• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Łowcy rozbitych samochodów ?

Tomasz GAWIŃSKI
1 lutego 2002 (artykuł sprzed 22 lat) 
Czy policjanci mogą wzywać z miejsca kolizji zaprzyjaźnione firmy pomocy drogowej? - Nie - stwierdza Maksymilian Kubiś, który jest oburzony zachowaniem funkcjonariuszy z Pucka. - Prosiłem ich o konkretną firmę, a oni powiedzieli, że mają swoją. - Tam w komendzie dzieją sie dziwne rzeczy - dodaje Kazimierz Kowalski, właściciel firmy zajmującej się m.in. pomocą drogową. - Wszystko odbywa sie w zgodzie z prawem - zapewnia podinsp. Krzysztof Woźniak, szef puckiej policji.

W miniony wtorek Maksymilian Kubiś jechał dostawczym mercedesem z Pucka w stronę Redy. Na Górze Rekowskiej uderzył w obalone przez wichurę drzewo. Z przeciwka jechał policyjny radiowóz, więc poprosił o wezwanie znanej mu pomocy drogowej.
- Mój samochód jest ciężki, nie każdy może go podnieść - opowiada. - Funkcjonariusze powiedzieli jednak, że mają swoją firmę. Przyjechała pomoc od pana Grzegorza Konke z Łebcza, ale tak jak przewidywałem nic nie zdziałała. Musiałem jechać po inną firmę.

Pan Kubiś jest oburzony, jakim prawem policja narzuca kierowcom zaprzyjaźnioną pomoc drogową. - Oni nie mogą tego robić - dodaje.

Zgodnie z przepisami, z każdą komendą współpracuje jedna lub kilka firm, które wygrały przetarg na holowanie i parkowanie pojazdów. Policjanci wzywają je w określonych sytuacjach, m.in. wtedy, gdy uczestniczące w wypadku auta trzeba odholować, zabezpieczyć dla potrzeb prokuratury, itp. - Funkcjonariusze nie mają jednak prawa narzucać konkretnej firmy kierowcom uczestniczącym w kolizjach - tłumaczy podinsp. Krzysztof Woźniak, komendant powiatowy policji w Pucku. - Nie wiem, dlaczego to zrobiono. Sprawdzę to i wyjaśnię.

Samochód Maksymiliana Kubisia odholowała fima Limar, która konkurowała z Grzegorzem Konke w dwóch przetargach na usługi dla puckiej policji.
- Do dziś nie wiem dlaczego przegrałem - mówi Kazimierz Kowalski, współwłaściciel firmy. - Spełnialiśmy wszystkie warunki, a ku naszemu zdziwieniu wygrał pan Konke, którego oferta nie odpowiadała wszystkim punktom specyfikacji przetargowej. Nie miał bowiem parkingu oraz nie dysponował specjalnym sprzętem. Usłyszałem wtedy od komendanta Woźniaka, że on był tańszy, a braki uzupełni w ciągu miesiąca. Tylko, że to było niezgodne z prawem.

Kazimierz Kowalski złożył protest, ale od komendanta otrzymał pismo, że nie ma prawa protestować. Było to zresztą zgodne z prawdą i przepisami. Rok później czyli w lutym 2001 roku firma Limar przegrała kolejny przetarg. Mimo że - jak stwierdza Kazimierz Kowalski - złożyła najtańszą ofertę. - Bo ponoć nie miałem kanału - opowiada. - Takie wytłumaczenie usłyszałem telefonicznie od przewodniczącej komisji przetargowej. Ale przecież takiego wymogu nie ma w specyfikacji - mówiłem. A pani odparła, że komisja uznała, że lepiej, jak będzie. Zupełnie zgłupiałem. Bo czy to był przetarg na warsztat, czy na pomoc drogową? Zresztą mam podnośnik, czyli to samo, co kanał. Poprosiłem o uzasadnienie na piśmie, ale do dziś go nie otrzymałem. Nie wiem o co tu chodzi, bo skoro nie o pieniądze i nie o jakość świadczonych usług, to o co?

Zdaniem komendanta Woźniaka, wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. - Zresztą ja nie jestem członkiem komisji - dodaje. - Oni są niezależni i odpowiadają za podejmowane decyzje. Ja je tylko zatwierdzam.

- A kto powołuje komisję? - pytam komendanta.
- Ja.

Podinsp. Woźniak wyjaśnia, że z podległą mu komendą wspópracują dwie firmy. Jedna pana Konke, a druga z Redy obsługuje teren Krokowej. Chodzi o ekonomikę kosztów. - Pan Kowalski też z nami pracował, ale z aut zabezpieczonych na jego parkingu dokonano kradzieży. I to chyba przeważyło, że przegrał.

Ale w ostatnim przetargu był tańszy. - To prawda - mówi komendant. Tylko, że on oferował nam usługę za darmo. Po prostu określił swoją stawkę jako zerową. A tak być nie może. Nikt nie będzie dokładał do policji.

Jak to jednak możliwe, że rok wcześniej Grzegorz Konke wygrał przetarg, mimo, że nie spełniał warunków przetargu? - To nieprawda - tłumaczy Barbara Klawikowska, przewodnicząca czteroosobowej komisji przetargowej, główna księgowa w puckiej komendzie. - Nie było żadnych braków, a jego propozycja była najtańsza. Zresztą była u nas kontrola i nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. Natomiast rok temu oferta Limaru uzyskała mniej punktów. Owszem, zaproponowano zerową stawkę na jedną z usług, ale ogólnie pan Konke uzyskał o kilka punktów więcej. Powiadomiłam o tym pana Kowalskiego telefonicznie. Nigdzie nie jest napisane, że muszę to uczynić na pismie. W przetargu uczestniczyło trzech oferentów.

Barbara Klawinowska zaprzecza, jakoby w rozmowie z Kazimierzem Kowalskim miała coś mówić o kanale. - Ten pan kłamie - przekonuje. - Nie obiecywałam także, że prześlemy uzasadnienie na piśmie.

Kazimierz Kowalski jest zdumiony wypowiedziami w komendzie. - U mnie nie było żadnych kradzieży - zapewnia. - A pani Klawinowska niczego nie tłumaczyła telefonicznie. Powiedziała o kanale i obiecała, że uzasadnienie otrzymam na piśmie. Ta pani mówi nieprawdę. Przy pierwszym przetargu pan Konke nie spełniał warunków. Mogę to udowodnić. On do dziś ma monopol na usługi z policji. Włącznie z tymi, do których policja nie ma prawa namawiać. W ostatnim okresie na 50 kolizji, 95 procent obsługiwała jego firma. Przypadek. Nie, pomagali mu w tym policjanci, a przecież nie wolno im tego robić.

- Nie będę tego komentował - mówi podinsp. Woźniak. - Bo to nieprawda. W ub. roku na naszych drogach doszło do 722 zdarzeń, a firma pana Konke zholowała 210 aut. Czy to jest monopol?

Wtorkowe zachowanie policjantów komendant tłumaczy decyzją dyżurnego. - To on wezwał pomoc drogową pana Konke - stwierdza. - Wiedział, że są niedaleko i tak zdecydował. I tak tu będzie. Postanowiłem bowiem, że decyzje o wezwaniu pomocy będzie podejmował dyżurny, a nie poszczególni funkcjonariusze na drodze.

Kto zatem mówi prawdę? Pan Kowalski przegrał, więc jest oburzony. Ale faktem jest, że policjanci mimo prośby kierowcy wezwali zaprzyjaźnioną pomoc drogową. W tym przypadku była to firma, z która komenda ma podpisaną umowę. Nie jest jednak tajemnicą, że bywa i tak, że funkcjonariusze telefonują po pomoc, z którą sa prywatnie zaprzyjaźnieni. Mówi sie, że nie czynią tego za darmo. O takiej sprawie było głośno przed dwoma laty w Gdyni. W przeciwieństwie jednak do łódzkiej sprawy łowców skór, ludzie nie byli skorzy do zeznań. Śledztwo umorzono. Ale czy to oznacza, że problem nie istnieje?
Głos WybrzeżaTomasz GAWIŃSKI

Opinie (16)

  • A tak być nie może!!!. Nikt nie będzie ufał policji.

    To cuchnie z daleka korupcją ! Ale oczywiscie nikt sie tym w policji nie przejmuje . Wszyscy robia dobra mine do złej gry , a jest to nic innego jak handel karoserią a moze i "skórami" . Czy ktoś sie zainteresował kto wzywa zakłady pogrzebowe do zdarzeń ze skótkami śmiertelnymi w ruchu drogowym? . Zapewne często "pogrzebowcy " są na miejscu wypadku przed karetkami.

    • 0 0

  • :)

    widzę, że Głos Wybrzeża ma aspirację wywołać drakę na miarę "łowców skór". Może policjanci podawali kierowcom "wypadkulon", żeby kierowcy mieli więcej wypadków...no to już skandal......polcja powinna nas bronić, a nie podawac otempiające leki :)
    A tak serio to faktycznie troszku nieładnie, fe

    • 0 0

  • tajemnica poliszynela

    Następni ponownie odkrywaja Amerykę

    • 0 0

  • typ munduru

    Policja zwłaszcza (drogówka).,powinni na służbie być na golasa, nie mogliby schować datków uzyskanych od kierowców....... .

    • 0 0

  • komisja niezależna

    brawo (uśmiałem się do łez)!

    • 0 0

  • Kolizje

    Sprawa o ktorej jest mowa ma takze ten sam przebieg w Gdansku.Ponoc obowiazuje przepis o wzywaniu firmy ktora wygrala przetarg i ma podpisana umowe z komenda.W praktyce policjanci obslugujacy kolizje, a i dyzurny wzywaja swoich znajomych(nie kazdy policjant,ale jest ich wielu).Nie ukrywajmy tego bo maja wplywy z takiego wezwania.Panowie z pomocy odpalaja dzialke i wszystko sie kreci.Jezeli ktos nie wierzy moze zglosi sie do komendy miejskiej po wyjasnienia.Moze by p.Sokolowski cos powiedzial na temat takich procederow?

    • 0 0

  • łowcy samochodów

    Jasne, że od dawna wiadomo o tym procederze. Mnie to dotknęło również. Miałem wypadek na skrzyżowaniu świętojańskiej i Piłsudskiego. Przyjechała policja, obejrzała mój samochód(miał wgniecione drzwi i błotnik) i pan sierżant czy aspirant zaszantażował mnie, że zabiera mi dowód rejestracyjny, ponieważ samochód jest zbyt poważnie uszkodzony (uczciwie mówię że nie był) chyba, że:... i tu dostałem wizytówkę warsztatu z Obłuża. Po 10 min. przyjechał holownik, zbrał mój samochód i już.

    • 0 0

  • Haos

    Pogotowie wzywa karawany, policjanci pomoc drogową, a może strażacy są wzywani przez kolegów podpalaczy????Wszystko juz się miesza.

    • 0 0

  • No właśnie - wszystko się miesza

    Postępowanie zamieszanych w takie sprawy ludzi tłumaczy się najczęściej ich niskimi uposażeniami itd. Moim zdaniem, osoba wybierająca zawód policjanta (lekarza itd.) wie, jakich zarobków może się spodziewać na państwowym garnuszku i nie powinna mieć o to pretensji i nielegalnie dorabiać na boku... O ile można jeszcze zrozumieć, że lekarz powiadomi zakład pogrzebowy w przypadku śmierci pacjenta, a policjant - zadzwoni po pomoc drogową w sytuacji, gdy właściciel samochodu nie jest w stanie sam tego zrobić - o tyle zaniechanie reanimacji pacjenta przez lekarza, albo wymuszanie przez policjanta skorzystania z usług wybranej firmy kwalifikuje się moim zdaniem do: 1) wywalenia delikwenta na zbity pysk z posady oraz 2) odpowiedzialność karna. No, chyba, że w sprawę włączą się odpowiednie Związki Zawodowe, Izby Lekarskie i inne tego typu twory uniemożliwiające ukaranie winnego...

    • 0 0

  • Nic nowego

    To nic nowego. Przeciez chyba wszyscy o tym wiedzieli?
    Moim zdaniem to obrzydliwość. Chyba ju znajwyzszy czas zeby ukrócoc ziomkostwo w Pogotowiu i Policji.!!!!!

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane