- 1 Wojtek i Agata z Life on Wheelz rozstali się (73 opinie)
- 2 Więcej dzieci trafia do opieki zastępczej i domów dziecka (99 opinii)
- 3 Opracowują test, który wykryje wiele chorób (34 opinie)
- 4 To nie metabolizm zwalnia, to my zwalniamy (120 opinii)
- 5 Dzieci uzależniają się od telefonów przez rodziców? (80 opinii)
- 6 Malujący robot wart 2 mln dolarów (53 opinie)
Dwie nogi, więc dwa osobne skierowania
O absurdach polskiej służby zdrowia napisano już wiele, ale okazuje się, że z tej studni można nieustannie czerpać kolejne historie.
Nic nie zapowiadało tej farsy, bo temat przecież poważny, skoro chodzi o zdrowie. Co mnie gryzie? W nogi gryzą mnie bóle, rozległe nici, które uwidaczniają się szczególnie po wydaniu na świat potomstwa. Postanowiłam, wreszcie, coś z tym zrobić. Jestem osobnikiem ubezpieczonym, nieczęsto jednak chadzam do doktorów. Ale jak mus, to mus. W końcu trzeba zacząć, bo człowiek przecież nie młodnieje i nie naprawia się - w większości przypadków - sam.
Gdynia, słoneczne popołudnie. Wyjeżdżam na umówioną wizytę, pędzę rowerem pokonując opór powietrza, w torbie zaś spoczywa skierowanie od mojego POZ-a, czyli lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, na którym widnieje przykra przyczyna skierowania mnie na dalsze wizyty: "żylaki kończyn dolnych". Moje kończyny dolne wyciskają siódme poty, żeby być jak najszybciej. W końcu podjeżdżam pod przychodnię w centrum i wkraczam do środka. Korytarz jest długi, lecz wcale nie mroczny. Wypełniony pacjentami, dużymi i małymi, ponieważ i tutaj przyjmuje się maluchy do neurologa.
Moja kolejka do chirurga nie jest długa, to dwie miłe starsze panie i dwóch młodych mężczyzn. Niektórzy zajęci są rozmową, inni czekają na wizytę w milczeniu, dzieci nudzą się. Jakżeby inaczej. Mały chłopiec podchodzi na naszej ławki, chwyta za poręcz i czuję, jak cała ta konstrukcja z metalu i plastiku zaczyna drgać. Mama zwraca mu uwagę. Jest trochę gorąco, choć okno w poczekalni jest uchylone. Spoglądam przez nie na oddalony blok pełen okien i balkoników. Gdzieś w dole przechodnie, przebierają nogami, zmierzają w różnych kierunkach i w różnym celu.
Wchodzę.
- Dzień dobry, dzień dobry, co panią do mnie sprowadza...
Tak zaczyna się ten mój dowcip dnia, od którego muszą zakładać ci szwy na rozerwany brzuch od śmiechu do rozpuku.
- A więc sprowadza mnie przykra rzecz, panie doktorze...
Jeszcze utrzymuje się w powietrzu element powagi, w końcu nie ma co drwić ze zdrowia, szczególnie, gdy choroba się rozwija. Tłumaczę, że chodzi o te moje nieszczęsne kończyny dolne, w których zamieszkały żylaki. Doktor stara się utrzymać miłą atmosferę i nie wierzy, że tak młoda osoba ma żylaki. Ale uwierzy, jak mu pokażę. Pokazuję podwijając legginsy.
Doktor wzdycha i zabiera się za wypisywanie skierowania na USG, bo bez badań, to nie wiemy na razie, jak wyplewić to paskudztwo. I siedzę, i czekam. Doktor wręcza mi pierwsze skierowanie, ale zaznacza, że musi wypisać dwa. Myślę sobie - aż tak źle! Ach, nie, absolutnie, nie rozpaczajmy jeszcze. To tylko skierowania oddzielnie: na lewą, i na prawą nogę.
I kolejne wizyty też mam dwie. Lewą i prawą.
Teraz to dopiero muszę przebierać nogami!
Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.
Opinie (99) 6 zablokowanych
-
2014-09-24 11:41
wiele hałasu o nic
Widać, ze Pani nie choruje...w tym opisie nie ma nic dziwnego, skomplikowanego..wszystko odbyło się zgodnie z wymogami NFZ. Chyba faktycznie liczy się fakt dostania do lekarza i podjęcia leczenia.
Co mają zrobić ludzie, którzy na rowerku już nie są w stanie dojechać a lekarz jest w innej miejscowości lub wcale go nie ma a zapisy na wizyty na 2016 rok. Widać, że autorka zupełnie nie zna reali naszego systemu zdrowia.- 5 0
-
2014-09-24 17:43
Mam lepszą historię...
Podczas urlopu w Zachodniopomorskim pewnej niedzieli coś wpadło mi do oka. Jadę prawie 30 km do szpitala w mieście powiatowym, za SOR lekarz mówi do mnie: okulisty nie ma, proszę jechać do Szczecina. Drobiazg, tylko 90 km więc rezygnuję i kupuję jakieś krople. W poniedziałek dzwonię do tego miasta do poradni okulistycznej. Odbiera kobieta, informuje że rejestracja od godz 10 i bach słuchawkę. Dzwonię drugi raz z pytaniem czy dostanę się do lekarza. Niestety lekarz na urlopie. Szukam okulisty prywatnie, znajduję, tylko 20 km do pani doktor, zaraz będzie bo wraca z pracy z tego miasta gdzie szukałem okulisty w przychodni na fundusz. Przyjmuje, diagnoza, recepta, 80 zeta zmienia właściciela. Wycieczka po aptekach to następne 30 kilosów w kołach, wreszcie w trzeciej robią miksturę do odebrania za godzinę a nie na jutro. Aby chorować trzeba mieć zdrowie i kasę.
- 1 0
-
2014-09-25 04:06
Czytelniczka jest bezczelna.
Sugerując, że spotkało ja coś strasznego.
- 2 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.