• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Marsze różowych wstążek

O.K.
20 października 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Kilkaset osób - uczestników marszów życia i nadziei - przeszło w minioną sobotę ulicami Gdyni i Sopotu. Podobne marsze, które w Gdyni odbywają się od sześciu lat, a w Sopocie dopiero od tego roku, miały tego dnia miejsce jeszcze w co najmniej kilku innych polskich miastach. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku marsz życia i nadziei wyruszy również w Gdańsku.

Oba marsze: gdyński i sopocki miały podobny charakter i wspólne cele: podnieść świadomość społeczeństwa w zakresie chorób nowotworowych, pokazać ludziom, że odpowiednio wcześnie wykryty rak może być uleczalny. Obu marszom towarzyszyły orkiestry wojskowe, oba zakończyły się koncertami i wspólną zabawą. W obu spotkać można było przedstawicieli lokalnych władz i Narodowego Funduszu Zdrowia, parlamentarzystów, lekarzy oraz osoby, które wygrały walkę z rakiem i teraz swoim życiem dają pozytywny przykład innym. Uczestniczki marszu w Gdyni wymachiwały różowymi balonikami i wstążeczkami, w Sopocie różową piuskę prezentował arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Także w Sopocie tasiemcowa kolejka ustawiła się do mammobusu, w którym wykonywano darmowe marmmografie, kolejki były też na darmowe konsultacje lekarzy onkologów, chirurgów onkologicznych, genetyków, specjalistów leczenia bólu, psychoonkologów. W Gdyni dyplomowana położna Beata Frankowicz-Gasiul z AMG prowadziła naukę samobadania piersi - w Sopocie te same nauki prowadzili studenci AMG ze Studenckiego Koła Naukowego przy Klinice Chirurgii Klatki Piersiowej AMG. Wszyscy specjaliści byli oblegani - nic dziwnego. W przychodni do onkologa czy na badania diagnostyczne trzeba czekać nawet po kilka miesięcy. A nowotwór nie czeka.

- Pomorskie jest najbardziej zagrożone, jeśli chodzi o choroby nowotworowe, przodujemy w tych niechlubnych statystykach. Nie mogę zatem nie być tam, gdzie się coś w tej sprawie dzieje - powiedział "Głosowi" marszałek województwa, Jan Kozłowski. - W ministerstwie zdrowia zabiegamy o aparat do radioterapii dla Szpitala Morskiego w Gdyni. Jeśli uda się go zdobyć będzie to już szósty taki aparat w Pomorskiem. Obiecuję, że mój urząd pomoże współfinansować tę inwestycję.


- Jestem tu trochę prywatnie i trochę publicznie - usłyszeliśmy od prezydenta Gdyni, Wojciecha Szczurka. - To wielki apel o zwrócenie uwagi na szerokie zjawisko społeczne jakim są choroby nowotworowe, namawianie do profilaktyki - bo wtedy prawdopodobieństwo wygrania z chorobą jest znacznie większe. Wiem o czym mówię, bo sam chorowałem i wygrałem z rakiem - i wiem, że warto stawić temu czoła.

- Kiedy pracowałem w Instytucie Onkologii w Warszawie, co roku, po marszu jeszcze co najmniej przez tydzień wszyscy o nim mówili i znacznie więcej osób zgłaszało się do onkologa. To ma wyraźny wpływ na uratowanie komuś życia, gdyby tak nie było to byśmy tych marszów nie robili - potwierdził prof. Janusz Jaśkiewicz z AMG, wojewódzki konsultant ds. chirurgii onkologicznej.
"Amazonki" wzięły udział w obu marszach. Cieszyły się, że takich imprez jest coraz więcej.

- Świadomość jest ogromna, świadczy o tym już choćby to, że pokazujemy się w mediach, nie boimy się mówić o swojej chorobie - powiedziały "Głosowi" Amazonki Elżbieta Rozow, Małgorzata Kaczmarek, Genowefa Szreder. - Kiedyś to było piętno, teraz jesteśmy z tego dumne. Idziemy tu jako żywy przykład, że z rakiem można wygrać. Inne chore też dzięki temu nie boją się mówić o swojej chorobie, podejmować leczenia. Kiedyś, kiedy nas było mało, wolałyśmy robić jeden marsz w Gdyni, żeby się nie rozdrabniać. Teraz, kiedy jest nas więcej, marszów też powinno być więcej. W przyszłym roku chcemy pomaszerować także w Gdańsku.

- Chodzi nam też o zmianę stosunku społeczeństwa do osób chorych - dodała inna Amazonka. - 13 lat temu, kiedy szłam na zabieg, kadrowa w mojej pracy zapytała mnie kiedy ma szukać kogoś na moje miejsce. Teraz jestem już 13 lat po zabiegu - i jakoś nadal żyję i pracuję. Jestem aktywna zawodowo i społecznie.
Głos WybrzeżaO.K.

Zobacz także

Opinie (12)

  • "- Kiedy pracowałem w Instytucie Onkologii w Warszawie, co roku, po marszu jeszcze co najmniej przez tydzień wszyscy o nim mówili i znacznie więcej osób zgłaszało się do onkologa."
    moja żona miała czekać pół roku na mammografie
    jej świadomość jest wystarczająca ale NIEwystarczająca jest wydolność SZ
    gdyby po tej akcji każda osoba mogła uzyskać porade i (nie daj panie Boże) szybką pomoc takie akcje miałyby sens
    a jak jest każdy wie
    w wawie ilość polityków w marsu wynosiła 1 sztuke
    słownie jedna
    marek balicki
    czemu inni zawiedli??
    przecież w tym roku nie mamy wyborów:(((
    pic na wode fotomotaż

    • 0 0

  • bo tu i tak na naszą "darmową" służbe zdrowia nie ma co liczyć
    ale warto wiedziec czy nie należy zacząć leczyć się prywatnie

    • 0 0

  • mamo...do laryngologa jak poszedlem prywatnie to jakos od razu choroba zniknela, do kardiologa - prywatnie, dentysta - prywatnie, dermatolog - prywatnie. jedynie czasem do rodzinnego ide po zwolnienie jak mam kurka mocniejszy kaszel. wiec jesli trzeba cos konkretnie zalatwic to i tak najlepiej do prywatnego. a denerwuje mnie okropne traktowanie starszych ludzi: wyznaczaja im terminy zabiegow np na czerwiec....ale nie 2004 lecz 2005! paranoja. a mojej babci jakis pier*** dupek powiedzial, ze z choroba mozna zyc i ze nie poradzi nic. poszla prywatnie na zabieg i dostala termin w przeciagu tygodnia, i juz od ladnych paru lat cieszy sie pelnia zdrowia :-)

    • 0 0

  • pewnie, że prywatnie się leczyć, bo inaczej to się pochorować można :(
    tylko że tyle nam na ZUS zabierają, że kogo na to stać?!

    Niedawno koleżanka dzwoniła do przychodni, by umówić się na zabiegi rehabilitacyjne po operacji kolana. Najpierw usłyszała "poznaję po głosie, że jest pani młoda, to i zdrowa i na wózku pani nie jeździ...". Następnie wyznaczono jej termin na "za pół roku". Jak spytała "a gdybym zapłaciła?" to usłyszała "na jutro na 13 może być?".

    ..............

    • 0 0

  • antineutrino

    znam to
    no właśnie chyba najwyższa pora wybrać się prywatnie do onkologa
    tylko taaak mi się niechce, bo najpierw muszę porobić badania - prywatnie ma się rozumiec...

    • 0 0

  • Taaak, lecz się sam obywatelu,

    Coraz częściej słyszy się, że "trzeba w końcu uświadomić ludziom, że leczenie KOSZTUJE", że nie ma DARMO. No i słusznie, pewnie że kosztuje. Zapłać więc obywatelu składkę na NFZ, a w sytuacji gdy chciałbyś skorzystać z opieki lekarza - ZAPŁAĆ ZA NIĄ z własnej kieszeni, bo przecież LECZENIE KOSZTUJE. Ci, którzy pracują, są młodsi, mają więcej możliwości, jeszcze "od biedy" poradzą sobie, zapożyczą się w razie czego, bo przecież zdrowie sprawą najważniejszą. A co mają zrobić ci, którzy zdążyli zestarzeć się w tym raju socjalistycznym, dostają dziś nędzne emerytury nie starczające na elementarne potrzeby (nawet na żarcie), nie korzystają z żadnych przywilejów "kombatantów PRL", a też całe życie płacili składki na ochronę zdrowia? Krew mnie zalewa, gdy stojąc w aptece trafi się taka babina, która po podaniu recepty pyta z przerażeniem w oczach :"a ile to będzie kosztowało?". Bo ją NIE STAĆ NA WYYKUPIENIE LEKÓW przepisanych przez lekarza. Czy kogoś takiego stać na prywatne leczenie?

    • 0 0

  • baja
    sam sie lecz, sam sie ucz, sam sie broń.....
    cos tych samów za dużo jak na te podateczki:(

    • 0 0

  • i jeszcze bajka dla dzieci "strażak Sam"

    • 0 0

  • A jak ma się leczyć biedny, samotny i chory człowiek?

    Myślę,że każdy jest świadomy konieczności badań. Ale gdzie to zrobić? Kiedy stwierdzono u mnie to, czego nikt nie chciałby usłyszeć, wówczas popadłam w panikę. Nikt z lekarzy nawet nie podpowiedział mi co mam dalej ze sobą robić. Tylko przypadek sprawił, że postanowiłam walczyć o swoje życie. Znalazłam jeszcze w sobie tyle siły! Wszystkie badania robiłam prywatnie - bo przede wszystkim szybciej dostarczono mi wyniki. Potem prywatne wizyty u lekarzy: onkologa i chirurga. Wreszcie opercja.Długo potem dochodziłam do siebie, jeszcze dłużej spłacałam pożyczkę...

    • 0 0

  • naturalną konsekwencja happeningu z mammobusem powiniem być kolejny happening (w jak najkrótszym czasie) z innym busem - takim, w którym można by zoperowac zdiagnozowane w mammobusie przypadki nowotworu
    bo na razie stawia się diagnozę po czym mówi, że do końca roku operacji nie bedzie bo nie ma pieniędzy...
    -jak to nie ma? całe życie płaciłam składki - powie pewnie chora...
    i co z tego?
    smutne

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane