- 1 50 lat pracuje w jednym zakładzie (147 opinii)
- 2 Coraz więcej psów na plaży. To problem? (232 opinie)
- 3 700 stoisk i 1 mln gości w Gdańsku (186 opinii)
- 4 Twórca Amber Gold pisze list do dziennikarzy (185 opinii)
- 5 Pierwsza maszynistka SKM w XXI wieku (201 opinii)
- 6 Woda w zatoce bezpieczna. Można się kąpać (133 opinie)
Dni bezmięsne - absurdy PRL-u w Trójmieście
Nie zna życia ten, kto nie kroczył dumnie przez miasto z "naszyjnikiem" z rolek papieru toaletowego... Dziś nas to śmieszy, ale w czasach PRL bój z rzeczywistością kojarzącą się obecnie z Monty Pythonem był codziennością. Książka Małgorzaty Sokołowskiej "Dni bezmięsne czyli umiarkowany optymizm w sprawie gumiaków" jest trochę śmieszną, a trochę straszną podróżą do czasów uważanych najczęściej za słusznie minione.
Młodsi czytelnicy zapewne nie pamiętają, ale kiedyś papier toaletowy sprzedawany był na sznurkach. 10 rolek, niczym naszyjnik z wartościowych pereł, nosiło się dumnie na szyi, a zdezorientowani sąsiedzi wypytywali z nadzieją w głosie: "gdzie rzucili?" Bo papier toaletowy był oczywiście deficytowy. Podobnie jak cukier, którego można było kupić tylko 1 kg na osobę, więc gdy już się gdzieś pojawił, to dzieci były "pożyczane" na potęgę i w sklepach pojawiały się wyłącznie rodziny wielodzietne.
O absurdach PRL-u opowiada kolejna książka Małgorzaty Sokołowskiej. Już sam tytuł wydaje się absurdalny, choć jest faktem. Dni bezmięsne z powodu tradycyjnie przejściowych kłopotów w zakresie aprowizacji 31 lipca 1959 roku wprowadziło Ministerstwo Handlu Wewnętrznego. Polegały one na tym, że w poniedziałki w stołówkach i barach można było kupić tylko dania bezmięsne. Także w sklepach można było nabyć najwyżej podroby czy salceson - a i to najczęściej spod lady. Co ciekawe, zarządzenia nie zniesiono do dziś.
Parówki są, ale jakie?
Dziennik Bałtycki z 15 września 1971 roku przedstawiał problemy, które dotyczyły niemal wszystkich. Bo były rzeczy, które rozczarowywały nawet ciemiężony naród, który bezczelnie nie potrafił radować się, że znowu coś rzucili. A tym razem było to nie byle co, bo parówki.
"W ubiegłym tygodniu kilka razy w gdańskich "Delikatesach" i sklepach MHM sprzedawano parówki. Wyglądały nieapetycznie (czarne w miejscach zawieszania). (...) - czytamy w gazecie. Dziennikarz oburzał się też, że parówki były za duże i za słabo związane sznurkiem. Gdańskie zakłady mięsne czekała więc kontrola.
Jak wiadomo, nie samą kiełbachą człowiek jednak żyje. Ale popić też nie było łatwo. Komentarz do tytułu Głosu Wybrzeża z 23 maja 1976 roku jest zbyteczny. Gazeta nie próbowała ominąć jednego z kluczowych problemów ówczesnych czasów i grubą czcionką zapytała wprost: "Tylko jedno pytanie: Kiedy będą kieliszki?"
Pytanie w tej formie było potem powtarzane często, także przez inne gazety. Dotyczyło m.in. rajstop, dresów, cebuli, świec, sanek... Rząd walczył jak mógł, ale głównie przez propagandowe hasła. Odwoływano się m.in. do wartości rodzinnych:
Każda zmarnowana godzina pracy przedłuża stanie w kolejkach Twojej żony
W PRL-u z niedoborami nie walczono bowiem czynem, a raczej słowem. Doskonale obrazuje to opis kłopotów z dostarczaniem... wody do Gdyni. W 1963 roku okresowo zabraniano np. podlewania ogródków w dzielnicach wyżej położonych. Zaliczały się do nich jednak nie tylko Witomino czy Kamienna Góra, ale nawet... Grabówek i Mały Kack. Gdy to nie pomogło, zaczęły się eksperymenty - np. próby podlewania wodą morską. I to niewiele dało, bo przejściowe problemy trwały nieco dłużej niż zapowiadano - przez kolejne 26 lat, czyli do 1989 roku.
PRL to też oczywiście kolejki. Stało się do budki telefonicznej, na postoju taksówek, których szoferzy odmawiali co drugiego kursu i robili łaskę, jeśli kogoś zabrali, no i oczywiście do sklepów - czasami nawet do pustych, bo miała pojawić się dostawa. I nie miało wielkiego znaczenia czego, bo brakowało wszystkiego, więc trzeba było sobie jakoś radzić.
Tłoczno na zamkniętych plażach
Autorka w zasadzie nie komentuje tej rzeczywistości, bo najczęściej żadne komentarze nie są potrzebne. Wszyscy radzili sobie jak mogli i szukali wytchnienia. Nawet na plaży zamkniętej z powodu zatrucia wody ściekami spływającymi do morza rzeką Kaczą były tłumy. Każda okazja do zapomnienia o szarej rzeczywistości wykorzystywana była maksymalnie.
- Nie jest to książka ani o gospodarce, ani o polityce - pisze Małgorzata Sokołowska. - To, co w zamieszczonych wycinkach prasowych wydaje nam się absurdem, było wówczas normą. Jak ukryć, że nie ma wody w kranach, skoro każdy to wiedział? "Szczerze" więc opisywano sytuację, by obowiązkowo zapowiedzieć, że spodziewany jest "dalszy" postęp, a "ojcowie miasta" czynią wszystko, by tę trudną sytuację poprawić, choć nie jest to łatwe - ironizuje autorka.
Opinie (400) ponad 10 zablokowanych
-
2014-02-28 07:40
pamietam taki asortyment w miesnym jak na zdjeciu:-)
pomijajac to uwazam, ze nadmiar miesa jest szkodliwy:-)
- 11 5
-
2014-02-28 07:41
A największym absurdem był brak chleba (5)
Tzn. chleb był na półkach, ale wyszukanie miękkiego (świeżego) bochenka graniczyło z cudem. Przy półkach z pieczywem były nawet takie papierki, których używało się do macania...
Teraz chleb jest, ale za to bylejaki. A za dobrym trzeba się nachodzić/najeździć, ale przynajmniej jest wybór, no i można pojechać samochodem, do którego paliwo nie jest na kartki, a na stacji nie ma kolejki.
P.S. Tęskniący za PRL to zwykłe miernoty.- 14 50
-
2014-02-28 08:02
(4)
Piszesz bzdury bo uogólniasz czyli manipulujesz.
W Gdańsku było kilkadziesiąt piekarni, w tym spora ilość prywatnych, więc było w czym wybierać.
Oczywiście w wielkich "Sam-ach" na wielkich osiedlach w wyniku niczego innego a lenistwa kierownictwa placówki, brano jak leci i co podeszło pod rękę, stąd też i chleb zdarzyć się mógł kiepskiej jakości jak niektóre sorty z piekarni na Piekarniczej czy Wiosny Ludów.
Ale np. chlebek "Turystyczny" z Piekarniczej czy pumpernikiel z tej samej piekarni albo "graham" z Wiosny Ludów czy mazowiecki i pszenny z Dąbrowszczaków, to smaki jakich dziś już się nie spotka.
I to wszystko były tzw "państwowe piekarnie".- 16 3
-
2014-02-28 08:30
"Zdarzyć się"? (3)
Zdarzał się, ale codziennie. SAM na Zaspie. Jechać do innej dzielnicy po chleb? Czym? Zapchanym autobusem, czy może autem bez paliwa, bo było na talony?
Wszystko co pamiętam odnośnie chleba w połowie lat '80 to te stare bochenki i grupka ludzi je macających. A po słynne bagietki na Przymorzu stało się ponad godzinę w kolejce.
Takie to były GUANiane czasy. Poniżające ludzi. Na tyle, że wiele umysłów zmieniło się bezpowrotnie, o czym świadczy choćby liczba komentarzy na plus paskudnej komunie. Oj, dzieci...- 7 15
-
2014-02-28 09:07
Dalej uogólniasz (1)
zawężając temat chleba do SAM-u o których to placówkach pisałem wcześniej.
Podkreślę raz jeszcze, była możliwość wyboru, nikt nikogo do kupowania starego chleba nie zmuszał. Jeśli komuś było daleko to brał co było.
Ja mam sklepik w odległości 50 metrów ale nie specjalnie mi smakuje, idę więc dalej do Melnika albo EL ok. 1 km i kupuje tam, bo te wypieki mi po prostu leżą.
Nie kupuję natomiast u Pellowskiego, bo i za komuny jak i teraz, robi zwyczajne gnioty.
Należy się też wyjaśnienie.
Sytuacja taka typowo PRL-owska dotyczy właśnie takich placówek jak SAM-y oraz wielkich wielkopłytowych blokowisk.
Tu zgoda że PRL odcisnął w tych miejscach swe największe piętno ale nie uogólniajmy że wszędzie w Polsce byłą wielka płyta i że wszędzie królowały SAM-y.- 1 3
-
2014-02-28 10:13
A ja po dobry chleb jadę 5 km...
Z Chełmu na Kowale, do małej piekarni. Ale to jest mój wybór. Inni jadają świeże pieczywo ze sklepów dookoła. Nie ma tu starego gniota, jak dawniej. Nie ma kolejek po chleb, szukania chleba, każdy bierze. A wolność wyboru i możliwości sprawiają, że mogę wsadzić tyłek w auto i pojechać po chleb, który mi smakuje, te 5 km w jedną stronę. To jest piękne, normalne.
- 3 1
-
2014-02-28 09:46
Oj tak, tamte czasy poniżały ludzi.
Za to dzisiejsze ich wywyższają, każąc pracować za 1500 brutto.
- 10 1
-
2014-02-28 07:49
PRL > III RP
- 20 2
-
2014-02-28 07:49
"Dni bezmięsne" (2)
Ale głodnych i bezdomnych nie było.
Naobiecywali,omamili i sprzedali w obce ręce ze wszystkim co za PRL wybudowaliśmy.- 45 11
-
2014-02-28 07:55
Nie było? (1)
Owszem byli, tyle, że władza i jej propaganda skrzętnie to ukrywały. Byli, tyle, ze nie mieli takiej swobody jak dziś, nie mieli szans pokazac się ludziom.
- 5 6
-
2014-02-28 08:11
Panowie z IPN
Tak naopowiadali?
- 3 3
-
2014-02-28 07:49
"Tłoczno na zamkniętych plażach"
Takie historie mogą tłumaczyć polski brak szacunku do zasad i przepisów. Najwyższy czas to zmienić...
- 4 3
-
2014-02-28 07:55
parówki.... (8)
a gdzie teraz można kupić dobre parówki? chyba nigdzie
bo to co jest w sklepach to nawet dla piesków się nie nadaje- 46 6
-
2014-02-28 08:01
(2)
Zmień Biedronke czy Lidla na prawdziwy rzeźnik.
- 8 6
-
2014-02-28 08:03
w " prawdziwym rzeżniku" niby są parówki? (1)
no to życzę smacznego!!
widzę że są gusta i ...smakosze- 9 4
-
2014-02-28 08:06
No jak żresz szynkową po 8,99 za kg. z Kauflandu to raczej nie po drodze robie do dobrego mięsnego.
- 6 4
-
2014-02-28 08:22
(2)
Poszukaj dobrze, bo nawet parówki można dzisiaj dostać dobre (np. z zawartością mięsa zbliżającą się do 100%). No, ale takich parówek w Biedronce nie dostaniesz, dostaniesz jedynie "parufki", czyli zmielony tłuszcz, kości a nawet budę psa.
- 9 2
-
2014-02-28 09:23
(1)
Nigdy i nigdzie nie robiło się parówek (serdelek, mortadeli) z samego mięsa, tego się po prostu zrobić nie da by uzyskać właściwy efekt.
To wynika z technologii tego typu wyrobu od chwili jego powstania.
Podstawą parówek jest świńskie podbrzusze z wymionami i mieszane w proporcji 0,5/0,5 albo 0,4/0,6 z okrawkami mięsa powstałymi w czasie rozbioru mięsa.
Nawet słynne w latach 70-tych opowieści o dodawaniu papieru toaletowego do masy mięsnej (skąd oni brali deficytowy papier???) i tak były niczym wobec obecnej masy zwanej MOM.
Dlatego nie należy jadać parówek zwanych drobiowymi czy z udziałem mięsa tzw drobiowego.- 7 2
-
2014-02-28 09:31
Ale 97% to już chyba dobry wynika, prawda? Lepiej jeść takie parówki niż te z zawartością 50% mięsa.
- 5 0
-
2014-02-28 08:59
czy parówki zawsze były z MOM-u? (1)
- 0 0
-
2014-02-28 09:14
Nie nie były. Z skórek, tłuszczu, łoju itp, z czasem z dodatkiem kryla ale nie z mielonych kości i powięzi, z dodatkiem barwnika.
- 5 1
-
2014-02-28 07:56
Parówkowym skrytożercom mówimy stanowcze: NIE!!!
- 15 3
-
2014-02-28 08:02
tak.... tylko wtedy nikt nie zadawał takich pytań (13)
masz pracę?....... pracujesz?.....
było nie do pomyślenia żeby być bez pracy, nie mieć pensji......
praca po prostu była....- 54 4
-
2014-02-28 08:09
(1)
No właśnie była. Czy sie stoi czy sie leży 1500 się należy. Tak praca.
- 7 4
-
2014-02-28 08:12
Teraz też:"jaka płaca taka praca".
- 10 0
-
2014-02-28 09:27
(10)
A dzisiaj kto zadaje takie pytania? Bo w moim środowisku praca nie jest problemem i każdy pracuje. Raczej zadaje się pytania typu zarabiasz 30 czy 50 tys. zł miesięcznie? Dzisiaj pracy nie mają tylko najwięksi nieudacznicy, posiadacze dwóch lewych rąk i tacy, którzy nie z jakichś powodów chcą albo nie muszą pracować.
- 6 16
-
2014-02-28 10:54
ale brutto, rocznie, wspólczuję towarzystwa... (8)
- 3 6
-
2014-02-28 11:41
(7)
Przecież napisałem, że miesięcznie. Czego tu współczuć? Przynajmniej nie muszę słuchać jęczenia, że krucho z kasą, że trzeba robić zakupy w Biedronce, że dzieciaki znowu lato spędzą w domu itp. itd. Są na świecie znacznie ciekawsze tematy do rozmów, np. gdzie by tu pojechać na wakacje albo w jaki biznes zainwestować.
- 5 2
-
2014-02-28 11:49
a w jakim sklepie robisz zakupy żywnoścowe? (6)
- 3 0
-
2014-02-28 12:29
(5)
Różnie, ale z pewnością nie w Biedronce - już lepiej wybrać Piotra i Pawła, Makro, Selgros, Almę czy Bomi. Drobnicę typu pieczywo można kupić w Mielniku albo zrobić samemu. Mam też swoich prywatnych dostawców niektórych produktów takich jak dziczyzna, wyroby wędliniarskie czy nabiał itp.
- 2 4
-
2014-02-28 13:54
i wtedy się obudził (1)
- 4 2
-
2014-02-28 18:02
dobre!!!
- 2 0
-
2014-02-28 14:00
czyli biedak z ciebie. Ja jak jestem głodny to chodzę do restauracji a nie jadę do Makro. (2)
- 3 2
-
2014-02-28 15:07
(1)
Ja również chadzam do restauracji, ale lubię też jeść w domu. A bieda jest pojęciem względnym - dla 99% Polaków pewnie jestem bogaczem, ale jeszcze sporo mi brakuje do światowych bogaczy, bo przy nich jestem nędzarzem.
- 2 4
-
2014-02-28 19:52
Mimo swego bogactwa dziwne masz wypowiedzi....
nie słychać w nich jakiejś harmonii, zadowolenia
życzliwości
z reguły jad wyrzucają ci rozgoryczeni,
może na innym polu poza finansowym,
odczuwasz braki?- 1 1
-
2014-02-28 19:49
Może jesteś informatykiem
ja nie jestem nieudacznikiem,
ale w wieku 52 lat straciłam pracę (korporacja zwolnienie ponad 1000 osób-bez odpraw, upadłość, której już nie ma w Polsce, była od 1991 roku)
znam biegle dwa języki ( ang, fr)
zero pracy dla mnie, chyba, że jako opiekunka do dziecka ( ok.800 zl miesięcznie)-bez umowy
do Anglii bym wyjechała, ale opiekuję się rodzicami
nawet w Biedronce na umowę nie ma pracy dla mnie
nie jestem tłumaczem przysięgłym nie założę szybko działalnosci
masz pomysl ?
dodam, że jestem szczupła zadbana ( trenowałam 17 lat pływanie amatorsko), nie mam worów pod oczami,
mimo 52 lat nie odstraszam wyglądem
ale odstraszam peselem- 1 0
-
2014-02-28 08:05
a ilu ludzi uśmiechniętych chodziło po ulicy.....
- 30 2
-
2014-02-28 08:18
kiełbasa
Niedługo będziemy mieli " kiełbasę przedwyborczą" - i to bez konieczności posiadania kartek
- 20 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.