- 1 56 mln zł kary dla wykonawcy T. Kaszubskiej (94 opinie)
- 2 Samolot z radarem lata nad Trójmiastem (111 opinii)
- 3 Ten punkt uratował wakacje 386 osobom (65 opinii)
- 4 16-latek spał na ławce. Miał 1,5 promila (47 opinii)
- 5 Auto blokuje chodnik? Pieszy ma wskazać (272 opinie)
- 6 On zadecyduje o losie twórcy Amber Gold (65 opinii)
Walka z kurem, czyli o gaszeniu ognia w Gdańsku
Gdańskie ladacznice w średniowieczu nie miały łatwego życia, gdyż gasić musiały nie tylko pożary męskich namiętności. Za to ci, którzy lubili podpalać, szybko mogli skończyć na szubienicy. Z kolei przedwojenni strażacy nie zawsze gasili wszystko i wszędzie. Oto historia gdańskiej straży pożarnej i pożarów.
Gdańszczanie jednak dzielnie starali się stawić czoło żywiołowi. Już w 1451 roku rajcy miejscy wydali zarządzenie, by w każdych dziesięciu domach działały tzw. "roty przeciwogniowe" pod dowództwem rotmistrza. Cztery lata później wyszło kolejne zarządzenie, mówiące, że dachy domów w Gdańsku mogą być pokrywane wyłącznie dachówką.
Mieszkańcy zobowiązani byli do trzymania w gotowości sprzętu gaśniczego: skórzanych wiader, drabin, lin, siekier czy bosaków. Na wieżach kościołów zawsze dyżurowali obserwatorzy, którzy wywieszaniem flag czy biciem w dzwony sygnalizowali, że na mieście "się pali". Do służby przeciwpożarowej obowiązkowo wprzęgano też łaziebników, tragarzy i... prostytutki. Trudniący się tymi zawodami musieli porzucać swoje zajęcia i natychmiast biec tam, gdzie się pali i czynnie uczestniczyć w akcjach gaśniczych.
Podpalenie dawnymi czasami uważano za bardzo srogie przestępstwo, a podpalaczy przeważnie karano śmiercią. W zapisach historycznych przetrwało kilku z nich, m.in. zbój Szymon Mattern (lub Materna)(o jego zbójeckich dokonaniach czytaj w artykule "Krwawi bracia na gdańskim gościńcu"), pewien złodziej, który podpalił Kościół Mariacki czy sługa Jana Heweliusza, który w 1679 roku, ponoć z zemsty, podpalił dom słynnego astronoma, puszczając z dymem obserwatorium i bogaty księgozbiór.
W XVII wieku urządzenie gaśnicze mieszczanie trzymali w Wielkiej Zbrojowni. Zachwycał się nim podróżnik z Włoch, który dokładnie opisał je w relacji z podróży do Gdańska w 1652 roku. "Jest tam również urządzenie z brązu na czterech kołach ustawione i przypominające wielką kadź. Napełnia się je wodą, w środku ma olbrzymią sikawkę albo rurę z brązu, która obraca się na wszystkie strony, wodę z siebie wyrzucając" pisał zachwycony działaniem pompy Włoch.
Zawodową straż pożarną w Gdańsku powołano jednak do życia dopiero 1 lipca 1859 roku. Wtedy to w mieście utworzono pięć zespołów strażackich. Dodatkowo kilku strażaków pracowało też na przedmieściach.
Wraz z rozwojem i rozbudową miasta zwiększała się też liczba zawodowych strażaków. O ile w pierwszych latach funkcjonowania straż kosztowała miejską kasę ok. 60 tys. marek, to pod koniec XIX wieku kwota ta wzrosła do ponad 200 tysięcy.
W czasach Wolnego Miasta Gdańska w mieście istniały trzy duże strażnice - na Głównym Mieście przy ul. Ogarnej 1 (dawny Dwór Miejski, dziś Dom Harcerza), przy ul. Sosnowej 2 (także dziś siedziba strażaków) oraz przy obecnej ul. Kasztanowej w Nowym Porcie (mniej więcej w tym miejscu stoi dziś komisariat policji).
Przedwojenni gdańszczanie wiedzieli, że od ognia należy się obowiązkowo ubezpieczyć. Tym, którzy polisy nie posiadali, straż pożarna wystawiała słone rachunki za akcje gaśnicze. A w przypadku pożaru parceli, która nie miała właściciela, gdy ogień nie zagrażał innym budynkom, strażacy tylko pilnowali, by ogień się nie rozprzestrzeniał.
Największa i najpopularniejsza ubezpieczalnia "od ognia" mieściła się przy dzisiejszej ulicy Wały Jagiellońskie 36, gdzie dziś znajdziemy Prokuraturę Okręgową. Budynek ten ocalał z pożaru Gdańska w 1945 r., a tak to opisał Gunter Grass w Blaszanym Bębenku: "Tylko budynek Zachodniopruskiego Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia z czysto symbolicznych względów nie chciał spłonąć."
