• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Z dziećmi w Himalajach? Czemu nie! Kolosy od piątku w Gdynia Arena

Borys Kossakowski
10 marca 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
Trekking z dziećmi jest możliwy nawet w Himalajach. Trekking z dziećmi jest możliwy nawet w Himalajach.

Kiedyś chciałem zobaczyć wszystko, każdy kamień, odwiedzić wszystkie ruiny. Teraz wiem, że podróżowanie to nie zaliczanie. Indie uczą pokory. To nie ty zmienisz Indie, ale Indie zmienią ciebie - mówi Sebastian Domżalski, który wraz żoną i trójką dzieci spędził pięć lat w Indiach. Spotkanie z rodziną Domżalskich już w piątek na Kolosach w Gdynia Arena ok godz. 12.



Podczas jednej z wypraw w głąb kraju na placu zabaw Janka zderzyła się z huśtawką i uszkodziła czoło. Trzeba było szyć, ale jak zobaczyliśmy miejscowy szpital... Natychmiast wróciliśmy do Delhi

Pięć lat w Indiach z dziećmi? Brzmi jak fikcja literacka.

Tak się zdarzyło, że oboje z moją żoną dostaliśmy propozycję pracy w New Delhi. Co ciekawe, byłem już w Indiach wcześniej i tamten pobyt był traumatyczny. Gorąco, wilgotno, wszyscy ode mnie coś chcieli, miałem niski budżet, a do tego złapało mnie zatrucie tak mocne, że dwóch dni w ogóle nie pamiętam. Nie chciałem tam wracać.

Kolosy w pigułce. Co, gdzie, kiedy?

A jednak pojechaliście, i to z synem.

A w Indiach urodziły nam się dwie córki. Oczywiście baliśmy się warunków higienicznych, zagrożeń chorobami tropikalnymi. Na szczęście w południowym Delhi mieliśmy zabezpieczoną dobrą opiekę. W Indiach pracuje wielu lekarzy światowej klasy.

Dla przeciętnego Kowalskiego wyjazd do Indii z jednym dzieckiem na wakacje to pomysł szalony. A wy - pięć lat z trójką dzieci.

Dla przeciętnego Hindusa to nic nadzwyczajnego - mieszkać w Indiach. A warto wziąć pod uwagę, że przeciętnych Hindusów mieszka w Indiach 1,2 miliarda! To jedna szósta ludzi na świecie.

Czy pojechał(a)byś w Himalaje z dziećmi?

Rodzi się pytanie: kto wyznacza "normę"? Przeciętni Kowalscy czy przeciętni Hindusi? A jednak przeciętny Kowalski zapyta: nie baliście się?

Moja żona, Marysia, zawsze powtarza, że każdy mierzy niebezpieczeństwo miarą własnego strachu. My byliśmy dobrze przygotowani. Mieliśmy bezpieczną oazę w postaci naszego domu i nigdy nie jechaliśmy w ciemno. Czasem najpierw sam jechałem na rekonesans, a później wracaliśmy z rodziną. Oczywiście przygody nas nie ominęły. Podczas jednej z wypraw w głąb kraju na placu zabaw Janka zderzyła się z huśtawką i uszkodziła czoło. Trzeba było szyć, ale jak zobaczyliśmy miejscowy szpital... Natychmiast wróciliśmy do Delhi, ale było już za późno na interwencję. Blizna będzie, ale co zrobić. Pewne ryzyko zawsze jest.

Podróże to zawsze ryzyko. Pytanie - jak duże chcesz podjąć.



A choroby tropikalne?

Na te, które się dało, zaszczepiliśmy się. Ale na wiele nie mogliśmy zaszczepić dzieci. Któregoś dnia Michaś wrócił do domu z brzydką wysypką i opuchlizną. Nie wiadomo: pasożyt czy bakteria. Baliśmy się, ale okazało się, że pogryzł go jakiś żuk i nastąpiła reakcja alergiczna. Lekarz przepisał nam środki i pomogło. Drastycznych historii nie było (śmiech).

Jak radziliście sobie z kuchnią?

Pikantna, hinduska kuchnia to nasz największy problem na wyjazdach. Janka, która się urodziła w New Dehli, trochę lepiej sobie z tym radziła. Ale urodzony w Polsce Michaś niektórych rzeczy w ogóle nie tykał. Często szukaliśmy "wymarzonej" włoskiej restauracji. Wiadomo, dzieci lubią makaron i pizzę. Problem w tym, że szukaliśmy w złym kraju (śmiech). Odwiedziliśmy wiele różnych restauracji z europejskimi daniami. Jednak w Indiach niewiele osób ma pojęcie o takiej kuchni. Za spaghetti czasem robił rozgotowany makaron z keczupem. I oczywiście wszędzie mnóstwo chilli. Nawet, gdy upewnialiśmy się, że coś ma być łagodne, często kończyło się inaczej.

Głodne dzieci to złe dzieci.

Dlatego braliśmy często jedzenie ze sobą. Sprowadzaliśmy z Polski słoiczki, kaszki, przetwory, których w Indiach nie ma w ogóle. Paradoksalnie najprościej podróżuje się z najmniejszymi dzieciakami, które karmione są piersią. Najtrudniejsze były górskie wyjazdy, np. na trekking w Himalaje. W Indiach na szczęście bez trudu można wynająć tragarzy lub konie juczne na bagaż. A my nosiliśmy dzieci w chustach i nosidełkach. Udało nam się z nimi zdobyć nawet szczyt na wysokości ok. 3500 metrów, w okolicach Kanczendzongi.

Nie pogubiliście nigdy dzieci? To chyba największy koszmar rodziców.

W Indiach była pełna kontrola. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Zwłaszcza w miastach - trzeba uważać żeby dziecko nie dotknęło gołych przewodów elektrycznych, odchodów na ulicach, gorących patelni. Oswoiliśmy Indie. Staraliśmy się zminimalizować ryzyko. Później towarzyszyło nam myślenie, że jak poradziliśmy sobie w Indiach, to już wszędzie sobie poradzimy. To się zemściło. Kiedyś wybraliśmy się do Arabii Saudyjskiej. Po wylądowaniu okazało się, że samochód, który wynajęliśmy, czeka na nas na innym terminalu, oddalonym o 45 minut drogi. A dzieci to nie obchodzi - chcą jeść i spać. W końcu zasnęły nam... na wózkach bagażowych.

Podróżując z dziećmi trzeba sobie jasno powiedzieć, że wszystkiego się nie zobaczy, nie zwiedzi.

Dlatego w niektóre miejsca jeździliśmy bez nich. Tak było w przypadku wizyty na święcie religijnym Kumbh Mela, gdzie zbiera się 30 milionów ludzi. To tłum nie do opisania. Byłoby bardzo trudno upilnować dzieci w takich warunkach.

W krajach europejskich jest sporo atrakcji dla dzieci. Place zabaw, aquaparki. Domyślam się, że w Indiach tego może nie być.

Nie ma placów zabaw. Ale są inne atrakcje. Niezwykle bogata kultura, festiwale, ludzie. Oczywiście ocean i plaże, choć tu trzeba wybierać bardzo ostrożnie, bo w zasadzie większość linii brzegowej w Indiach to jedna wielka toaleta publiczna. Z drugiej strony - są atrakcje, które pozornie nie nadają się dla dzieci, a okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Z sześciotygodniową córką pojechaliśmy na wizytę do świątyni szczurów. Wycieczka się udała, co więcej, wśród tysięcy szarych myszy (tak naprawdę żyją tam myszy, nie szczury) udało nam się zobaczyć białą. A to przynosi szczęście.

Czego nauczyło cię podróżowanie z dziećmi?

Pokory. Kiedyś chciałem zobaczyć wszystko, każdy kamień, odwiedzić wszystkie ruiny. Teraz wiem, że podróżowanie to nie zaliczanie. Indie uczą pokory. To nie ty zmienisz Indie, ale Indie zmienią ciebie. Wiele można chcieć, ale rzeczywistość weryfikuje twoje plany. Trzeba się pogodzić z losem. Myślę, że w Indiach każdy znajdzie coś dla siebie, ale zupełnie coś innego niż się spodziewał. Na tym polega piękno podróży.

Wydarzenia

Kolosy - 17. Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów (46 opinii)

(46 opinii)
spotkanie, zlot, pokaz

Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów - Kolosy (62 opinie)

(62 opinie)
spotkanie, zlot, pokaz

Miejsca

Zobacz także

Opinie (97) 1 zablokowana

  • (3)

    A ja po prostu lubię takich ludzi, obieżyświatów, podróżników czy po prostu zwykłych trampów, którzy dzielą się tym co przeżyli, sam przecież nie wszędzie dam radę pojechać bo życie za krótkie.

    • 4 1

    • To biurokrata, akurat wypadlo, ze trafil na placowke w dehli (2)

      Zaden z niego obiezyswiat, zwykly urzedas

      • 8 2

      • (1)

        człowieku , czy to takie ważne kim on jest? Ważne że dzięki takim jak on mogę zobaczyć trochę świata, choćby tylko wirtualnie. Do Indii raczej się już nie wybiorę, a tacy ludzie pozwalają mi trochę lepiej te Indie poznać.

        • 1 2

        • Street view? Masz obraz życia codziennego z całego świata. Takie samo wirtualne zwiedzanie kamerą googli jak aparatem

          amatora podróżnika.

          • 2 1

  • Podróżnik powiadacie? (1)

    Kpina... Ot rezydent, który jeździł na wycieczki fakultatywne.

    • 8 5

    • W sumie fakt, troche wiocha.

      Nie mówię o samym fakcie bycia tam i zrobieniu reportażu ale o robieniu z siebie kolosa w tym konkretnym przypadku. I żeby nie było, że jestem zawistny. Wyrażam jedynie swoją opinię. Jeden woli być wolnym ptakiem inny woli zapewnić swojej rodzinie przede wszystkim solidne fundamenty w postaci domu, zabezpieczenia bieżących potrzeb w tym rozmaitych zachcianek a podróże odstawia na drugi plan. Są one zazwyczaj krótsze, mniej obszerne tematycznie /np. narty, góry, ciekawe pojedyncze miejsca etc/ ale wystarczające, żeby na chwilę uciec od obowiązków życia codziennego:-) Kto co lubi? I mimo, że na to wszystko bardzo ciężko pracuję nigdy nie nazwałbym siebie kolosem, herosem czy też innym tytanem codzienności.

      • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane