- 1 Kto obawia się tramwaju przez Klonową? (255 opinii)
- 2 Jarmark: zobacz jego pierwszy dzień (91 opinii)
- 3 Trójmiejskie mola, których już nie ma (93 opinie)
- 4 Zwężenie w centrum i remont we Wrzeszczu (336 opinii)
- 5 Złe parkowanie nie pozwoliło posprzątać ulic (180 opinii)
- 6 Pozbieraliśmy śmieci, ale nie dorzucajcie (91 opinii)
Sanepid zamknął stołówkę w Urzędzie Wojewódzkim, której wystrój przypominał lata głębokiego PRL. - Klimat jak w filmie "Miś", brakowało tylko łyżek przymocowanych łańcuchami - wspomina Anna Dyksińska, rzecznik prasowy wojewody.
Specjalnością "mariota" - bo tak większość urzędników nazywała stołówkę - była przypominająca ziemniaki biomasa nakładana w wielkiego kotła. Podawano ją na talerzach z logo "Społem" czy Funduszu Wczasów Pracowniczych. Do tego nieodzowna plastykowa tacka, aluminowe sztućce i kompocik w poobijanych kubkach. "Mariot" karmił tanio - dwudaniowy obiad z deserem kosztował ok. 8 zł i amatorów nie brakowało. Przez lata jadali zwykli urzędnicy, dyrektorzy, wojewodowie i goście urzędu.
- Czasami głód zwyciężał, ale wojewoda ograniczał swoje wizyty w stołówce do minimum - dodała Anna Dyksińska.
Stołówki nie remontowano od lat, urządzenia kuchenne pamiętały lata 60. Trudno odgadnąć dlaczego właśnie teraz sanepid zamknął jadłodajnię, skoro od lat była ona w takim samym - fatalnym stanie.
Kto często jadał w "mariocie" lepiej niech dalej nie czyta. Sanepid zamknął "instytucję", bo ajent nie chciał odnowić ścian, ani sufitu. Nie wymienił starego sprzętu kuchennego i nie doprowadził do należytego stanu sanitarnego okien. Okazało się, że w kranach stołówki nigdy nie było ciepłej wody, a ogólny stan sanitarny pozostawiał wiele do życzenia i dalsze użytkowanie groziło zbiorowym zatruciem.
- Wybraliśmy nowego ajenta, który ma na własny koszt zakończyć remont stołówki. Otwarcie planowane jest na początek grudnia, posiłki mają być lepsze, bardziej urozmaicone i nie droższe niż dotychczas - dodała Anna Dyksińska.
Mira Mossakowska, rzecznik marszałka, wspomina, że do stołówki chodzili nie tylko urzędnicy, ale i ludzie z miasta.
- Łańcucha tam nie było, ale wielu czuło się w stołówce swojsko, bo panował tam klimat lat 60. Wystrój nie zachęcał do jedzenia - cynowe łyżki, wielkie gary i białe gdzieniegdzie obrusy. Niektóre dania były dobre, np. śledź w śmietanie. Uwodził zestaw surówek - wspomina Mira Mossakowska.
Specjalnością "mariota" - bo tak większość urzędników nazywała stołówkę - była przypominająca ziemniaki biomasa nakładana w wielkiego kotła. Podawano ją na talerzach z logo "Społem" czy Funduszu Wczasów Pracowniczych. Do tego nieodzowna plastykowa tacka, aluminowe sztućce i kompocik w poobijanych kubkach. "Mariot" karmił tanio - dwudaniowy obiad z deserem kosztował ok. 8 zł i amatorów nie brakowało. Przez lata jadali zwykli urzędnicy, dyrektorzy, wojewodowie i goście urzędu.
- Czasami głód zwyciężał, ale wojewoda ograniczał swoje wizyty w stołówce do minimum - dodała Anna Dyksińska.
Stołówki nie remontowano od lat, urządzenia kuchenne pamiętały lata 60. Trudno odgadnąć dlaczego właśnie teraz sanepid zamknął jadłodajnię, skoro od lat była ona w takim samym - fatalnym stanie.
Kto często jadał w "mariocie" lepiej niech dalej nie czyta. Sanepid zamknął "instytucję", bo ajent nie chciał odnowić ścian, ani sufitu. Nie wymienił starego sprzętu kuchennego i nie doprowadził do należytego stanu sanitarnego okien. Okazało się, że w kranach stołówki nigdy nie było ciepłej wody, a ogólny stan sanitarny pozostawiał wiele do życzenia i dalsze użytkowanie groziło zbiorowym zatruciem.
- Wybraliśmy nowego ajenta, który ma na własny koszt zakończyć remont stołówki. Otwarcie planowane jest na początek grudnia, posiłki mają być lepsze, bardziej urozmaicone i nie droższe niż dotychczas - dodała Anna Dyksińska.
Mira Mossakowska, rzecznik marszałka, wspomina, że do stołówki chodzili nie tylko urzędnicy, ale i ludzie z miasta.
- Łańcucha tam nie było, ale wielu czuło się w stołówce swojsko, bo panował tam klimat lat 60. Wystrój nie zachęcał do jedzenia - cynowe łyżki, wielkie gary i białe gdzieniegdzie obrusy. Niektóre dania były dobre, np. śledź w śmietanie. Uwodził zestaw surówek - wspomina Mira Mossakowska.
Opinie (24)
-
2002-10-30 10:57
do flate
Czepiasz się biedaku, a głupszy jesteś niż ustawa (nawet z UW) przewiduje. Tyle, że taką żenade odstawiasz, że nawet ni śmieszy to nikogo
- 0 0
-
2002-10-30 11:58
U wodzona
Hmm.. czy panią Mirę to już tylko surówki uwodzą?..
- 0 0
-
2002-10-30 12:57
Jaki Pan, taka...
stołówka
- 0 0
-
2002-11-01 14:00
Jak w filmie Miś...
Byłm w tej stołówce parę razy i nie zgodzę się z opinią, że było tam jak w filmie MiS.
KASZA BYŁA DOGOTOWANA.
Poza tym bardzo smaczne jedzenie i miła obsługa.- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.