- 1 Przyjdź zobaczyć wodowanie z historycznej pochylni (58 opinii)
- 2 Kontrola CBA w Urzędzie Miasta Gdyni (207 opinii)
- 3 Próbowali "odbić" przemyconą kokainę (88 opinii)
- 4 Barszcz Sosnowskiego kwitnie. Gdzie zgłosić? (77 opinii)
- 5 Chciał dać 700 zł łapówki drogówce (78 opinii)
- 6 Kumulacja prac na Jasieniu utrudni życie (75 opinii)
Zamienili kino na siłownię, więc sztangi się staczały. Historia powojennych kin w Gdyni
Tydzień temu opisaliśmy losy przedwojennych kin w Gdyni, teraz zaś zapraszamy na opowieść o obiektach, gdzie filmy wyświetlano po wojnie. To historia pełna wzlotów - bo Gdynia była pod tym względem wyjątkowa i na film wybrać można się było niemal w każdej dzielnicy - jak i upadków, bo wraz z nadejściem multipleksów większość gdyńskich kin po prostu zniknęła z mapy, zamieniając się w supermarkety, salony meblowe, ciucholandy czy nawet siłownie.
Część kin, które zapisały się złotymi głoskami w powojennej historii Gdyni powstała jeszcze przed wojną. Najstarszym z nich było kino Atlantic, które - pod różnymi nazwami, bo najpierw jako Lido, później, podczas wojny, jako Goten, następnie jako Wolność - działało od 1937 do 1990 roku.
Budynek przy ul. 3 Maja 28, w którym przez lata się mieściło, powstał w roku 1934. Mieściła się tam siedziba Galerii Morskiej, stworzonej przez malarza Mariana Mokwę.
- Kino zostało otwarte jako swoisty suplement przyciągający ludzi do galerii. Często zdarzało się, że zamożniejsi widzowie wychodzili z seansu z zakupionymi obrazami. Budynek posiadał nowoczesną wentylację, mieszkanie dla stróża i jego rodziny oraz mieszkanie dla kinooperatora. Ceny biletów były zaś przystępne, od 1 do 2,50 zł - opowiada Michał Miegoń z Muzeum Miasta Gdyni.
Jeszcze przed wojną obiekt został na dwa miesiące zamknięty po pożarze spowodowanym wadą komina. Wraz z wybuchem wojny okupanci zlikwidowali galerię, ale kino zostawili, przemianowali je tylko na Goten.
Nie chcieli Moskwy, wybrali Atlantic
Po wojnie nowe władze odebrały budynek Mokwie, a samo kino zyskało nową nazwę - Wolność. Sam repertuar, przynajmniej do czasu tzw. odwilży, niewiele miał jednak wspólnego z wolnością. Prezentowano tam tylko i wyłącznie filmy radzieckie, takie jak np. "Sekretarz Rejkomu".
- Chciano zresztą nadać kinu nazwę Moskwa lub Leningrad, jednak udało się przeforsować bardziej neutralną, czyli Atlantic, która funkcjonowało do początku roku 1990, czyli do zamknięcia obiektu - mówi Miegoń.
Po zamknięciu kina w budynku powstał... ciucholand, przerobiony później na supermarket. Obecnie w tym miejscu istnieje zaś klub muzyczny o znajomo brzmiącej nazwie Atlantic.
Kino ogrzewane piecem kaflowym
Co ciekawe, jeszcze przed wojną taką samą nazwę nosiło inne kino, mieszczące się w Chyloni, przy ul. Chylońskiej 44. Dość szybko zmieniono ją jednak na Lily. Podczas wojny przemianowano je na Kielauer-LichtSpiele, a po wojnie na Promień. I pod tą nazwą istniało do początku lat 90.
- Kino posiadało 140 miejsc. Ciekawostką jest to, że pomieszczenie było ogrzewane piecem kaflowym, co powodowało częsty zaduch - mówi Miegoń.
Po zamknięciu kina w budynku zaczęła działać restauracja, a później pojawił się tam m.in. bank.
Goplana i Fala - je pamiętać można też z lat 90.
O ile kino Promień pamiętają głównie starsi mieszkańcy zachodnich krańców Gdyni, to z pewnością nazwa Goplana znana jest znacznie większej liczbie mieszkańców Trójmiasta. Można przyjąć, że w okresie powojennym było to - obok Warszawy - najpopularniejsze gdyńskie kino.
Ono również powstało w 1937 roku, choć wówczas funkcjonowało jeszcze pod nazwą Polonia. Od początku prezentowało się imponująco, głównie dzięki widowni mogącej pomieścić 460 widzów. Mieściło się na rogu ul. Żeromskiego i skweru Kościuszki.
Co ciekawe, kino to było pierwszym w mieście obiektem, w którym pojawiły się numerowane miejsca na sali. W czasie II wojny światowej zmieniono jego nazwę na Apollo, a na początku lat 50. - na obowiązującą do momentu jego zamknięcia, czyli do października 1999 roku, Goplanę.
Inny stosunkowo znanym kinem - działającym zresztą aż do 2000 roku - była Fala, mieszcząca się na Grabówku, przy ul. Mireckiego 14.
Ten obiekt powstał w 1938 roku jako Zorza. Właścicielem kina był Gwidon Sokołowski, znany gdyński inżynier.
- Swój majątek, zarobiony częściowo za wielką wodą, zainwestował on w kino mające przynieść chlubę dopiero rozbudowującej się zachodniej części miasta. Do kina sprowadzono ze Stanów Zjednoczonych sprzęt nagłaśniający Philips. Kino cieszyło się popularnością, z racji bliskiego położenia dużych skupisk mieszkaniowych przy ul. Morskiej. Pierwszym wyświetlonym w nim filmem był "Dorożkarz nr 13" - mówi Miegoń.
Po likwidacji kina w budynku powstał magazyn.
36 lat z niewybuchem nad widownią
Najbardziej popularnym (i kultowym) kinem w powojennej Gdyni była jednak bez wątpienia Warszawa. Historię tego obiektu opisywaliśmy bardzo dokładnie kilka miesięcy temu, nie będziemy jej więc powtarzać.
Choć o jednej ciekawostce warto przypomnieć. 36 lat po wojnie, przy okazji remontu, odkryto, że nad widownią znajdował się zakleszczony w stropie sali pocisk. Przez wszystkie te lata blisko tysiąc osób zasiadających na widowni miało więc nad głowami niewybuch.
Warszawa, przed wojną, dosłownie przez kilka tygodni nosząca nazwę Gwiazda, a po wojnie przemianowana na Bałtyk, aby dopiero w bardziej współczesnych czasach zyskać swoją najbardziej znaną nazwę, była przez lata największym kinem w Gdyni.
Istniała do 2003 roku. Dziś w tym miejscu znajduje się sklep Biedronki.
Kina powstałe już za czasów PRL-u
- W okresie powojennym planowano, aby kina pojawiły się w każdej gdyńskiej dzielnicy. Nie do końca się to udało, adaptowano jednak część przestrzeni na działalność kinową. Przykładowo witomińskie kino Iskra mieściło się w remizie strażackiej. Przed każdym seansem proszono mieszkańców, aby przynosili własne krzesła, taborety lub miejsca do siedzenia - opowiada Miegoń.
Poza Iskrą po wojnie powstało też jednak kilka całkiem profesjonalnych i znanych kin.
Przykładem może być tu Grom na Oksywiu (wcześniej znane jako kino Mewa lub kino Klubowe). Ten obiekt został wybudowany w 1952 roku na zasypanym stawie wiejskim.
- Spowodowało to regularne zalewanie orkiestronu (pomieszczenie dla orkiestry) oraz pokoju suflera przez wody gruntowe. Kres tej sytuacji przyniosło dopiero zalanie orkiestronu kilkumetrową warstwą betonu - mówi Miegoń.
Mimo to Grom był bardzo popularnym kinem. W roku 1957 w kinie wyświetlono aż 475 seansów filmowych dla 235 tys. widzów, co czyni to kino gdyńskim rekordzistą w tamtym okresie.
Niedaleko Iskry - bo na Obłużu, przy ul. Bosmańskiej 127, od 1953 do 1993 roku istniało kino Marynarz. Jego widownia mieściła 300 miejsc. Była też - nawet jak na standardy tego typu obiektów - dość mocno pochylona, co najbardziej widoczne stało się już po zamknięciu obiektu.
