Na pomorskich placach i plażach "rządzą" niepodzielnie właściciele urządzeń lunaparkowych, zwanych
trampoliną - bungy tudzież
eurobungy. Na długich, giętkich linach chce poskakać każdy, niezależnie od wieku lub tuszy. Nie odstrasza nawet wysoka cena zabawy - pięć minut kosztuje około 10 złotych.
Trampolinowy zawrót głowy trwa, choć... obsługujący urządzenia z reguły nie mogą się wylegitymować na miejscu atestem potwierdzającym, że konstrukcja jest sprawna technicznie. Że nie stwarza zagrożenia dla bawiących się. A jeśli już mają certyfikat, to nierzadko w języku niemieckim lub angielskim...
Klienci trampoliny - bungy na Targu Węglowym raczej nie mają co liczyć, że jej właściciel udostępni im atest.
- Mamy wszystkie niezbędne dokumenty, które pozwalają nam prowadzić działalność - przekonywała
Aleksandra Moćko, współwłaścicielka lunaparkowego urządzenia na Targu Węglowym.
- Mój mąż ma je zawsze przy sobie. Tylko nie ma go teraz w Gdańsku, ale powinien niedługo przyjechać. Skakać mogą dzieci od trzech lat, ważące powyżej 10 kilogramów.Atestu potwierdzającego stan techniczny i bezpieczeństwo użytkowania nie miała też na miejscu obsługa urządzenia przy ulicy Szerokiej w Gdańsku.
- Jeśli ktoś chce sprawdzić certyfikat, to jest on do wglądu w firmie Euro Service - wyjaśnił
Daniel Dargacz, obsługujący trampolinę
- bungy przy ulicy Szerokiej. - Urządzenie jest szwajcarskie i bezpieczne. Skakać mogą osoby od lat sześciu, ważące nie więcej niż 90 kilogramów. Mocujemy delikwenta za pomocą pasów do liny i bawi się na całego. Nie słyszałem o jakichś wypadkach na trampolinie - bungy.
Sprawdziliśmy. Urządzenie przy ul. Szerokiej rzeczywiście ma ważny atest, spisany po polsku. Tylko dlaczego dostępny w firmie, a nie na miejscu? Klienci lunaparkowego urządzenia przed gdyńskim Gemini też nie mają szans, by przed skokami ujrzeć certyfikat potwierdzający, że jest ono bezpieczne.
- Właściciel konstrukcji po naszej interwencji obiecał, że przywiezie ten dokument - poinformował nas Janusz Witek, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Gdyni.
Dlaczego właściciele trampolin - bungy tak skrzętnie skrywają atesty? Zdaniem Henryka Sączyńskiego, biegłego rzeczoznawcy urządzeń rozrywkowych, większość działających na Wybrzeżu tego typu konstrukcji jest nieprawidłowo eksploatowana i stwarza poważne zagrożenie dla osób z nich korzystających.
- Osoby zatrudnione do ich obsługi winny być odpowiedzialne i przeszkolone - informował
Henryk Sączyński.
- Na trampolinie - bungy nie mogą bawić się dzieci poniżej szóstego roku życia. Poza tym właściciel urządzenia ma obowiązek dokonywania jego bieżących napraw.Powinien mieć też ważny atest stanu technicznego i bezpieczeństwa użytkowania, który wydaje biegły rzeczoznawca.
- Musi być on sporządzony w języku polskim - powiedział
Witold Dąbrowski, dyrektor Urzędu Dozoru Technicznego w Gdańsku.
- Zawierać informację, że urządzenie jest sprawne technicznie i spełnia warunki bezpiecznej eksploatacji.Do kontroli lunaparkowych, rozrywkowych konstrukcji przygotowuje się Inspekcja Handlowa w Gdańsku.
- Właściciel trampoliny - bungy powinien na miejscu udostępnić klientowi, jeśli ten o to poprosi, certyfikat bezpieczeństwa użytkowania technicznego urządzenia rozrywkowego - powiedział
Waldemar Kołodziejczyk, rzecznik Inspekcji Handlowej w Gdańsku.
- Dotyczy to również konstrukcji lunaparkowych. Nawet zwyczajnych zabawek. One też muszą mieć atest. Sprawdzimy, jak wygląda sytuacja w regionie. Właścicielom działającym nielegalnie, nieprzestrzegającym norm w zakresie eksploatacji eurobungy grozi grzywna do pięciu tysięcy złotych.Akcję zapowiada też Straż Miejska w Gdańsku, która zamierza zbadać, czy działające m.in. na
Jarmarku św. Dominika konstrukcje są legalne.
- Ich właściciele przedłożyli nam wszelkie wymagane dokumenty - powiedziała
Iwona Juszkiewicz z Międzynarodowych Targów Gdańskich SA, organizatora jarmarku.
- Także te, dotyczące stanu technicznego. Nie mieliśmy zastrzeżeń