• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sopot: Szukają ludzi z problemami

Jowita Kiwnik
24 lipca 2008 (artykuł sprzed 16 lat) 
aktualizacja: godz. 09:36 (24 lipca 2008)
Streetworkerzy opiekują się tymi, którymi mało kto się przejmuje. Nz. bezdomny śpiący na Monciaku. Streetworkerzy opiekują się tymi, którymi mało kto się przejmuje. Nz. bezdomny śpiący na Monciaku.

Codziennie wieczorem penetrują zakamarki miasta. Ludzi, którym trzeba pomóc szukają np. pod molo, na plaży. W Sopocie rozpoczęli właśnie wakacyjną pracę streetworkerzy.



Sześć młodych osób (streetworkerami są zwykle studenci, współpracownicy MOPS-u, Caritas albo wolontariusze) wyrusza do pracy wieczorem. Od godz. 19 do 24 przeczesują Sopot.

- Mamy swoje ustalone trasy - mówi Justyna Rozbicka, koordynatorka projektu. W streetworking zaangażowana jest od niemal 5 lat. - Molo, pod molo, wydmy, park w Łazienkach. Monciak, ławeczki - tu najczęściej znajdujemy ludzi, którym udzielamy pomocy. Bezdomnych, dorosłych, młodzież, czasem dzieci, często uzależnionych od alkoholu, narkotyków.

Streetworkerzy chodzą zawsze parami - chłopak i dziewczyna. Tak jest bezpieczniej, chociaż jeszcze nie zdarzyła się sytuacja, żeby ktoś chciał ich zaatakować. Co prawda współpracują z policją, strażą miejską i pogotowiem, ale "na miasto" idą sami. Są przeszkoleni. Nie mają żadnych oznaczeń, specjalnego stroju, naszywek. Tylko identyfikator w kieszeni, podręczna apteczka (czasem np. ktoś zrani się podczas ataku padaczki alkoholowej i wtedy trzeba go opatrzyć). No i wiedza o miejscach, w których można uzyskać profesjonalną pomoc - gdzie zgłosić się na odwyk, gdzie zatrzymać na noc, gdzie umyć się czy zmienić ubranie. Siadają, zagadują, słuchają.

- Pierwszy kontakt jest bardzo ważny - tłumaczy Rozbicka. - Traktujemy ludzi z szacunkiem, a oni chętnie opowiadają jak to się stało, że wylądowali na ulicy, że piją czy ćpają. Wtedy pytamy , czy już chcą na tej ławce czy dworcu zawsze siedzieć? Motywujemy do zmiany. Czasem się udaje.

Jak w zeszłym roku. Spotkali pana Tadeusza, wtedy 44-latka. Kiedyś miał i mieszkanie, i rodzinę. Tyle że wszyscy pili. Po śmierci rodziców pokłócił się z rodzeństwem o mieszkanie. I tamci go z domu wyrzucili. Do tego byli tak agresywni, że już bał się wrócić. I tak się zaczęło - spał na dworcu, potem w pustych wagonach na bocznicy, nikt mu nie pomagał, więc coraz bardziej się załamywał. W końcu znaleźli go streetworkerzy.

- Trafił do schroniska dla bezdomnych - opowiada Rozbicka. - Tam znalazł ogłoszenie o pracy, wziął udział w warsztatach i wykształcił się na kucharza. Teraz pracuje w jakiejś firmie. Tylko z długami musi się jeszcze uporać, bo rodzeństwo go nie wymeldowało, a narobiło długów. Szukamy dla niego prawnika. Ale to już inna historia.

Zwykle pod opiekę streetworkerów trafiają przyjezdni (sopoccy bezdomni są pod stałą opieką MOPS-u), którzy trafiają do kurortu w ślad za turystami, bo wtedy łatwiej wyżebrać jakieś grosze. Najczęściej mężczyźni, chociaż zdarzają się i takie sytuacje: - Kiedyś przyjechały do Sopotu turystki z południa Polski - opowiada Rozbicka. - Panie około 50-tki, elegancko ubrane. Zaczęliśmy je jednak widywać na ulicy z "naszymi" bezdomnymi. Na ławeczkach przesiadywały z nimi i piły. Okazało się, że zostały okradzione, nie mają nawet pieniędzy na bilet i tak tydzień siedziały i tylko wyprzedawały pierścionki i zegarki, żeby mieć na alkohol. Dlaczego nie poszukały pomocy? Bo nie wiedziały gdzie! Poinformowaliśmy je, co mają robić. Wyjechały.

Sopocki projekt zaczął się w czerwcu, potrwa do końca sierpnia. W ciągu miesiąca streetworkerom udało się namówić na odwyk trzech młodych ludzi. - Przyjechali z Warszawy - mówi Rozbicka. - Wakacje chyba ich przerosły. Za dużo pili. Sami chcieli, żeby im pomóc. Niestety, w poniedziałek jeden z nich samowolnie opuścił szpital.

Małgorzata Pobłocka, pełnomocnik prezydenta Sopotu ds. uzależnień: - Wiele osób chce przyjąć pomoc, nie wszystkim udaje się dotrwać. Streetworkerzy pokazują tym ludziom, że można coś w życiu zmienić.
Gazeta WyborczaJowita Kiwnik

Opinie (50)

  • no,podaje agdres

    bezdomny zajął belweder ,warszawa,a jeden to nawet kota z sobą ma i też nie ma mieszkania,ani konta

    • 0 0

  • ciężki humor, Zopocianko

    • 0 0

  • super

    fajna akcja szkoda że nie jest dofinansowywana przez cały rok bo przecież po sezonie problem sie nasila, przyjezdni zostaja i nie bardzo wiedza co ze soba zrobic , jest to "plaga" wszystkich kurortów nadmorskich, podobnie partyworkerzy mogli by pracowac caly rok i nie tylko w sopocie w Gdańsku niestety ich nie spotkałam

    • 0 0

  • Bardzo fajnie- szkoda że tak dużo ludzi jest obojętnych

    ja dzś widziałam człowieka leżącego pod kościołem w słońcu i w pierwszej chwili myślałam że zasłabł- nikt nie zwracał najmniejszej uwagi... jak chciałam do niego podejść to zobaczyłam że wszystko ok. tylko sobie śpi pijaczek... ale gdyby zasłabł i faktycznie potrzebował pomocy? Czy byłam jedyną która zareagowała? Taki jest Gdańsk- serce bo stare miasto... turyści i znieczulica
    A jedna historia to mnie zadziwiła... dlaczego te "ładnie ubrane" panie nie sprzedały pierścionków na bilet tylko na alkohol???!!!
    Policja skierowałaby je na pewno do odpowiedniej osoby która by pomogła, poza tym można zadzwonić do kogoś i powiadomić- jakaś taka absurdalna historia i jakoś w nią nie wierzę, albo te cizie miały pół mózgu na 2 głowy albo ściemniały

    • 0 0

  • Brawo Streetworkerzy

    Podziwiam Streetworkerów. Potrzeba naprawdę dużo odwagi i bardzo dobrego serca, żeby tak bezinteresownie nieść pomoc.
    Może spróbujcie też namówić do zmiany chłopaka, który zbiera na narkotyki (sam to powiedział) przy kasach skm w Sopocie. Bo szkoda chłopaka...a ja na przykład, jak wiele innych ludzi, nie mam pojęcia jak z nim rozmawiać (choć próbowałam).

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane