• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Za bycie Polką dostawała w twarz

wysłuchał Jakub Gilewicz
3 stycznia 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Wspomnienia przedwojennych Polaków z Gdańska
Alicja (pierwsza od lewej) z koleżankami przed zabudowaniami przy ul. Niemojewskiego. Zdjęcie z 1940. Alicja (pierwsza od lewej) z koleżankami przed zabudowaniami przy ul. Niemojewskiego. Zdjęcie z 1940.

- Przyszło dwóch w skórzanych płaszczach. Zapytali brata, jak się nazywa. Odpowiedział, a jeden go trzasnął. Za chwilę to samo. Widać było, że wiedzą. Brat musiał się przyznać. Niemcy wzięli go do więzienia - opowiada Alicja Zagromska-Liszewska. W cyklu Trójmiejskie opowieści wspomnieniami dzieli się emerytowana lekarka, która m.in. podczas okupacji mieszkała w Gdyni.



Jechał rowerem od strony Obłuża. A my - jak to dziewczynki - bawiłyśmy się w ogródku przy Niemojewskiego zobacz na mapie Gdyni. Ja i koleżanka Ludka. Kolejarz zatrzymał się, zostawił rower przy płocie i otworzył furtkę. Nie zauważyłyśmy go. A on podszedł i wytrzaskał nas po twarzach. Po czym wyszedł, wsiadł na rower i odjechał. Wytrzaskał, bo rozmawiałyśmy po polsku.

Kiedy indziej stałam w kolejce do taniej jatki na Grabówku. A to trwało... Rozmawiałam wtedy po polsku z dziewczynką, która też czekała. A tu nagle wysoki młodzieniec, który stał dalej, trzask jedną i trzask drugą, po czym wrócił na swoje miejsce. Stał dalej, i my też. Tego młodzieńca, to jeszcze po wojnie widziałam.

I trzeci raz. W szkole uczyłam się w klasie dla polskich dzieci. Zdarzyło się, że nauczycielka wysłała mnie do apteki po drugiej stronie ulicy. A że wtedy nie dawali siatek, wracając miałam zajęte obie ręce. Weszłam do szkolnego korytarza, którym akurat szedł nauczyciel, co prowadził lekcje dla Niemców, Volksdeutschów i Eingedeutschów.

Nie pozdrowiłam go. Bo po pierwsze ręce miałam zajęte, a po drugie hańba, żebym uniosła rękę i powiedziała Heil Hitler! Więc wykorzystałam to, że niosłam zakupy z apteki. Jak mnie trzasnął w twarz, z jednej strony, i z drugiej, to aż się zatrzęsłam. I poszedł dalej, a ja wróciłam do klasy.

Niemki z nocnikami i mężczyźni w czarnych płaszczach

Kiedy na Niemojewskiego zobacz na mapie Gdańska pojawili się Niemcy, to Oksywie jeszcze polskie było. Mamę, mnie - siedmioletnią dziewczynkę i starszych braci zabrano w jakieś miejsce. Ojca od lat nie było - w 1933 roku jako kolejarz pojechał na wschodnie rubieże Polski i wszelki ślad po nim zaginął.

Wtedy, we wrześniu 1939, Niemcy zabrali mężczyzn, a nas później wypuścili. Braciom kazano iść do stallagu w Gross-Born. Bo Jasiu był kosynierem gdyńskim, choć krótko. Siedział z innymi w lasach. A że kos nie było dla wszystkich, mieli siekiery i inne przedmioty.

W każdym razie 19-letniego Jasia i rok starszego Henia Niemcy zabrali do stallagu. Mężczyźni poruszali się pieszo, a po drodze stały Niemki z nocnikami i wylewały ich zawartość na Polaków.

  • Jan, młodszy brat Alicji, pracował w czasie wojny między innymi u bauera w Tolkmicku.
  • Henryk, starszy brat Alicji, po ucieczce ze stalagu trafił do Berlina, gdzie pod fałszywym nazwiskiem pracował jako zdun.
Obaj zresztą z tego stalagu uciekli. Tyle że każdy osobno. Henio przyjął nazwisko znajomych z Mławy, bo nasza rodzina to pochodzi z pobliskiego Iłowa. Odtąd Henio nazywał się Theo Radzanowski. I zawędrował aż do... Berlina, gdzie później wraz z Czechem pracował jako zdun.

Jasiu z kolei przyjął nazwisko Sobczak. Najpierw pracował u bauera w Tolkmicku, a później w gdyńskim Kriegsmarinearsenal. Kiedy pewnego razu szedł 10 Lutego zobacz na mapie Gdańska, zobaczył mężczyznę w czarnym mundurze. To był jeden z tych, co we wrześniu 1939 roku siedzieli w lesie. Byli nawet umówieni, że w razie śmierci jednego, drugi powiadomi bliskich.

- Wiesz, jestem na froncie wschodnim, ale nawet mi się to podoba - powiedział wprost Jasiowi i spojrzał na swoje epolety. Choć mógł, to jednak nie zadenuncjował mojego brata.
Ktoś jednak i tak go wydał. Pamiętam tamten wieczór. Paliła się karbidówka. I w pewnym momencie przyszło dwóch w skórzanych płaszczach.

- Jak się nazywasz?
- Johann Sobczak.
Mężczyzna trzasnął brata w twarz.

- Jak się nazywasz?
- Johann Sobczak.
A on go jeszcze raz. Widać było, że wiedzą. Brat musiał się przyznać. I wzięli go do więzienia w Koronowie - to jest koło Bydgoszczy. Wiedziałam, że tam, bo przyszła od niego świąteczna kartka. A kiedy zbliżał się front, Niemcy rozpuścili ich. Do Gdyni Jasio szedł pieszo. Strasznie odmroził sobie nogi. Ale doszedł.

Kartka wysłana przez brata Jana w 1944 r. z więzienia w Koronowie k. Bydgoszczy. Kartka wysłana przez brata Jana w 1944 r. z więzienia w Koronowie k. Bydgoszczy.

Matka do więzienia, córka do pracy jako niania

Mamę chcieli wciągnąć na Volkslistę. Miała dwóch synów, którzy nadawali się do wojska, siostrę w Niemczech, a do tego dobrze mówiła po niemiecku. Namawiali, namawiali. A mama: nie i nie. Razu pewnego zorientowali się, że mama nie zapisała mnie do niemieckiej szkoły. Odtąd musiałam już chodzić.

A mama przez pierwszy okres wojny pracowała jako kucharka, na Obłużu lub na Oksywiu. Pamiętam, jak kładłam na płocie przygotowaną wcześniej kanapkę dla francuskich jeńców. Niemcy nie raz prowadzili ich obok naszego domu. Wiem też, że mama przemycała melasę. Na co dzień było biednie, a ona chciała zrobić piernik na święta. Razu pewnego mamę ktoś podkablował.

Przyszli, kazali pokazać coś w pokoju, bo my tylko pokój i kuchnię miałyśmy, po czym zabrali mamę. Zajęło się nią Gestapo na Kamiennej Górze. Po wojnie ktoś ze znajomych musiał porządkować gestapowski budynek i natrafił na fotografie mamy. Bito ją. Trafiła do więzienia przy Kurkowej zobacz na mapie Gdańska. Dostała tam udaru mózgu, ale mimo to przeżyła.

Zdjęcia Elżbiety Zagromskiej po jej aresztowaniu przez Niemców. Fotografie wykonano w siedzibie gdyńskiego Gestapo. Zdjęcia Elżbiety Zagromskiej po jej aresztowaniu przez Niemców. Fotografie wykonano w siedzibie gdyńskiego Gestapo.
Mnie zabrano najpierw do domu starców, ale byłam tam krótko. Po czym trafiłam do Niemki Elly Lehmann, która mieszkała przy Adolf Hitler Straße, czyli przy dzisiejszej Świętojańskiej zobacz na mapie Gdyni. Na parterze budynku miała sklep - bławaty. Były tam głównie materiały. Na piętrze urzędowała ona i księgowy. Wyżej było duże mieszkanie, gdzie opiekowałam się córką Lehmann - małą Heidi.

Sklep należał kiedyś do frau Elly i jej męża. Niemcy zgładzili go jednak w Piaśnicy, po czym ona wyszła za subiekta, który u nich pracował, a mieszkał w Wejherowie. Widziałam kiedyś jego zdjęcie w mundurze.

Mieszkanie składało się z pięciu pokoi, a szósty to była służbówka. Do tego balkon, kuchnia, spiżarnia, ubikacja. Lehmann spędzała czas w biurze, a wieczorami chodziła do teatru. Miała też swojego adoratora. A moim obwiązkiem była opieka nad małą Heidi. Na spacery zabierałam ją na Świętojańską.

Budynek przy ul. Świętojańskiej 32, gdzie Alicja mieszkała od końca 1942 r. i opiekowała się małą Heidi. Fotografia pochodzi z 1940 r. Budynek przy ul. Świętojańskiej 32, gdzie Alicja mieszkała od końca 1942 r. i opiekowała się małą Heidi. Fotografia pochodzi z 1940 r.
Razu pewnego poszłyśmy do lasu na pobliskim wzniesieniu. Lehmann, Heidi i ja. I nagle ogłoszono alarm przeciwlotniczy.

Z beczek już zaczęła unosić się mgła, to znaczy zasłona dymna. Wracałyśmy obok jednej takiej beczki. Nie wiem, co było w tym dymie, ale widziałam, że po powrocie Lehmann zdejmowała przeżarte czymś pończochy.

Niemcy pilnowali też, żeby przestrzegać zaciemnienia. Któregoś wieczoru, kiedy Lehmann nie było w domu, usłyszałam dzwonek. Otworzyłam drzwi. Przyszło Schupo.

- W tym mieszkaniu włączone jest światło - powiedział policjant.
- Nic o tym nie wiem.
- Gdzie masz spiżarnię?
Wszedł i rzeczywiście wyłączył światło. Wypatrzył je pewnie z ulicy, bo spiżarnia miała niewielkie okno. Tak dbano wtedy o zaciemnienie. Pamiętam też, że jak nad Gdynię nadlatywały nocą samoloty, to zrzucały takie świece, że można było igłę znaleźć. Tak bywało jasno nad portem.

Nauka angielskiego i 32 skrzynie

Mimo że Lehmann miała sklep, to była skąpa. Pamiętam, jak dała mi dziecięcą sukienkę, aby służyła mi jako bluzka. Za to pozwalała mi chodzić do kościoła i do szkoły. Poza tym wysyłała mnie pociągiem do Wejherowa. Kiedyś dała mi kostkę masła dla szewca, a w zamian miałam przywieźć buty. Co by było jednak, gdyby znaleźli przy mnie, Polce, żywność?

W Wejherowie musiałam czekać na powrotny pociąg do Gdyni. Chodziłam wtedy czasami do szwagierki Lehmann. Wiedziała, że jestem Polką. Nie traktowała mnie źle, normalnie rozmawiała ze mną. I kiedy tak siedziałam, to ona razem z dziećmi - dziewczynką i chłopcem - przerabiała angielski. Tak, w czasie wojny się uczyli.

Zdjęcia Heidi, którą w czasie wojny opiekowała się Alicja. Zdjęcia Heidi, którą w czasie wojny opiekowała się Alicja.
A u Lehmann, któregoś ranka zauważyłam, że w jednym z pokoi zmieniły się meble. Pojawiły się takie byle jakie.

- Wysłałam ten pokój do Rostocku. Do kuzyna, bo on się będzie żenił - usłyszałam.
Któregoś wieczoru, kiedy Lehhmann nie było w domu, natknęłam się na spis. Była tam lista rzeczy, które umieściła w 32. skrzyni. Bo ona skrzynie wysyłała do Rostocku i Swinemünde.

- Popłyniesz ze mną - usłyszałam, kiedy front się już zbliżał.
Nie zareagowałam po jej myśli.

- Zobaczysz, co Rosjanie robią.
Wiedziałam już wtedy, że mama wróciła z więzienia do domu. Uciekłam więc do niej. Lehmann przysłała więc po mnie Schupo i zabrali mnie. Mama, która była po wylewie, dała znać sąsiadkom. Wprawdzie jedna była Reichsdeutsch, a druga Eingedeutsch, ale obie fajne baby. Przyszły do Lehhmann i powiedziały:

- Ona nigdzie z panią nie pojedzie. Ona wróci do matki.
Niemka posłuchała. Powiedziała jednak do mnie:

- Weźmiesz ze sobą tylko to, w czym przyszłaś.
A że stare buty dawno się zdarły, poszłam w butach, które mi wcześniej dała. Z końca wojny pamiętam również, że znalazł u nas schronienie więzień Stutthofu. Sąsiedzi dali od siebie ubrania, a pasiak zakopany został gdzieś w okolicy. A później przeprowadziłyśmy się z mamą do Chyloni do jednego pokoju. We wspólnym przedpokoju zostawiłam buty i zginęły.

Z Lehmann i Heidi nie wiem, co się stało. Wiem tylko, że miały wypłynąć statkiem z Gdyni. Natomiast brat przez przypadek dowiedział się, co stało się z Polakiem, który najpierw siedział z nim w lesie, a którego później spotkał ubranego w niemiecki mundur.

W Chyloni było biuro, które Rosjanie kazali mojemu bratu posprzątać. I wśród niemieckich papierów zauważył zawiadomienie zaadresowane do rodziców tego mężczyzny. Było napisane, że poległ na froncie wschodnim. Kosynier, a zginął za Hitlera.

A ja po wojnie zajmowałam się mamą. Zmarła na gruźlicę w 1953. W Nowy Rok.

Trójmiejskie opowieści to cykl, w którym mieszkańcy prezentują stare fotografie z terenu Gdańska, Gdyni i Sopotu oraz wspominają związane ze zdjęciami historie. Jeśli chciał(a)byś podzielić się swoimi opowieściami i fotografiami, napisz na adres j.gilewicz@trojmiasto.pl
wysłuchał Jakub Gilewicz

Opinie (321) ponad 10 zablokowanych

  • Błąd w artykule

    Witam,

    Link do miejscowości Iłowo jest niepoprawny, Iłowo w pobliżu Mławy to wieś położona w powiecie działdowskim:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/I%C5%82owo-Osada

    Natomiast link prowadzi do miejscowości w okolicach Sochaczewa.

    • 2 0

  • gdyby ta historia dotyczyła Żydówek

    obrażanych przez Polaków ,pisali by o tym w Washington Post. A była to pieprzona wojna o czym nie wie polityczna hołota

    • 6 2

  • Znam takiego mnie wyzywal od szkopow teraz słyszę że sam ma 2 paszport i jest Gut niemiec Janusz O z Dąbrówki malborskiej tacy najgorsi

    • 4 0

  • Młody narodowiec patriota

    I dziś Niemcy będą nam mówić co mamy robić i nas kontrolować.

    • 7 4

  • Niemcy nie mogli inaczej traktowac Polakow skoro Nazisci wmowili im, ze to Podludzie.

    Jaki los czekal Podludzii a wiec Slowian czyli Polakow to wiemy i mozna go strescic do 3 slow:,, wysiedlenie-exploatacja-exterminacja,,. I zeby bylo calkiem smiesznie to przeciez nie Nazisci wymyslili teorie Darwina, eugenike i rozmaite teorie rasowe a tylko je expoloatowali choc elita Nazistow w tym pan Hitler osobiscie nie wierzyli w naukowa poprawnosc tego pseudonaukowego belkotu wytworzonego przez Naukowcow z Anglii, USA, Canady, Szwecji na wiele lat przed narodzinami Nazizmu ale go expolatowali gdyz byl bardzo nosny politycznie i przypadal do gustu niemieckiemu MOTLOCHOWI , ktory w ten sposob leczyl swoje komplexy. No bo jak nie mogly sie podobac motlochowi slowa pana Hitlera, ktory byl doskonalym Aktorem, Mowca, Osoba bardzo inteligentna i blyskawicznie wyczuwajaca spoleczne oczekiwania,, ze ostatni Niemiec STAJENNY jest lepszy SORT ludzki niz pierwszy wsrod Slowian,,? No jak? A tak w duchu to pan Hitler mial bardzo zle zdanie o Czlowiekudoskonale znajac jego malosc i nedze oraz podatnosc na manipulacje to jednak majac CEL jakim byla rozprawa z grozba epidemii czerwonej zarazy i zdobycie przestrzeni zyciowej na wschodzie oraz exterminacja Podludzi umiejetnie wykorzystywal narod do realizacji swoich celow startegicznych.

    • 3 0

  • a w Polsce '' mały dyktator '' (1)

    zaczął dzielić ludzi na ''lepszy i gorszy sort '' TRZEBA go zatrzymać PÓKI JESZCZE MOŻNA

    • 1 5

    • Rudy dyktator

      • 0 0

  • Hitler dzielil ludzi na podludzi a maly wzrostem ktos uznajacy sie za polaka (1)

    dzieli polakow na "lepszy i gorszy sort", czyzby ktos nasladowal tego z wasikiem, a jesli tak to moze doprowadzic do wojny.

    • 4 6

    • sort

      Nie tylko sorty. Także kasty.

      • 2 0

  • tak było (1)

    Przynajmniej przeżyła Stalina - ście*wo podobne do hitlera.

    • 2 1

    • Jeden wart drugiego.

      • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane