Brzmi to jak scenariusz filmu: pijany 44-letni turysta z Norwegii wsiadł do auta dostawczego, które właśnie rozładowywano, a następnie uciekał przed policją, co skończył się kolizją z radiowozem. Wszystko to jednak wydarzyło się naprawdę, w Gdańsku.
jestem ostrożniejszy niż w domu, mocno się kontroluję
28%
tak samo, jak normalnie
61%
często puszczają mi hamulce, ryzykuję i zachowuję się lekkomyślnie
11%
Była godzina 2:30 w nocy, gdy policjanci odebrali zgłoszenie, że na
ul. Toruńskiej![Mapka](/_img/svg/ico-map-flat.svg)
ktoś wsiadł do rozładowywanego właśnie samochodu dostawczego i odjechał nim, wykorzystując fakt, że kierowca - rozładowując samochód - zostawił kluczyki w stacyjce.
- Policjanci z komisariatu na Śródmieściu ustalili, że sprawca porusza się w kierunku miejscowości Koszwały i natychmiast ruszyli za nim. Podczas przeszukania terenu między Koszwałami a Cedrami Małymi mundurowi zauważyli poszukiwany samochód i dali kierującemu polecenia do zatrzymania - mówi Magdalena Ciska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.Mężczyzna nie zastosował się do poleceń policji i zaczął uciekać. Ostatecznie policjantom udało się dogonić, a nawet przegonić uciekające auto i zajechali mu drogę. Skończyło się to niestety kolizją, bo uciekinier wjechał w bok radiowozu i dopiero w tym momencie się zatrzymał.
- Funkcjonariusze wyciągnęli ze środka pojazdu 44-letniego obywatela Norwegii i go zatrzymali. Badanie stanu trzeźwości mężczyzny wykazało, że było pod wpływem dwóch promili alkoholu. Volkswagen caddy został przekazany prawowitemu właścicielowi, a 44-letni Norweg trafił do policyjnego aresztu - mówi Ciska.Mężczyzna usłyszał już zarzuty. Prawdopodobnie jego "wakacje" w Polsce się przedłużą, bo grozi mu do pięciu lat więzienia.