Gdański IPN wszczął śledztwo dotyczące utrudniania przez byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa postępowania w wyjaśnianiu sprawy domniemanej propozycji zlecenia zabójstwa
Lecha Wałęsy w 1985 r.
-
Śledztwo to podjęto w sprawie zbrodni komunistycznej polegającej na przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariuszy byłego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku - powiedziała
Paulina Szumera z gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. -
Dotyczy ono utrudniania od 10 maja 1985 r. do 6 czerwca 1986 r. postępowania Prokuratury Rejonowej w Gdańsku w sprawie udziału Józefa Szczepańskiego w związku mającym na celu przestępstwo na szkodę Lecha Wałęsy.
Chodzi o umorzone ostatecznie postępowanie dotyczące domniemanego zlecenia zabójstwa ówczesnego przywódcy "Solidarności", które od nieustalonej osoby miał otrzymać Szczepański. Mężczyzna odsiadujący wyrok 11 lat więzienia za zabójstwo milicjanta w 1980r., kilka lat później, kiedy był na przepustce, sam przyszedł do Wałęsy i poinformował go o tym, jaką propozycję otrzymał.
W czasie śledztwa początkowo utrzymywał, że kilka razy spotkał się z osobą, która nakłaniała go do zbrodni, a później zaczął zaprzeczać. Szczepański popełnił samobójstwo w 1988 r.
Lech Wałęsa, pytany o wszczęte przez IPN postępowanie, stwierdził, że wyjaśnienie sprawy w latach 80. utrudniali funkcjonariusze SB, "
bo ją sami montowali".
-
To jest oczywiste - mówi Lech Wałęsa. -
Człowiek, który zabił milicjanta, dostaje przepustkę i przychodzi mnie nożem pchnąć. Nie zaatakował, bo się w ostatnim momencie złamał. Powiedział, że oni (SB) mu tego nie darują. Miałem wtedy takie biuro w Gdańsku Zaspie i było tam co najmniej jeszcze dwóch świadków. Nie chciałbym wychodzić na mitomana, ale świadkowie byli, tylko nie pamiętam kto.
W ocenie byłego prezydenta w imię prawdy historycznej trzeba tę sprawę wyjaśnić. Uważa on, że były co najmniej cztery próby zamachu na jego życie.