Ćwierć wieku później gmach ten miał mniej szczęścia, bo - już jako siedziba KW PZPR - został podpalony i częściowo spłonął w grudniu 1970 roku.
Wiosną 1945 roku szalejących pożarów nikt nie próbował nawet gasić. Wśród wielu wspomnień z tego okresu jest także to, w którym pojawia się fragment o straży pożarnej. Pisał o tym w niepublikowanych wspomnieniach Stefan Piskorski, który wraz z rodziną przybył do Gdańska na początku kwietnia 1945 roku. "Wśród zniszczonego i porzuconego na ul. Grunwaldzkiej sprzętu wojskowego czy samochodów, szczególną uwagę przyciągał straszliwie postrzelany samochód strażacki, stojący na wysokości Willi Uphagena. Ledwo się można było domyślić, że auto to było kiedyś czerwone".
Do zniszczonego miasta już na początku kwietnia przybyli też pierwsi zawodowi strażacy. Jako pierwsza w Trójmieście służbę rozpoczęła 23-osobowa grupa pożarników z Piotrkowa Trybunalskiego. W latach powojennych stopniowo tworzono kolejne strażnice. Obecnie na terenie miasta znajduje się pięć jednostek ratowniczo-gaśniczych.
Pierwszą, ochotniczą straż pożarną na terenie Gdyni powołano do życia w 1912 roku w majątku rolnym Grabowo. Druhowie ochotnicy mieli do dyspozycji wóz konny i ręczne sikawki. Zawodowa straż pożarna powstała w Gdyni w październiku 1933 roku.
Jednostka straży znajdowała się przy ul. Władysława IV. W 1937 roku gdyńskich strażaków uznano za najlepiej wyszkolonych w Polsce. Oprócz nowoczesnych samochodów gaśniczych FIAT, strażacy z gdyńskiego portu mieli też najdłuższą w Polsce drabinę - 45 metrów. Jako pierwsi wykorzystywali też radiostacje. W 1939 roku gdyńscy strażacy aktywnie uczestniczyli w obronie miasta, za co zostali wysiedleni lub trafili do niewoli. Po wojnie, W kwietniu 1945 roku, działalność straży reaktywował Leon Korzenkwajec, przedwojenny komendant straży pożarnej.
Przygotowując tekst, korzystałem m.in. z "Bedekera Gdańskiego" Jerzego Sampa oraz materiałów Komendy Miejskiej PSP w Gdańsku.
- Marek Gotardm.gotard@trojmiasto.pl
Opinie (57) 4 zablokowane
-
2010-09-13 15:32
Patrzcie jakie przy Wałach Jagiellońskich były śliczne budynki (2)
Dlaczego odbudowa tak bardzo przeszkadzała komuś?
- 4 0
-
2010-09-13 18:37
(1)
No, dzisiaj by stały gdzieś na środku torowiska tramwajowego.
- 0 0
-
2010-09-14 14:25
Nie powiedziałem, że odbudowany budynek musi być idealnie w tym samym miejscu
Może być ciut obok. Budynek banku przy Bramie Wyżynnej nie jest na torach. Więc był tam cały czas. Po przeciwnej stronie Bramy był nie mniej śliczny obiekt. Komu przeszkadzał?
- 0 0
-
2010-09-13 18:55
gallux staruchu
coś na pamięć zacznij brać...
...i gomólkę wy....oli
i rząd zmieni.
A refren pamietasz ?
Mamy wieli i niewiele
bo w sam raz
Mamy czołgi , transportery mamy gaz
Mamy strzelby , mamy pałki
Mamy takze i zapałki
Ale zawsze kolorowo jest wsród nas
Może Vita Buerlecitin ci POmoże ? :)- 4 0
-
2010-09-13 20:34
Zadziwiające.
Niektóre "panie,które lubią sport w dziedzinie ugaszania męskich pożarów" można i teraz zagonić do gaszenia ognia.Ciekawe czy też byłyby takie szybkie.
- 1 1
-
2010-09-13 20:53
kolejny dobry tekst
ciekawy arytykuł,a,że może pomyłka w ulicach to brawo za spostrzegawczość czytającego ja nie poznałam,gyż miałam tylko dwa latka,do kolejnego tekstu.
- 1 0
-
2010-09-13 21:25
Niestety w spalaniu Gdnska obok sowietów mieli swój udział tez i szwaby wszak był to Gdanski Rejon Umocniony.
Broniony do końca gdyz trwła ewakucja szwabskich armii przez porty i uciekinierów.Dospalenia Gdańska tez swoj wkald mieli angole i amerykani eltorzy przed wejsciem sowietów bombardowali miasto bombami fosforowymi i burzacymi
- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.