- W budynku po kinie Marynarz rozpoczęła działalność siłownia Samson. Słynęła ona z tego, iż kulturyści, którzy odkładali na ziemię sztangi lub hantle mogli ich już nie podnieść... gdyż pochyła podłoga powodowała, iż staczały się one w dół sali - opowiada Miegoń.
Milicyjna Mimoza i strażacka Iskra
- Najbardziej tajemniczym z gdyńskich kin z perspektywy historycznej była Mimoza, mieszcząca się przy ul. Portowej 15, w budynku obecnej Komendy Miejskiej Policji. Brak jest fotografii, nieliczne są wspomnienia. Sala, choć oferowała seanse dla mieszkańców, służyła głównie spotkaniom milicji. Legenda miejska głosiła, iż seanse były ściśle dokumentowane przez milicję, sprawdzano, kto na nie chadzał, dlatego kino omijano - mówi Miegoń.
Nie tylko milicjanci mieli swoje kino, podobnym obiektem dysponowali też strażacy. Mowa o istniejącej od 1968 do 1979 roku i wspomnianej już powyżej Iskrze. Mieściła się ona w remizie strażackiej na Witominie. Po zamknięciu kina w budynku tym mieścił się magazyn Społem, a w 1987 roku cały budynek rozebrano.
W podobnym okresie (1969-1980) istniało też kino Jagienka (nomen omen swoją karierę rozpoczęło od seansu "Krzyżaków"). Mieściło ono tylko około stu widzów i znajdowało się w dawnym domu kultury przy ul. Łowickiej 51 na Małym Kacku.
Multipleks zamordował mniejsze kina, sam jednak też jest już przeszłością
Schyłek Gdyńskich kin przyszedł wraz z erą multipleksów i powstaniem w Gdyni multikina Silver Screen (później Multikino) na skwerze Kościuszki. I ono jednak nie przetrwało próby czasu i dziś nie ma po nim śladu.
Warto jednak pamiętać, że poziom starych kin w latach 90. zdecydowanie odstawał od współczesnych standardów, co niewątpliwie również miało wpływ na ich stopniowe znikanie.
- Sam byłem świadkiem sytuacji, gdy seans filmu "Tańcząc w Ciemnościach" Larsa Von Triera w kinie Fala na Grabówku rozpoczął się od ujęć z połowy filmu, nie zaś od początku. Były to jednak uroki, które stanowiły o klimacie niewielkich kin. W nieistniejącym już chylońskim kinie Promień, w trakcie seansu zimową porą, dozorczyni wkraczała na salę z wiadrem z węglem oraz szuflą i bezlitośnie hałasując dokładała węgiel do pieca, zakłócając zarazem seans. Były to wrażenia, których nie gwarantują dzisiejsze multipleksy. Kina pełniły też rolę czynnika integrującego mieszkańców dzielnic, o filmach się dyskutowało, po seansach się spotykało w domach czy w lokalach, a dzieciaki z podwórek wdrażały nowe zabawy w "gwiezdne wojny" czy "wejście smoka" - kończy Miegoń.
I dlatego też, o starych kinach warto pamiętać. Warto też - choćby pobieżnie - przypominać co jakiś czas ich historię.
Opinie wybrane
-
2022-09-18 19:57
(2)
Za ten niestandardowy seans Tańcząc w ciemnościach był odpowiedzialny mój kolega, który na studiach przez jakieś czas dorabiał w Fali jako operator projektora. Z tego co mi wiadomo, nie była to jedyna taka sytuacja. :) W sumie fajnie, że jeszcze ktoś to pamięta, bo to już były te czasy kiedy seanse w Fali były regularnie odwoływane z powodu braku
Za ten niestandardowy seans Tańcząc w ciemnościach był odpowiedzialny mój kolega, który na studiach przez jakieś czas dorabiał w Fali jako operator projektora. Z tego co mi wiadomo, nie była to jedyna taka sytuacja. :) W sumie fajnie, że jeszcze ktoś to pamięta, bo to już były te czasy kiedy seanse w Fali były regularnie odwoływane z powodu braku wystarczającej liczby chętnych. Sporo filmów tam widziałem w towarzystwie mikrej garstki osób, ale zdarzało się i zasuwać z powrotem do domu z kwitkiem bo nie udało się zgromadzić magicznej liczby bodaj trzech widzów.
- 21 0
-
2022-09-19 13:21
Pewnie wszystkiemu winne byly szpule
W poznych latach 90tych /2000 grano filmy, ktorych kopie byly dostarczane tradycyjnie- na kilku szpulach
( dopiero pozniej weszly dyski).
A ze w tamtych czasach kina pozyczaly sobie filmy, z innego, wiekszego, ktore gralo cos ciekawego, innego to wiem z autopsji.
U nas w "Warszawie", na seanse tzw. nocne pt- sb- nd,W poznych latach 90tych /2000 grano filmy, ktorych kopie byly dostarczane tradycyjnie- na kilku szpulach
( dopiero pozniej weszly dyski).
A ze w tamtych czasach kina pozyczaly sobie filmy, z innego, wiekszego, ktore gralo cos ciekawego, innego to wiem z autopsji.
U nas w "Warszawie", na seanse tzw. nocne pt- sb- nd, gralismy zawsze cos co dzis mozna nazwac alternatwa, albo nawet juz teraz to klasyka alternatywy. A takie filmy grano na 1 kopie np w Kameralnym czy Neptunie.
Trzeba bylo jechac autem do GDN, brac szpule i na szybkosci wracac do Gdyni na seans.
Wymienilaismy sie tez z kinem Polonia i Baltykiem, kinem w Wejherowie czy Wrzeszczu, czasami w okresie letnim w Jastarni grali cos pozyczonego od nas... a i Fala tez do nas przyjezdzala, moze Trier byl od nas.
Wiec jesli opis jednej ze szpul byl zly, albo nie poukladane / nie ponumerowane np. w kolejnosci to Operator mogl zle skleic te czesci i finalnie film szedl od srodka czy 1/3.
Dlatego tez filmy czasami w pewnej chwili "skakaly", czego dzis juz nie ma, a to bylo przejscie z kolejna szpule...
Pamietam dobrze ten stres ze zaraz seans, a szpule nadal w drodze... :)
A Pan L. Operator w gotowosci juz czekal przy wejsciu na przechwycenie torby i bieg do operatorki ;)- 2 0
-
2022-09-19 09:54
nie wiem jaki był limit, ale kiedyś oglądaliśmy w Promieniu film Pantarej w cztery osoby
nie wytrzymalismy do końca, więc nie wiem czy po naszym wyjściu przerwali seans :)
ale na Plutonie był komplet, siedziałem na ławeczce po boku- 2 0
-
2022-09-19 14:17
Kino w "remizie"na Witominie
Do tego kina chodziłam za czasów szkoły podstawowej i liceum. Małe ale swojskie,bliskie kino osiedlowe no i dostępne dla kazdego. Teraz bilet drogie.Krzesła tam były,jak pamiętam .Natomiast żadnego strażaka sobie nie przypominam.Fajny artykuł o dawnych kinach,wspomnień czar.
- 3 0
-
2022-09-18 11:56
Nie wiem, (2)
skąd pań Miegoń ma info, że do kina Iskra chodziło się z własnym krzesłem. Jestem witominianką z urodzenia i bywałam w tym kinie ( Winnetou jak pamiętam )jako dziecko w latach 60tych bez własnego krzesła. Mieszkałam wtedy na ul. Strażackiej która wbrew nazwie nie była w pobliżu remizy. Więc tego krzesła nie nosiłam bo za daleko. Pozdrawiam.
- 36 1
-
2023-10-23 08:25
Jest więcej nieścisłości
Kino Klubowe mieściło się od zawsze ul. Zawiszy Czarnego 1 (Klub Marynarki Wojennej Riwiera), a nie na Oksywiu. Istniało w latach 19491969.
Chodziłem jako dzieciak do milicyjnej Mimozy głównie na westerny i nikt mnie nigdy nie sprawdzał ani nie notował - to jakieś bzdury.
No i nie mówi sie, że coś było na Kacku tylko w Kacku.- 0 0
-
2022-09-19 14:31
Winnetou i Apanaczi
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.