Tajemniczą przesyłkę z Oldenburga odebrała w poniedziałek sekretarka prezydenta Gdańska. Dostarczona przez firmę kurierską paczka zawierała... urnę z prochami Sabiny J., gdańszczanki zamieszkałej w Niemczech. Urna "przenocowała" w sekretariacie
Pawła Adamowicza, a następnego ranka trafiła do firmy pogrzebowej Zieleń, skąd miała ją odebrać rodzina zmarłej.
- To mogła być niezła bombka - mówi sekretarka prezydenta, która na chwilę przed zakończeniem pracy odebrała przesyłkę.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że trzymam urnę z prochami. Dopiero kiedy podniosłam mosiężną szkatułę nogi się pode mną ugięły. Na spodzie wygrawerowane było nazwisko zmarłej, data urodzin, śmierci i symbol krematorium.Prezydent Adamowicz był zaskoczony tą niecodzienną sytuacją. Coś takiego w magistracie zdarzyło się po raz pierwszy. Z "Głosem" podzielił się refleksją: -
To znak przemijania, "memento mori"...Urząd Miasta rocznie wydaje około 50 decyzji zezwalających na sprowadzenie zwłok bądź urny z prochami na koszt rodziny zmarłego, jeśli jej życzeniem jest pochówek na cmentarzu komunalnym w Gdańsku. Gdańscy urzędnicy tłumaczą pomyłkę Niemców tym, że nie sprawdzili oni dokładnie adresata, a zasugerowali się urzędową pieczątką w dokumentach i przesłali na Nowe Ogrody.
Anna Gwizdała, kierownik referatu utrzymania miasta poinformowała, że we wtorek rano urna trafiła w godniejsze - niż urząd - miejsce przechowywania prochów, do zakładu pogrzebowego PPU Zieleń. Rodzina zmarłej miała ją stamtąd odebrać. Urzędnicy ponieważ nie mogli skontaktowć się telefonicznie z adresatem wysłali telegram z wiadomością. "Głos" skontaktował się wczoraj z firmą Zieleń. Urna wciąż czekała na właścicieli.