwca. Do tego czasu oskarżonego zbada właściwy lekarz. Jeśli okaże się, że A. jest zdrowy, może się to dla niego skończyć nawet aresztem.

O procesie
Gdański sąd stara się między innymi wyjaśnić, dlaczego w likwidowanym przez posła Ryszarda przedsiębiorstwie, pieniądze z wyprzedaży majątku, zamiast trafiać na firmowe konto, były przechowywane podręcznej kasie likwidatora.

Radny Samoobrony, likwidatorem GPB został w styczniu 1992 roku. Był nim ponad 3 lata. Miał zadanie zarządzać sprzedażą majątku upadłej komunalnej firmy w taki sposób, by zaspokoić pretensje wierzycieli. Jednak zdaniem prokuratury, wyrządził spółce "znaczną szkodę majątkową przez nadużycie uprawnień". Owczesny poseł, zamiast oddawać pieniądze, które wpływały do przedsiębiorstwa, obracał nimi jak krezus. Jeden przykład: zaprzyjaźnionej firmie "Agro-Kompleks" przekazał ogromne sumy, zaś razem z jej prezesem, innym oskarżonym Jerzym A. zagarnął setki tysięcy. W sumie, eksposeł w podejrzany sposób obracał ponad 4 mln zł. Większość tych pieniędzy utopił w nieudanych interesach.

Na jednej z rozpraw zeznawał świadek Lucjan S., były dyrektor w innej komunalnej spółce - Gdańskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej. W ramach zadłużenia w GPEC, likwidator - po korzystnej cenie - sprzedał tej firmie w 1993 roku nieruchomość przy ul. Zawiszy Czarnego. Transakcja opiewała na 1,1 mln zł. Pieniądze nie trafiły jednak na konto GPB. Powód? W banku czyhał na nie komornik. Poseł zaproponował, by gotówkę przynieść w walizce do siedziby firmy. I tak się stało. Pieniądze trafiły do żelaznej kasy. Ryszard O. zrobił to bezprawnie.

Dzicz
W Gdańsku, wśród ludzi zaznajomionych z tą sprawą panuje powszechna opinia, że za poselskich rządów "w GPB panowała dzicz".
Obok eksposła i jego znajomego z "Agro-Kompleksu" na ławie oskarżonych siedzą byli pracownicy przedsiębiorstwa oraz - podejrzani o brak nadzoru nad likwidatorem - ówcześni szefowie zarządu Gdańska: prezydent Franciszk J. (niesławny bohater trzech innych procesów) oraz trzej jego podwładni, ekswiceprezydenci miasta: Marian Sz., Dariusz Ś. i Henryk W.

GPB było spółką komunalną. Na początku lat 90. popadło w spore zadłużenie. Oskarżeni prezydenci mieli bacznie przyglądać się likwidacji firmy, a także w razie konieczności podejmować decyzje personalne. Tymczasem - zdaniem prokuratury - unikali takiej odpowiedzialności. Ignorowali ostrzeżenia podwładnych. A ci ostrzegali i monitowali, że likwidacja GPB przebiega karygodnie a winę za to ponosi parlamentarzysta-likwidator...
Głos WybrzeżaDariusz Janowski

Opinie (12)

  • Szanowni Państwo

    Nazwy " biegLy sAdowy " można uZywać j e d y n i e w czasie expertyz zlecanych przez Sąd

    Prosze sprawdzić w przepisach nazwa -biegły sądowy -istnieje w wykazie takich specjalistów których opinie uwzglednia sąd .

    Nie dajcie sie nabrać :))

    • 0 0

  • maziarz

    jestem głupi mam na imie zdzichu hehehehe

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane