• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Masowy odstrzał dzików nie zwalczy ASF

Dagmara Łakomy, Urszula Morga, Karolina Starego
26 czerwca 2024, godz. 07:00 
Opinie (403)

Część czytelników Trojmiasto.pl oburzył artykuł "Za mały odstrzał dzików" na podstawie danych Głównego Inspektoratu Weterynarii. Wynika z nich m.in., że na przestrzeni tygodnia potwierdzono w Polsce 26 nowych ognisk ASF w populacji dzików. Zakażone zwierzęta znaleziono w Gdyni i w Sopocie. - To manipulacja faktami - podkreślają czytelnicy Trojmiasto.pl, których opracowanie na ten temat publikujemy poniżej.



Czy nadal powinien być prowadzony odstrzał dzików?

Podstawowym problemem związanym z prowadzonymi w Polsce i tym samym w Gdyni próbami opanowania wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF) jest błędna i sprzeczna z naukowymi analizami diagnoza problemu, a tym samym stosowanie rozwiązań, które nie przyczyniają się do ograniczenia zachorowalności gatunków zagrożonych tą chorobą. W efekcie mamy do czynienia z olbrzymim i bezmyślnym marnotrawstwem środków finansowych przeznaczanych na masowy odstrzał dzików. Fundusze te mogłyby zostać wykorzystane na przykład na rygorystycznie stosowane zasady bioasekuracji w hodowlach świń czy szybkie znajdowanie ciał padłych na ASF zwierząt. Zamiast tego publiczne pieniądze są wyprowadzane w prywatne ręce zwolenników i lobbystów nieskutecznych, kosztownych, wątpliwych z perspektywy ekologicznej i moralnej rozwiązań, które są promowane przez media i samorządy. Badania prowadzone od lat przez Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk potwierdzają, że masowy odstrzał dzików nie zatrzyma rozprzestrzeniania się wirusa ASF, natomiast niesie za sobą ryzyko trudnych do przewidzenia skutków przyrodniczych.



Kto zarabia na odstrzale dzików?



Odpowiedź na to pytanie nie powinna być specjalnie trudna. Od momentu pojawienia się ASF w Polsce wydano w sumie 623 mln 768 tys. 419,70 zł na ograniczenie populacji dzików. Beneficjentami tych środków są głównie myśliwi oraz koła łowieckie, ale i weterynarze zajmujący się odłowem wraz z uśmiercaniem dzikich zwierząt. W Gdańsku zryczałtowane wynagrodzenie myśliwego wypłacane na podstawie umowy podpisanej z miastem wynosi 10 tys. 445 zł brutto oraz 800 zł "na rękę" za każdego zabitego dzika. Gdynia natomiast tylko od stycznia do maja 2024 r. podpisała umowy z dwiema osobami (myśliwym i weterynarzem) na 390,260 tys. zł., czyli prawie 400 tys. zł na tzw. odstrzały redukcyjne, sanitarne oraz odłowy z uśmierceniem. Nie powinno zatem dziwić, dlaczego odbiorcom tych środków nie tylko opłaca się, ale i wyraźnie zależy na rozpowszechnianiu w opinii publicznej błędnego w założeniach i dramatycznego w konsekwencjach rozwiązania.

Tymczasem fakty zawarte w danych gromadzonych przez lokalne oraz generalne inspektoraty weterynaryjne wyraźnie pokazują, że zabijane są w przeważającej większości zdrowe zwierzęta. Jak podkreślają naukowcy, wśród zwierząt zabijanych w odstrzałach sanitarnych tylko 2-3 proc. to zwierzęta zakażone ASF.



W Gdyni, zgodnie z danymi posiadanymi przez Powiatowy Inspektorat Weterynarii na dzień 11.06.2024, od 23.04.2024 do 5.06.2024 r. na 47 wykrytych oraz potwierdzonych przez Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach przypadków ASF 44 przypadki to zwierzęta padłe lub ofiary wypadku komunikacyjnego (2/44), a zaledwie 3 przypadki ASF to zwierzęta zabite w wyniku odstrzału sanitarnego. Nadal nie mamy rzetelnych oraz potwierdzonych właściwą dokumentacją informacji o całkowitej licznie zabitych w Gdyni dzików (przede wszystkim zdrowych zwierząt). Podawane przez zastępców Wojewódzkiego oraz Powiatowego Inspektoratu doniesienia medialne o liczbie zabitych w odstrzałach redukcyjnych, sanitarnych i odłowach z uśmierceniem wahają się między 150 a 300. Są zatem wysoce nieprecyzyjne, często sprzeczne ze sobą i wprowadzają opinię publiczną w błąd, zacierając tym samym brak zasadności zabijania zdrowych dzików na taką skalę.

W takiej sytuacji ze zdecydowanym sprzeciwem winna się spotkać - miedzy innymi - ostatnia wypowiedź prezydent miasta Gdyni Aleksandry Kosiorek, wedle której zabezpieczeniem zdrowych dzików przed śmiercią na ASF jest ich wcześniejsze odstrzelenie z broni myśliwskiej i weterynaryjnej. Pomijając już pokrętność zaprezentowanej logiki, do publicznej świadomości, jak i świadomości decydentów powinien w końcu trafić fakt, iż zwiększona aktywność łowiecka myśliwych w znacznym stopniu przyczynia się do transmisji wirusa ASF. Brak realizacji jakichkolwiek zaleceń związanych z bioasekuracją w trakcie polowań oraz stały kontakt z krwią powoduje, że każdy polujący roznosi wirusa wszędzie, gdzie się udaje. Być może przyjęcie do wiadomości tego prostego faktu pozwoli w przyszłości na uniknięcie pojawiania się kolejnych "tajemniczych" ognisk ASF, jak miało to miejsce pod koniec kwietnia w gdyńskiej dzielnicy Karwiny. Pierwsze przypadki ASF wykryto u dzików urodzonych i mieszkających w środku miasta, które nie miały kontaktu z lasem i do których wirus został najprawdopodobniej przez kogoś przyniesiony. Aktualnie realizowane badania genotypu obecnego w Gdyni wirusa ASF wydają się wskazywać na jego warszawskie pochodzenie.

Dodatkowo, pomimo dominującej liczby przypadków ASF wśród zwierząt padłych, myśliwym finansowo nie opłacają się czasochłonne poszukiwania zwłok, które są równie istotnym źródłem rozprzestrzeniania się wirusa. Za zgłaszanie do inspekcji weterynaryjnej zwłok dzika myśliwi otrzymują zaledwie 200 zł od sztuki - zaledwie, jeśli porównamy te kwoty z tymi, które są inkasowane przez myśliwych za odstrzał sanitarny. Zabicie lochy dzika to 650 zł zysku, 300 zł to zysk za pozostałe dziki, w tym warchlaki. Biorąc pod uwagę fakt, że dziki zabijane są zwykle w stadach, to korzyści finansowe za pojedyncze polowanie mogą być nawet dziesięciokrotnie wyższe niż za znalezienie ciała pojedynczego martwego dzika.

Należy przy tym pamiętać, że zarażony, żywy dzik jest źródłem transmisji wirusa zaledwie przez kilka dni przed śmiercią. Tymczasem w jego szczątkach oraz ziemi skażonej krwią wirus przeżywa do kilku miesięcy. Z tego względu podstawą zwalczania ASF powinno być zbieranie martwych dzików.

Bioasekuracja, głupcze!



Zgodnie z przeważającą liczbą doniesień naukowych na temat skutecznych sposobów walki z ASF to bioasekuracja, czyli konsekwentne, rygorystyczne i realizowane pod kontrolą odpowiednich władz zabezpieczanie hodowli świń, stanowi (poza wcześniej wspominanym pilnym wyszukiwaniem ciał martwych zwierząt) skuteczny sposób ograniczenia efektów transmisji wirusa. Bo w całej, niekorzystnej dzikom narracji nakłaniającej do ich masowych odstrzałów zapominany jest często fakt, że to nie z powodu samego ASF, ale możliwości przeniesienia wirusa na świnie hodowlane przeprowadzana jest redukcja populacji dzików. A człowiek to nadal podstawowy i najważniejszy wektor roznoszenia wirusa.



Nawet jeśli ktoś nie zgadza się z argumentami obrońców praw zwierząt o nieetycznym, kosztownym i niekorzystnym dla środowiska przemyśle hodowlanym, to i tak sprawa skutecznego zabezpieczenia ferm przemysłowych nie powinna budzić wątpliwości. Tymczasem przywoływany wielokrotnie w mediach raport NIK z 2022 r. wyraźnie wskazuje na znaczne uchybienia ze strony państwowych inspektoratów weterynarii w zakresie zabezpieczeń i kontroli. Z najświeższych doniesień, przedstawionych przez głównego lekarza weterynarii, wynika, że za powstanie 60 proc. nowych ognisk ASF w Polsce w 2024 r. odpowiada brak systematyczności i konsekwencji rolników w zakresie bioasekuracji. W okolicach Trójmiasta są ulokowane dwie duże oraz kilkanaście mniejszych hodowli świń. Koszty związane z zabezpieczeniem powinny być zatem zdecydowanie niższe niż koszty odstrzału dzików.

Dziki w miastach to nie czary



Prezydent Kosiorek w przywoływanej wcześniej wypowiedzi usprawiedliwiającej masowe uśmiercanie dzików zwraca uwagę, iż obecność tych zwierząt w miastach nie jest zjawiskiem naturalnym. W przestrzeni publicznej spotykamy się niestety coraz częściej z analogicznymi narracjami, które arbitralnie uznaną przez siebie "nienaturalność" przywołują jako powód wystarczający do jej eliminacji.

Tymczasem za obecność dzików w terenach zabudowanych, podobnie jak za rozprzestrzenianie się ASF, odpowiedzialne są bezmyślne działania ludzi. Pomijając już uwarunkowane aktywnością człowieka przyczyny globalne, w wyniku których "nienaturalna" obecność dzików w mieście jest efektem zmian powodujących równie "nienaturalne" w naszym regionie zjawiska, takie jak upały, susze i inne ekstremalne fenomeny pogodowe, to w wypadku bytowania zwierząt dzikich w miastach mamy do czynienia z przyczynami bardziej lokalnymi i tym samym łatwiejszymi do kontroli.

Szukając zatem przyczyn lokalnych, ponownie musimy powrócić do aktywności myśliwych oraz opieszałości rolników. Po pierwsze, dziki to zwierzęta niezwykle inteligentne. Oznacza to, że opuszczają i będą opuszczać naturalne, ale niebezpieczne dla siebie miejsca bytowania: lasy, parki narodowe, krajobrazowe itp. Dopóki trwają zmasowane polowania w lasach, dziki będą chronić się w miastach. Po drugie, nie kto inny, ale właśnie myśliwi oraz rolnicy przyzwyczajają dziki do łatwego zdobywania pożywienia. Rolnicy przez niezabezpieczanie upraw, myśliwi przez celowe odciąganie dzików od terenów rolniczych oraz pozostawianie pożywienia w miejscach polowania i planowanego odstrzału. Dodatkowo celowe dokarmianie dzików przez myśliwych i rolników pozostaje w bezpośrednim związku ze zwiększeniem ich płodności. "Miejskie" lochy, dokarmiane odpadkami i kukurydzianą paszą rozsypywaną przez myśliwych uzyskują dojrzałość płciową czasem już w pierwszym roku życia. Mają młode dwa-trzy razy w roku, a ich mioty liczą nawet do kilkunastu warchlaków. Podczas gdy leśne dziki, które same muszą pozyskać pożywienie, później zachodzą w ciążę, rodzą tylko raz do roku - wczesną wiosną - i jednorazowo wydają na świat trzy-cztery warchlaki. Nie bez znaczenia dla rozrodczości dzików są też mykotoksyny wytwarzane przez pleśnie obecne na ziarnach kukurydzy, które działają jak żeńskie hormony płciowe.

Zwiększanie się populacji dzików jest również bezpośrednim i całkowicie pomijanym skutkiem ubocznym systematycznych polowań. Realizowane od ponad 20 lat badania wskazują na zjawisko "rozrodu kompensacyjnego" jako odwrotnego w skutkach działania myśliwych. Oznacza ono obniżenie wieku rozrodczego loch oraz zwiększoną liczbę ich potomstwa. Kolejnym, odwrotnym efektem zmasowanych odstrzałów sanitarnych i redukcyjnych jest, zadaniem niemieckiego biologa H. Bruecherema, zaburzanie struktury społecznej dzików. Jest ono wynikiem rozbijania stad, przez co każda z samic dzika może doczekać się potomstwa, podczas gdy w naturalnych warunkach tylko najstarsza locha posiada młode. Myśliwi twierdzą, że poprzez odstrzał przyczyniają się do zmniejszenia populacji dzików, efekty są tymczasem odwrotne.

Kolejnym problemem jest realizowana od 8 lat w Polsce redukcja obszarów leśnych. Prowadzona przez Lasy Państwowe na masową skalę oraz pozostająca dotychczas niemal całkowicie poza jakąkolwiek kontrolą "wycinka", szczególnie starych drzew, przyczyniła się do znacznego usunięcia źródeł naturalnego pożywienia dzików. Jeśli przyjrzymy się naszej lokalnej sytuacji w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, okaże się, że dziki nie mają tu wystarczającej ilości pożywienia. Ich ulubionym pokarmem są żołędzie. Brak starych dębów, które zaczynają owocować dopiero w wieku 50-80 lat, a intensywnie wiele lat później, powoduje, że nie ma pożywienia, które mogłoby je skutecznie do lasu przyciągać.

Trudno się również dziwić obecności dzików w dzielnicach miast, będących w bezpośrednim sąsiedztwie lasów oraz w okolicach nowo wybudowanych osiedli na granicach terenów leśnych. A na takich miejscach zamieszkania najbardziej zależy potencjalnym nabywcom.

Do tego zestawu przyczyn dochodzą kolejne, nieustannie powtarzane, takie jak zaśmiecanie terenów miejskich, niezabezpieczone wiaty śmietnikowe czy w końcu celowe bezkarne dokarmianie dzików przez niektórych mieszkańców miast.

Sanitariusze lasu



To, że każdy element istniejącego ekosystemu jest niezbędny oraz że jego utrata grozi poważną destabilizacją czy zaburzeniem struktury i funkcjonowania złożonego układu ekologicznego, powinno być oczywiste dla każdego, kto posiada najbardziej elementarną wiedzę przyrodniczą i biologiczną. Ustawowe, podyktowane bardzo wąskim interesem politycznym i finansowym ręczne sterowanie przyrodą, takie jak masowy odstrzał dzików, spowoduje w konsekwencji dramatyczne zmiany środowiskowe. Zmiany będą następować szybciej, niż nam się wydaje, błyskawicznie zmniejszając dobrostan nie tylko systemów roślinnych oraz zwierzęcych, ale również człowieka.

Po pierwsze, kleszcze, których pierwszymi żywicielami są gryzonie. Od wielu lat jest obserwowany w Polsce znaczący wzrost zachorowań na boreliozę oraz na szczególnie groźne dla ludzi odkleszczowe zapalenie opon mózgowych (KZM). Tymczasem niewiele osób pamięta, że to dziki przyczyniają się do redukcji populacji gryzoni. Zmniejszona populacja tych pierwszych, a co za tym idzie zwiększona drugich przyczynia się zatem do znaczącego wzrostu populacji kleszczy i tym samym wzrostu przypadków chorób odkleszczowych u człowieka.

Po drugie, dziki, określane przez naukowców jako "sanitariusze lasu", zmniejszają również znacząco populację szkodliwych dla gospodarki leśnej owadów. Przez buchtowanie zmiękczają glebą, umożliwiając wzrost roślinności, a tym samym odnawianie się lasów. I wreszcie, co najważniejsze, żywiąc się padliną, trwale usuwają ją z leśnej ściółki. Oznacza to, że nie dziki, a myśliwi, realizujący masowe odstrzały sanitarne oraz redukcyjne czy też polujący dla atawistycznej przyjemności, powinni zostać uznani za podstawowe zagrożenie dla dobrostanu lasów, zwierząt oraz ludzi.

Myśliwi bardziej niebezpieczni niż dziki



W populistycznej retoryce, która niestety stała się również udziałem prezydent Kosiorek, przywołuje się albo surrealistyczne fantazje na temat rzekomego zagrożenia życia mieszkańców ze strony dzików, albo powołuje na pojedynczy wypadek, jaki miał miejsce w jednej z dzielnic Gdyni. Tymczasem to nie dziki, ale posługujący się bronią palną myśliwi są wedle statystyk większym zagrożeniem dla przypadkowych świadków polowań oraz dla samych siebie. Dokładne informacje na temat liczby wypadków spowodowanych przez myśliwych znajdziemy na stronie wypadki na polowaniach. Myśliwi, jako jedyna grupa zawodowa mająca dostęp do broni palnej, nie jest prawnie zobowiązana do poddawania się systematycznym kontrolom lekarskim, a przede wszystkim badaniom psychologicznym i psychiatrycznym.

Co na to prawo?



Rozporządzenie nr 2/2024 Powiatowego Lekarza Weterynarii w Gdyni z dnia 2 maja 2024 nakłada na miasto Gdynia obowiązek odłowu z uśmierceniem 80 sztuk dzików do dnia 31 maja 2024 roku (termin obecnie został wydłużony do 30 czerwca 2024 roku). W zleconej przez grupę lokalnych aktywistów opinii prawnej adwokat Kinga Kępa z Wrocławia zauważa, że o ile Ustawa z 11 marca 2004 r. o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt przewiduje możliwość odłowu zwierząt w celu uśmiercenia ze względu na szerzące się choroby zakaźne, tak w tym przypadku obowiązek ten został nałożony na nieprawidłowy podmiot i niezgodnie z obowiązującymi przepisami. Odłów taki mógł - zdaniem pani mecenas - zostać zlecony wyłącznie dzierżawcom lub zarządcom obwodów łowieckich. Żadne przepisy nie nakładają bowiem na gminę czy miasto obowiązków w stosunku do zwierząt wolno żyjących. Prezydent Kosiorek miała więc prawo nie tylko odwołać się od takiego rozporządzenia, ale powinna zaskarżyć Rozporządzenie Powiatowego Lekarza Weterynarii do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku w celu stwierdzenia jego nieważności i zapobieżenia podobnym sytuacjom w przyszłości.

Nasze postulaty



Jako mieszkańcy i mieszkanki Gdyni chcemy czuć się w mieście bezpiecznie. Chcemy wychowywać nasze dzieci w miejscu, w którym szanuje się przyrodę, respektuje prawo, a problemów nie rozwiązuje w niehumanitarny sposób. Dlatego oczekujemy natychmiastowego zaprzestania odłowu z uśmiercaniem dzików na terenie Gdyni. Wypracowania merytorycznego i zgodnego z naukowymi analizami, jak raport IBS PAN, stanowiska wobec obecności dzików na terenie miasta i walki z ASF. Położenie większego nacisku na poszukiwania martwych dzików i eliminowanie ich ze środowiska. Korzystanie z repelentów w punktach miasta najczęściej odwiedzanych przez dziki w celu ich odstraszenia. Egzekwowanie kar dla osób, które dokarmiają dzikie zwierzęta, wyrzucają jedzenie na przydomowych trawnikach, nie zabezpieczają śmietników i kompostowników. Zaprzestanie narracji, że dziki stanowią dla nas zagrożenie, a co za tym idzie prowadzenie działań edukacyjnych zwiększających wiedzę na temat dzikich zwierząt żyjących w mieście (w tym dzików) i świadomość dotyczącą ich roli w ekosystemie.
Dagmara Łakomy, Urszula Morga, Karolina Starego

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (403)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane